Baza gotowa jeszcze w tym roku?
Ostatnie testy Redzikowa
Bilicki, psychoterapeuta, interwent kryzysowy, dodaje, że tak jak pomaganie innym jest naturalną potrzebą człowieka, tak zupełnie naturalnym zjawiskiem jest wypalenie spowodowane rolą pomagającego. Dlatego w pierwszej kolejności należy zadbać o siebie. Tak jak w samolocie najpierw zakładamy maskę tlenową sobie, dopiero później osobom, które są pod naszą opieką. – Trzeba cieszyć się życiem, realizować własne pasje i zainteresowania, pielęgnować relacje z rodziną i przyjaciółmi. Nie można obwiniać się, że robi się za mało. Ważne jest skupianie się na tym, co konkretnie można zrobić teraz, dla konkretnych ludzi; oddzielanie tego, na co mamy wpływ, a na co wpływu nie mamy.
Pomagacz antysystemowiec
Pod względem wolontariatu Polska od lat zajmowała jedno z ostatnich miejsc w Europie. Ale ciekawe dane na temat pomagania przynosi Światowy Indeks Dobroczynności. Otóż w 2021 r. najchętniej pomagały wcale nie najbogatsze kraje na świecie, lecz: Indonezja, Kenia, Nigeria, Myanmar (dawna Birma), Australia, Ghana, Nowa Zelandia. Najmniej pomagały: Japonia, Portugalia, Belgia, Włochy, Korea Południowa. Polska znalazła się na 37. miejscu. Po nas na liście widać bogate Niemcy, Holandię czy Danię. Dla porównania w 2010 r. byliśmy na 81. miejscu, a w 2016 r. na 109. Ten 2016 r. jest symboliczny. Już w 2015 r. wybuchł bowiem kryzys na granicy białorusko-polskiej. Przypadł na czas kampanii wyborczej w Polsce i obecna partia rządząca wykorzystała go do pozyskania głosów. Pompowała więc antyuchodźcze nastroje. Społeczeństwo przestało widzieć ludzi, a zaczęło widzieć ohydnych muzułmanów zagrażających naszemu bytowi. Polski rząd nie podjął się relokacji do Polski 7 tys. uchodźców. W tym kontekście fala bezinteresownego pomagania, którą obecnie obserwujemy, jest wyjątkowa i chyba jednak niespodziewana. Zryw Polaków względem Ukraińców dziwi tym bardziej, że na granicy polsko-białoruskiej wciąż trwa kryzys humanitarny: m.in. Syryjczycy, Afgańczycy czy Irakijczycy koczują w lesie, próbując przedostać się do Europy, i to wzrusza niewielu, choć te osoby też uciekają z krajów objętych wojną. Ukraińcy zaś, po pierwsze, są ucieleśnieniem wizerunku uchodźcy: kobiety z dziećmi, a po drugie, są nam bliżsi, podobni do nas kulturowo i religijnie. W pomoc ukraińskim uchodźcom zaangażowały się osoby, które nigdy wcześniej nie były wolontariuszami. Dlatego trudno odpowiedzieć na pytanie, kim jest pomagacz. Jest różny, jak różni bywają ludzie.
Prace przy budowie amerykańskiej tarczy antyrakietowej powoli dobiegają końca. Tegoroczny termin jej oddania wydaje się realny. Radar, rakiety i marynarze są już na miejscu.
Kwiecień ma być miesiącem wzmożonych testów na terenie budowanej wciąż amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Takie zapewnienie padło niedawno ze strony szefa Agencji Obrony Rakietowej, która odpowiada za projekt. Sprawdzian tarczy ma być zwieńczeniem przeciągającej się budowy, a Redzikowo po czterech latach opóźnienia wydaje się wchodzić w fazę, której finałem powinno być uroczyste przecięcie wstęgi.
Zgodnie z wcześniejszymi zapewnieniami amerykańska tarcza ma zacząć działać do końca roku, ale pomyślne przejście sprawdzianu w praktyce będzie oznaczać, że można ją uznać za będącą w linii. Tak jest w przypadku okrętów US Navy, które są wyposażane w system Aegis zdolny do śledzenia i strącania wielu celów jednocześnie. Właśnie jego lądowa wersja instalowana jest pod Słupskiem.
– Razem z US Army Corps of Engineers dotarliśmy do punktu, gdzie mamy bardzo przewidywalny harmonogram – podkreślał wiceadmirał Jon A. Hill, dyrektor Agencji Obrony Rakietowej, podczas niedawnego spotkania z amerykańskimi dziennikarzami w sprawie przyszłorocznego budżetu jego agencji. – Na miejscu jest radar, a całe wyposażenie Aegis Ashore zostało zainstalowane.
Radar zamontowano na szczycie budynku przypominającego nadbudówkę okrętu już w maju ubiegłego roku. Obiekt stanął niemal na środku dawnego lotniska wojskowego. W praktyce to cztery anteny radaru SPY-1D (V). Urządzenie ma pole widzenia 360 stopni i jest zdolne do ciągłego oraz niezawodnego funkcjonowania przez 365 dni w roku. Wydarzenie uznano wówczas za duży krok naprzód. Wcześniej, bo już w lutym, system Aegis Ashore został tymczasowo skonfigurowany. Wtedy weryfikowano jego możliwości przy założonym scenariuszu przechwycenia wielu pocisków balistycznych. W tym czasie przeprowadzono też aktualizację oprogramowania i zniwelowanie ewentualnych problemów ze sprzętem, które mogłyby mieć wpływ na terminy ostatecznej instalacji całego systemu.
Co teraz więc będzie sprawdzane? Pytana o to Agencja Obrony Rakietowej informuje o technicznych zdolnościach, integracji komponentów i systemów. Zapewnia, że nie będzie to testowe odpalenie rakiet ani teraz, ani w przyszłości.
– Tego typu testy prowadzone są na Pacyfiku, na Kauai, na Hawajach – informuje Heather Cavalier, rzecznik Agencji Obrony Rakietowej USA.
Testy obejmą wojskową część kompleksu, który zlokalizowano w Redzikowie. W styczniu, m.in. po trudnościach z podłączeniem wody, udało się przenieść amerykańskich marynarzy do tamtejszych koszar. W praktyce wszyscy, od najmłodszych do najwyższych rangą, zostali zakwaterowani w wielofunkcyjnym budynku. Do tej pory US Navy wynajmowała dla nich około setki mieszkań.
Na terenie jednostki 120 – 130 marynarzy może liczyć na konkretne udogodnienia. Obok kantyny w dwupoziomowym obiekcie są też siłownia i zakład fryzjerski. Miejscowa kuchnia serwuje cztery posiłki i jest czynna 24 godziny na dobę. Pokoje marynarzy są czteroosobowe i zostały wyposażone w kuchenki mikrofalowe oraz lodówki. Na miejscu jest opieka medyczna, wygospodarowano również miejsce na sklep. Co więcej, jest też boisko do koszykówki, a nawet do baseballa.
Baza w Polsce to druga tego typu instalacja w Europie. US Navy obsługuje już siostrzaną instalację w Deveselu w Rumunii, około 150 km od Bukaresztu. Tamtejsza instalacja działa od ponad pięciu lat i tak samo jak Redzikowo ma bronić Europy, NATO i terytorium Stanów Zjednoczonych przed atakiem balistycznym z Iranu.
Baza w Polsce jest ostatnim elementem tej układanki. Obok bazy w Rumunii składa się też z radaru w Turcji oraz kilku niszczycieli, dla których tymczasowym portem jest hiszpańska Rota, i jest czynna 24 godziny na dobę.
W Redzikowie wybudowano już trzy wyrzutnie z 21 antyrakietami i system Aegis jest skutecznie wykorzystywany przez Marynarkę Stanów Zjednoczonych. Za jego pomocą strącano już samoloty, a nawet satelity.
Rakiety z rodziny SM3 są pociskami kinetycznymi – nie niosą za sobą żadnego ładunku wybuchowego. Do Polski ma trafić ich nowocześniejsza, ale wciąż testowana wersja. Nad SM-3 Block ILA amerykański gigant zbrojeniowy Reytheon pracuje razem z japońskim koncernem Mitsubishi.
Fragment książki ANDRZEJA CHWALBY i WOJCIECHA HARPULI „Zwrotnice dziejów”
(...) – Kiedy tekst konstytucji był gotowy?
– Na przełomie marca i kwietnia 1791 roku został zaakceptowany przez wszystkich autorów, bo w prace nad nią został zaangażowany również Hugo Kołłątaj. Projekt konsultowano także z marszałkiem sejmu Stanisławem Małachowskim. Wtedy też z przygotowanym potajemnie dokumentem zapoznano kilkunastu kolejnych członków stronnictw reformatorskich.
– I nadszedł 3 maja 1791 roku. Konstytucję wprowadzono na drodze zamachu stanu?
– Z pewnością złamano szereg zasad postępowania w takich wypadkach. Pominięto normalną procedurę, w ramach której każdy projekt uchwały powinien zostać zaprezentowany posłom oraz senatorom i przedyskutowany. Regulamin sejmu wyraźnie mówił, że każdy projekt ustawy powinien zostać wydrukowany i rozdany posłom na minimum trzy dni przed posiedzeniem. Celowo zwołano w trybie natychmiastowym sesję sejmu na 3 maja. Zwolennicy reform chcieli w ten sposób wykorzystać nieobecność większości oponentów z powodu poselskich ferii wielkanocnych. Wielkanoc w 1791 roku wypadała 24 kwietnia. Kolejne posiedzenie sejmu, które miało być poświęcone sprawom skarbowym, planowano na 5 maja. Nie ogłoszono jednak daty rozpoczęcia sesji, tylko imiennie wezwano zwolenników reformy na posiedzenie 3 maja. Dlatego na sali sejmowej było ich więcej niż oponentów.
– Na Zamku Królewskim 3 maja było tylko stu osiemdziesięciu dwóch posłów i senatorów. Powinno być około pięciuset.
– To prawda, konstytucję przyjęto w obecności jednej trzeciej posłów i senatorów. Dzień przed sesją w Pałacu Radziwiłłowskim odbyło się zebranie, na którym proreformatorskim posłom odczytano projekt ustawy zasadniczej. Potem w domu marszałka Małachowskiego osiemdziesięciu trzech posłów i senatorów podpisało się pod zobowiązaniem, że będą popierać konstytucję.
– W dniu sesji zrobiono wszystko, by zastraszyć posłów opozycji.
– Gwardia Piesza Koronna obstawiła Zamek Królewski. Wytoczono armaty. Za wojskiem na plac Zamkowy weszło czterystu mieszczan. W izbie sejmowej żołnierze z 10. Regimentu Pieszego zostali przydzieleni do ochrony posłów ze stronnictwa patriotycznego – byli przebrani za lokajów. W pobliżu przywódców stronnictwa hetmańskiego stali przebrani za szlachciców gwardziści królewscy. To była demonstracja siły ze strony reformatorów.
– Ale opozycja nie dała się zastraszyć. Dyskusja była bardzo burzliwa.
– Publiczność na balkonach w sali sejmowej krzyczała, starając się zagłuszyć przeciwników konstytucji. Teatralnych gestów i wystąpień nie brakowało z obu stron. Konserwatywny poseł kaliski Jan Suchorzewski przyprowadził na posiedzenie syna i groził, że go zabije, by „nie dożyło dziecię niewoli, którą ten projekt gotuje”. Jakoś udało się go uspokoić, choć potem opowiadał, że został pobity. Po odczytaniu projektu konstytucji najgłośniej zaczęto protestować przeciwko artykułowi VII, który znosił wolną elekcję. Wybuchła awantura.
– Sam moment przyjęcia Konstytucji 3 maja to właściwie przypadek.
– Król podniósł rękę, bo chciał zabrać głos. Część posłów uznała to za wstęp do zaprzysiężenia.
– Zacytuję. „Żem rękę podniósł chcący mówić czwarty raz. A to nasi wzięli za znak już mojej przysięgi. Rzucili się hurmem do tronu, a ja, widząc, że się rzecz daje zrobić, zrobiłem” – pisał król do swojego posła w Petersburgu Augustyna Debolego. Stanisław August złożył przysięgę, publiczność zgromadzona na balkonach w sali sejmowej zaczęła wiwatować, potem wszyscy przeszli do kolegiaty Świętego Jana na nabożeństwo dziękczynne. Nie było uchwały izby, nie było liczenia głosów. W zasadzie Konstytucji 3 maja nie uchwalono.
– Późniejsze obliczenia wskazywały, że na posiedzeniu sejmu 3 maja było stu dziesięciu posłów i senatorów przychylnych konstytucji, ale siedemdziesięciu dwóch jej nie poparło. Protest przeciwko uchwaleniu ustawy zasadniczej podpisało dwadzieścia osiem osób, lecz gdy chciały złożyć go oficjalnie w sądzie grodzkim, drzwi były zamknięte. Reformatorzy zadbali, by nie było tam żadnego urzędnika.
– To obraz dość odległy od podręcznikowych opowieści o „królu z narodem, narodzie z królem”.
– Czasami tak tworzy się historię. Król i przywódcy stronnictwa patriotycznego wiedzieli, że konstytucja nie zostałaby uchwalona, gdyby jej projekt miał przejść przez normalną procedurę sejmową. Postanowili działać.
– Tylko szkoda, że za chwile patriotycznego uniesienia kilkudziesięciu osób straszną cenę zapłaciły później miliony Polaków.
– O tym już wspominaliśmy. Król i czołowi działacze reformatorscy dali się ponieść atmosferze. Warszawa tamtych dni była niezwykle rozpolitykowana, krążyły dziesiątki pism, broszur, ulotek, pamfletów, szlachta i mieszczanie gromadzili się w salonach, dyskutowali. Emocje były niezwykle gorące. W taki sposób odreagowywano dziesiątki lat martwoty politycznej i intelektualnej czasów saskich oraz upokorzenie I rozbioru. Mogło się wydawać, że już za chwilę wydarzy się coś, co wyrwie kraj spod rosyjskiej kurateli, przywróci Polsce należne jej miejsce wśród narodów Europy. – „Polska wstanie z kolan”? – To pan powiedział... Król i przywódcy reformatorów dali się ponieść tym oczekiwaniom. Byli przekonani, że siła rozumu zwycięży, a państwo wyposażone w mądre prawo odrodzi się we wszystkich wymiarach.
– Nie widzieli zagrożeń wynikających z wprowadzenia konstytucji? Nie wahali się, nie mieli rozterek?
– W źródłach nie widać, żeby zastanawiano się, jakie konsekwencje może przynieść taki krok. Nikt z wąskiego grona przygotowujących konstytucję nie miał wątpliwości. Król, Potocki i Kołłątaj nie wierzyli w siłę opozycji. Byli przekonani, że uda się politycznie spacyfikować konserwatystów postawionych przed faktem dokonanym.
W razie problemów z Rosją liczono na gwarancje pruskie. – To była naiwność? – Tak to trzeba określić. Reformatorzy wierzyli w to, w co chcieli wierzyć. Padli ofiarą emocji i myślenia życzeniowego. Swoje decyzje opierali na wizji optymistycznego scenariusza. Nie dokonali racjonalnego, chłodnego bilansu możliwych zysków i strat.
– Oni? Ludzie rozumu? Oderwali się od ziemi?
– Uleganie nastrojowi chwili może prowadzić na manowce. Reformatorzy mieli dość czekania, aż imperatorowa łaskawie zgodzi się na zmiany w państwie, mieli dość użerania się z sarmacką opozycją pielęgnującą poglądy – w ich mniemaniu – rodem z późnego średniowiecza. Postanowili przyspieszyć historię. A to może się udać tylko wtedy, gdy dysponuje się określonymi atutami. – My mieliśmy atuty? – Nie. I w tym właśnie problem. Kraj był wewnętrznie skłócony, podminowany. Armia dopiero się tworzyła, nie była jeszcze zdolna do działania. Zresztą, co znaczyła sześćdziesięciotysięczna armia w porównaniu z ościennymi potęgami. To żadna siła. Mówiliśmy już o tym, że sojusz z Prusami był niewiele wart. Każdy trzeźwo myślący polityk musiał być tego świadom. Prusy nie były zainteresowane wzmocnieniem Polski, bo wiedziały, że silna Rzeczpospolita upomni się kiedyś o Pomorze Gdańskie i Warmię, zabrane podczas I rozbioru. Hohenzollernowie chcieli kolejnych polskich terytoriów i głośno o tym mówili. Sojusznik, na którym opierano rachuby polityczne, w rzeczywistości był naszym wrogiem. Z tego nie zdawano sobie sprawy. A wystarczało przyjrzeć się działaniom dyplomacji pruskiej z ostatnich kilku lat. Prusy podpisały traktat sojuszniczy z Turcją, ale gdy minęła koniunktura międzynarodowa, którą Fryderyk II chciał wykorzystać do pokonania Austrii, Berlin palcem nie kiwnął, by pomóc Osmanom w wojnie z Rosją. Mimo apeli płynących ze Stambułu. Jak można więc było liczyć, że Prusy nam pomogą? W 1792 roku, gdy wojska rosyjskie wkroczyły do Rzeczypospolitej, zwrócono się do Berlina o wypełnienie zobowiązań sojuszniczych. Fryderyk Wilhelm II odpowiedział tak: „(...) stan dzisiejszy, wywołany Konstytucją 3 maja (uchwaloną po układach moich z Rzeczpospolitą) nie dopuszcza zastosowania przyrzeczeń omówionych w traktatach”. Prusy wtedy myślały już tylko o tym, jak nie stracić okazji i namówić Katarzynę II do kolejnego rozbioru.
– Dlaczego konstytucja była tak groźna dla sąsiadów Polski?
– Ponieważ w sensie prawnym likwidowała dotychczasowy ustrój polityczny i wszystkie związane z nim anachronizmy, które skazywały kraj na niemoc. Czyniła z Rzeczypospolitej nowoczesną, dziedziczną monarchię konstytucyjną. Stanowiła mocną podstawę do przyszłego rozwoju obu części państwa. To nie leżało w interesie żadnego z sąsiadów. Przede wszystkim była jednak policzkiem wymierzonym Rosji i Katarzynie II. Imperatorowa rządziła w tym rejonie Europy i nie mogła sobie pozwolić na to, by Rzeczpospolita wymknęła się jej z rąk.
Z punktu widzenia Rosji konstytucja była aktem rewolucyjnym, zachowaniem histerycznym i niegodnym. Była też kolejnym po konfederacji barskiej dowodem, że Polacy ciągle sprawiają kłopoty i trzeba ich siłą przywołać do porządku. Zauważmy, że przed 3 maja, mimo wielu nieprzyjaznych wobec Rosji decyzji sejmu, ambasador imperatorowej nie groził interwencją. Ten temat nie istniał nawet hipotetycznie, bo nie wydarzyło się nic, co w sposób zasadniczy naruszałoby zależność Rzeczypospolitej od Rosji.
– Mimo zniesienia Rady Nieustającej i sojuszu z Prusami?
– Mimo tych decyzji nie byliśmy krajem suwerennym i Rosja mogła liczyć, że gdy już upora się z Turcją, wzmocni – chwilowo osłabioną – zwierzchność nad Rzeczpospolitą. W dalszym ciągu byliśmy zależni od Rosji. Nie zostały zniszczone żadne instrumenty ustrojowe, które zapewniały Rosji możliwość wpływu na polskie sprawy – nie zniesiono wolnej elekcji czy liberum veto. Dopiero Konstytucja 3 maja gwarantowała Polsce suwerenność i zrywała z rosyjską kuratelą. To musiało wywołać gniewną reakcję Katarzyny II. Pretekstu do interwencji dostarczyli jej opozycjoniści, późniejsi targowiczanie, z marszałkiem konfederacji Szczęsnym Potockim na czele.
– Opozycji, wbrew oczekiwaniom reformatorów, nie udało się spacyfikować?
– Nie. Na wprowadzeniu konstytucji magnaci tracili najwięcej. Do tej pory w Rzeczypospolitej nic nie mogło wydarzyć się bez ich wiedzy i zgody. A teraz zostali zupełnie pominięci. Król oszukał ich i zabrał im władzę. Poczuli się zupełnie zlekceważeni, potraktowani jak smarkacze. To ugodziło ich magnacką miłość własną, uczyniło z nich nieprzejednanych wrogów konstytucji.
– Obóz antykonstytucyjny, tak zwani malkontenci, podnosili też argumenty natury prawnej i ideologicznej?
– Przede wszystkim uważali, że uchwalenie konstytucji odbyło się w sposób niezgodny z procedurami prawnymi. Ponadto twierdzili, że król, likwidując dotychczasowy ustrój, złamał przysięgę, a więc zdradził naród. Zerwał jednostronnie umowę ze szlachtą, co stanowi podstawę do zakwestionowania jego praw do tronu. Byli zdania, że nie wolno poświęcać wolności dla wzmocnienia państwa. Twierdzili, że jeśli nie ma wolności, to nie ma Polski i Polaków. I nie ma przy tym znaczenia, kto wkłada „kajdany niewoli” – polski czy obcy dwór.
– Bezpieczeństwo i siła państwa nie były dla nich ważne?
– Mniej ważne niż liberum veto i wolna elekcja. Branicki, Rzewuski i Szczęsny Potocki być może naprawdę myśleli, że zwalczając konstytucję, bronią Polski przed despotyzmem króla, ale ich działania to przede wszystkim efekt urażonej dumy ludzi, którzy nie chcieli pogodzić się z porażką i nieuniknioną w nowym porządku ustrojowym polityczną deklasacją. Po uchwaleniu konstytucji Szczęsny Potocki i Rzewuski najpierw wyjechali do Wiednia, by szukać wsparcia u cesarza Leopolda II. Ten nie widział potrzeby interwencji przeciwko Polsce, tym bardziej że szykował się do wojny z Francją. Potem pojechali do Jass, spotkali się z politykami rosyjskiego dworu, konferowali z Potiomkinem. W efekcie 27 kwietnia 1792 roku w Petersburgu zawiązano konfederację w obronie wolności zagrożonej przez Konstytucję 3 maja. Ogłoszono ją 19 maja w przygranicznej Targowicy, miasteczku w dobrach Szczęsnego Potockiego. Razem z targowiczanami szło blisko sto tysięcy zaprawionych w boju żołnierzy rosyjskich. My mogliśmy wystawić armię liczącą w polu tylko trzydzieści sześć tysięcy niedoświadczonych żołnierzy. Mimo dzielnej postawy i talentów dowódczych księcia Józefa Poniatowskiego oraz generała Tadeusza Kościuszki wojna w obronie konstytucji musiała zakończyć się porażką.
– Król i reformatorzy próbowali porozumieć się z malkontentami? Przeciwdziałać rosyjskiej interwencji?
– Król wymieniał listy z hetmanami i Szczęsnym Potockim, ale reformatorzy nie próbowali się z nimi porozumieć. Chcieli ich upokorzyć. Sejm w październiku 1791 roku podjął uchwałę nakazującą im powrót do kraju w ciągu trzech miesięcy i zaprzysiężenie konstytucji. To nie była oznaka elastyczności politycznej. Jednak szczerze mówiąc, próby porozumienia z obozem antykonstytucyjnym i tak nie miałyby większego znaczenia. – Co pan ma na myśli? – Bo jeśli nawet Szczęsny Potocki oraz hetmani nagle staliby się gorliwymi zwolennikami króla i konstytucji, to Rosja i tak znalazłaby pretekst do interwencji. Powtórzę raz jeszcze – imperium rosyjskie nie mogło sobie pozwolić na okazanie słabości, na upokorzenie. Musiało przywrócić swoją dominującą pozycję w Rzeczypospolitej. Wprowadzając konstytucję, reformatorzy zrobili o jeden krok za daleko. Ich dzieło nie mogło się utrzymać, biorąc pod uwagę ówczesny układ sił w Europie. Rozumiał to elektor saski Fryderyk August Wettyn. Według Konstytucji 3 maja królem
Polski – po śmierci Stanisława Augusta, który nie miał legalnego potomstwa – miał zostać władca Saksonii, a dynastią panującą – Wettynowie. Autorzy konstytucji nie uzgodnili tego wcześniej z elektorem. A gdy potem zaczęły się negocjacje w tej sprawie, Fryderyk odmówił. – Dlaczego? – Bo wcześniej zapytał Katarzynę II o zdanie. A ta odpowiedziała, że lepiej byłoby dla niego, gdyby polskich propozycji nie przyjmował. Na tym polegała różnica między sprawną dyplomacją i rozsądkiem niewielkiej Saksonii a naiwnością i brakiem politycznej wyobraźni elit Rzeczypospolitej. Elektor wiedział, kto rozdaje karty w tej części Europy. Zdawał sobie sprawę, że wiążąc się z Polską, naraziłby się Rosji i Prusom. A nie chciał iść na wojnę z Rosją, bo byłoby to porywanie się z motyką na słońce.
– Elity doby Sejmu Czteroletniego porwały się z motyką na słońce?
– Dysproporcja sił między Rzeczpospolitą a Rosją była ogromna. Niektórzy zarzucają królowi, że nie wykazał się hartem ducha oraz męstwem i zbyt szybko skapitulował przed Katarzyną. Niesłusznie. Tej wojny nie mogliśmy wygrać. Owszem, Stanisław August był cywilem z krwi i kości, nie miał też silnego charakteru. Zapowiadał, że wyjedzie z Warszawy, by być bliżej wojska, ale rozstawił tylko obóz na Pradze, a potem wrócił do zamku. Gdy Rosjanie zagrozili, że zażądają spłaty pożyczonych mu pieniędzy, napisał list do Katarzyny II, proponując wieczyste przymierze i abdykację na rzecz jej wnuka Konstantego. Imperatorowa zażądała przystąpienia króla do konfederacji targowickiej. W obliczu postępów wojsk rosyjskich 23 lipca 1792 roku król przedstawił ministrom Rzeczypospolitej swój zamiar zakończenia walki i przystąpienia do konfederacji. Uzyskał aprobatę stosunkiem głosów 7:5. Za zaprzestaniem walki był między innymi Kołłątaj. Wojsko było zrozpaczone, dowodzący armią na południu Rzeczypospolitej bratanek króla książę Józef Poniatowski odesłał mu swoje ordery. Wcześniej zaklinał stryja, by ten nie rezygnował z oporu. W potyczce z carskimi Kozakami stoczonej już po dołączeniu przez Stanisława Augusta do targowicy zachowywał się tak, jakby szukał śmierci. Książę Józef postępował jak żołnierz i patriota, ale fakty były takie, że nasze wojska cały czas były w odwrocie. Nie było nadziei na jakąkolwiek pomoc. Król, kapitulując przed Katarzyną, chciał ratować kraj. Wiadomo było, że dzieło konstytucji jest pogrzebane. Stanisław August liczył jednak, że do kolejnego rozbioru nie dojdzie, bo Rosja będzie chciała zachować kontrolę nad całym protektoratem.
– Katarzyna początkowo też miała taki zamiar.
– Ale mocno naciskały ją Prusy. Fryderyk II groził, że wycofa się z wojny przeciwko rewolucyjnej Francji, jeśli nie otrzyma rekompensaty w postaci polskich ziem. Targowiczanie, którzy przejęli władzę w kraju, byli niezwykle zaskoczeni, gdy w styczniu Prusacy wkroczyli do Wielkopolski. Rwali włosy z głowy, płakali, zagrzewali się do walki na śmierć i życie, ale nie zdobyli się na żadne działania przeciwko wojskom pruskim. Sejm grodzieński, który w 1793 roku obradował pod lufami rosyjskich armat, w milczeniu zatwierdził II rozbiór. Powstanie kościuszkowskie, które wybuchło rok później, było krzykiem rozpaczy. Niczego już nie mogło zmienić. Po jego upadku, 24 października 1795 roku, monarchowie Rosji, Prus i Austrii podpisali akt III rozbioru Polski. Stanisław August Poniatowski abdykował 25 listopada. Rzeczpospolita przestała istnieć.
– Po drugim rozbiorze nie było już szansy na ocalenie choćby resztek polskiej państwowości?
– Moim zdaniem 3 maja 1791 roku jest datą graniczną. Zaprzysiężenie konstytucji można uznać za wypowiedzenie przez Polskę wojny Rosji. Wszystko, co wydarzyło się później, to tylko następstwa tej decyzji. Wojna w obronie konstytucji i insurekcja kościuszkowska są pięknymi, pełnymi patriotyzmu i poświęcenia kartami w polskiej historii, ale nie mogły jej zmienić. Bieg zdarzeń, który zakończył się unicestwieniem naszego państwa, został puszczony w ruch podczas burzliwej sesji sejmowej 3 maja.
– Gdyby tego dnia konstytucji jednak nie przyjęto, nasza historia potoczyłaby się inaczej?
– Należy się spodziewać, że tak. Wspominaliśmy już, że dopiero wprowadzenie konstytucji zmusiło Rosję do interwencji. Jeżeli król i liderzy stronnictwa patriotycznego poprzestaliby na uchwaleniu praw o miastach i sejmikach, do wojny z Rosją prawdopodobnie by nie doszło (...).
ANDRZEJ CHWALBA. WOJCIECH HARPULA. ZWROTNICE DZIEJÓW. Alternatywne historie Polski. WYDAWNICTWO LITERACKIE, Kraków 2021. Cena 39,90 zł. (Tytuł, nadtytuł i skróty pochodzą od redakcji „Angory”)