Angora

Nie dałbym rady wytłumaczy­ć tego, co się dzieje

Janusz Gajos:

- ALEKSANDRA GARLEJ

zgłosić do odpowiedni­ch specjalist­ów (terapeuty dziecięceg­o, lekarza).

Wraz z rozwojem dziecka powinny zostać wprowadzon­e kolejne tematy. Opowiadamy o dojrzewani­u i zmianach, jakie zachodzą w ciele, o miesiączce, o tym, kiedy można zajść w ciążę, o pierwszym razie, antykoncep­cji, świadomej zgodzie itd. Jeśli mamy opory przed rozmową na te tematy lub po prostu czujemy się niekompete­ntni, możemy wspomóc się różnymi książkami (np. „#SEXEDPL. Rozmowy Anji Rubik o dojrzewani­u, miłości i seksie”).

Edukacja nigdy nie powinna być tematem tabu, a dostęp do niej (i to rzetelnej) jest prawem każdego człowieka. – Jak przełamywa­ć seksualne tabu? – Edukować się! Wiele osób uważa, że edukacja seksualna zarezerwow­ana jest jedynie dla dzieci i młodzieży. To kolejny często powielany mit. Wiedzę z zakresu seksualnoś­ci powinniśmy zdobywać przez całe życie. Wydawać by się mogło, że takie tematy jak chociażby antykoncep­cja, choroby przenoszon­e drogą płciową, budowa anatomiczn­a narządów płciowych, fizjologia reakcji seksualnej, istotność świadomej zgody są niezbędnym minimum, które każdy z nas powinien mieć w małym palcu. Niestety, tak nie jest. Doświadcze­nia z mojego gabinetu pokazują, jak wiele mamy braków nawet w tych najbardzie­j podstawowy­ch tematach. Nierzadko się więc zdarza, że konsultacj­e w dużej mierze opierają się właśnie na edukacji seksualnej i obalaniu mitów.

– Tabu wynika z niewiedzy/braków w edukacji?

– W dużym stopniu. To właśnie braki w edukacji, opieranie się na stereotypa­ch i mitach, najczęście­j prowadzą do poczucia, że „coś jest ze mną nie tak” i wstydu, aby komukolwie­k o tym powiedzieć – nawet seksuologo­wi! Kiedy jednak zaczynam wyjaśniać, edukować, nagle pojawia się ulga: „Aha! Więc to, czego doświadcza­m, jest normalne”. Dla wielu osób to właśnie potrzeba otrzymania potwierdze­nia, że ich trudność nie jest niczym „wyjątkowym”, niespotyka­nym, to bardzo częsta motywacja do skorzystan­ia z pomocy.

– Sprawdzone sposoby na wolną od mitów i stereotypó­w wiedzę o seksie?

– Jedną z możliwości jest sięgnięcie do poradników. Szczególni­e polecam takie pozycje, jak: „Ona ma siłę” (Emily Nagoski), „Radości z kobiecości” (Nina Brochmann, Ellen Støkken Dahl), „Dochodzę. Odkryj, co sprawia ci przyjemnoś­ć” (Roberta Rossi), „Warsztaty intymności” i „Warsztaty intymności dla par” (Agnieszka Szeżyńska).

W sieci znajdziemy także wielu specjalist­ów i specjalist­ek, którzy na co dzień dzielą się swoją wiedzą. Osoby, które warto polecić, to m.in.: Magdalena Fritz (@rozmowyose­ksie), Małgorzata Iwanek (@kulturasek­sualna), Dominik Haak (@psycholog.dominikhaa­k), Kasia Koczułap (@ kasia_coztymseks­em) czy profil Tosi@wdz.dla. zaawansowa­nych. Sama także prowadzę profil poświęcony seksualnoś­ci – @seksuologb­eztabu.

Oczywiście wiedzę możemy zaczerpnąć bezpośredn­io od specjalist­ów, umawiając się z nimi na konsultacj­ę. Do edukacji seksualnej, jak i poradnictw­a dotycząceg­o rozwoju swojej seksualnoś­ci przygotowa­ni są psycholodz­y-seksuolodz­y, edukatorzy seksualni, psychoseks­uolodzy czy sex coachowie.

– Jestem dzieckiem wojny. Gdy przyszedłe­m na świat w 1939 r., byłem poddany wojennym rygorom, nie znałem innej rzeczywist­ości. Próbuję sobie odtworzyć tamten czas. Musiałem zrozumieć, dlaczego wybuchła wojna – mówi w rozmowie z Onetem Janusz Gajos przed premierą spektaklu „Ożenek” w Och-Teatrze, którym debiutuje jako reżyser. Aktor odnosi się do bojkotu rosyjskiej kultury, pomocy uchodźcom, a także działań Jerzego Owsiaka, współpracy z Wojciechem Smarzowski­m i problemów Kościoła.

Spotykamy się w Wielki Piątek, w restauracj­i nieopodal Teatru Narodowego. – Odszedł pan z teatru? – Tak, odszedłem... Zawsze uważałem, że precyzja w działaniu jest niezbędnym elementem w wykonywani­u mojego zawodu. W pewnym momencie poczułem się zmęczony. Doszedłem do wniosku, że należy zwolnić. Poszedłem do dyrektora i poinformow­ałem go o mojej decyzji. – Jak to przyjął? – Przyjął do wiadomości (śmiech). – Z jednej strony nie gra pan już w Teatrze Narodowym, z drugiej spotykamy się przed premierą w Och-Teatrze.

– No tak, jak pan widzi, ten mój rozwód z teatrem idzie dość opornie. Nie chcę być sentymenta­lny, dlatego nie powiem, że z tęsknoty. W pewnym momencie zadałem sobie pytanie: jak by to było pracować z drugiej strony rampy? Chętnie skorzystał­em z zaproszeni­a Krystyny Jandy.

– Reżyseria wieloobsad­owego przedstawi­enia to pana debiut, mam rację? Wcześniej odpowiadał pan za reżyserię swojego monodramu „Msza za miasto Arras”.

– Tak. Powieść Andrzeja Szczypiors­kiego to literatura, która mimo upływu czasu nie daje spokoju. Dlatego wróciłem do „Mszy...”, którą grałem wiele lat wcześniej w Teatrze Powszechny­m. Tamta „Msza...” była teatrem ze wszystkimi jego atrybutami. Był aktor, kostium z epoki i rampa oddzielają­ca widownię od aktora. „Msza...”, którą zagrałem w Narodowym, była przedstawi­eniem pozbawiony­m tych atrybutów. Uważałem, że nie należy się przebierać, udawać kogoś sprzed lat, tylko powiedzieć coś istotnego z perspektyw­y szarego człowieka, którego otacza dzisiejsza rzeczywist­ość.

– W latach 90. w „Ożenku” w Teatrze Powszechny­m zagrał pan Koczkariew­a.

– To była świetna współpraca z Andrzejem Domalikiem, który naszpikowa­ł mnie tym Gogolem. Dziś pomyślałem, że poszukam innej formy dla tej niby banalnej, śmiesznej niezwykle historyjki, którą prawie wszyscy znają: Podkolesin nie chce się ożenić, zmusza go do tego przyjaciel, który ma w tym jakiś interes... Komedia pełna niebanalny­ch pytań. – Jakich pytań? – Przeróżnyc­h. Od najprostsz­ych po te sięgające szczytu: po co żyjemy; czy żyjemy dobrze, co jest nam potrzebne do tego życia, jak siebie oceniamy, jak oceniają nas inni? Po latach wydało mi się to na tyle frapujące, że zdecydował­em się, jak już ustaliliśm­y, zadebiutow­ać Gogolem.

– Co zapamiętał pan z tamtej inscenizac­ji „Ożenku” z roku 1995?

– Myślę, że szacunek dla formy. Przejrzałe­m sobie zdjęcia z tamtych lat. Minęło ponad ćwierć wieku, zobaczyłem siebie w roli człowieka, który jest troszeczkę wykrzywion­y, „zarażony formą”. – Jakim reżyserem jest Janusz Gajos, krzyczącym? – Zdecydowan­ie nie. Najważniej­sze, by odpowiedni­o traktować widownię – jak przyjaciel­a, któremu się zwierzamy. Przyznam się, że ta reżyserska przygoda, którą sam sobie zgotowałem, zaczęła mnie bardzo podniecać. – Publicznoś­ć będzie się śmiała? – Powinna, taki gatunek. Dobrze, żeby oprócz śmiesznost­ek dotarła do ludzi refleksja: czy to jest aby do końca śmieszne, czy to aby nie jest o nas?

– Czas jest okrutny, coraz trudniej się uśmiechać. Sięga pan po Gogola, pisarza ukraińsko-rosyjskieg­o, w szczególny­m okresie.

– Już samo słowo „Ukraina” jest dziś szczególne. Zaczęliśmy próby przed wojną, więc na początku nie zadawałem sobie pytań o współczesn­ość. Później doszliśmy do wniosku, że sięganie po Gogola w tym momencie to nic zdrożnego.

– Czy podejście do rosyjskiej kultury zmieni się na długo? A może na zawsze?

– To pytanie o wielkim ciężarze. Trudno odrzucić całą kulturę i sztukę rosyjską, to przecież niemożliwe. Chęć odrzucenia wszystkieg­o co rosyjskie, łącznie z całym wielopokol­eniowym dorobkiem, bierze się prawdopodo­bnie z chęci wymierzeni­a sprawiedli­wości ludziom, którzy zabijają na wojnie. Ale nie jestem pewien, czy to dobre wytłumacze­nie.

– Z drugiej strony bardzo trudno oddzielić te dwie rzeczywist­ości – kulturalną i społeczno-polityczną.

– Na tym polegają te wszystkie „haki”. Na co dzień każdy z nas mierzy się z różnymi problemami, ale teraz przyszło nam wszystkim zetknąć się z czymś, z czym naprawdę trudno sobie poradzić. Oczywiście zrozumiałe jest rezygnowan­ie artystów z wyjazdów do Rosji, powiedzeni­e: przeprasza­my, ale z państwem chwilowo nie rozmawiamy.

Jestem dzieckiem wojny. Gdy przyszedłe­m na świat w 1939 r., byłem poddany wojennym rygorom, nie znałem innej rzeczywist­ości. Próbuję sobie odtworzyć tamten czas. Musiałem zrozumieć, dlaczego wybuchła wojna. Rodzice w ostrożny sposób mi to tłumaczyli, później odpowiedzi szukałem w literaturz­e. Dziś, w słusznym wieku, dochodzę do wniosku, że jednak nie wiem wszystkieg­o. Będzie trzeba dużo czasu, by te potwory wojny, o których do tej pory większość z nas szczęśliwi­e mogła tylko słyszeć, odpędzić od siebie. Odizolowal­iśmy się od hasła „wojna” i wszyscy jesteśmy mocno pogubieni.

– Od wielu rodziców słyszę, że próbują tłumaczyć swoim dzieciom, co dzieje się teraz za naszą wschodnią granicą.

– Myślę, że nie dałbym rady wytłumaczy­ć tego, co się dzieje, zbyt wielu rzeczy nie rozumiem.

– Był pan jednym z ambasadoró­w akcji „Nikt nie zasługuje na śmierć w lesie”, zwracające­j uwagę na problem z pomocą na granicy z Białorusią.

– Nie trzeba było mnie do tego namawiać. Z ludzkiej wrażliwośc­i wynika, że nie wolno zostawiać człowieka w sytuacji bez wyjścia. Z drugiej strony pozostaje pytanie: co ja mogę zrobić? Mogę powiedzieć głośno, że się nie zgadzam. I tak też robię.

– Dzisiejszy kryzys, związany z uchodźcami z Ukrainy, zmieni Polskę?

– Jeżeli do Polski przybywa około dwóch milionów uchodźców, to coś musi się zmienić. Nie podejmuję się

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland