Oko w oko z komornikiem
„Moja sprawa jest bardzo ciężka, komornik zabrał mi wszystkie pieniądze. Wcześniej dogadał się na spłatę w ratach i mam na to wszystko dowody – taka była umowa. Wychowuję chore dziecko. Samotnie. Pracowałam na umowę zlecenie i zarabiałam poniżej 1100 zł. I to wszystko zabrał, nie zostawiając pieniędzy na mieszkanie ani na leki dla dziecka. Oczekuję od państwa doradzenia, co dalej z tym zrobić i jakiejś pomocy prawnej. Z góry dziękuję”.
To jeden z niezliczonych takich listów, jakie dotarły do nas już po świętach.
Zmiany w ustawie trochę samowolę komorniczą ukróciły, ale jej nie zlikwidowały. Nasza działaczka Mirka, która zajmuje się opieką nad ludźmi starszymi za pensję minimalną, wciąż ma zajmowane pobory, mimo że jest w trakcie upadłości konsumenckiej i zgodnie z prawem komornikowi nie wolno tego robić. Teoretycznie komornik, który łamie prawo, powinien być pociągnięty do odpowiedzialności przez sąd, przy którym działa, a jeżeli prezes sądu rejonowego nie wykaże się w takiej sprawie należytą starannością, może być z tego powodu odwołany przez ministra. Nie znamy jednak przypadków, w których te przepisy zastosowano by choć raz. Zdarza się, że skuteczna okazuje się interwencja w Izbie Komorniczej. Rzadko jednak polega to na wdrożeniu jakiejś procedury dyscyplinarnej, a częściej na dyscyplinujących telefonach.
Pani w liście skarży się na to, że komornik nie dotrzymał słowa. Dogadał się z dłużniczką na spłatę w ratach, a i tak zabrał wszystkie pieniądze. I tu znów przepisy dotyczące egzekucji komorniczej są dość niejednoznaczne, a wiele spraw pozostaje „szarą strefą”. Nie ma przepisu, na podstawie którego można by ukarać komornika, który nie wywiązuje się z umowy zawartej z dłużnikiem. To jest więc z pewnością postępek amoralny, ale niekoniecznie bezprawny.
Pierwsze, co zrobimy, to postaramy się o rozmowę z komornikiem, który tak postąpił. Dłużnik ma prawo zażądać takiego spotkania, zwanego „wysłuchaniem dłużnika”. Dowiemy się wtedy, czym się ten typ kierował, pozbawiając matkę i jej chore dziecko środków do życia. Oczywiście nie chodzi o jego motywację, tylko o podstawę prawną. Skonfrontowany z bezprawnością własnych działań komornik często zwraca nienależnie pobrane kwoty. Musi jednak wiedzieć, że ma do czynienia z ludźmi, którzy znają prawo. Bo sami dłużnicy wciąż są bezradni. Pandemia zdaje się wygasać. Na tej podstawie wróciły eksmisje i licytacje mieszkań, ale także możliwość spojrzenia komornikowi w oczy.
W kopalni Pniówek od środowej nocy (20 kwietnia) trwała akcja ratownicza, po tym jak kilkanaście minut po północy doszło tam do wybuchu metanu. Kilka godzin później, gdy pod ziemię zjechali ratownicy, metan eksplodował jeszcze kilka razy. W wyniku dwóch wybuchów metanu zginęło pięć osób: czterech górników i jeden z niosących im pomoc ratowników. W szpitalach jest dwadzieścia poszkodowanych osób. Najciężej ranni przebywają na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Inni pozostają na oddziałach szpitalnych w okolicznych lecznicach – w Pszczynie, Żorach, Jastrzębiu-Zdroju. Po wybuchach w czwartek (21 kwietnia) poszkodowanych zostało kolejnych dziesięć osób. Ich stan jest dobry.
22 kwietnia ogłoszony został koniec akcji ratowniczej w kopalni Pniówek w Pawłowicach. Wsparty naukowcami sztab koordynujący akcję postanowił zaniechać akcji mającej na celu wydobycie uwięzionych pod ziemią siedmiu osób: dwóch górników i pięciu ratowników. Obecnie akcja ratownicza będzie skupiona na izolacji terenu zagrożonego. Jak podkreślają przedstawiciele Jastrzębskiej Spółki Węglowej, to trudna decyzja, ale jedyna obecnie możliwa. Kontynuowanie akcji ratowniczej w dotychczasowym kształcie wiązałoby się bowiem z narażeniem życia zastępów ratowników.
– Analiza wczorajszych zdarzeń (kolejne wybuchy metanu – przyp. red.) doprowadziła do podjęcia decyzji o odstąpieniu od prowadzenia akcji ratowniczej w celu wydobycia siedmiu górników – przekazał Tomasz Cudny, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej, dodając, że gdyby akcja była kontynuowana, ratownicy znaleźliby się w poważnym niebezpieczeństwie.
W ciągu ostatnich dwunastu godzin ratownicy pod ziemią – byli w bezpiecznej odległości – doliczyli się następnych siedmiu eksplozji.
– Nie wiemy, skąd następuje dopływ tlenu, ponieważ wzrost metanu działałby raczej uspokajająco. Teraz próbujemy przeanalizować ilość powietrza, które tam jest, i po uzyskaniu danych sztab podejmie dalsze decyzje – wskazuje prezes JSW.
Akcja ratownicza nie zakończy się jednak ostatecznie, ale nie będzie prowadzona w celu wydobycia poszkodowanych siedmiu osób: pięciu ratowników górniczych i dwóch górników. Jej głównym założeniem będzie teraz zabezpieczenie wybuchami kopalni.
– Akcja ratownicza będzie prowadzona w celu zaizolowania terenu kopalni, żeby nie zagrażał ludziom w innych częściach zakładu – zaznacza Tomasz Cudny.
Jak podkreślił obradujący wraz ze sztabem akcji ratowniczej Piotr Buchwald, prezes zarządu Centralnej przed ewentualnymi pozostałego terenu
Stacji Ratownictwa Górniczego, od początku była ona prowadzona w bardzo trudnych warunkach. – Różnego rodzaju zaburzenia wentylacyjne, które następują w tej partii, w której doszło do wybuchu, mówią nam o tym, że musimy ustabilizować sytuację wentylacyjną – przyznaje Buchwald, który dodaje, że sztab analizował różne warianty dalszego prowadzenia akcji.
Wrócą może za miesiąc
Sposobem na jej opanowanie ma być zinertyzowanie miejsca – to oznacza wyparcie tlenu gazem obojętnym, takim jak azot lub dwutlenek węgla.
– Następnie po jakimś czasie, gdy poznamy wyniki analizy atmosfery w odciętym miejscu, być może ponownie wejdziemy do tego rejonu – mówi Aleksander Szymura, dyrektor pracy KWK Pniówek, który podobnie jak prezesi JSW i CSRG przyznał, że to bardzo trudna decyzja, o której podjęciu poinformowano jako pierwsze rodziny uwięzionych pod ziemią osób.
Kontrolowanie sytuacji na dole ma umożliwiać sztabowi pozostawiony tam sprzęt. – Izolując rejon, zostawiamy w tym obszarze linie chromatograficzne, będziemy analizować atmosferę i po jakimś czasie będzie można podjąć decyzję, czy wejście w tamten rejon jest możliwe – mówi prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
W tej chwili nie wiadomo, kiedy ratownicy będą mogli wrócić po pozostających pod ziemią siedmiu poszkodowanych. Wiadomo jednak, że nie będą to najbliższe godziny ani nawet dni... Na pewno nie będzie to możliwe wcześniej niż przed ustabilizowaniem się sytuacji kilometr pod ziemią. – Przy tych warunkach, które mamy, nie można określić terminu – zaznaczył Tomasz Cudny.
Wdowy płaczą pod bramą
Górnicza brać jednoczy się po tragedii, do której doszło w kopalni Pniówek w Pawłowicach. Z rodzinami i najbliższymi zmarłych, a także poszkodowanych górników szczególnie blisko są jednak ci, którzy na dole także stracili mężów i ojców. W milczeniu przed kopalnianą bramą, a także przed figurą św. Barbary złożyły kwiaty i zapaliły znicze pod kopalnią Pniówek w Pawłowicach członkinie Stowarzyszenia Wdów i Sierot Górniczych. Kobiety wyraziły w ten sposób swoją jedność z rodzinami zmarłych górników, które podobnie jak je kiedyś spotkała identyczna tragedia.
– Wiemy, co teraz dzieje się w domach tych, którzy już z szychty nie wrócą. Ich życie już na zawsze wywróci się do góry nogami. Ile będzie bólu, płaczu, strachu o przyszłość. Jesteśmy tu po to, by rodziny pamiętały, że nie są same. Że czeka je pomoc, nie mogą w bólu zostać same – powiedziała nam jedna z kobiet.
Nazywają go polskim diamentem. Krzemień pasiasty jest bardzo rzadkim typem skały, występuje tylko w jednym miejscu na świecie – w okolicach Sandomierza i Ostrowca Świętokrzyskiego w Polsce. Robi się z niego oryginalną biżuterię, która jest podstawowym „towarem turystycznym” w tamtym rejonie.
Jeśli przyjęło się mówić, że bursztyn jest polskim złotem, to z całą pewnością polskim diamentem jest krzemień pasiasty. A warto podkreślić, że choć o wiele mniej znany, to pod wieloma względami jest znacznie bardziej unikatowy niż jantar.
Mało kto wie, że krzemień pasiasty to kamień, który występuje tylko w Polsce i tylko na bardzo ograniczonym terenie – w okolicy Gór Świętokrzyskich.
Nie ma dwóch takich samych okazów – układ i kolorystyka pasów są niepowtarzalne, stąd można mieć pewność, że kupując biżuterię wykonaną z krzemienia pasiastego, będziemy w stu procentach oryginalni, bo nikt inny nie będzie miał drugiego takiego samego naszyjnika, pierścionka czy kolczyków.
Towar eksportowy z Sandomierza
W dawnych czasach krzemień wykorzystywany był do wyrobu przedmiotów użytkowych, jednak w latach 60. XX w. odkryli go jubilerzy i odtąd stanowi cenny materiał sztuki zdobniczej.
Sandomierz uczynił krzemień pasiasty swoim głównym „towarem eksportowym” i wizytówką turystyczną miasta. W każdym zakątku ziemi sandomierskiej, ale też całej okolicy można spotkać sklepy i stoiska z biżuterią wykonaną z tego cennego kamienia. Te najpiękniejsze okazy – duże, o wyjątkowych układach pasów, oprawione w metale szlachetne mogą kosztować wiele tysięcy złotych.
Jak mówią jubilerzy, krzemień pasiasty spełnia wszystkie trzy kryteria kamienia szlachetnego: rzadko występuje, posiada twardość bliską diamentom i ma walor wyjątkowej dekoracyjności.
I pomyśleć, że jeszcze w latach 60. pokruszonego krzemienia pasiastego używano na Kielecczyźnie do utwardzania dróg.
Historia krzemienia pasiastego
Cofnijmy się w przeszłość, żeby dowiedzieć się, jak to z tym krzemieniem było.
Powstał w epoce jurajskiej, 150 – 160 mln lat temu, na dnie ciepłego i płytkiego morza, które pokrywało wówczas m.in. teren dzisiejszej Polski. Jedna z teorii mówi, że powstał, ponieważ na skutek zmiany warunków klimatycznych wymarła ogromna kolonia gąbek żyjących właśnie w tym zbiorniku wodnym w okolicach Gór Świętokrzyskich. Ale to tylko jedna z kilku teorii.
Pewne jest, że niezwykłą twardość tej skały docenili ludzie żyjący w neolicie, ponieważ zaczęli wydobywać ją masowo i tworzyć z krzemieni pasiastych broń oraz narzędzia. Szczyt wydobycia przypadał na lata 2900 – 2500 p.n.e.
Wiemy o tym całkiem sporo, ponieważ na początku ubiegłego wieku odkryto w Krzemionkach Opatowskich prehistoryczne kopalnie. W 1922 r., kiedy wykarczowano tamtejsze lasy, znaleziono system tajemniczych jam i po przebadaniu ich okazało się, że nie są to przypadkowe podziemne twory, ale pozostałości po kopalni. A właściwie po wielu kopalniach. Badania pozwoliły na odsłonięcie szybów, hałd, filarów i zagłębień – pozostałości po ok. 4 tys. dawnych, neolitycznych szybów górniczych. Prawdziwy raj dla archeologów, ale i geologów. Choć fragmenty tego cennego znaleziska były udostępniane turystom już od lat 80. ubiegłego wieku, to pełną trasę turystyczną przekazano do użytkowania stopniowo w latach 2002 – 2004.
Trasa turystyczna w Krzemionkach
Trasa turystyczna w Krzemionkach ma ok. 1,5 km długości i prezentuje oryginalne wyrobiska neolityczne dające nam namiastkę tego, jak wyglądał krajobraz przemysłowy sprzed 5000 lat. Najciekawszą atrakcją jest fragment poprowadzony pod ziemią. Jest to jedyny tego typu obiekt na świecie, który został otwarty dla zwiedzających.
W 2019 r. Krzemionkowski Region Prehistorycznego Górnictwa Krzemienia Pasiastego został wpisany na Listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Krzemień w rękach jubilerów i gwiazd
Po tym, jak odkryto neolityczne kopalnie, zaczęto baczniej przyglądać się kamieniom, które z takim zapałem wydobywali nasi dalecy przodkowie. Początkowo doceniono tylko twardość skały i zaczęto wykorzystywać materiał z wyrobisk do utwardzania dróg. Z czasem jednak na krzemień zwrócili uwagę jubilerzy. Zaczęli opracowywać specjalne metody szlifowania, które pozwalają na odkrycie całej urody obrazów tworzonych z mlecznobrązowych i siwych pasów.
Podobno porządne oszlifowanie średniej wielkości krzemienia pasiastego zajmuje ponad 50 godzin. Okazało się, że na rynku biżuterii jest miejsce na wyroby z krzemienia pasiastego i kamień ten znalazł duże uznanie – zwłaszcza w kręgach artystycznych.
Boy George nosi na nodze bransoletkę z „polskim” kamieniem, Victoria Beckham w okresie największej popularności zakładała niejednokrotnie srebrne kolczyki i bransoletkę z krzemieniem o charakterystycznych podłużnych paskach, a Robbie Williams miał ulubione spinki do mankietów zrobione z opatowskiego minerału. Podobno również Czesław Niemen lubił mieć podczas występów w kieszeni kawałek krzemienia pasiastego. Cezary Łutowicz, jeden z najwybitniejszych jubilerów pracujących z krzemieniem, robił też biżuterię z tego kamienia na specjalne zamówienie królowej Belgii – Matyldy.
Kamień optymistów
Ciekawostką jest, że krzemień pasiasty uchodzi za kamień optymistów. Podobno noszenie go dodaje energii, wzmacnia witalność, wycisza wewnętrznie i odmładza mentalnie.
Krzemionki Opatowskie można zwiedzać przez cały rok. Muzeum i rezerwat znajdują się 8 km na północny wschód od Ostrowca Świętokrzyskiego tuż przy drodze wojewódzkiej nr 754, między wsiami Sudół i Magonie w kierunku Bałtowa.