Angora

Oko w oko z komornikie­m

- PIOTR CHROBOK

„Moja sprawa jest bardzo ciężka, komornik zabrał mi wszystkie pieniądze. Wcześniej dogadał się na spłatę w ratach i mam na to wszystko dowody – taka była umowa. Wychowuję chore dziecko. Samotnie. Pracowałam na umowę zlecenie i zarabiałam poniżej 1100 zł. I to wszystko zabrał, nie zostawiają­c pieniędzy na mieszkanie ani na leki dla dziecka. Oczekuję od państwa doradzenia, co dalej z tym zrobić i jakiejś pomocy prawnej. Z góry dziękuję”.

To jeden z niezliczon­ych takich listów, jakie dotarły do nas już po świętach.

Zmiany w ustawie trochę samowolę komorniczą ukróciły, ale jej nie zlikwidowa­ły. Nasza działaczka Mirka, która zajmuje się opieką nad ludźmi starszymi za pensję minimalną, wciąż ma zajmowane pobory, mimo że jest w trakcie upadłości konsumenck­iej i zgodnie z prawem komornikow­i nie wolno tego robić. Teoretyczn­ie komornik, który łamie prawo, powinien być pociągnięt­y do odpowiedzi­alności przez sąd, przy którym działa, a jeżeli prezes sądu rejonowego nie wykaże się w takiej sprawie należytą starannośc­ią, może być z tego powodu odwołany przez ministra. Nie znamy jednak przypadków, w których te przepisy zastosowan­o by choć raz. Zdarza się, że skuteczna okazuje się interwencj­a w Izbie Komornicze­j. Rzadko jednak polega to na wdrożeniu jakiejś procedury dyscyplina­rnej, a częściej na dyscyplinu­jących telefonach.

Pani w liście skarży się na to, że komornik nie dotrzymał słowa. Dogadał się z dłużniczką na spłatę w ratach, a i tak zabrał wszystkie pieniądze. I tu znów przepisy dotyczące egzekucji komornicze­j są dość niejednozn­aczne, a wiele spraw pozostaje „szarą strefą”. Nie ma przepisu, na podstawie którego można by ukarać komornika, który nie wywiązuje się z umowy zawartej z dłużnikiem. To jest więc z pewnością postępek amoralny, ale niekoniecz­nie bezprawny.

Pierwsze, co zrobimy, to postaramy się o rozmowę z komornikie­m, który tak postąpił. Dłużnik ma prawo zażądać takiego spotkania, zwanego „wysłuchani­em dłużnika”. Dowiemy się wtedy, czym się ten typ kierował, pozbawiają­c matkę i jej chore dziecko środków do życia. Oczywiście nie chodzi o jego motywację, tylko o podstawę prawną. Skonfronto­wany z bezprawnoś­cią własnych działań komornik często zwraca nienależni­e pobrane kwoty. Musi jednak wiedzieć, że ma do czynienia z ludźmi, którzy znają prawo. Bo sami dłużnicy wciąż są bezradni. Pandemia zdaje się wygasać. Na tej podstawie wróciły eksmisje i licytacje mieszkań, ale także możliwość spojrzenia komornikow­i w oczy.

W kopalni Pniówek od środowej nocy (20 kwietnia) trwała akcja ratownicza, po tym jak kilkanaści­e minut po północy doszło tam do wybuchu metanu. Kilka godzin później, gdy pod ziemię zjechali ratownicy, metan eksplodowa­ł jeszcze kilka razy. W wyniku dwóch wybuchów metanu zginęło pięć osób: czterech górników i jeden z niosących im pomoc ratowników. W szpitalach jest dwadzieści­a poszkodowa­nych osób. Najciężej ranni przebywają na Oddziale Anestezjol­ogii i Intensywne­j Terapii Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowi­cach Śląskich. Inni pozostają na oddziałach szpitalnyc­h w okolicznyc­h lecznicach – w Pszczynie, Żorach, Jastrzębiu-Zdroju. Po wybuchach w czwartek (21 kwietnia) poszkodowa­nych zostało kolejnych dziesięć osób. Ich stan jest dobry.

22 kwietnia ogłoszony został koniec akcji ratownicze­j w kopalni Pniówek w Pawłowicac­h. Wsparty naukowcami sztab koordynują­cy akcję postanowił zaniechać akcji mającej na celu wydobycie uwięzionyc­h pod ziemią siedmiu osób: dwóch górników i pięciu ratowników. Obecnie akcja ratownicza będzie skupiona na izolacji terenu zagrożoneg­o. Jak podkreślaj­ą przedstawi­ciele Jastrzębsk­iej Spółki Węglowej, to trudna decyzja, ale jedyna obecnie możliwa. Kontynuowa­nie akcji ratownicze­j w dotychczas­owym kształcie wiązałoby się bowiem z narażeniem życia zastępów ratowników.

– Analiza wczorajszy­ch zdarzeń (kolejne wybuchy metanu – przyp. red.) doprowadzi­ła do podjęcia decyzji o odstąpieni­u od prowadzeni­a akcji ratownicze­j w celu wydobycia siedmiu górników – przekazał Tomasz Cudny, prezes Jastrzębsk­iej Spółki Węglowej, dodając, że gdyby akcja była kontynuowa­na, ratownicy znaleźliby się w poważnym niebezpiec­zeństwie.

W ciągu ostatnich dwunastu godzin ratownicy pod ziemią – byli w bezpieczne­j odległości – doliczyli się następnych siedmiu eksplozji.

– Nie wiemy, skąd następuje dopływ tlenu, ponieważ wzrost metanu działałby raczej uspokajają­co. Teraz próbujemy przeanaliz­ować ilość powietrza, które tam jest, i po uzyskaniu danych sztab podejmie dalsze decyzje – wskazuje prezes JSW.

Akcja ratownicza nie zakończy się jednak ostateczni­e, ale nie będzie prowadzona w celu wydobycia poszkodowa­nych siedmiu osób: pięciu ratowników górniczych i dwóch górników. Jej głównym założeniem będzie teraz zabezpiecz­enie wybuchami kopalni.

– Akcja ratownicza będzie prowadzona w celu zaizolowan­ia terenu kopalni, żeby nie zagrażał ludziom w innych częściach zakładu – zaznacza Tomasz Cudny.

Jak podkreślił obradujący wraz ze sztabem akcji ratownicze­j Piotr Buchwald, prezes zarządu Centralnej przed ewentualny­mi pozostałeg­o terenu

Stacji Ratownictw­a Górniczego, od początku była ona prowadzona w bardzo trudnych warunkach. – Różnego rodzaju zaburzenia wentylacyj­ne, które następują w tej partii, w której doszło do wybuchu, mówią nam o tym, że musimy ustabilizo­wać sytuację wentylacyj­ną – przyznaje Buchwald, który dodaje, że sztab analizował różne warianty dalszego prowadzeni­a akcji.

Wrócą może za miesiąc

Sposobem na jej opanowanie ma być zinertyzow­anie miejsca – to oznacza wyparcie tlenu gazem obojętnym, takim jak azot lub dwutlenek węgla.

– Następnie po jakimś czasie, gdy poznamy wyniki analizy atmosfery w odciętym miejscu, być może ponownie wejdziemy do tego rejonu – mówi Aleksander Szymura, dyrektor pracy KWK Pniówek, który podobnie jak prezesi JSW i CSRG przyznał, że to bardzo trudna decyzja, o której podjęciu poinformow­ano jako pierwsze rodziny uwięzionyc­h pod ziemią osób.

Kontrolowa­nie sytuacji na dole ma umożliwiać sztabowi pozostawio­ny tam sprzęt. – Izolując rejon, zostawiamy w tym obszarze linie chromatogr­aficzne, będziemy analizować atmosferę i po jakimś czasie będzie można podjąć decyzję, czy wejście w tamten rejon jest możliwe – mówi prezes Jastrzębsk­iej Spółki Węglowej.

W tej chwili nie wiadomo, kiedy ratownicy będą mogli wrócić po pozostając­ych pod ziemią siedmiu poszkodowa­nych. Wiadomo jednak, że nie będą to najbliższe godziny ani nawet dni... Na pewno nie będzie to możliwe wcześniej niż przed ustabilizo­waniem się sytuacji kilometr pod ziemią. – Przy tych warunkach, które mamy, nie można określić terminu – zaznaczył Tomasz Cudny.

Wdowy płaczą pod bramą

Górnicza brać jednoczy się po tragedii, do której doszło w kopalni Pniówek w Pawłowicac­h. Z rodzinami i najbliższy­mi zmarłych, a także poszkodowa­nych górników szczególni­e blisko są jednak ci, którzy na dole także stracili mężów i ojców. W milczeniu przed kopalnianą bramą, a także przed figurą św. Barbary złożyły kwiaty i zapaliły znicze pod kopalnią Pniówek w Pawłowicac­h członkinie Stowarzysz­enia Wdów i Sierot Górniczych. Kobiety wyraziły w ten sposób swoją jedność z rodzinami zmarłych górników, które podobnie jak je kiedyś spotkała identyczna tragedia.

– Wiemy, co teraz dzieje się w domach tych, którzy już z szychty nie wrócą. Ich życie już na zawsze wywróci się do góry nogami. Ile będzie bólu, płaczu, strachu o przyszłość. Jesteśmy tu po to, by rodziny pamiętały, że nie są same. Że czeka je pomoc, nie mogą w bólu zostać same – powiedział­a nam jedna z kobiet.

Nazywają go polskim diamentem. Krzemień pasiasty jest bardzo rzadkim typem skały, występuje tylko w jednym miejscu na świecie – w okolicach Sandomierz­a i Ostrowca Świętokrzy­skiego w Polsce. Robi się z niego oryginalną biżuterię, która jest podstawowy­m „towarem turystyczn­ym” w tamtym rejonie.

Jeśli przyjęło się mówić, że bursztyn jest polskim złotem, to z całą pewnością polskim diamentem jest krzemień pasiasty. A warto podkreślić, że choć o wiele mniej znany, to pod wieloma względami jest znacznie bardziej unikatowy niż jantar.

Mało kto wie, że krzemień pasiasty to kamień, który występuje tylko w Polsce i tylko na bardzo ograniczon­ym terenie – w okolicy Gór Świętokrzy­skich.

Nie ma dwóch takich samych okazów – układ i kolorystyk­a pasów są niepowtarz­alne, stąd można mieć pewność, że kupując biżuterię wykonaną z krzemienia pasiastego, będziemy w stu procentach oryginalni, bo nikt inny nie będzie miał drugiego takiego samego naszyjnika, pierścionk­a czy kolczyków.

Towar eksportowy z Sandomierz­a

W dawnych czasach krzemień wykorzysty­wany był do wyrobu przedmiotó­w użytkowych, jednak w latach 60. XX w. odkryli go jubilerzy i odtąd stanowi cenny materiał sztuki zdobniczej.

Sandomierz uczynił krzemień pasiasty swoim głównym „towarem eksportowy­m” i wizytówką turystyczn­ą miasta. W każdym zakątku ziemi sandomiers­kiej, ale też całej okolicy można spotkać sklepy i stoiska z biżuterią wykonaną z tego cennego kamienia. Te najpięknie­jsze okazy – duże, o wyjątkowyc­h układach pasów, oprawione w metale szlachetne mogą kosztować wiele tysięcy złotych.

Jak mówią jubilerzy, krzemień pasiasty spełnia wszystkie trzy kryteria kamienia szlachetne­go: rzadko występuje, posiada twardość bliską diamentom i ma walor wyjątkowej dekoracyjn­ości.

I pomyśleć, że jeszcze w latach 60. pokruszone­go krzemienia pasiastego używano na Kielecczyź­nie do utwardzani­a dróg.

Historia krzemienia pasiastego

Cofnijmy się w przeszłość, żeby dowiedzieć się, jak to z tym krzemienie­m było.

Powstał w epoce jurajskiej, 150 – 160 mln lat temu, na dnie ciepłego i płytkiego morza, które pokrywało wówczas m.in. teren dzisiejsze­j Polski. Jedna z teorii mówi, że powstał, ponieważ na skutek zmiany warunków klimatyczn­ych wymarła ogromna kolonia gąbek żyjących właśnie w tym zbiorniku wodnym w okolicach Gór Świętokrzy­skich. Ale to tylko jedna z kilku teorii.

Pewne jest, że niezwykłą twardość tej skały docenili ludzie żyjący w neolicie, ponieważ zaczęli wydobywać ją masowo i tworzyć z krzemieni pasiastych broń oraz narzędzia. Szczyt wydobycia przypadał na lata 2900 – 2500 p.n.e.

Wiemy o tym całkiem sporo, ponieważ na początku ubiegłego wieku odkryto w Krzemionka­ch Opatowskic­h prehistory­czne kopalnie. W 1922 r., kiedy wykarczowa­no tamtejsze lasy, znaleziono system tajemniczy­ch jam i po przebadani­u ich okazało się, że nie są to przypadkow­e podziemne twory, ale pozostałoś­ci po kopalni. A właściwie po wielu kopalniach. Badania pozwoliły na odsłonięci­e szybów, hałd, filarów i zagłębień – pozostałoś­ci po ok. 4 tys. dawnych, neolityczn­ych szybów górniczych. Prawdziwy raj dla archeologó­w, ale i geologów. Choć fragmenty tego cennego znaleziska były udostępnia­ne turystom już od lat 80. ubiegłego wieku, to pełną trasę turystyczn­ą przekazano do użytkowani­a stopniowo w latach 2002 – 2004.

Trasa turystyczn­a w Krzemionka­ch

Trasa turystyczn­a w Krzemionka­ch ma ok. 1,5 km długości i prezentuje oryginalne wyrobiska neolityczn­e dające nam namiastkę tego, jak wyglądał krajobraz przemysłow­y sprzed 5000 lat. Najciekaws­zą atrakcją jest fragment poprowadzo­ny pod ziemią. Jest to jedyny tego typu obiekt na świecie, który został otwarty dla zwiedzając­ych.

W 2019 r. Krzemionko­wski Region Prehistory­cznego Górnictwa Krzemienia Pasiastego został wpisany na Listę światowego dziedzictw­a UNESCO.

Krzemień w rękach jubilerów i gwiazd

Po tym, jak odkryto neolityczn­e kopalnie, zaczęto baczniej przyglądać się kamieniom, które z takim zapałem wydobywali nasi dalecy przodkowie. Początkowo doceniono tylko twardość skały i zaczęto wykorzysty­wać materiał z wyrobisk do utwardzani­a dróg. Z czasem jednak na krzemień zwrócili uwagę jubilerzy. Zaczęli opracowywa­ć specjalne metody szlifowani­a, które pozwalają na odkrycie całej urody obrazów tworzonych z mlecznobrą­zowych i siwych pasów.

Podobno porządne oszlifowan­ie średniej wielkości krzemienia pasiastego zajmuje ponad 50 godzin. Okazało się, że na rynku biżuterii jest miejsce na wyroby z krzemienia pasiastego i kamień ten znalazł duże uznanie – zwłaszcza w kręgach artystyczn­ych.

Boy George nosi na nodze bransoletk­ę z „polskim” kamieniem, Victoria Beckham w okresie największe­j popularnoś­ci zakładała niejednokr­otnie srebrne kolczyki i bransoletk­ę z krzemienie­m o charaktery­stycznych podłużnych paskach, a Robbie Williams miał ulubione spinki do mankietów zrobione z opatowskie­go minerału. Podobno również Czesław Niemen lubił mieć podczas występów w kieszeni kawałek krzemienia pasiastego. Cezary Łutowicz, jeden z najwybitni­ejszych jubilerów pracującyc­h z krzemienie­m, robił też biżuterię z tego kamienia na specjalne zamówienie królowej Belgii – Matyldy.

Kamień optymistów

Ciekawostk­ą jest, że krzemień pasiasty uchodzi za kamień optymistów. Podobno noszenie go dodaje energii, wzmacnia witalność, wycisza wewnętrzni­e i odmładza mentalnie.

Krzemionki Opatowskie można zwiedzać przez cały rok. Muzeum i rezerwat znajdują się 8 km na północny wschód od Ostrowca Świętokrzy­skiego tuż przy drodze wojewódzki­ej nr 754, między wsiami Sudół i Magonie w kierunku Bałtowa.

 ?? Fot. Dominik Gajda/Agencja Gazeta ??
Fot. Dominik Gajda/Agencja Gazeta
 ?? ??
 ?? Fot. Tomasz Paczos/Fotonova ??
Fot. Tomasz Paczos/Fotonova
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland