Niderlandzki korytarz
Ponad ćwierć miliarda złotych zarobili dwaj mieszkańcy Podkarpacia na sprowadzaniu do Europy kokainy z Ameryki Południowej.
Kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą oraz wprowadzanie do obrotu znacznej ilości narkotyków w celu osiągnięcia korzyści majątkowej – takie zarzuty rzeszowska prokuratura postawiła w tym roku Marcinowi S. i Pawłowi O. – dwóm mieszkańcom Podkarpacia. Według śledczych, stworzyli oni dziesięcioosobowy gang, który odniósł nieprawdopodobny sukces na międzynarodowym rynku środków odurzających. Zaledwie w ciągu niecałych dwóch lat O. i S. zyskali na procederze ponad ćwierć miliarda złotych, a ich wspólnicy – dodatkowe 50 milionów.
Przez kanał La Manche
Aby zrozumieć wielki nielegalny biznes, należy cofnąć się do późnej jesieni 2019 roku. W Holandii zarejestrowana została wówczas firma transportowa. Jej szefem był obywatel Polski. Zatrudniała też jako kierowców kilku Polaków. Zgodnie z rynkową praktyką właściciel firmy podpisał umowy na leasing samochodów ciężarowych.
Jeszcze jesienią 2019 roku na stronie internetowej firmy (dziś już nie istnieje) pojawiło się ogłoszenie o specjalnym rabacie na zakup usługi polegającej na przewozie artykułów RTV i AGD. Bardzo szybko właściciel znalazł więc zainteresowanego – angielską sieć handlową, która wprowadziła do swojego asortymentu urządzenia niezbędne w gospodarstwie domowym. Formalności związane z podpisaniem kontraktu i uzyskaniem wszelkich możliwych dokumentów trwały następne tygodnie. W końcu wiosną 2020 roku z Holandii do Wielkiej Brytanii wyruszył pierwszy transport pralek i lodówek.
Tajemnicze postoje
Jak wyglądał taki transport? Prokuratorom udało się to ustalić na podstawie m.in. zapisów tachografów. Porównanie ich zapisów z danymi z geolokalizacji telefonów komórkowych pokazało, że kierowca ciężarówki odebrał pralki i lodówki od producenta, a potem pojechał do Belgii. Z planowanej trasy jednak zjechał wcześniej, niż przepisy nakazywały mu rozpocząć odpoczynek. Zatrzymał się nie na parkingu przy autostradzie, tylko na prywatnej posesji. Tam czekał na niego człowiek związany z gangiem Marcina S., który przywiózł kilkadziesiąt kilogramów narkotyków, w tym kokainy i haszyszu. – Wszystko zostało umieszczone w bębnach pralek i przestrzeniach lodówek – mówi znający sprawę funkcjonariusz Centralnego Biura Śledczego Policji. – Następnie urządzenia ponownie opakowano w specjalną folię, aby celnicy nie nabrali podejrzeń.
Potem kierowca wyruszył dalej w stronę Dunkierki. Tam, w porcie, wjechał na prom płynący do Wielkiej Brytanii. Po trzech godzinach rejsu zjechał już w porcie w Dover i ustawił się w kolejce do odprawy. Było kilka tygodni po brexicie i wjazd na terytorium Zjednoczonego Królestwa wymagał pokonania formalności celnych. Polskiego kierowcę skierowano na rutynowe prześwietlenie samochodu, do hangaru wyposażonego w bramki rentgenowskie. Pokazały one, że tir przewozi dużą ilość sprzętu metalowego, co było zgodne z deklaracją i dokumentami. Celnik rutynowo obejrzał pudła z pralkami i puścił kierowcę dalej. W takich okolicznościach na terytorium Wielkiej Brytanii wjechał pierwszy ładunek narkotyków z Ameryki Południowej.
Zanim kierowca dotarł do centrum dystrybucyjnego sieci handlowej na przedmieściach Londynu, zatrzymał się na dłuższy postój między stolicą a portem w Dover. I znowu jednak wybrał nie parking popularny wśród kierowców tirów, tylko prywatną posesję położoną kilka mil od autostrady. Tam znowu czekali na niego ludzie Marcina S. Ponownie usunęli folie ochraniające pralki i lodówki, wyjęli worki z narkotykami, a potem starannie zapakowali sprzęt. Kierowca (zdaniem prokuratury od początku do końca był we wszystko wtajemniczony) pojechał dalej i dowiózł AGD do sieci handlowej, skąd osobnym transportem artykuły miały trafić już do konkretnych marketów. W ten sposób zrealizowany został pierwszy transport narkotyków. Z prywatnej posesji środki odurzające trafiły do odbiorców – lokalnych brytyjskich dilerów narkotykowych, a ci rozprowadzali je dalej.
Polscy łącznicy
Według rzeszowskich prokuratorów, proceder koordynowali właśnie Marcin S. i Paweł O. Ten pierwszy mieszkał w Polsce i w Holandii, ten drugi wiele dni spędzał w Anglii. Rolą S. było to, aby mieć stały dostęp do narkotyków, a zwłaszcza do kokainy. – W świecie przestępczym kokaina jest najbardziej prestiżowym towarem – mówi Krystyna Kuźmicz, emerytowana oficer policji, dziś prywatny detektyw. – Kto może nią handlować, ten cieszy się szacunkiem, jakby grał w gangsterskiej ekstraklasie. O tym, kto będzie miał dostęp do kokainy, decydują kolumbijscy producenci, a oni dopuszczają do tego biznesu tylko najbardziej zaufanych ludzi. Wszystko dlatego, że handel kokainą to również gigantyczny biznes. Jeden kilogram tego narkotyku w Kolumbii kosztuje około tysiąca dolarów, na czarnym rynku w Europie może kosztować nawet 30 tysięcy dolarów. Jest to więc aż trzydziestokrotna przebitka. Marcin S. starał się nawiązać dobre relacje z Kolumbijczykami, ale nie do końca mu się to udało. – Złożył im propozycję współpracy i rozprowadzania kokainy w krajach Europy, ale nie uzyskał zgody – mówi oficer CBŚP. – Dopuszczono go do handlu jednak poprzez pośrednika, który brał swoją działkę.
Dlaczego centrum tego narkobiznesu stała się Holandia? Wszystko z powodu liberalnych przepisów. Prawo zezwala tam na korzystanie z miękkich narkotyków, celnicy mniej rygorystycznie sprawdzają bagaże podróżnych (także tych przylatujących z Ameryki Południowej), a wyroki dla przemytników są stosunkowo łagodne. Specjalni kurierzy z Kolumbii dostarczali więc kokainę do Holandii, a dalej trafiała ona do S. Ten zaś nadzorować miał cały proceder wysyłki do innych krajów, zwłaszcza do Anglii. Stworzył więc grupę zaufanych kierowców. Każdy z nich dostawał „działkę” za skuteczne przewiezienie narkotyku do Anglii – nawet kilkadziesiąt tysięcy dolarów.
Z kolei Paweł O. częste przyjazdy do Anglii wykorzystywał do tego, aby stworzyć sieć dystrybucji narkotyków. – Poprzez swoje kontakty w świecie przestępczym nawiązał kontakty z dilerami, którzy regularnie kupowali od niego większe ilości – mówi nasz rozmówca z CBŚP. Zdaniem śledczych, to właśnie O. wynajął posesję, na którą przyjeżdżały ciężarówki z lodówkami i pralkami, by przeładowywać tam kokainę.
Przestępcze imperium
O. i S. bardzo dynamicznie rozwijali swój biznes. – Już w 2020 roku ich gang był głównym dystrybutorem kolumbijskiej kokainy na rynek brytyjski – mówi oficer CBŚP. Tyle że apetyty wspólników rosły. Zaczęli również eksportować zakazane substancje do Hiszpanii, Niemiec i Skandynawii. Potem przyszła kolej na haszysz, marihuanę i produkowaną w Polsce amfetaminę. Latem 2020 r. z wytwórni w województwie łódzkim, mazowieckim i podkarpackim zaczęli jeździć do Holandii kurierzy współpracujący z Marcinem S. W drogę powrotną zabierali kokainę i haszysz. – Z ustaleń postępowania wynika, że przy użyciu takich metod z Niderlandów do Wielkiej Brytanii dziesięciokrotnie przewieziono łącznie 1638 kilogramów kokainy oraz 50 kilogramów amfetaminy – mówi Łukasz Łapczyński z Prokuratury Krajowej. – Członkowie grupy dokonali również przemytu 75 kilogramów haszyszu oraz 3 kilogramów kokainy z Niderlandów do Polski. Łączna wartość przemyconych narkotyków wynosiła około 300 milionów złotych.
We wrześniu 2021 niedaleko Rzeszowa w ręce policji wpadł Filip F. – członek grupy. Znaleziono przy nim amfetaminę. Kilka dni później w hiszpańskiej Saragossie policjanci przechwycili transport 140 kilogramów narkotyków. Pawła O. zatrzymano w styczniu 2022 r., Marcina S. przed Wielkanocą. Jednak ich mafijne przedsięwzięcie wciąż ma wiele tajemnic. Nie ma nadal odpowiedzi na pytanie, co się stało z dziesiątkami milionów złotych zarobionych na wielkim przemycie narkotyków. Tych pieniędzy szuka prokuratura. – W toku śledztwa prokurator dokonał zabezpieczenia majątkowego na mieniu podejrzanego Pawła O. poprzez zajęcie samochodu marki Audi A7 o szacunkowej wartości 180 tysięcy złotych oraz gotówkę w kwocie ponad 13 tysięcy euro – mówi prokurator Łapczyński. To zaledwie ułamek zysku wielkiego przestępczego biznesu.