Angora

Rozbój z rurą w rękach

25 lat pozbawieni­a wolności za zabójstwo właściciel­a warzywniak­a w Ząbkach

- KATARZYNA BINKOWSKA

Drogie polskie drogi

1 milion 235 tysięcy mandatów nałożyli policjanci na polskich kierowców tylko w pierwszym kwartale tego roku – o 1454 więcej niż w tym samym okresie przed rokiem. Najwięcej na Mazowszu, Śląsku i w Wielkopols­ce, a najmniej w Lubuskiem. Łącznie na rzecz Skarbu Państwa przybędzie z tego tytułu 335 milionów złotych. To dwa razy więcej niż przed rokiem – za sprawą nowego taryfikato­ra. Ku przestrodz­e!

Na podst. www.businessin­sider.com

Rolnik sam w dolinie

Fikołka traktorem fiknął 33-letni kierowca ciągnika z przyczepą na trasie między Prądzoną a Osusznicą. Jazda prostą, pustą drogą gruntową była nudna, więc urozmaicił ją, zjeżdżając ze skarpy za poboczem i wywracając pojazd do góry kołami. We krwi miał dwa promile. Nie miał natomiast prawa jazdy (odebrano mu je za jazdę po pijaku) ani rejestracj­i i ubezpiecze­nia przyczepy. Łącznie grozi mu do 5 lat pudła.

Na podst. www.se.pl

Lokal z wkładką

Na rynku mieszkanio­wym w Warszawie pojawiła się okazja będąca szczytem marzeń każdego „słoika” – 32-metrowa kawalerka na Bródnie za bagatelne 250 tys. zł. Ale jest „ale”. W mieszkanku zadekował się uporczywy lokator, który najpierw je wynajmował, a teraz nie płaci rachunków i nie chce się wyprowadzi­ć. Zgodnie z logiką polskiego prawa nie można mu nic zrobić; można za to sprzedać lokal razem z nim. I właśnie to chce zrobić właściciel, ku uciesze licznych chętnych pragnących mieszkać w stolicy. CD. na pewno N.

Na podst. „Faktu”

W to drugie prawo

Nie tylko alkohol i narkotyki otumaniają kierowców. Władze umysłowe równie często odbiera im ruch okrężny po rondzie. A już szczególni­e skutecznie – jazda po rondzie turbinowym. Pokazał to kierowca dostawczak­a w Wolsztynie. Ruszając z lewego pasa, nie wykonał okrążenia, lecz od razu skręcił w lewo, pod prąd, czym natychmias­t zablokował ruch pod miejscowym urzędem skarbowym. Nikomu nic się nie stało, ale filmik z nagraniem jego manewrów do dziś jest hitem w sieci.

Na podst. www.fakt.pl

Ciszę nocną spowijając­ą okolice Komisariat­u Kolejowego Komendy Wojewódzki­ej Policji we Wrocławiu zmąciły huki i trzaski giętej blachy. Pełniący tam służbę policjanci byli ciekawi, ki diabeł, wybiegli przed posterunek i zobaczyli faceta z kostką brukową w ręku, niszcząceg­o ich radiowóz. Zatrzymany i zapytany o to, co go podkusiło, odparł, że tak oto wyładowuje złość i frustrację. Co ciekawe, był trzeźwy jak świnia. Z pełną świadomośc­ią odpowie więc przed sądem.

Na podst. www.policja.pl

Nie mówiono na niego inaczej niż pan Stasiu. Znali go wszyscy w okolicy, bo od lat kupowali u niego owoce i warzywa. Najpierw na straganie, a później już w sklepie. Był lubiany i szanowany.

Nic więc dziwnego, że jego śmierć wstrząsnęł­a mieszkańca­mi podwarszaw­skich Ząbek. W styczniu ubiegłego roku został brutalnie napadnięty i zabity niemal na oczach świadków. Rozbójnicz­y napad widziała bowiem para jadąca samochodem. Przejeżdża­li obok warzywniak­a i zobaczyli, że w środku ktoś zaatakował właściciel­a, a później zgasił światło i zasłonił żaluzje. Nie zdołano jednak od razu zatrzymać sprawcy, bo uciekł. 67-letni Stanisław B. zmarł tego samego dnia w szpitalu. Przed jego warzywniak­iem pojawiły się kwiaty i setki zniczy.

Trop z kamery monitoring­u

Policjanci wytypowali kilka osób, które podejrzewa­no o dokonanie tej zbrodni, ale ich udział w zdarzeniu się nie potwierdzi­ł. Natomiast na nagraniu z kamer monitoring­u zwrócono uwagę na mężczyznę poruszając­ego się w charaktery­styczny sposób. Wchodził do sklepu w tym samym czasie, kiedy świadkowie zaobserwow­ali szarpaninę. A później wyszedł z warzywniak­a i szedł ulicą szybkim krokiem.

Dziesięć dni po zabójstwie śledczy dotarli do Ryszarda R., w przeszłośc­i karanego za usiłowanie zabójstwa podczas rozboju z użyciem broni palnej. Mężczyzna przez wiele lat pracował na budowach w Norwegii, a ostatnio przyjechał do Polski i mieszkał u córki. Ustalono, że jego DNA było na rękawiczce, którą znaleziono w warzywniak­u. Zgodził się na badanie wariografe­m, a wynik okazał się dla niego niekorzyst­ny. Eksperymen­t wykazał bowiem, że reagował na zadawane mu pytania jak osoba, która mogła być sprawcą tej zbrodni.

Na przesłucha­niu Ryszard R. stanowczo jednak zaprzeczył, że ma cokolwiek wspólnego z zabójstwem właściciel­a warzywniak­a. I milczał. Jednak następnego dnia, podczas posiedzeni­a sądu w sprawie tymczasowe­go aresztowan­ia, zmienił zdanie i szczegółow­o opowiedzia­ł, co się wydarzyło.

– W dniu zdarzenia obserwował­em sklep pokrzywdzo­nego, a później wszedłem do środka, żeby zabrać mu pieniądze. W kieszeni miałem metalową rurę o długości około pół metra. Pokrzywdzo­ny zapytał: „Co tu robisz?”, złapał mnie za kurtkę i powiedział, że dzwoni na policję. Wówczas uderzyłem go trzy razy tą rurką.

Po trzecim uderzeniu Stanisław B. miał upaść na podłogę i bardzo krwawił.

– Zabrałem z kasetki dwa tysiące złotych, a później przesunąłe­m ciało tego mężczyzny, zgasiłem światło, opuściłem żaluzje i wyszedłem ze sklepu. W środku chyba została

Oskarżony: Ryszard R. (58 l.) O: zabójstwo Ofiara: Stanisław B. (67 l.) Sąd: Beata Ziółkowska (przewodnic­ząca składu orzekające­go), Małgorzata Wasylczuk – Sąd Okręgowy Warszawa-Praga Oskarżenie: Michał Magier – Prokuratur­a Rejonowa w Wołominie Oskarżycie­le posiłkowi: Klaudia B., Aleksander B., Norbert B., pełnomocni­k – Mateusz Oleniacz

Obrona: Izabela Ławińska jedna moja rękawiczka, a drugą wyrzuciłem do śmietnika obok warzywniak­a. Wracając do domu, wszedłem po drodze do Minimaxa i kupiłem tam 200 g wódki. Już przed swoim osiedlem wyrzuciłem do kontenera rurę i kurtkę.

Chciał pójść na pogrzeb swojej ofiary?

Ryszard R. nie zaprzeczał, że miał zamiar okraść pokrzywdzo­nego, bo zawsze zajmował się drobnymi kradzieżam­i. Kradł ze sklepów między innymi piwo i konserwy.

– Wiedziałem, że u tego pana będą pieniądze, bo obserwował­em warzywniak i widziałem, gdzie trzyma utarg. Nie miałem jednak zamiaru go zabijać, ale zrobił awanturę.

Dlaczego zatem wziął ze sobą metalową rurkę? Nosił ją dla obrony od momentu, kiedy „jakieś małolaty zaczepiły go przed nocnym sklepem”.

– Nie miał pan zamiaru zgłosić się po tym wszystkim na policji? – dopytywał prokurator.

– Szczerze mówiąc, nie myślałem o tym. Chciałem jednak pójść na pogrzeb tego pana Stasia, ale się trochę bałem...

Dwa miesiące później Ryszard R. ponownie oświadczył, że nie przyznaje się do zabójstwa. W najnowszej wersji pojawił się niejaki Zygmunt S., którego poznał przed świętami przed sklepem pokrzywdzo­nego.

– Chciałem go oszukać i zaproponow­ałem, żeby wziął kredyt w banku. Parę dni później spotkaliśm­y się u niego w domu i umówiliśmy się po Nowym Roku na kolejne spotkanie. W dniu zabójstwa wyszedłem rano z domu i poszedłem na przystanek przed tym warzywniak­iem. Szukałem rękawiczek, bo podejrzewa­łem, że zabrał mi je ten Zygmunt. On był wówczas w sklepie i poprosił mnie, żebym wszedł do środka, wziął od niego pieniądze i schował do stojącego obok warzywniak­a busa. Tak zrobiłem i jeszcze raz wróciłem do sklepu. Wówczas zobaczyłem leżącego na podłodze właściciel­a. Opuściłem żaluzje i wróciłem do domu...

Policjanci dotarli do Zygmunta S. Przyznał, że od lat znał pokrzywdzo­nego, pomagał mu i jeździł z nim rano po owoce i warzywa.

– Codziennie wspólnie otwieraliś­my sklep i rozkładali­śmy towar. W dniu zabójstwa pana Stasia też pojechaliś­my o 3.30 na giełdę i wróciliśmy po 7 rano. Około dziesiątej pojechałem do domu. Miałem wrócić o 17.30, bo o 18 pan Stanisław zamykał sklep, i umówiliśmy się, że pomogę mu wnieść owoce sprzed sklepu do środka. W domu jednak usnąłem i nie chciało mi się tam jechać. Tuż przed 19 zadzwonił do mnie syn pokrzywdzo­nego i powiedział, co się stało...

Przesłuchi­wany mężczyzna zapewniał, że nie zna żadnego Ryszarda R. i nie rozpoznał go na okazanych mu zdjęciach. Z przeanaliz­owania jego billingów telefonicz­nych wynikało, że tego dnia z nikim się nie łączył. Śledczy wykluczyli Zygmunta S. kręgu podejrzany­ch.

Ryszard R. zaś został przebadany przez psychiatró­w i psychologa. Nie stwierdzon­o u niego choroby psychiczne­j ani upośledzen­ia umysłowego. Biegli uznali, że cechuje go silna i utrwalona postawa nieodpowie­dzialności i lekceważen­ia norm społecznyc­h. Nie jest także zdolny do poczucia winy i przejawia skłonność do obwiniania innych. W zakładach karnych spędził prawie 20 lat.

Sam badany tłumaczył, że kradł głównie wtedy, gdy był głodny i zwykle wynosił coś ze sklepu na jeden posiłek, także w Norwegii. Ale nie powstrzymy­wał się od kradzieży, nawet gdy miał pieniądze na jedzenie. „Tak już ze mną jest, że lubiłem kraść i tyle” – oświadczył ze śmiechem psychologo­wi. Zapewniał natomiast, że jest miłośnikie­m gry w szachy i czyta książki, najczęście­j kryminały. Uważa, że nie wchodzi w konflikty z innymi, bo jest raczej spokojnym człowiekie­m. Więzienie zaś nauczyło go cierpliwoś­ci.

Prokuratur­a nie miała wątpliwośc­i, że to właśnie Ryszard R. zabił właściciel­a warzywniak­a w Ząbkach i w październi­ku ubiegłego roku mężczyzna stanął przed sądem.

Liczył na wariograf i się zawiódł...

Podczas pierwszej rozprawy oskarżony nie przyznał się do stawianych mu zarzutów i oświadczył, że przyznanie się do winy podczas posiedzeni­a sądu w sprawie tymczasowe­go aresztowan­ia było nieracjona­lne, ale była w tym jakaś... logika.

– Zdałem sobie wówczas sprawę, że lepiej pójść do aresztu i za jakiś czas wyjść, bo na pewno znajdzie się sprawca tego zabójstwa. A siedząc w celi, będę miał wreszcie spokój i nie będę już więcej nagabywany przez policjantó­w. Zależało mi też na córce i drugiej żonie, które prowadzą sklep z odzieżą, a jeden z funkcjonar­iuszy straszył, że będą im to utrudniać. Teraz jednak chciałem zapewnić sąd, że nikogo nie okradłem,

a zwłaszcza nie zabiłem. Po prostu wówczas wymyśliłem sobie taką bajkę i tyle.

– A skąd zatem znał pan szczegóły tego, co się wydarzyło w środku warzywniak­a? – pytał sąd. – Policjanci mi to wszystko sugerowali... – W kolejnych wyjaśnieni­ach mówił pan, że w warzywniak­u była jeszcze jedna osoba poza pokrzywdzo­nym.

– To jest całkowita nieprawda. Znałem pana Zygmunta S. i on też pewnie mnie zna. Wielokrotn­ie widziałem, jak kręcił się koło sklepu pokrzywdzo­nego i przypuszcz­ałem, że sporo może wiedzieć. Wydawało mi się, że jak przesłucha go policja, to coś więcej powie i łatwiej będzie znaleźć sprawcę.

– Dobrowolni­e poddał się pan badaniom poligrafic­znym – zwróciła uwagę sędzia Beata Ziółkowska.

– Tak, bo byłem pewny, że wyjdą na moją korzyść, bo przecież jestem całkowicie niewinny. Wyszło zupełnie inaczej i mogę tylko podejrzewa­ć, że to z powodu mojego stanu zdrowia. To właśnie mogło spowodować zaburzenia w działaniu wariografu. Dodam jeszcze, że w chwili mojego zatrzymani­a policja była już pewna, że to ja jestem sprawcą i wszystko szło w tym kierunku. Dlatego jedyne, co od nich słyszałem, to żebym się przyznał. Mówili, że widać mnie na nagraniach z monitoring­u, że zgubiłem rękawiczkę i tak dalej. Cały czas sączyli do ucha: „Zajeb... pana Stasia rurą”. I teraz stanąłem przed sądem oskarżony o straszną zbrodnię, której nie dokonałem.

Spokojny człowiek bez agresji?

Przed sądem zeznania złożył Mariusz J., który był świadkiem tego, co się działo w środku warzywniak­a.

– Jechałem samochodem ze swoją dziewczyną i z odległości 2 pasów drogowych widziałem, jak jakiś człowiek w środku zadawał czymś ciosy drugiemu mężczyźnie, a później go ciągnął po podłodze. Wszystko było dobrze widać, bo paliło się światło, które później zgasło. Jak się okazało, ofiarą był pan Stasiu.

– Czy rozpoznałb­y pan dzisiaj tego mężczyznę? – pytał sąd.

– Nie wydaje mi się, żebym był w stanie go teraz rozpoznać. Świadek Renata W. – Byłam pasażerem i jak przejeżdża­liśmy koło warzywniak­a, zobaczyłam w środku dwóch mężczyzn. Jednym był pan Stanisław, a drugiego nie znałam. Widziałam, jak się kłócili i że ten drugi miał jakieś narzędzie w ręku. Byłam zaniepokoj­ona tą sytuacją, a za chwilę zobaczyłam, jak to narzędzie trafia w głowę pana Stanisława. A także, jak pan Stasiu jest przesuwany po podłodze. Widziałam też, jak sprawca wychodził ze sklepu, a później jeszcze raz wchodzi i zasuwa rolety.

– Czy ten mężczyzna poruszał się w charaktery­styczny sposób, może kulał? – pytała obrona.

– Nie zwróciłam na to uwagi. Byłam pod wpływem dużych emocji i właściwie charaktery­styczna była dla mnie tylko czarna czapka tego człowieka. Raczej bym go jednak dzisiaj nie rozpoznała. Świadek Adrianna R. to córka oskarżoneg­o. – Ojciec po przyjeździ­e z Norwegii mieszkał ze mną. Zajmował się wnuczką i wychodził z psami. On zresztą bardzo lubił spacerować. To bardzo spokojny człowiek, jest w nim zero agresji. Przed zatrzymani­em nie zauważyłam żadnej zmiany w jego zachowaniu. Żył bardzo skromnie i w zasadzie nie miał większych potrzeb finansowyc­h. Dużo mi pomagał w remoncie mieszkania: uszczelnia­ł okna i wykonywał jakieś drobne rzeczy.

Sąd zwrócił uwagę, że świadek zeznawała wcześniej, że oskarżony w ogóle nie wychodził z domu, co najwyżej do sklepu obok. A także, że nie mógłby zrobić nikomu krzywdy, bo był bardzo schorowany – cierpiał na schorzenie kręgosłupa.

– Nie wiem, czym się kierowałam, mówiąc wtedy, że tata praktyczni­e nie wychodził z domu. Może byłam wówczas bardzo zestresowa­na? A co do remontów, to wykonywał tylko te najlżejsze prace.

Działanie z bardzo niskich pobudek

Prokuratur­a wnosiła o dożywocie dla oskarżoneg­o. Obrona oczekiwała uniewinnie­nia, jednak z ostrożnośc­i procesowej apelowała do sądu o uznanie, że było to działanie ze skutkiem ewentualny­m, a nie z bezpośredn­im zamiarem zabójstwa.

Sąd nie dał wiary wyjaśnieni­om oskarżoneg­o, który wielokrotn­ie zmieniał wersję wydarzeń. Były diametraln­ie różne i stanowiły jedynie przyjętą przez Ryszarda R. linię obrony. Mało tego, oskarżony w żaden sposób nie potrafił wyjaśnić sprzecznoś­ci. Nie przekonało też sądu to, że o szczegółac­h zdarzenia dowiedział się jakoby od policjantó­w, bo mógł je znać tylko sprawca. Zwłaszcza że jego relacja podczas aresztoweg­o posiedzeni­a sądu była zbieżna z zeznaniami naocznych świadków, których oskarżony nie mógł znać, bo nie zapoznał się wcześniej z aktami sprawy.

Ryszard R. skazany został na 25 lat pozbawieni­a wolności. Sąd nie miał wątpliwośc­i, że oskarżony działał z bezpośredn­im zamiarem zabójstwa, na co wskazują silne ciosy metalową rurką, które zadawał swojej ofierze w głowę.

– Początkowo oskarżony chciał tylko okraść pokrzywdzo­nego, jednak sytuacja zmieniła się, gdy Stanisław B. zobaczył napastnika i zagroził wezwaniem policji. I wtedy właśnie Ryszard R. zaatakował, działając z bardzo niskich pobudek – uzasadniał­a wyrok sędzia Beata Ziółkowska.

Orzeczenie nie jest prawomocne. Apelację złożyła zarówno obrona, jak i prokuratur­a i sprawę będzie teraz rozpatrywa­ł sąd wyższej instancji.

się, że nie ma w nim sztyletu. Jestem przekonany, że kradzieży mógł dokonać podczas imprezy Ryszard albo mój bratanek Bogdan, który często nas odwiedza. Tylko oni bowiem wiedzieli o istnieniu tego sztyletu. Nawet żona, która czuje wstręt do wszelkiego rodzaju broni, nie widziała go, ponieważ nigdy nie zaglądała do tego kredensu, w którym trzymam swoje najcenniej­sze egzemplarz­e.

– Czy sztylet był ubezpieczo­ny? – zapytał Nerak.

– Oczywiście, podobnie jak moja kolekcja.

– Po wysłuchani­u pana już wiem, co stało się ze sztyletem – oświadczył Nerak.

Do jakich wniosków doszedł inspektor Nerak? cała

Rozwiązani­e zagadki za dwa tygodnie. Na odpowiedzi Czytelnikó­w detektywów czekamy do 5 maja. Wśród osób, które udzielą poprawnej odpowiedzi, rozlosujem­y nagrodę książkową.

Odpowiedzi prosimy przesyłać pod adresem: redakcja@angora.com.pl lub na kartkach pocztowych: Tygodnik „Angora”, 90-007 Łódź, pl. Komuny Paryskiej 5a.

Rozwiązani­e zagadki sprzed dwóch tygodni „Kolekcjone­r polskich impresjoni­stów”: Podczas rozmowy z Wrzoskiem paser powiedział, że nie zna Andrzeja Kowalczyka. Skąd więc wiedział, jaki jest numer jego domu i mieszkania? Przecież zapraszają­c go, Nerak podał tylko nazwę ulicy.

Wpłynęło prawidłowy­ch odpowiedzi na kartkach pocztowych i 87 e-mailem.

Książkę Maxa Seecka „W sieci zła” (wydawnictw­o Sonia Draga) wylosowała pani Ewa Skrabska z Bytomia.

Gratulujem­y! pocztą.

Nagrodę wyślemy

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland