Morderca groził, że mnie też zabije
Fajbusiewicz na tropie(564)
Dramat rozegrał się 2 lutego 1991 roku, kiedy to Emil P. spotkał się w Krakowie z młodym przedsiębiorcą – 27-letnim Mariuszem K., właścicielem firmy remontowej. Cofnijmy się jednak do jesieni 1990 roku. Otóż w tym czasie w firmie pana Mariusza pracował (do listopada) Emil P. – recydywista karany za włamania i oszustwa, ale o tym pracodawca nie wiedział. Emil znowu pojawił się pod koniec stycznia następnego roku. Błagał K. o pomoc – wystawienie faktury za remont, który P. wykonał w restauracji w Mysłowicach. Biznesmen nie chciał zrealizować tej prośby, ale nachalny P. zaczął go nachodzić. 2 lutego 1991 roku około godz. 13 Mariusz K. wyjechał fiatem 126p na spotkanie z P., aby sfinalizować jednak sprawę faktur. Żonę poinformował, że wróci przed 21. Pojawił się na osiedlu Kozłówek, na ulicy Okólnej, u Emila...
Gdy K. nie wrócił do domu, rodzina bardzo się tym zaniepokoiła. O godz. 1 w nocy zadzwonił telefon. Żona usłyszała, że Mariusz K. miał wypadek, w którym zginął człowiek, i w związku z tym musi się ukrywać.
Żona zaginionego dzwoniła do komend policji i stacji pogotowia ratunkowego, pytając o wypadek drogowy ze śmiertelną ofiarą. Nic takiego nie miało miejsca. Wobec takiej informacji 3 lutego rodzina zgłosiła zaginięcie Mariusza K. Kiedy jego małżonka wróciła do domu, ponownie zadzwonił telefon z informacją o śmiertelnym wypadku i potrzebie 25 milionów starych zł za zatuszowanie sprawy. Dodatkowo kobieta usłyszała, że auto stoi na ulicy Polonijnej. I rzeczywiście był tam fiat 126p należący do K., a w nim list o śmiertelnym wypadku i potrzebie zebrania wspomnianej już kwoty. Rodzina oceniła ten list jako pisany pod przymusem. Krakowscy policjanci pojawili się w mieszkaniu Emila P. przy ulicy Okólnej. Szukali jakichś śladów, wiedząc od żony biznesmena, że był z nim umówiony. P. wyparł się kontaktu z K. Zatrzymano go w miejscowym komisariacie, ale wobec braku dowodów został z niego zwolniony. Nadeszły kolejne listy z żądaniem okupu, podnoszące kwotę do 50 milionów. Sprawę przejęli kryminalni z Komendy Wojewódzkiej w Krakowie. Szybko ustalono listę kontaktów P. i jego kryminalną przeszłość. Udało się uzyskać informację, że spotkał się on 2 lutego z K., a na dodatek znaleziono też świadka, który w połowie lutego widział P., kiedy to do syreny bosto pakował stalową beczkę. Nie było wątpliwości, że chodzi o uprowadzenie i że zamieszany jest w nie P., który zapadł się pod ziemię.
Nieznany był też los Mariusza K. Zwrot w sprawie nastąpił, gdy na jednym z podwórek w śródmieściu Krakowa, na ulicy Szczepańskiej, znaleziono dziwną beczkę. Po jej rozcięciu znaleziono wewnątrz skrępowane i spętane zwłoki K. Przez blisko dwa miesiące policja bezskutecznie poszukiwała Emila P. Dopiero emisja 74. odcinka mojego Magazynu Kryminalnego „997” pod koniec kwietnia 1991 roku doprowadziła do zatrzymania bandyty. Biznesmen z Poznania, który oglądał program, przerażony zadzwonił na policję i wskazał adres kwatery, gdzie mieszkał Emil P. Morderca u niego pracował. Przestraszył się, że będzie kolejną ofiarą.
Kiedy żegnałem się z telewidzami, do lokalu poszukiwanego wtargnęła policja, a na rękach zabójcy znalazły się kajdanki. Pierwszy raz zdarzyło się, aby jeszcze w trakcie programu zatrzymano mordercę.
Jak później ustalono, K. zginął już w nocy z 2 na 3 lutego. Zwłoki zostały zalane betonem w beczce.
Kiedy Emil P. stanął przed krakowskim sądem, najwyższą możliwą karą było 25 lat więzienia (obowiązywało moratorium na wykonywanie kary śmierci). Wiele lat później, z okazji 250. wydania Magazynu Kryminalnego „997”, powróciłem do tego spektakularnego sukcesu naszego programu i postaci Emila P. Okazało się, że „Betoniarz” oglądał ten program w więzieniu... i wściekł się. Jakiś czas potem, a było to już na początku XXI wieku, dostałem list od P. Informował mnie w nim, że niedługo opuści więzienie w Kłodzku, bowiem za dobre sprawowanie skrócono mu odsiadkę do 12 i pół roku. Zagroził, że niedługo się rozliczy ze mną za wszelkie kłamstwa, a zemsta będzie krwawa.
Nie zlekceważyłem listu „Betoniarza”. Na szczęście do gróźb dość poważnie ustosunkował się młody prokurator z Łodzi. Przygotował akt oskarżenia i kilka miesięcy później P. dostał półtora roku więzienia za owe groźby, a ze względu na recydywę, cofnięto mu warunkowe zwolnienie i musiał odsiedzieć drugą połowę wyroku za zabójstwo Mariusza K.
Bodaj 4 lata temu, nagrywając kolejny odcinek telewizyjnego programu „Cała prawda o zbrodni”, gościłem w studiu między innymi rzeczniczkę więzienia w Wołowie. W przerwie nagrania pani kapitan zapytała mnie, czy coś mi mówi nazwisko P. Odpowiedziałem, że tak. Otóż okazało się, że w tym więzieniu kończy odsiadywać wyrok Emil P. Blisko 80-letni staruszek codziennie ćwiczy ciężary. Został zapytany, dlaczego z takim zaangażowaniem to robi? Stwierdził, że po wyjściu musi się rozprawić z redaktorem Fajbusiewiczem. Wiem, że „Betoniarz” opuścił więzienie. Ale czy ten, teraz już 85-latek, jeszcze żyje? Tego nie udało mi się ustalić. Mam się bać?