Największy wynalazek ludzkości
To godny zapamiętania i sprzeczny z intuicją fakt, że wynalezienie miasta nastąpiło na długo przed wynalezieniem koła – pisze Ben Wilson, autor „Metropolis”. Miasto – brudne, chaotyczne, niebezpieczne, a jednocześnie fascynujące, inspirujące, twórcze – jest nie tylko miejscem do życia, lecz organizmem, który wciąż ewoluuje wraz ze swoimi mieszkańcami.
Minihistoria świata opowiedziana poprzez dzieje miast. Od starożytnego Uruk po projekt smart city w Lagos. Podróżujemy po miastach w porządku chronologicznym, ale każdy rozdział ma też temat przewodni, np. seks w rozdziale o Babilonie, kosmopolityzm i polityka miejska w Atenach i Aleksandrii, jedzenie uliczne i imigracja w Bagdadzie. Miasta są skupiskami wiedzy, innowacji, nowych wynalazków, a częścią ich życia zawsze była migracja i wielokulturowość, które zapewniały im witalność i odporność.
Roman Clodia (Londyn, Wielka Brytania)
Do 1800 roku na obszarach miejskich mieszkało nie więcej niż 3 do 5 procent światowej populacji. Do 2050 roku będzie to już dwie trzecie. Miasta służą kreatywności i tworzeniu nowych start-upów, co powie każdy hipster pijący latte. Ale dostarczają również rzeczy mniej przyjemnych, które czasami przybierają formę epidemii (np. przestępczość i handel narkotykami). Miasto jest największym wynalazkiem człowieka. Nie myślicieli, książąt czy polityków, lecz całej ludzkości. Miasta tworzą ludzie dla ludzi. Historia miast mogłaby być nudna, ale dzięki przeskakiwaniu w czasie Ben Wilson trzyma tempo i zapewnia bardzo przyjemną lekturę. Trafiamy do Bagdadu z VI wieku, gdzie towarzyszymy bogatej damie podczas zakupów egzotycznych towarów, i do XVI-wiecznego Londynu, gdzie uchodźcy sefardyjscy smażą ryby.
Boudewijn (Holandia)
Trudno wyobrazić sobie temat bardziej ambitny i obszerny niż „miasto”, lecz Benowi Wilsonowi udaje się upchnąć historię miejskiego życia w „Metropolis” na 500 pełnych pasji stronach. Maluje obraz miast jako miejsc walki, wyzwolenia, grzechu, kreatywności, chaosu, ambicji, przemocy, odporności, a przede wszystkim ludzkiego potencjału.
Eric Hendry (Toronto, Kanada)
Po lekturze „Metropolis” będziesz wiedział, dlaczego miasta są ważne. Książka jest pełna intrygujących faktów, na przykład o mieście, gdzie każdy miał prysznic i spłukiwaną toaletę w 2600 roku p.n.e.! Wilson opowiada nawet, jak ryba z frytkami trafiła do Londynu! Dowiesz się, które miasta rozwijały się najszybciej i dlaczego, a które po prostu zniknęły.
Nigel Masterton (Edynburg, Wielka Brytania)
Myślę, że główna teza książki brzmi mniej więcej tak: dzisiejsze megamiasta, z ich skrajnymi nierównościami, slumsami i nieformalną gospodarką, nie są złe. Dzielnice naznaczone biedą i brakiem usług komunalnych to przestrzeń dla przedsiębiorczości, która jest kluczowym motorem innowacji.
Bernhard Nickel (Cambridge, USA)
Wybrała i oprac. E.W. Na podst.: goodreads.com BEN WILSON. METROPOLIS. NAJWIĘKSZY WYNALAZEK LUDZKOŚCI (METROPOLIS: A HISTORY OF THE CITY, HUMANKIND’S GREATEST INVENTION). Przeł. Tomasz Wyżyński. Wydawnictwo CZARNA OWCA, Warszawa 2022. Cena 59,99 zł.
Za dwa tygodnie: Niall Ferguson. „Fatum. Polityka i katastrofy współczesnego świata”.
„Dom pod wiecznym piórem” nie jest książką, która malowałaby nowy, nieznany wcześniej obraz kamienicy przy Krupniczej. Raczej systematyzuje stan wiedzy o losach domu i jego mieszkańców, korzystając z opublikowanych już wspomnień. Gdy w pierwszej części pracy zestawia spis lokatorów, by ich przypomnieć i utrwalić, przywołuje
książki nam znane.
Władysława Bodnickiego („Muzy na Krupniczej”), Kiry Gałczyńskiej („Nie gaście tej lampy przy drzwiach”), Stefana Kisielewskiego („Abecadło Kisiela”) i jego syna Jerzego („Pierwsza woda po Kisielu”), a nade wszystko wspomnienia Tadeusza Kwiatkowskiego (m.in. „Niedyskretny urok pamięci”), Joanny Olczak-Ronikier („W ogrodzie pamięci”), Marty Wyki („Przypisy do życia”), Henryka Voglera („Autoportret z pamięci”). To tylko niektórzy z mieszkańców Krupniczej 22, którzy drukiem opowiedzieli dzieje XX-wiecznej polskiej literatury poprzez osobiste, często intymne i pełne emocji wspomnienia o twórcach, których los ocalił. Warto ich sobie przypomnieć.
Poza literacko obudowanym szczegółowym spisem lokatorów Polewka zawarł w książce miniszkice o samym domu, jego architekturze, funkcjach i miejscach w nim szczególnych. Opowiada z autopsji, gdzie i w którym mieszkaniu mieszkał każdy z lokatorów, z kim je dzielił, w jakim stylu i co z tego wynikało. Dla nich i dla literatury. Zapewne fakt, że Polewka tam się urodził (jako jeden z 28 potomków z Krupniczej 22) i tam spędził życie, nadaje jego spisowi autorów wymiar emocjonalny i osobisty. Wiele z opisanych biogramów zaopatrzył w karykaturę bohatera. Sięgnął też do dokumentów, by historię domu literatów, która się już ostatecznie domknęła, ukazać jako zbiór faktów – nie tylko akt nostalgii. „Budynek przy ulicy Krupniczej 22 powstał w latach 1911 – 1912 według projektu znanego
i ożóg do gryzienia. Na deser dygaciki waniliowe, brezy w śmietanie i kisiel katolicki. Były też trunki: cherry brandy, kordiał zawieyski i kordiał wielowieyski, a z win morstin wytrawny i do wina sery: ruthefort buczkowski i elementaler literacki”.
Odbywały się w stołówce nie tylko akty konsumpcji, ale niezliczone popijawy, sylwestry, imprezy rodzinne, wesela i urodziny. Czczono tu Nobla Szymborskiej (poetka spędziła tu 16 lat), wreszcie
odbywały się spotkania
z tuzami europejskiej kultury, zjeżdżającymi pod Wawel. W stołówce gościli nobliści: „Ivo Andrić, John Steinbeck, Jean-Paul Sartre, Heinrich Böll, Pablo Neruda, mniej wyróżnieni, lecz nie mniej znakomici pisarze, jak Paul Eluard, Alain Robbe-Grillet, Simone de Beauvoir, Romain Gary, Juliusz Benda, Roger Garaudy, Walentin Katajew, Sergiusz Michałkow, Eugeniusz Jewtuszenko, Konstanty Paustowski, Wacław Rezac, Robert Graves, Graham Greene, Saul Bellow, Franciszek Hałas i dziesiątki, jeśli nie setki innych pisarzy z całego świata. Ostatnim noblistą, który w roku 1981 przybył na spotkanie z pisarzami i czytelnikami na Krupniczej, był Czesław Miłosz (...). Spotkania z najsławniejszymi przyciągały na Krupniczą tłumy czytelników – podczas wizyty Johna Steinbecka, oprócz wypełnionej po brzegi sali klubu, całe zaplecze lokalu i bliską część ulicy zajmowała publiczność, starając się usłyszeć przynajmniej głos pisarza. Podobnie było wiele lat później, kiedy prezes Jan Pieszczachowicz torował drogę do sali Miłoszowi”.
Ciekawym wątkiem dziejów kamienicy były domowe biblioteki, a jak pisze Polewka, w każdym mieszkaniu były tysiące tomów. Najwięcej książek miał Tadeusz Kwiatkowski (trzy tysiące), ale łączna, choć uśredniona, liczba sięgała 30 tysięcy w całym domu. Jeszcze ciekawsze były losy fortepianów obecnych w pejzażu dźwiękowym kamienicy. Były początkowo dwa oraz jedno pianino, potem dokupiono do celów związkowych trzeci fortepian, a po latach trafiły pod ten adres jeszcze dwa wielkie instrumenty. To na Krupniczej rodził się krakowski jazz... W 1958 roku przyjechał do Krakowa ze swoim kwartetem Dave Brubeck, który najpierw zagrał koncert w „Rotundzie”, ale jam session odbył się na Krupniczej. Z Brubeckiem zagrali wtedy: Komeda, Kurylewicz, Byrczek, Trzaskowski, Karolak i Dąbrowski. Znad ojcowego fortepianu na Krupniczej ruszył w świat spektakularnej kariery Wacek Kisielewski, znakomity pianista, którego duet z Markiem Tomaszewskim stał się międzynarodowym fenomenem wykonawczym lat 70. i 80. ub. wieku.
Dla wielu pisarzy dom był przystankiem, miejscem złapania oddechu, sił czy dystansu. Później opuszczali oni Kraków, wracali do Warszawy albo zasiedlali ziemie obiecane, na przykład w Szczecinie, dokąd poniosło m.in. Gałczyńskiego i Andrzejewskiego, albo w latach późniejszych udawali się na emigrację, jak Artur Maria Swinarski, Mrożek, Brandys czy Hordyński. Aliści, jak pisze Polewka: „Kilkoro z nich przeżyło tu niemal całe swoje literackie życie – Kazimierz Barnaś, Jerzy Bober, Jerzy Lovell, Jan Bolesław Ożóg i Maria Podraza-Kwiatkowska mieszkali w Domu Literatów przez ponad 40 lat, inni, jak Anna Świrszczyńska, Stanisław Czycz i Ryszard Kłyś, około 40. Jedynym pisarzem, który do dzisiaj pozostaje na Krupniczej, jest Ryszard Sadaj (już 43 lata, z czego pierwszą połowę jako lokator literacki, dalej jako zwykły najemca). Przez całe literackie życie tego domu, od roku 1945 przez ponad pół wieku, mieszkały na Krupniczej żony pisarzy Ewa Otwinowska i Ewa Bober, a także woźna związkowa Karolina Surówka”. Sławna pani Lola... „Pana Miłosza dobrze znałam, mówiła chętnym do posłuchania, on się we mnie kochał, ale ja żem go odpaliła, bo on był mruk...”. Pani Lola miała bliski kontakt z Muzami. „Z panią Szymborską tośmy się bardzo lubiły, wspominała. Nieraz my się wódeczki napiły, podokazywały, ale potem my pracowały, ja jej bardzo pomagałam. Ale mówię jej: pani Wisiu, napiszże pani co dłuższego, bo to takie krótkie. A ona mówi: Lola, napisałabym, ale mi się nie chce! No to ja mówię: no, ale to musi być grube, bo nam tego Nobla nie dali... No i dali nam w końcu!”. Świetnie parodiował Lolę Bronisław Maj, poeta i lokator Krupniczej.
Tylko najstarsi krakusi pamiętają, że w 1961 roku schronienie – na trzy lata! – na Krupniczej znalazł Piotr Skrzynecki i Piwnica pod Baranami i to tu rok później debiutowała niezwykła pieśniarka Ewa Demarczyk. „W przyćmionych światłach, na małym klubowym podium pojawiła się po raz pierwszy «Czarna Madonna piosenki poetyckiej». I Grand Walse Brillant Tuwima-Koniecznego, i Tomaszów, a potem Leśmian i Baczyński”.
W ciągu półwiecza Domu Literatów w jego murach powstało, co skrupulatnie zebrał Polewka, kilkaset utworów. Ułożył je w swoistym rankingu, który pozwala się zorientować w skali talentu lokatorów i rangi dzieł, które zaważyły na całym literackim półwieczu. Są pośród nich: „Popiół i diament” Andrzejewskiego, „Pożegnania” Dygata, „Zaczarowana dorożka” Gałczyńskiego, „Dzień oszusta” Iredyńskiego, „Niemcy” Kruczkowskiego, „Policja” Mrożka, „A jak królem, a jak katem będę” Nowaka, „Czerwona rękawiczka” Różewicza, „Dwa teatry” Szaniawskiego, wiersze Poświatowskiej, Świrszczyńskiej i Szymborskiej. Literatura polska pozbawiona półki z tymi tytułami nie byłaby, czym jest... Autorski Leksykon, pisze w zakończeniu Polewka, „przypomina o znanych i o zapomnianych, zanim ich krakowskie życie albo krakowski epizod życia pozostanie tylko okruchem legendy”.
Pół wieku temu, w czasie studiów uniwersyteckich, niemal codziennie – przez kilka lat – przechodziłem Krupniczą, wracając z lub idąc do Collegium Paderevianum UJ. Mijałem Dom Literatów, nigdy jednak nie zaglądając na podwórzec i oficyny. Mimo to czułem i zapamiętałem magię tego miejsca. Także w moim
wspomnieniu to okruch legendy...
JAN POLEWKA. DOM POD WIECZNYM PIÓREM. ISKRY, Warszawa 2022, s. 452. Cena 59,90 zł.