Wiedziałam, że muszę to przetrwać
W 3. edycji programu „Top Model” wyróżniała się charakterystyczną urodą. Tamara Subbotko spełnia się dziś w roli mamy
obrazy i grafiki dziadka i przekształciłam je na nadruki. W ten sposób trafiały na koszulki, bluzy itp. Dobrze się to sprzedawało.
Prowadzeniem własnej firmy odzieżowej zajmowała się przez rok. – Musiałam ją jednak zawiesić, bowiem mąż otrzymał pracę poza Gdynią. W Łodzi, we Wrocławiu, a potem także w Hiszpanii. Mąż jest osobą bardzo rodzinną i od początku mieliśmy ustalenia, że jak będzie wyjeżdżał na dłużej, to razem z synem będziemy z nim podróżowali. I tak się stało.
Tym samym kolejny rok spędziła poza Gdynią. – Występowałam w tym czasie wyłącznie w roli żony i mamy.
Jak mówi, cały czas pojawiały się propozycje z modelingu. – Kusiło mnie, to oczywiste. Priorytetem jest jednak rodzina.
Przyznaje, że dalej tęskni. – Modeling cały czas jest bliski mojemu sercu. Ale jak to w życiu, nie można łapać wszystkich srok za ogon i na coś trzeba się zdecydować.
Gdynianką jest od urodzenia. Od dziecka, jak wspomina, lubiła się stroić. – Wkładałam babci buty na obcasach i paradowałam, robiąc w domu wybieg.
Wiele lat później, jak to w życiu bywa, pomógł jej przypadek. – Na ulicy podeszła do mnie właścicielka agencji modelek z Gdańska. Zapytała, czy nie myślałam o pracy w takim charakterze. Odparłam, że owszem, mogłabym spróbować.
Wtedy jednak nic z tego nie wyszło. Dlaczego? – W tym samym czasie babcia dostrzegła gdzieś informacje o castingu do programu „Top Model” i kazała mi tam pójść. Na casting w Warszawie zawiózł mnie osobisty babci narzeczony.
Wcześniej jednak przeżywała trudne chwile. Najpierw, kiedy miała 14 lat, umarł jej tata. A potem, do czego przyznała się w programie, była związana z chłopakiem uzależnionym od narkotyków. Ale nie poddała się, walczyła o niego i o ich związek. Przekonała partnera i wysłała go na terapię. Niewiele to jednak dało, zatem zakończyła znajomość. Nie ukrywa, że był to ciężki okres w jej życiu. – Wpadłam w depresję, zawaliłam szkołę. Musiałam powtarzać klasę. Ale wyszłam na prostą.
Kiedy zdecydowała się na wyjazd do Warszawy, na eliminacje do programu „Top Model”, miała 18 lat. Pojechała, jak to określa, bez ciśnienia i wielkich nadziei, a raczej, aby zrobić przyjemność babci. Pierwsze w życiu przejście po profesjonalnym wybiegu wspomina bez większej ekscytacji. – Kazali przejść, to poszłam. Nie traktowałam tego zupełnie serio, myślę, że tak jest do dzisiaj. Nie oczekiwałam zbyt wiele. Lepiej być mile zaskoczonym, niż czuć się zawiedzionym.
I w istocie była mile zaskoczona, gdyż niebawem zadzwonił telefon z TVN i usłyszała, że przeszła do następnego etapu, w którym znalazło się 40 dziewcząt. – Z tego kręgu wybierana jest grupa 13 dziewczyn, które muszą zamieszkać we wspólnym domu. I ja trafiłam do tej grupy.
Śmieje się, że babcia mówiła, iż od początku była przekonana, że jej się powiedzie. – A dla mnie to była niespodzianka.
Cały pobyt trwa tam miesiąc. – Nie był to łatwy okres. Siedziałyśmy na planie, czekając na swoją kolej, na zadanie czy sesję. W tym programie wiele rzeczy robi się „pod telewizję”. Wiedziałam, że muszę to przetrwać.
Przyznaje, że były chwile, kiedy miała dosyć, ale wiedziała, że musi wytrzymać. – Modeling to wbrew pozorom kawał ciężkiej roboty. Tak naprawdę jest on dla twardych i wytrwałych. I na pewno dla odpornych psychicznie. Konkurencja jest bardzo silna, poza tym należy mieć dystans i cierpliwość do ludzi, z którymi się pracuje.
To wszystko, co nagrywano w tym domu, emitowano później w kolejnych telewizyjnych odcinkach. Był też wyjazd zagraniczny. Pisano, że otarła się o finał. Co to znaczy otarła się? – Odpadłam w odcinku przed finałem. Byłyśmy wtedy finałową piątką w Indiach. Prezentowałyśmy się w tej egzotycznej scenerii w określonych warunkach. Najpierw odpadła koleżanka Justyna, a potem przyszła kolej na mnie.
Podkreśla, że wydaje się jej, iż nie pasowała kanonem urody. – Poza tym liczyła się statystyka, czyli liczba udziałów w pokazach. Ja miałam ich mniej.
Była jedyną blondynką, która znalazła się w finałowej grupie, i jedyną, która uczestniczyła w pokazie Fashion Week w Indiach. – Jak wiadomo, uroda Hindusek jest zupełnie inna. Do finałowej rozgrywki „Top Model” weszły zatem same brunetki.
Już wcześniej zresztą czuła, że w tym kraju nie ma szans. – To nie mój level. Gdyby impreza odbywała się w Europie albo w Ameryce Północnej, myślę, że byłoby zupełnie inaczej. Miałabym znacznie większe szanse.
Nie odbierała tego jako porażki, nie czuła się przegrana, ale było jej przykro. – Nie miałam jakiejś traumy, nie był to dla mnie wielki cios, ale czułam tak zwyczajnie smutek. Cóż, po prostu nie wyszło.
Mówi, że wcześniej nie myślała o zwycięstwie, ale widziała siebie w finale. – Skoro zaszłam już tak daleko, chciałam zrobić jeszcze ten jeden krok.
Nie udało się, ale, jak zauważa, i tak swój udział w programie uważa za sukces. Po zakończeniu programu podpisała bowiem umowę na pięć lat z jedną z największych, topowych agencji modelek w Polsce. Zwiedziła kawał Polski i świata. Pracowała na wybiegach w Stanach Zjednoczonych, w Japonii, w Turcji, w Niemczech i w wielu innych krajach. Trwało to ponad trzy lata.
Śmieje się, że chociaż z przyszłym mężem wielokrotnie mijali się gdzieś zawodowo, to poznali się... przez aplikację randkową.
Z wojaży u boku męża powróciła pod koniec ubiegłego roku. I wtedy uznała, że chce iść gdzieś do pracy. Tłumaczy, że zawsze bliska jej sercu była gastronomia. – I padło na tę dziedzinę. W podjęciu decyzji bardzo pomogła mi mama, która poprosiła, abym zajęła się restauracją jej partnera, kiedy wspólnie wyjadą na dłużej do Hiszpanii.
I tak się stało. – Od pół roku jestem menedżerką w pięknie położonym lokalu „Del Mar” przy gdyńskiej plaży. Sprawia mi to wielką przyjemność.
Niestety, przed sezonem zakończy tę pracę. Dodaje, że jeśli pokazy mody wrócą w takim wymiarze, jak powinny, wszystko odbywać się będzie jak dawniej, to z chęcią ponownie pokaże się na wybiegu. – Oczywiście, to nie zależy ode mnie, żyjemy w trudnych czasach. Ale jeśli będzie taka możliwość, zrobię to naprawdę z wielką przyjemnością. Wszak wciąż jest to kawałek mojego życia.
Tekst i fot.: togaw@tlen.pl