Sensowna hybryda
Ford Kuga to znany i ceniony SUV, który w trzeciej generacji doczekał się, zgodnie z panującymi trendami, hybrydowych napędów. Z każdym kolejnym kilometrem pokonywanym za kierownicą Kugi coraz bardziej przekonywałem się nie tylko do samego modelu, ale także do samoładującej się hybrydy oferowanej przez amerykańską markę. Ta zapewnia przyzwoite osiągi i znikome – jak na gabaryt auta – zużycie paliwa. Królująca dotychczas w segmencie hybrydowych SUV-ów Toyota RAV-4 doczekała się groźnego i wartego uwagi konkurenta.
Silnik benzynowy, diesel, hybryda plug-in i samoładująca się hybryda... Zainteresowani Fordem Kugą mają z czego wybierać, jeśli chodzi o napęd. Do testu przyjąłem wersję dedykowaną tym, którzy – według strony internetowej Forda – szukają oszczędności i podróżują zarówno na krótkich dystansach, jak i w trasie, oraz nie mają możliwości ładowania baterii z zewnętrznego źródła zasilania. Bazą 190-konnego zespołu napędowego jest w tym wypadku 2,5-litrowy benzynowy motor. Skrzynia biegów? Dostępny jest wyłącznie bezstopniowy automat (eCVT). Mamy zatem do czynienia z patentem podobnym do proponowanego i sukcesywnie rozwijanego od wielu lat przez Toyotę, która niebezpodstawnie uchodzi za wzór w konstruowaniu samoładujących się hybryd. Przekonałem się, że Kuga absolutnie nie ma się czego wstydzić względem popularnej RAV-4, od której pod kilkoma względami okazała się lepsza.
Ani w pierwszej generacji, ani w drugiej czy trzeciej – obecnej – Ford Kuga specjalnie nie urzekł mnie linią nadwozia. Nie chodzi o to, że ten rodzinny SUV jest brzydki.
Wygląda poprawnie, lecz po prostu niczym szczególnym nie wyróżnia się na tle licznej konkurencji. Muszę jednak przyznać, że egzemplarz z parku prasowego bardzo zyskiwał w czerwonym kolorze lakieru. Odcień wymagający dopłaty 3600 złotych od razu skojarzył mi się ze słynnym, przepięknym „Soul Red” od Mazdy. Kuga ma ponad 4,6 metra długości, co przekłada się na całkiem przestronne wnętrze.
Zbawienna dla wysokich pasażerów jest regulacja tylnej kanapy. Gdy lekko pochylimy oparcie, miejsca nad głową nie powinno brakować. Kanapę da się także przesuwać w poziomie, co pozwala z łatwością powiększyć bagażnik od bazowych 475 litrów aż do 645. Rozczarowały mnie za to przednie fotele, na których nie potrafiłem znaleźć odpowiedniej pozycji. Były za krótkie, pozbawione opcji przedłużenia podparcia ud. Siedziało się na nich zbyt sztywno, niczym na taborecie. Inną wadą był wysoki próg nieco utrudniający wsiadanie do środka. A przecież wygoda wsiadania i wysiadania to jeden z głównych atutów wszelkiej maści SUV-ów i crossoverów.
Z perspektywy testowania najnowszych aut, których producenci stale toczą technologiczny wyścig, montując coraz większe dotykowe ekrany odpowiadające m.in. za sterowanie multimediami, ten z Kugi wydał mi się za mały jak na współczesne realia. 8-calowy wyświetlacz ginął gdzieś na środku deski rozdzielczej. Podobnie przestarzałym już rozwiązaniem był wyświetlacz head-up, którego obraz padał na wysuwaną małą płytkę zamiast na przednią szybę. Trzeba jednak przyznać, że proste w obsłudze systemy działały bez zarzutu. Świetnie brzmiał także system audio. Ponadto więcej niż dobre wrażenie pozostawiły materiały zastosowane do wykończenia wnętrza. Dominowały miękkie tworzywa, co wcale nie jest regułą w tym segmencie. Warto wspomnieć, że Kuga jest też bardzo dobrze wyciszona i nawet przy autostradowych prędkościach w kabinie jest względnie cicho. Konkurenci – w tym wywołana do tablicy Toyota RAV-4 – wypadają pod tym względem gorzej.
Co więcej, powtarzany stereotyp o wyjątkowo dobrym prowadzeniu się Fordów znalazł odzwierciedlenie zza kierownicy Kugi. Jak na sporego i masywnego SUV-a ten na drodze odwdzięczał się nie tylko komfortem jazdy, ale nie był też podatny na mocne podmuchy wiatru. Cechował się przyjemną sprężystością w szybciej pokonywanych zakrętach, zapewniając pewną dozę frajdy. Zupełnie jak nie SUV, co akurat w tym kontekście należy uznać za sporą zaletę. Nie oszukujmy się jednak, przecież nie o „sportowe” doznania chodzi w hybrydowej Kudze. 9,8 sekundy do setki to rezultat, który raczej na nikim nie zrobi wrażenia (chociaż nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Kuga była ciut szybsza, niż deklaruje producent). Z drugiej strony, przesadą byłoby stwierdzenie, że 190-konny hybrydowy Ford to zawalidroga. Ruszając spod świateł, wolnossącej jednostce wyraźnie pomagał elektryczny wspomagacz, dając odczuwalnego „kopa” przy zdecydowanym potraktowaniu pedału gazu. Także w trakcie jazdy elektryczne wsparcie było zauważalne, co przekładało się na odpowiednią – jak przystało na hybrydę – elastyczność napędu.
Przechodząc do sedna, czas poszukać zapowiadanych przez Forda oszczędności. Przez ostatni tydzień przejechałem Kugą ponad 1000 kilometrów, z czego większość stanowiły autostrady. Całkowite zużycie paliwa nie przekroczyło 8 litrów na każde 100 kilometrów. Nieźle, ale warto skupić się na rezultacie z miejskiej jazdy. Nie jest tajemnicą, że w korkach i przy niskich prędkościach czerpiemy najwięcej korzyści z hybrydowych napędów. Nie inaczej jest tutaj. Bez większego wysiłku da się osiągnąć poziom poniżej 6 litrów na setkę, co – biorąc pod uwagę rozmiar auta – jest bardzo dobrym wynikiem. Przy obecnych cenach paliw, im rzadziej musimy odwiedzać stacje benzynowe, tym lepiej... Gorzej, że za opisywaną hybrydę zapłacimy niemało. W najniższej wersji wyposażenia z napędem na jedną oś Kuga kosztuje niecałe 158 tysięcy złotych. Jeśli wybierzemy napęd na cztery koła (9 tysięcy dopłaty) i kompletne wyposażenie, cena niebezpiecznie zbliży się do 200 tysięcy.
Podsumowując, Ford Kuga, który wydawał mi się nudnym, pozbawionym fajerwerków wozem, przekonał mnie do siebie tym, jak dobrze jeździ, nie mając dużego apetytu na paliwo. Tylko i aż tyle. Najważniejszą informacją jest jednak ta, że jeżeli szukamy wygodnego SUV-a z samoładującą się hybrydą, nie jesteśmy już ograniczeni tylko do Toyoty i modelu RAV-4, jak było do niedawna. Dopracowany przez Forda napęd wydaje się równie dobry i skuteczny. Zapraszam też do słuchania podcastu
„Garaż Angory”
Przed nami długi weekend majowy. To właśnie wówczas najczęściej rozpoczyna się sezon grillowy. Z myślą o nadchodzącym wolnym okresie, w którym najbardziej lubimy wrzucać coś smacznego na ruszt, chcę Wam zaproponować (nie)typowego kotleta mielonego z grilla z dodatkiem suszonej śliwki. Warto dobrze, a przede wszystkim smacznie, rozpocząć sezon.
Najczęściej idziemy na łatwiznę – kupujemy kiełbasę albo kaszankę i przygotowujemy na grillu. Nierzadko sięgamy też po karczek, uprzednio zamarynowany, i postępujemy podobnie. Nie ma w tym oczywiście nic złego, ale proponuję wprowadzić do swojego menu pewną zmianę, a raczej powiew kulinarnej świeżości. Z karczku właśnie warto przygotować kotlety mielone ze śliwką w środku. Całość otoczyć boczkiem i tak grillować.