Wojna Putina: faza kolejna i ostatnia?
Po prawie dwóch miesiącach wojny Moskwa i Kijów niemal jednocześnie powiadomiły o jej nowym etapie. Ukraińcy nazwali go wprost „bitwą o Donbas”, Rosjanie mówią o „kolejnej fazie”, starając się przy tym nie wspominać, czym zakończyła się dla nich poprzednia.
– Można stwierdzić, że wojska rosyjskie rozpoczęły bitwę o Donbas, do której przygotowywały się od dawna. Bardzo duża część całej armii rosyjskiej jest teraz skupiona na tej ofensywie – oświadczył 18 kwietnia przed północą prezydent Wołodymyr Zełenski. Był to oficjalny komentarz do doniesień Sztabu Generalnego z tego samego dnia, że Rosjanie wyraźnie zaktywizowali działania ofensywne na wschodzie i południu kraju.
Ukraińscy wojskowi nie mieli wątpliwości. Celem przeciwnika stało się „zdobycie pełnej kontroli nad terenami obwodów donieckiego i ługańskiego oraz utrzymanie korytarza naziemnego do okupowanego Krymu”. – Bez względu na to, ilu rosyjskich żołnierzy tam zwiozą, będziemy walczyć, będziemy się bronić. Będziemy to robić codziennie – ostrzegł Zełenski. – Nie oddamy niczego, co ukraińskie. Przyznał przy tym, że najeźdźcy zaczęli działać „nieco bardziej racjonalnie”. Napierają, szukając słabszego miejsca w liniach obronnych, by zaatakować głównymi siłami właśnie tam. – Nie ma jednak co liczyć, że to im pomoże – zapewnił prezydent. – To tylko kwestia czasu, kiedy całe terytorium naszego państwa zostanie wyzwolone.
Dobrowolna „zmiana konfiguracji”?
Niemal jednocześnie nowe zamiary Kremla oficjalnie ogłosił minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow. Sedno jego wypowiedzi było takie samo: teraz cel numer 1 to Donbas. Reszta była tylko propagandową otoczką, stanowiącą aktualnie obowiązującą linię polityczną. Ławrow przekonywał mianowicie, że spod Kijowa i Czernihowa rosyjska armia wycofała się w geście... dobrej woli. – Po prostu zrekonfigurowaliśmy naszą obecność wojskową na Ukrainie – tak ujął to szef rosyjskiej dyplomacji. – W geście dobrej woli zmieniliśmy konfigurację w obwodach czernihowskim i kijowskim, ale jak wiecie, nie spotkało się to z wdzięcznością. Zamiast tego doszło do natychmiastowej inscenizacji w Buczy – powiedział Ławrow i tu wplótł propagandową narrację, że zbrodnie w podkijowskich miejscowościach były ukraińską prowokacją.
Prawda etapu
Celem owych wszystkich konfiguracji i rekonfiguracji miało być właśnie rozpoczęcie „kolejnej fazy” tzw. wojskowej operacji specjalnej. Bo mimo prawie dwóch miesięcy od jej rozpoczęcia w Moskwie nadal nikt nie nazywa jej oficjalnie wojną. Cóż więc zakłada jej nowy etap? – Operacja na wschodzie Ukrainy jest skierowana – jak to już ogłoszono na samym początku – na całkowite wyzwolenie republik Donieckiej i Ługańskiej. Ta operacja będzie kontynuowana, następna faza się zaczyna. Jestem pewien, że to będzie bardzo ważny moment tej operacji – stwierdził Ławrow w wywiadzie dla dziennika „India Today”.
Tylko że minister znów rozminął się z prawdą lub co najmniej przemilczał jej część. Tę dotyczącą realizacji planów na etap poprzedni (a w zamierze
Ciągle niespokojnie w Jerozolimie – w niemal codziennych starciach z izraelską policją w okolicach Wzgórza Świątynnego i meczetu Al-Aksa zostało rannych kilkudziesięciu Palestyńczyków.
Ulewne deszcze (niektórzy porównują je do potopu) nawiedziły Republikę Południowej Afryki, głównie prowincję KwaZulu-Natal. Śmierć poniosło co najmniej 340 osób, a już wiadomo, że liczba ta może się znacznie zwiększyć. Skutki powodzi dotknęły bezpośrednio około 40 tysięcy mieszkańców kraju.
Trochę poluzowano covidowe obostrzenia w Szanghaju. Część mieszkańców może opuszczać swoje domy. Wznowiły też pracę niektóre zakłady zatrzymane pod koniec marca.
W Rosji wybuchło wiele niespodziewanych pożarów. W Twerze spłonął prawie doszczętnie budynek Instytutu Badawczo-Rozwojowego Ministerstwa Wojsk Lotniczych i Rakietowych, gdzie powstały m.in. projekty słynnych S-400 i Iskander. Zaś w mieście Kineszma nad Wołgą ogień zniszczył zakłady chemiczne, jedne z największych w tym kraju. Ponadto dziwnym trafem spłonęło kilka komend uzupełnień wraz z komputerami zawierającymi spisy poborowych.
Zatopiony rosyjski krążownik „Moskwa”, który leży na dnie w wyłącznej strefie ekonomicznej Ukrainy, został przez nią złośliwie, choć zgodnie z konwencją UNESCO, wpisany do rejestru podwodnego dziedzictwa kulturowego tego kraju. Z kolei dowództwo rosyjskiej marynarki wojennej wysyła w celu wydobycia wraku również zabytek, najstarszy na świecie statek ratunkowy „Komuna”. Pozostaje on w służbie od ponad 100 lat, bo zwodowany był w czasach rządów cara Mikołaja II.
Według wywiadu Ukrainy rosyjskie zakłady Urałwagonzawod już niedługo zakończą produkcję m.in. nowych czołgów typu T-90 i T-14. W ten sposób zaczynają działać zachodnie sankcje, które powodują problemy finansowe i braki materiałowe, w tym niedostatek komponentów elektronicznych.
Uczące się we francuskich szkołach dzieci uchodźców robią wrażenie na tamtejszych nauczycielach. Ich poziom znajomości matematyki jest wyższy niż u miejscowych uczniów, lepiej też, mimo bariery językowej, radzą sobie w innych przedmiotach.
Kanadyjska organizacja Citizen Lab donosi o kolejnych przypadkach użycia słynnego oprogramowania znanego pod nazwą Pegasus. Według niej zainfekowano m.in. sieć komputerową zainstalowaną w siedzibie premiera Wielkiej Brytanii przy Downing Street w Londynie. Z kolei służby podległe rządowi Hiszpanii miały podsłuchiwać Pegasusem kilkudziesięciu Katalończyków, w tym deputowanych do Parlamentu Europejskiego.
Dziesięcioletnia Iwanka bardzo płakała, kiedy rosyjski wojskowy zabrał jej smartfona w pięknym czerwonym etui. A jej mama nie mogła uwierzyć własnym uszom, kiedy po trzech dniach zadzwonili do niej ukraińscy żołnierze. Z pytaniem, czy dziewczynka żyje i jak mogą jej odesłać odzyskany telefon.
Historia z wyjątkowym happy endem była tak niezwykła, że postanowił o niej poinformować sam Sztab Generalny. Jej bohaterami byli wojskowi z 93. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej „Chołodnyj Jar”, a konkretnie jej zwiadowcy, którzy wzięli do niewoli rosyjskiego żołnierza z elitarnej Dywizji Kantemirowskiej. Podczas przeszukania jeńca znaleziono przy nim nietypowe gadżety – smartfona w czerwonym etui i powerbank ozdobiony błyszczącymi plastikowymi brylancikami.
Na początku Rosjanin zarzekał się, że jedno i drugie jest jego własnością. W aparacie była karta SIM jednego z rosyjskich operatorów komórkowych, a w historii połączeń były już rozmowy z Rosją. Ale w kontaktach były też dwa, które szczególnie zainteresowały zwiadowców. Wydało im się dziwne, że wojskowy opisał je jako „tatuś” i „mamusia”. Ukraińscy żołnierze stwierdzili, że trzeba pod te numery zadzwonić. I dodzwonili się do mamy, nie rosyjskiego kierowcy-mechanika, tylko do mamy Iwanki, dziewczynki z leżącego w obwodzie sumskim miasta Trościaniec.
– 15 marca wyjechaliśmy całą rodziną korytarzem ewakuacyjnym z Trościańca, wówczas okupowanego. Staliśmy w kolumnie aut, byliśmy wystraszeni, bo trwały walki o miasto. Wtedy podeszli do nas rosyjscy wojskowi i powiedzieli, żeby oddać wszystkie telefony – relacjonowała przebieg wypadków pani Ołena, mama Iwanki. – Odpowiedziałam, że wszystkie są rozładowane. Wcześniej usunęliśmy z telefonów wszystkie komunikatory, żeby nie dostarczyć wrogowi jakichkolwiek informacji. Niebawem sytuacja jednak się powtórzyła. Kiedy rodzina już wyjeżdżała z miasta, z wojskowego posterunku znów wyszli żołnierze. Tym razem z kartonem, do którego krzycząc i grożąc rozstrzelaniem, kazali wszystkim wrzucać telefony.
– Minęły jakieś trzy dni i pod mój numer zadzwonili nasi chłopcy i spytali: „To pani jest mamusią?” – opowiadała o nieoczekiwanym połączeniu z numeru córki. – Odpowiedziałam: „Tak”. Dmytro z 93. Brygady opowiedział, że znaleźli telefon u wziętego do niewoli rosyjskiego wojskowego. Pytał, czy żyjemy... Mama dziewczynki była w takim szoku, że na początku nie wierzyła w to, co się dzieje. Myślała, że ktoś robi sobie z niej żarty. – Iwanka rozpaczała, że zabrali jej telefon – wspomina. – I chociaż mój mąż powiedział chłopcom, żeby go sobie zostawili, to oni i tak odesłali go pocztą.
Poruszającą historię Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy opublikował na swoim koncie na Facebooku. Zilustrował ją zdjęciami uradowanej dziewczynki, która „jest wdzięczna za taką przyjemną niespodziankę i przekazuje pozdrowienia 93. Brygadzie”. Podobnie jak użytkownicy w ponad 150 komentarzach pod wpisem. Oto niektóre z nich: „Nasi żołnierze to nasza duma!”, „Jakie to szczęście, że ta historia nie jest o zaginięciu, zgwałceniu i śmierci. Szczęścia i długiego życia dla Iwanki!”, „W taki niełatwy czas nasi żołnierze zrobili niby drobnostkę, ale szczęście w oczach tej dziewczynki jest tego warte. Siły Zbrojne Ukrainy to nasi superbohaterowie! Zwycięstwo jest blisko!”, „Co za paskudy, tylko kraść telefony dzieciom umieją!”.
Jeden z mieszkańców podkijowskiego Hostomla, gdzie na początku wojny trwały zacięte walki o miejscowe lotnisko, opisał na Instagramie, że śledzi ruchy jednej z jednostek wrogiej armii dzięki swoim... bezprzewodowym słuchawkom AirPods, zrabowanym z jego domu przez rosyjskich żołnierzy. Dlatego, że szabrownicy być może do tej pory nie wiedzą, że AirPods mają funkcję „znajdź”, umożliwiającą śledzenie i lokalizowanie na mapie zaginionych urządzeń po odpowiednim skonfigurowaniu iPhone’a. Dzięki temu właściciel zdążył już się dowiedzieć, że po wycofaniu się z obwodu kijowskiego jego słuchawki przekroczyły granicę z Białorusią i przez jakiś czas stacjonowały tam w okolicach Homla. 9 kwietnia zameldowały się już w Rosji, we wsi Kukujewskoje w obwodzie biełgorodzkim. – Przekaż namiary ukraińskim wojskowym – natychmiast zaczęli udzielać mu rad internauci.
To, jak obywatele współpracują ze swoimi obrońcami, czasami wydaje się niewyobrażalne. Na początku kwietnia znany biznesmen Andrij Stawincer naprowadził ogień ukraińskiej artylerii na swój... własny dom pod Kijowem. Zrobił to, kiedy zobaczył przez kamerę internetową, że Rosjanie próbują utworzyć na terenie jego posiadłości własne pozycje ogniowe systemów rakietowych Tornado i Grad, z których mogliby ostrzeliwać stolicę. – Dom odbuduję, kraj odbudujemy – napisał potem w serwisach społecznościowych. – Najważniejsze, by ocalić jak najwięcej ludzi. (CEZ)