Mistrz żużla w opałach Szwecja
Kiedy w 1986 roku pod kościołem w São Paulo policja znalazła porzuconego rocznego chłopca z kartką „na imię mam Antonio”, natychmiast zgłosiło się do adopcji szwedzkie małżeństwo, Ole i Monica Lindbäckowie, przebywające w Brazylii na wakacjach. Zabrali dziecko do miasteczka Avesta. Już jako nastolatek brazylijski chłopiec stał się gwiazdą szwedzkiego, a później światowego żużla.
W elitarnej serii Grand Prix, indywidualnych mistrzostwach świata, Antonio Lindbäck startował przez 13 sezonów. W reprezentacji Szwecji zdobył osiem medali drużynowych, dwa złote, dwa srebrne i cztery brązowe. Wielka kariera zakończyła się 19 kwietnia 2022 roku, kiedy został wyrzucony z reprezentacji za jazdę samochodem, mając 1,84 promila alkoholu we krwi. „To wspaniały sportowiec i człowiek, który nie radzi sobie w życiu prywatnym i po tym wybryku nie może na razie reprezentować naszego kraju” – oświadczyła szwedzka federacja sportów motorowych Svemo. Do zatrzymania doszło 17 lutego. Był to już piąty przypadek „poważnego pijaństwa za kierownicą”, za które szwedzkie prawo przewiduje karę więzienia. Żużlowiec został natychmiast zawieszony przez swoje kluby: szwedzki Masarna i polski GTM Start Gniezno, lecz w kwietniu został przywrócony w prawach zawodnika po przejściu 12-stopniowego programu odwykowego.
Avesta to miasteczko słynące z najlepszych w Szwecji łososi i legendarnego klubu żużlowego Masarna. Traf chciał, że sąsiadem państwa Lindbäcków jest Tony Rickardsson, sześciokrotny indywidualny żużlowy mistrz świata. Pomimo statusu gwiazdy i supercelebryty ten bardzo skromny człowiek zaprzyjaźnił się z chłopcem, który przyjechał na rowerku do jego garażu oglądać, jak remontuje motocykle. Przedstawił się jako Toninho. Rickardsson nauczył go jeździć na motocyklu, a następnie wprowadził do Masarny. Chłopak okazał się tak wielkim talentem, że w 2004 roku jako 19-latek został powołany do reprezentacji Szwecji i razem ze swoim mentorem zdobyli złoty medal drużynowych mistrzostw świata. Rok później rozpoczął starty w polskiej lidze, gdzie zaczął zarabiać ogromne pieniądze. Startował jednocześnie w ligach szwedzkiej, duńskiej i angielskiej.
W tak młodym wieku nie mógł sobie poradzić ze sławą, z nagłym przypływem pieniędzy i alkoholowymi pokusami. Jego niekontrolowane zachowania na stadionach zostały wyjaśnione przez lekarzy, którzy zdiagnozowali ADHD. Po ostatnim wybryku wypowiedział się w wywiadzie wyemitowanym w pierwszym dniu Wielkanocy przez telewizję publiczną SVT. Przeprosił wszystkich i powiedział: – Spieprzyłem swoje życie prywatne, lecz teraz uczę się na błędach i ze sportu jeszcze nie rezygnuję. Szwedzkie media zawsze traktowały Lindbäcka ze zrozumieniem i wręcz uwielbieniem jako niekwestionowaną gwiazdę, która wbrew wszystkim szła pod prąd i walczyła ze swoją identyfikacją, a także z rasizmem.
Dziennik „Expressen” napisał: „Każdy start jest dla niego wyzwaniem, ponieważ jest jedynym czarnym człowiekiem w tym sporcie białych ludzi. Poza tym po zakończeniu kariery przez Rickardssona w 2006 roku został obwołany jego następcą i chyba nie mógł poradzić sobie z oczekiwaniami mediów”. Legenda szwedzkiego żużla Olla Nygren stwierdził: – Antonio jest jak brazylijski piłkarz, a żużel w jego wykonaniu to futbol z Rio de Janeiro. On jest tak zrośnięty z motocyklem, że manewry w jego wykonaniu są niewykonalne dla innych.
– Wyścig trwa zaledwie 60 sekund, a każdy z nas ma w meczu pięć takich. Ścigamy się z prędkością ponad 100 kilometrów na godzinę i w tym czasie tylko milimetry dzielą nas od wyprzedzenia czy wygranej, lecz także od poważnego wypadku. Po meczu następuje tak nagły spadek adrenaliny, że trudno jest zasnąć. Poza tym od razu jedziemy za granicę na następny mecz. Dlatego zacząłem pić najpierw drinki, a później już straciłem kontrolę. To sport ekstremalny. Kilku z nas już nie żyje, a wielu jest sparaliżowanych – powiedział Lindbäck w SVT.
21 kwietnia Elżbieta II skończyła 96 lat. W Londynie i Windsorze rozbrzmiały salwy z 41 karabinów, a zespoły wojskowe zagrały „Happy Birthday”. I tyle oficjalnych ceremonii, ponieważ brytyjscy władcy rocznice urodzin świętują w gronie najbliższych.
Królowa postanowiła spędzić ten dzień w Wood Farm. Małym, jak na standardy Royalsów, domu, bo dysponującym zaledwie pięcioma sypialniami, ale będącym istną skarbnicą wspomnień. Od zawsze zbierała się w nim cała rodzina, uciekając od ciekawskich oczu poddanych i paparazzich. Posiadłość była ulubionym azylem ojca Elżbiety, króla Jerzego VI. 96. urodziny obchodziła tu jej matka. W Wood Farm zakochał się książę Filip. Królewski małżonek przeprowadził się nawet do domku na stałe po przejściu na emeryturę w wieku... 96 lat. Magiczna liczba. A kiedy zmarł, Elżbieta spędzała tu swoje pierwsze Boże Narodzenie jako wdowa. Rozłąka z mężczyzną towarzyszącym jej przez 73 lata, którego nazywała swoją stałą siłą i przewodnikiem, jest dla niej trudna do dziś. W Wood Farm będzie myśleć o szczęśliwych chwilach z księciem – mówi Emily Nash, redaktorka magazynu „Hello!”.
Do końca u steru
Od 2020 roku królowa wciąż przeżywa ciężkie chwile – rozłąkę z ulubionym wnukiem księciem Harrym, pandemię i prawie dwuletnią izolację od świata w zamku Windsor, śmierć męża, problemy syna uwikłanego w aferę pedofilską, wreszcie własną chorobę i niepełnosprawność. Zbyt wiele jak na dziewięćdziesięciolatkę. Jej słynną fotografię z pogrzebu Filipa uznano za symbol pandemii, ale był to również zwiastun końca życia i panowania – filigranowa staruszka w żałobie siedząca samotnie wśród pustych ław kościelnych. Najnowsze jubileuszowe zdjęcie jest równie wymowne – zgarbiona Elżbieta z cieniem dawnego uśmiechu na ustach stoi niepewnie, trzymając za uzdę dwa białe kucyki. Kwitnące drzewa w tle, mające dodać królowej witalności, robią coś wręcz przeciwnego – uwydatniają jej fizyczną degradację. – Ludziom świta myśl, że jest starą kobietą – mówi królewski biograf Robert Hardman w wywiadzie dla „Washington Post”.
Do niedawna była okazem zdrowia. Tak rzadko chorowała, że aż zastanawiano się, skąd płynie ta moc. Typowano kilka przyczyn. Choćby wakacje na 30 psów rozmaitych ras – corgi, cocker spaniele, dorgi. Wyprowadzała je sama aż do zeszłego roku. Teraz jest już zbyt słaba. Z jazdy konnej też musiała zrezygnować. Na ograniczenia nakładane przez wiek nie pomogli najlepsi lekarze światowej klasy, z szefem królewskiego zespołu medycznego profesorem sir Huw Thomasem na czele. Czyżby nadszedł czas na emeryturę? Nie, przekazania władzy nie będzie. Królowa chce wypełnić zobowiązanie, jakie podjęła w 1947 roku, sześć lat przed koronacją, podczas swojej pierwszej oficjalnej podróży zagranicznej do Związku Południowej Afryki. Obiecała wówczas poświęcić życie w służbie wielkiej imperialnej Wspólnocie. Z obowiązków głowy państwa i Kościoła może zostać zwolniona tylko wtedy, gdy straci kontakt z rzeczywistością, na przykład zachoruje na alzheimera lub dozna udaru.
Grunt to rodzinka
Ta, która wydawała się niezniszczalna, powoli gaśnie. W październiku ubiegłego roku z tajemniczych powodów niepodanych do wiadomości publicznej spędziła jedną noc w szpitalu. W lutym tego roku uzyskała pozytywny wynik testu na covid. Według oświadczenia pałacu infekcja przebiegała łagodnie, przypominała zwykłe przeziębienie. Cóż, rolą królewskiej