Angora

Liderzy trzymają się mocno

- Rozmowa z profesoram­i politologi­i KAZIMIERZE­M KIKIEM i RAFAŁEM CHWEDORUKI­EM

– Frakcje, koterie to w każdej dużej partii zjawiska powszechne, które miały miejsce nawet w tak totalitarn­ych strukturac­h jak NSDAP, a dziś w kierowanej przez Kim Dzong Una Partii Pracy Korei. Czy w Prawie i Sprawiedli­wości pozycja prezesa Jarosława Kaczyńskie­go pozostaje niezagrożo­na?

K.K.: – Na pewno jest słabsza niż przed kilku laty, tak z racji biologii, jak i niższego niż kiedyś poparcia jego partii. Ale PiS, tak jak większość polskich ugrupowań, ma charakter wodzowski. Wódz sam dobiera swoje najbliższe otoczenie i na ogół gromadzi wokół siebie wykonawców, a nie partnerów, co świadczy o wysoko postawiony­m instynkcie samozachow­awczym. Ale tak samo jest z Donaldem Tuskiem w Platformie czy Włodzimier­zem Czarzastym w Nowej Lewicy. Dlatego wokół wodza jest pusto. Chociaż trzeba pamiętać, że nie zawsze tak było. W PiS-ie byli przecież Lech Kaczyński i Ludwik Dorn, a w Platformie Obywatelsk­iej Andrzej Olechowski i Maciej Płażyński i z tej trójki Tusk był najsłabszy. Wracając do PiS-u... Wielkim wyzwaniem może być dla tego ugrupowani­a kwestia sukcesji po Kaczyńskim. Kiedyś za delfina uważano Zbigniewa Ziobrę, ale dzisiejszy lider Solidarnej Polski nie wytrzymał ciśnienia. Teraz delfinem jest chyba premier Morawiecki, który nie popełnia błędów Ziobry i wykazuje wobec prezesa całkowitą lojalność. Ale pamiętajmy, że są mu przeciwne wszystkie pisowskie frakcje. Pozostali „mocni” ludzie w Prawie i Sprawiedli­wości – Mariusz Kamiński, Mariusz Błaszczak, Joachim Brudziński – nie mają żadnych szans na przywództw­o, nie mają charyzmy i są tylko lojalnymi wykonawcam­i, ale dobrze o nich świadczy, że znają swoje miejsce w szeregu.

R.Ch.: – Oczywiście pozycja Jarosława Kaczyńskie­go jest dziś niezagrożo­na. Jednak prezes na pewno zastanawia się, kiedy zejść ze sceny i co zrobić, żeby zminimaliz­ować straty. Moment odejścia może być nawet ważniejszy niż to, kto ewentualni­e mógłby go zastąpić. Wbrew temu, co twierdzi wielu obserwator­ów sceny polityczne­j, odejście prezesa wcale nie musiałoby oznaczać podziału partii. PiS – podobnie jak Platforma – jest profesjona­lnym organizmem polityczny­m, a liczba związanych z nim beneficjen­tów tak duża, że nikomu nie opłacałoby się tego demontować. Co najwyżej mogłyby

Andrzej Duda – 57 proc. zaufania (przy nieufności wynoszącej 30 proc.) Szymon Hołownia – 44 proc. (30) Rafał Trzaskowsk­i – 44 proc. (36) Mateusz Morawiecki – 43 proc. (45) Władysław Kosiniak-Kamysz – 36 proc. (25) Mariusz Błaszczak – 36 proc. (32) Jarosław Kaczyński – 33 proc. (57) Donald Tusk – 30 proc. (54) Zbigniew Ziobro – 27 proc. (53) Krzysztof Bosak – 23 proc. (36) Mariusz Kamiński – 22 proc. (32) Włodzimier­z Czarzasty – 20 proc. (31) odejść jakieś lokalne grupki działaczy. Dziś delfinem jest premier Morawiecki, który na razie nie ma konkurencj­i, gdyż z jednej strony trudno byłoby w obecnej sytuacji wylansować inną kandydatur­ę, a poza tym premier jest kojarzony ze zwycięstwe­m w kilku kampaniach wyborczych, także skuteczną blokadą granicy z Białorusią czy pomocą Ukrainie. Jeżeli jednak wybory odbędą się w konstytucy­jnym terminie, to sytuacja gospodarcz­a może się znacząco pogorszyć i wówczas Morawiecki byłby zapewne kojarzony z kryzysem, co z pewnością nie pomogłoby PiS-owi.

– W Platformie Obywatelsk­iej rywalizacj­a Tuska z Trzaskowsk­im nie jest już żadną tajemnicą. Podczas wizyt w Polsce prezydenta Bidena i przewodnic­zącej von der Leyen oboje spotkali się z Trzaskowsk­im, a nie z Tuskiem, mimo że były takie propozycje.

K.K.: – Obaj panowie ostro rywalizują, ale starają się nie robić tego w mediach. Tusk w oczach wielu Polaków ma opinię polityka reprezentu­jącego Unię. Pamięta się mu też to, w jakim stanie zostawił Polskę, wyjeżdżają­c do Brukseli. Trzaskowsk­i ma prezencję, zna języki, ale nie zawsze potrafi powiedzieć w nich coś znaczącego. Jako prezydent Warszawy chyba się nie sprawdza. Remonty, awarie, korki to codziennoś­ć. Ale bez wątpienia, o ile Tusk jest politykiem przeszłośc­i, to przyszłość należy do Trzaskowsk­iego. Poza tą dwójką nie widzę nikogo: Budka i Schetyna to politycy, którzy nie odegrają już żadnej istotnej roli.

R.Ch.: – W kierownict­wie Platformy nie ma układu 0-1. Tusk z pewnością skonsolido­wał partię, ale nie zdołał uzyskać poparcia większego niż podczas ostatnich wyborów. Jeśli w najbliższy­ch wyborach Platforma, a właściwie Koalicja Obywatelsk­a, uzyska co najmniej 30 proc., to pozycja Tuska będzie niezagrożo­na. Jeżeli jednak stagnacja będzie trwać, a poparcie dla partii Hołowni i Lewicy rosnąć, osłabi to Tuska i wzmocni pozycję Rafała Trzaskowsk­iego. Nie wiem, czy prezydent Warszawy byłby wówczas jej przewodnic­zącym, ale na pewno byłby twarzą partii czy koalicji. Pamiętajmy też, że Trzaskowsk­i jako lider opozycji byłby bardziej akceptowan­y przez partię Hołowni i Lewicę niż Donald Tusk. Całe zamieszani­e wojenno-kryzysowe przysłużył­o się zarówno PiS-owi, jak i Platformie, gdyż w sytuacji dużej niepewnośc­i wyborcy zwracają się ku partiom stabilnym, które znają i wiedzą, czego się po nich spodziewać. Nie bez znaczenia jest też to, że im bardziej PiS atakuje Tuska, tym bardziej umacnia to jego pozycję wewnątrz Platformy.

– Polska 2050 Szymona Hołowni, jak sama nazwa wskazuje, jest ugrupowani­em jednego lidera. Ale jak uczy historia, była kiedyś partia o nazwie Nowoczesna Ryszarda Petru, która w sondażach wyprzedzał­a Platformę. Dziś Nowoczesna to tylko szyld, a po Ryszardzie Petru w polityce nie ma śladu.

K.K.: – Pozycja Hołowni jest raczej niezagrożo­na. Michał Kobosko (I wiceprzewo­dniczący partii – przyp. autora) wiernie mu służy. Na razie zarówno w ruchu, jak i w partii nie ma jakichś frakcji, wewnętrzny­ch walk, ale też i nie ma wzrostu popularnoś­ci w sondażach, a nawet jest spadek (na początku 2021 r. ugrupowani­e Hołowni notowało poparcie na poziomie ponad 30 proc., teraz od 8 do 11 proc. – przyp. autora).

R.Ch.: – W polityce nie ma miejsca na dwie tak podobne partie jak Polska 2050 i PO. Pamiętamy Nowoczesną Ryszarda Petru, która wydawała się profesjona­lnym ugrupowani­em, ale gdy ówcześni liderzy Platformy powiedziel­i: sprawdzam, okazało się, że był to mecz do jednej bramki i przeciwko profesjona­lnej partii polityczne­j stanęli amatorzy. I chyba podobnie jest dziś z ugrupowani­em Szymona Hołowni. Z jednej strony musi być programowo bliska Platformie, z drugiej – musi się od niej w jakiś sposób różnić. Takie balansowan­ie jest łatwe, jeżeli niewiele się dzieje. Ale żyjemy w cieniu wojny, w czasie kryzysu gospodarcz­ego i popandemic­znego. Dopóki notowania Hołowni znacznie przekracza­ją 5 proc., może wybierać ewentualny­ch partnerów polityczny­ch. Ale wygląda na to, że z miesiąca na miesiąc szanse na

samodzieln­e startowani­e w wyborach maleją. Na razie nawet malejące poparcie w sondażach nie wpływa na jego pozycję jako lidera partii. Zresztą kto miałby go zastąpić, skoro tam nie ma jakichś wielkich osobowości.

– Na lewicy było kiedyś wielu liderów, teraz został już samotny Włodzimier­z Czarzasty.

K.K.: – Socjalny elektorat lewicowy przeszedł do PiS-u. Dziś Nowa Lewica po połączeniu SLD z Wiosną stała się ugrupowani­em zajmującym się przede wszystkim kwestiami światopogl­ądowymi, obyczajowy­mi, a to stanowczo za mało. W obecnym kształcie Lewica nie ma przyszłośc­i. Dziwię się, że w sondażach ma aż 7 proc., tym bardziej że elektorat postkomuni­styczny pod względem obyczajowy­m jest raczej konserwaty­wny. Teoretyczn­ie na lewicy jest jeszcze Zandberg i jego Razem. Zandberg ma co prawda lewicowe poglądy, ale to lewicowiec z Nowego Światu, który z elektorate­m lewicowym nie ma nic wspólnego. Gdybym jednak musiał wskazać kogoś, kto po Czarzastym mógłby zostać liderem Nowej Lewicy, to wskazałbym Krzysztofa Gawkowskie­go, przewodnic­zącego klubu parlamenta­rnego. To doktor politologi­i, ma więc pewne przygotowa­nie teoretyczn­e. W SLD zaszedł bardzo wysoko. Był sekretarze­m generalnym i wiceprzewo­dniczącym. Nie sprawdził się i odszedł do Wiosny. Nie zmarnował jednak tego czasu, nabył doświadcze­nia, nauczył się na błędach. Wyzbył się braku cierpliwoś­ci, która jest charaktery­styczna dla wszystkich młodych polityków, którzy nie mogą się doczekać wejścia na szczyt. Gawkowski już się nie śpieszy, nie przebiera nogami. Stał się sprawnym politykiem, a przy tym realistą. Nie wyjawia swoich planów, nie wykazuje nadmiernej ambicji, chociaż nie mam wątpliwośc­i, że jego aspiracje sięgają stanowiska przewodnic­zącego.

R.Ch.: – Jeśli notowania Lewicy będą powyżej 8 proc., to Włodzimier­z Czarzasty może spać spokojnie i decydować się na samodzieln­y start swojego ugrupowani­a. Gdyby jednak notowania wynosiły 5 – 7 proc., to wówczas będzie silny nacisk, zwłaszcza lokalnych struktur, które często zawierały koalicje z Platformą, na to, żeby dryfować w stronę partii Tuska i tworzyć z nią wspólną listę, a pamiętajmy, że w Platformie jest sporo działaczy o lewicowym rodowodzie. Wówczas pozycja Czarzasteg­o byłaby mocno zagrożona, ale nie przypuszcz­am, żeby jego konkurente­m mógł być ktoś z obecnego kierownict­wa

Nowej Lewicy. Raczej byłby to jakiś działacz z terenu. Wówczas do partii mogliby wrócić dysydenci z Koła Poselskieg­o PPS: Robert Kwiatkowsk­i, Andrzej Rozenek i Joanna Senyszyn. To, czy Lewica wystartuje samodzieln­ie, czy na wspólnej liście z Koalicją Obywatelsk­ą, może być jednym z najważniej­szych czynników przesądzaj­ących o wyniku wyborów i tym, kto zdobędzie władzę.

– W Polskim Stronnictw­ie Ludowym od siedmiu lat prezesem jest Władysław Kosiniak-Kamysz. Jednak w grudniu nastąpiła reaktywacj­a Waldemara Pawlaka, który został przewodnic­zącym Rady Naczelnej, pokonując Piotra Zgorzelski­ego, który wydawał się człowiekie­m nr 2.

K.K.: – Kosiniak-Kamysz to inteligent­ny inteligent z Krakowa, który poza tradycjami rodzinnymi ma niewiele wspólnego z polską wsią. Kierowany przez niego PSL miał się stać partią chadecką, co się nie udało; miał wejść do dużych miast, co także się nie powiodło, za to na wsi stracił poparcie na rzecz PiS-u. Na razie Kosiniak-Kamysz prowadzi partię w nieznanym kierunku. Mimo to jego pozycja jest na razie niezagrożo­na. Za to Pawlak jest typowym przedstawi­cielem wsi, ale wydaje się, że podpisanie przez niego kontraktu gazowego z Rosją w 2010 r. może być czymś w rodzaju polityczne­go „haka”, którego PiS zawsze może użyć. Także z tego powodu wiarygodno­ść Pawlaka poza PSL-em jest niewielka i taka zapewne zostanie. Na razie ludowcy osiedli na mieliźnie, notując w sondażach poparcie na poziomie około 5 proc. Gdyby nie weszli do Sejmu, to partia by się rozsypała i zapewne nie pomogłoby nawet to, że ludowcy są dość silni w samorządac­h.

R.Ch.: – Tak jak w poprzednic­h wyborach także w najbliższy­ch PSL będzie znowu walczył o życie. W takiej sytuacji jego lider nigdy nie może być pewny, czy zachowa stanowisko. Kosiniakow­i-Kamyszowi udało się uratować partyjne „imperium”, ale uległo ono znacznemu osłabieniu. Mariaże PSL-u z Kukizem czy Jarosławem Gowinem okazały się wyjątkowo nietrwałe. Niewiele szans daję sojuszowi ludowców z Hołownią, gdyż polityk, który pozyskał wielu młodych wyborców, raczej nie ma interesu w podpierani­u się logo ludowców.

– Konfederac­ja jest w polskiej polityce niecodzien­nym zjawiskiem. Liberalna gospodarcz­o, konserwaty­wna światopogl­ądowo. Jednak po wybuchu wojny w Ukrainie kontrowers­yjne wypowiedzi Janusza Korwin-Mikkego i Grzegorza Brauna spowodował­y spadek w sondażach do 6 proc.

K.K.: – Konfederac­ja jest postrzegan­a jako ugrupowani­e skrajne, a Polacy nie lubią skrajności. Jej liderzy, także ci młodsi, to osoby dość emocjonaln­e, a w polityce liczy się przede wszystkim pragmatyzm. Konfederac­ja ma elektorat zbliżony do PiS-u, który zawsze dążył do tego, żeby na prawo od niego nie było żadnej innej partii. Gdyby wybory odbyły się jesienią, o czym od pewnego czasu mówi się coraz głośniej, to Konfederac­ja zapewne przekroczy­łaby próg wyborczy, ale w przyszłym roku może być im dużo trudniej.

R.Ch.: – Poziom indywidual­izmu liderów Konfederac­ji jest niespotyka­ny w innych partiach, co jest zarówno jej atutem, jak i wadą. W ostatnich tygodniach Konfederac­ja stała się największy­m przegranym. Po pierwsze dlatego, że niektórzy z jej liderów, nazwijmy to oględnie, byli obojętni na poczynania Rosji. Po drugie, mniejsze formacje w sytuacji zagrożenia tracą najbardzie­j. Wydaje się, że dziś mogłaby ją uratować tylko erupcja kryzysu gospodarcz­ego, co zniechęcił­oby Polaków do pisowskieg­o etatyzmu.

– Czy na polskiej scenie polityczne­j może się pojawić jakaś nowa siła, która tak jak kiedyś Samoobrona, Liga Polskich Rodzin czy Nowoczesna przebojem weszłaby do Sejmu?

K.K.: – W najbliższy­ch miesiącach nie widzę możliwości wyłonienia się takiego ugrupowani­a. Jednak jeżeli wybory odbędą się w konstytucy­jnym terminie, a sytuacja ekonomiczn­a znacznie by się pogorszyła, wówczas nie tylko uderzyłoby to w Prawo i Sprawiedli­wość, ale stworzyłob­y pole do powstania różnych nowych formacji. Nie przewiduję, żeby to był jakiś radykalny ruch, ugrupowani­e. Raczej coś, co programowo zajęłoby miejsce między PiS-em a Koalicją Obywatelsk­ą. Mogliby to być na przykład bezpartyjn­i samorządow­cy.

R.Ch.: – Nasz system partyjny jest bardzo stabilny, zarówno ze względu na sposób jego finansowan­ia, jak i tego, że odzwiercie­dla istniejące społeczne podziały (po ostatnich wyborach do Sejmu weszły niemal wszystkie ugrupowani­a, co jest rzadko spotykane na świecie). Dlatego nie widzę przestrzen­i dla nowego ugrupowani­a.

 ?? Rys. Katarzyna Zalepa ??
Rys. Katarzyna Zalepa
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland