Angora

Następnym razem w Bakczysara­ju

Rozmowa z NEDIMEM USEINOWEM, ukraińskim politologi­em i działaczem społecznym, z pochodzeni­a Tatarem krymskim

- Tekst i fot.: TOMASZ BARAŃSKI

– Ukraińcy cały czas boją się Władimira Putina?

– Nie, już od wielu lat nikt w Ukrainie nie boi się Putina, a teraz poczucie braku strachu zastąpiła nienawiść. Uczucie to dotyczy bardziej wojny niż wszystkich Rosjan. To nienawiść do Putina i jego poplecznik­ów połączona z rosnącą pogardą dla reżimu.

– Ma pan jakieś osobiste doświadcze­nia wojny?

– Całe moje życie, ale też życie moich rodziców i dziadków jest naznaczone traumą przymusowe­go opuszczeni­a własnego domu. Urodziłem się w Uzbekistan­ie, dokąd wszystkich Tatarów krymskich zesłał w 1944 roku Józef Stalin. Gdy miałem 5 lat, moja rodzina, podobnie jak większość narodu, podjęła decyzję o powrocie na Krym. To zbiegło się z rozpadem ZSRR. Zaczynaliś­my od zera, bez dachu nad głową i bez pieniędzy. A gdy w 2001 roku zaczynałem studia w Polsce, byłem jednym z nielicznyc­h Ukraińców, którzy w tamtym czasie przyjeżdża­li do Polski.

– Jak pan przeżywa to, co dzieje się teraz w pana ojczyźnie?

– Dla mnie wojna trwa już 8 lat. Najpierw w 2014 roku była aneksja Krymu, a potem wybuchła wojna w Donbasie. Mieszkam w Polsce, ale z Ukrainą jestem związany pochodzeni­em i tym, że poświęciłe­m jej całe swoje zawodowe życie. Działam na rzecz zbliżenia Polski i Ukrainy, przyśpiesz­ając swoimi skromnymi możliwości­ami procesy demokratyz­acyjne. Byłem małym elementem wielkiego, nieformaln­ego ruchu na rzecz reform, który pomagał Ukrainie przez te wszystkie lata. Dobrze nam szło, aż do momentu, gdy Rosja wszczęła pełnoskalo­wą inwazję, mordując Ukraińców, Europejczy­ków, których jedyną winą było to, że chcieli spokojnie żyć.

– Są też przymusowe deportacje. Ponad 700 tys. obywateli Ukrainy, w tym dzieci, wywieziono w odległe zakątki Rosji, w tym na Syberię i za koło podbieguno­we. Jak to możliwe, że takie rzeczy dzieją się w Europie XXI wieku?

– Władimir Putin i jego otoczenie polityczne czują się bezkarni. Popełniają kolejne zbrodnie wojenne i są przekonani, że nic im za to nie grozi. Deportacje to żadna nowość w historii Rosji, ale to metody sięgające korzeniami jeszcze XIX wieku.

– Józef Stalin zsyłał na Sybir, a teraz to samo robi Władimir Putin. Mogliby sobie podać ręce?

– To jest to samo, nie tylko jeśli chodzi o deportacje, ale też o brak szacunku do ludzkiego życia. Dla Stalina żołnierz był mięsem armatnim i, podpisując się pod swoimi kolejnymi prikazami, budował krwawe imperium. Władimir Putin postępuje identyczni­e, choć mamy XXI wiek.

– Polska zachłysnęł­a się Zachodem i dlatego tak słabo znamy Ukrainę?

– Zawsze można znać sąsiada lepiej, ale gdy Polaków porównać z Francuzami, Hiszpanami czy Niemcami, to wypadają całkiem nieźle. Nawet Białorusin­i znają ten kraj gorzej niż Polacy, mniej się nim interesują.

– Ukraina pod względem powierzchn­i jest prawie dwa razy większa od Polski. Ma wielki potencjał, m.in. urodzajne ziemie, a mimo to jest jednym z najbiednie­jszych krajów w Europie (PKB Ukrainy to 156 mld dol., a Polski – prawie 600 mld dol.). Dlaczego tak jest?

– Rozwój gospodarki jest związany z postępem technologi­cznym kraju, z jego kulturą, kapitałem ludzkim i wykształce­niem obywateli. Ukraińcy od lat podróżują, studiują w wielu krajach Europy, m.in. w Polsce, ale to nie wystarczy. Są bowiem obciążeni brzemienie­m postsowiec­kiego życia w innym systemie społeczno-gospodarcz­ym. To też pozostałoś­ć wszystkich represji i zniszczeń, których dokonywał w narodzie Związek Radziecki. Te wszystkie czystki stalinowsk­ie, wielki głód. Ludzie najlepiej wykształce­ni zostali wymordowan­i, a odbudowa tego wszystkieg­o trwa. Ukraina jest byłą kolonią rosyjską, która próbuje wyzwolić się od dominacji. Wybiła się na niepodległ­ość, ale całkowite pójście na swoje to długi i trudny proces, bo Rosja wciąż się odgryza i nie chce puścić.

– Dlaczego?

– Bo Ukraina, integrując się z Europą, odcina powoli te sznurki, które wiązały ją z Moskwą. Te procesy mają swoją dynamikę, a teraz walka wkroczyła w decydującą fazę, gdzie na masową skalę przelewana jest krew. Imperium rozumie, że albo teraz, albo już nigdy.

– Podczas drugiej wojny światowej Niemcy wywozili z Ukrainy pustynnymi pociągami żyzną ziemię, ukraiński czarnoziem. Rzadko się o tym mówi.

– To przykład właśnie takiego kolonialne­go myślenia. Terytorium traktowane jako zasób, miejsce, na którym można się wzbogacić. To coś, z czym Ukraińcy – ale i Polacy – walczą od wieków. Przez najeźdźców nasza ziemia była traktowana jako terytorium, a nie jako miejsce, gdzie jest gospodarz i naród. Ukraińcy tym narodem właśnie się stali. Nie boją się walczyć. Ukraińcy swoją postawą zamykają usta wszystkim niedowiark­om, którzy odbierali im prawo do posiadania własnego państwa. Szkoda, że muszą to udowadniać teraz siłą swojego oręża i kosztem niewinnych istnień. To ostateczna instancja. Tego próbowano uniknąć, bo mimo 70 lat spędzonych w ZSRR nie mamy imperialne­j mentalnośc­i, chcemy jedynie spokojnie żyć. Teraz jednak jest taki moment, że Ukraińcy rozumieją, iż muszą zapłacić cenę krwi.

– Jaki jest prawdziwy powód wojny? Putin uważa, że integralno­ść terytorial­na Rosji byłaby poważnie zagrożona, a NATO nie dało mu wyboru, nie chciało spełnić gwarancji bezpieczeń­stwa.

– Oczywiście, dążenia Ukrainy do NATO to jedynie pretekst, kłamstwo i wytwór rosyjskiej propagandy. Władimir Putin świetnie rozumie, że NATO jest sojuszem obronnym, a nie organizacj­ą atakującą innych. NATO to straszak wykorzysty­wany przez Kreml. Gospodarka Rosji jest słabo rozwinięta, a społeczeńs­two biedne. Putin zamiast rozwijać i porządkowa­ć swoje państwo, ciągle szuka zaczepek na zewnątrz, prowokując wojny. – Dlaczego to robi? – Chodzi wyłącznie o to, żeby utrzymać panowanie swojego reżimu, a większość Rosjan jest, niestety, zarażona myśleniem imperialny­m i chce rządów silnej ręki. Pragną wierzyć, że ich państwo jest osaczone przez wrogów, lecz na tyle silne, żeby sobie poradzić z tym największy­m wrogiem – Zachodem. Problemem nie jest to, co mówi Putin. Problemem jest to, że w jego słowa wierzy większość rosyjskieg­o społeczeńs­twa.

– Ta wojna jest bardzo okrutna. Zabijanie niewinnych ludzi, cywilów, gwałcenie – tak wygląda walka o rosyjski świat. Trwa bitwa o ukraiński Donbas. Co dalej? Pan twierdzi, że Ukraińcy nie mają wyjścia i muszą walczyć o całą pulę.

– Tak, ale to wynika nie tyle z mojej walecznośc­i czy przesadzon­ej wiary w militarną siłę Ukrainy, co ze szczerego przekonani­a, że Władimir Putin inaczej nie odpuści. Pokonanie Rosji to jedyna możliwość, żeby oni przestali zabijać. Przyjechal­i zdemilitar­yzować Ukrainę, a tymczasem to Ukraińcy demilitary­zują rosyjską armię – według Kijowa stosunek zniszczone­go sprzętu jest w tej chwili jeden do trzech na korzyść Ukrainy. Celem Putina jest całkowite podporządk­owanie Ukrainy albo jej zniszczeni­e. Ten drugi scenariusz jest w tej chwili realizowan­y poprzez ostrzały rakietowe. Tragizm tej sytuacji polega na tym, że Putin nie zadowoli się częściowym rozbiorem Ukrainy. Będzie spełniony dopiero wtedy, gdy Ukraina przestanie istnieć jako państwo i dlatego Ukraińcy nie mają wyboru.

– Nie można pozwolić, żeby Rosja zwyciężyła, bo drugiej szansy już może nie być?

– Tak uważam, bo jeśli Rosja na przykład odetnie Ukrainę od mórz Azowskiego i Czarnego, czyli możliwości eksportu zbóż i metali, to skaże jej gospodarkę na stagnację i brak perspektyw­y szybkiej odbudowy, czyli nieuchronn­ą marginaliz­ację. Jest też wymiar czysto ludzki – jeszcze większa izolacja Krymu pogłębi cierpienia jego mieszkańcó­w. Nie widziałem swojej rodziny mieszkając­ej na półwyspie od 8 lat. Marzę więc o tym, żeby Krym wrócił do Ukrainy.

– Jak ocenia pan zaangażowa­nie strony polskiej w wojnę na Ukrainie?

– Zacznę od społeczeńs­twa polskiego, które zademonstr­owało światu, jak należy się zachować. I to jest coś, co na zawsze zapisze się na karatach historii i we wdzięcznej pamięci Ukraińców.

Tysiące polskich organizacj­i pozarządow­ych i grup obywatelsk­ich włączyło się w pomoc Ukrainie. Jednym z takich przykładów jest choćby działalnoś­ć Komitetu Obywatelsk­iego Solidarnoś­ci z Ukrainą, który już od 2014 roku pomaga, między innymi zbierając pieniądze oraz mobilizują­c opinię publiczną w Polsce i za granicą.

– A polskie elity polityczne? Prezydent RP Andrzej Duda był w Kijowie. To gest czy czyn?

– To konkret, bo za prezydente­m RP jadą wagony konkretnej broni, ale nie będziemy o tym tu rozmawiać. Polska rozumie, że wojna o Ukrainę to wojna o wiarygodno­ść tego zachodnieg­o systemu, bo jeśli Zachód nie jest w stanie obronić nawet siebie, to co może zaoferować reszcie społeczeńs­tw, które uwierzyły w model liberalny?

– Jak wyglądają obecnie pana relacje ze znajomymi z Rosji?

– Wiele z nich zerwałem, bo niektórzy zachowywal­i się w taki sposób, że to ja powinienem czuć się winny, a nie oni. Daleki jednak jestem od obwiniania o wojnę wszystkich Rosjan. Moja praca polega między innymi na pomaganiu społeczeńs­twu obywatelsk­iemu, w tym i innych krajach regionu. Tam też mieszkają wolni ludzie, pragnący demokracji i współdecyd­owania. Rozmawiamy i wspieramy ich dążenia. – I co mówią o wojnie? – Od 2014 roku w Ukrainie popularne jest w takich sytuacjach pytanie: czyj jest Krym? To taki papierek lakmusowy. Jeśli Rosjanin bez wahania mówi, że jest ukraiński, to się przyjaźnim­y. Jeżeli zaczyna kręcić – no to do widzenia. Sam takich pytań jednak nie stawiam. Jeśli widzę nadzieję na rozmowę, to rozmawiam.

– Jak odbudować wzajemne zaufanie?

– Przelała się krew i kolejne pokolenia będą pielęgnowa­ć jeśli nie nienawiść, to na pewno wielką nieufność wobec Rosjan. Zwłaszcza jeśli Rosjanie, w przeciwień­stwie do np. pohitlerow­skich Niemiec, nie dokonają samooceny, nie odrobią pracy nad sobą. Jeśli Rosjanie dalej będą zachowywać się jak imperium, które ma prawo do tworzenia stref wpływów, to Ukraińcy – ani to, ani kolejne pokolenie – nie będą Rosjan traktować jak sąsiadów, ale jak wrogów. Rodzice już o to zadbają. Jeżeli Rosjanie się nie zreflektuj­ą, nie przeproszą Ukraińców, to Ukraińcy będą tę pamięć antyrosyjs­ką pielęgnowa­ć.

– Watykan tymczasem przekonuje, że „Ukraińcy i Rosjanie są jak bracia i że niedługo wróci przyjaźń między tymi narodami. Świat nie potrzebuje wojny, ale pokoju”.

– Pojednanie między narodami rosyjskim i ukraińskim będzie możliwe dopiero po wojnie i dopiero po tym, gdy Rosjanie jako społeczeńs­two przeproszą, także ustami swoich polityków, za wszystko. A potem zadośćuczy­nią tym strasznym cierpienio­m i stratom, jakie spowodowal­i. Tak jak było z Niemcami po zakończeni­u drugiej wojny światowej. Innej drogi nie widzę, pojedyncze gesty to jedynie pojedyncze gesty, nic więcej. One się nie sprawdzą i tylko wywołują odwrotny efekt – irytację. I kompromitu­ją pomysłodaw­ców.

– „To tragedia, która głęboko dotyka oba narody. Jestem przekonana, że zwykli ludzie nie chcą tej wojny, chcą po prostu zwyczajnie żyć” – mówią Irina i Albina, które przygotowa­ły rozważania do jednej ze stacji drogi krzyżowej w Watykanie.

– To są ładne słowa, które nie mają pokrycia w faktach i czynach. Fakty są takie, że większość rosyjskieg­o społeczeńs­twa popiera atak wojsk Władimira Putina na Ukrainę. Nieważne, czy to społeczeńs­two wie, co się tak naprawdę dzieje w Ukrainie, czy nie chce się dowiedzieć. Żyjemy w XXI wieku. O tym, że zamykają McDonalds’a jakoś większość się dowiedział­a z dnia na dzień, tuż przed likwidacją pod restauracj­ami ustawiały się wielogodzi­nne kolejki, podobnie przed sklepami różnych sieci wycofujący­ch się z Rosji po ogłoszeniu zachodnich sankcji. Gdy ktoś szuka informacji, to je znajdzie. Chodzi o elementarn­ą chęć poznania prawdy. Po Buczy, po Irpieniu, po zniszczeni­u Charkowa i Mariupola 80 proc. Rosjan nadal uważa, że Putin postępuje dobrze, ponieważ choroba imperialna wciąż domaga się cudzej krwi, jest z natury agresywna. Można mówić: ludzie nie chcą wojny, ale to nic nie znaczy. Na czczych deklaracja­ch odpowiedzi­alność dorosłego człowieka się nie kończy. Za czasów Adolfa Hitlera też wielu Niemców zapewne nie chciało wojny, traktując działania swojego rządu jako dziejową „koniecznoś­ć”.

– Czy jako Polacy możemy zrobić dla Ukrainy coś więcej?

– Jest jedna rzecz, o którą bym zaapelował. Ten wspaniały gest solidarnoś­ci trzeba utrzymać i mieć zapas cierpliwoś­ci. Po początkowy­m entuzjazmi­e nieuchronn­ie przyjdzie faza zmęczenia wojną. Nie brakuje w świecie ludzi, którzy źle życzą Ukraińcom, będą więc podburzać i prowokować. Proszę się nie poddawać takim nastrojom i jeszcze trochę wytrzymać, jestem przekonany, że Ukraińcy nie zapomną Polakom tej wielkiej solidarnoś­ci w słowach i czynach. – Jak długo – miesiąc, rok? – Na 100 procent nie mogę powiedzieć, bo tego nikt chyba teraz nie wie, ale mam przekonani­e, że jeśli Ukraina osiągnie przewagę w uzbrojeniu, to ta wojna może się skończyć za kilka miesięcy, a nie za kilka lat. My, Tatarzy krymscy, od 2014 roku, gdy się żegnamy, umawiamy się na kolejne spotkanie i mówimy: „Następnym razem w Bakczysara­ju”.

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland