Zakażenia to nasza specjalność
Polski pacjent – Raport ANGORY(753)
Pacjent: X (5 l.) Choroba: zakażenie szpitalne, sepsa, mózgowe porażenie dziecięce Miejsce leczenia: szpital w województwie podlaskim Pozwany: szpital w województwie podlaskim Zarzut: wada organizacyjna, niezapewnienie bezpieczeństwa pobytu, brak staranności i ostrożności zawodowej Kwota roszczenia: 2,5 mln zł Podstawa prawna: art. 415, 444, 445 k.c.
Zakażenia szpitalne zdarzają się na całym świecie. Jednak w niewielu cywilizowanych krajach tak często jak u nas próbuje się je ukrywać. Ciemna strona takich przypadków dotyczy zwłaszcza noworodków.
W 2017 r. mieszkanka województwa podlaskiego zaszła w ciążę, która przez cały czas jej trwania przebiegała bez komplikacji. Poród nastąpił pod koniec 40. tygodnia. Była to więc tzw. ciąża donoszona. Ponieważ akcja porodowa trwała wiele godzin, a lekarze zwlekali z przeprowadzeniem cięcia cesarskiego, doszło do niedokrwienia i niedotlenienia. Dlatego w pierwszej minucie życia stan dziecka oceniono na jeden w liczącej od 0 do 10 w skali Apgar.
Zarówno w okresie przedporodowym, jak i w pierwszej dobie po operacji cięcia cesarskiego badania CRP (C-reactive protein, prawidłowy wynik u dziecka wynosi poniżej 5 mg/l.) nie wykazywały żadnych zmian zapalnych. W czwartej dobie życia niespodziewanie doszło do bardzo dużego podwyższenia CRP wywołanego zakażeniem bakteryjnym (gronkowiec koagulazo-ujemny) pochodzenia szpitalnego.
W wyniku niewłaściwej opieki dziecko jest upośledzone psychicznie oraz fizycznie i nie ma szans na znaczącą poprawę stanu zdrowia. Do końca życia nawet w najprostszych sprawach (jedzenie, mycie, przemieszczanie się) będzie zdane na pomoc osób trzecich.
Rodzice wystąpili z powództwem przeciwko szpitalowi. Sąd powołał biegłych z niepublicznego ośrodka, który nie mając własnych specjalistów, zlecił napisanie opinii lekarzom z innych placówek.
Biegli potwierdzili szpitalny charakter zakażenia. Jednak w swojej opinii napisali:
(...) Zakażenia szpitalne występują na całym świecie (...). W warunkach kolonizacji konkretnymi szczepami nawet najbardziej restrykcyjne zasady zapobiegania zakażeniem nie chronią w pełni pacjentów szpitalnych przed możliwością zakażenia.
(...) Oddziały intensywnej terapii są miejscami w większości skolonizowanymi specyficznymi dla danej jednostki drobnoustrojami (m.in. gronkowcami koagulazo-ujemnymi odpornymi na większość antybiotyków) i nawet najbardziej restrykcyjne zasady zapobiegania zakażaniem nie chronią w pełni pacjentów szpitalnych przed możliwością wystąpienia zakażenia.
– Czytałem w swoim życiu kilkanaście tysięcy opinii sądowo-lekarskich i wydawało mi się, że nic mnie już nie jest w stanie zaskoczyć – mówi dr Ryszard Frankowicz, specjalista ginekolog-położnik. – A jednak tym biegłym to się udało. Z przytoczonych wyżej cytatów jednoznacznie wynika, że opiniujący lekarze uważają zakażenia za nieuniknione w procesie leczenia, co jest herezją. Nie wiem, czy to brak wiedzy, czy brak obiektywizmu. Wiem, że po takich słowach opinię powinno się wyrzucić do kosza, a biegłym nie zapłacić nawet złotówki. Zadziwiające, że sąd nie powołał biegłego specjalisty chorób zakaźnych. Opiniujący zaniechali opisania wyjaśnień, że bakteria alarmowa o nazwie gronkowiec koagulazo-ujemny stał się przyczyną kolonizacji, czyli zasiedlenia ciała noworodka w okresie jego pobytu na oddziale intensywnej terapii noworodka, co doprowadziło do rozwoju sepsy (posocznicy), uogólnionego zakażenia. Do rozwoju posocznicy doszło także z powodu ciężkiego stanu dziecka wywołanego przez niedokrwienie i niedotlenienie, co spowodowane było zbyt długim czekaniem na rozwiązanie za pomocą cięcia cesarskiego. Tak więc winę za kalectwo małego pacjenta można przypisać położnikom, neonatologom, a także kierownictwu szpitala za nieprzestrzeganie antyseptycznych standardów.
Bezsensowne kontrole
– W polskich szpitalach dopiero ostatnimi czasy rozpoczęto stosowanie szerokiej praktyki pobierania badań bakteriologicznych przy przyjęciu do szpitala celem wykluczenia tzw. nosicielstwa bezobjawowego – wyjaśnia dr Frankowicz. – Kontrolę stanu bakteriologicznego naszych szpitali przeprowadza sanepid. Niestety, w czasie tych okresowych kontroli w przeważającej liczbie przypadków jedynie makroskopowo oceniana jest czystość sal i urządzeń. Taka kontrola nie ma oczywiście większego sensu.
Według ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych:
Kierownicy podmiotów leczniczych są obowiązani do wdrożenia i zapewnienia funkcjonowania systemu zapobiegania i zwalczania zakażeń szpitalnych obejmującego: 1) powołanie i nadzór nad działalnością zespołu i komitetu kontroli zakażeń szpitalnych; 2) ocenę ryzyka i monitorowanie występowania zakażeń szpitalnych i czynników alarmowych; 3) organizację udzielania świadczeń zdrowotnych w sposób zapewniający: a) zapobieganie zakażeniom szpitalnym i szerzeniu się czynników alarmowych, b) zapewniającego warunki izolacji pacjentów z zakażeniem lub chorobą zakaźną oraz pacjentów szczególnie podatnych na zakażenia szpitalne, c) możliwość wykonywania badań laboratoryjnych w ciągu całej doby, d) wykonywanie badań laboratoryjnych, umożliwiających identyfikację biologicznych czynników chorobotwórczych wywołujących zakażenia.
W skład wspomnianego zespołu kontroli zakażeń szpitalnych wchodzą: lekarz, pielęgniarka lub położna – specjalista do spraw higieny i epidemiologii (w liczbie nie mniejszej niż jedna na 200 łóżek), diagnosta laboratoryjny. Problem tylko w tym, że zespół podlega zastępcy dyrektora do spraw medycznych. Im więcej wykryje nieprawidłowości, tym większy kłopot dla dyrekcji, a gdyby wyniki kontroli zespołu wydostały się na zewnątrz, oznaczałoby to zainteresowanie mediów i wyższą składkę obowiązkowego ubezpieczenia.
*** (...) W trakcie pandemii notowaliśmy w grupie krajów OECD jeden z najgorszych wskaźników satysfakcji ze świadczeń zdrowotnych – 26 proc. Dla porównania w Meksyku wynosi on 48 proc., a w Szwajcarii – 90 proc. (...). Brak dostępu do lekarzy przez osoby np. z chorobami serca czy nowotworami będzie skutkować w następnych latach niebagatelnymi kosztami leczenia wynikającymi z opóźnionej diagnostyki. Zapominamy też, że zaburzenia psychiczne będą skutkowały chorobami układu somatycznego. Według najnowszych danych z końca 2021 r., co piąta osoba boryka się z objawami depresji. W grupie krajów OECD jest to trzykrotny wzrost w stosunku do okresu sprzed pandemii.
Prof. Katarzyna Kolasa (PAP)