Tragiczny koniec szukania zaczepki
Uderzył pijanego mężczyznę, który zaczepił go na ulicy przed nocnym klubem. 35-latek upadł, uderzył głową o chodnik i po miesiącu zmarł. Oskarżony zapewniał, że działał w obronie własnej
Oskarżony: Jakub P. (24 l.) O: spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu Ofiara: Michał B. (35 l.) Sąd: Jarosław Kowalski (przewodniczący składu orzekającego), Marcelina Kasprowicz – Sąd Okręgowy w Lublinie Oskarżenie: Marta Gierczak-Dudek – Prokuratura Rejonowa w Rykach Obrona: Anita Swacha
Około drugiej w nocy przed restauracją w podlubelskich Rykach zebrała się grupa ludzi. Doszło do awantury i przepychanek i ktoś zadzwonił po policję. Za parę minut był jeszcze jeden telefon do komendy z informacją, że na chodniku leży nieprzytomny mężczyzna. Miał zostać pobity...
Z wstępnych ustaleń wynikało, że mężczyzna był wcześniej agresywny i szukał zaczepki. Traf chciał, że próbował zaatakować ćwiczącego sztuki walki Jakuba P. Ten jednak zrobił unik i uderzył go w twarz dłonią, a później pięścią. Drugi cios powalił mężczyznę na ziemię. Karetka pogotowia zabrała nieprzytomnego Michała B. do szpitala i wszyscy się rozeszli.
Po kilku dniach Jakub P. skontaktował się z siostrą pokrzywdzonego i wyjaśnił, co się stało. Wówczas kobieta wspólnie z matką poszły do komendy policji. Dopiero po tym doniesieniu wszczęto śledztwo. Przesłuchany Jakub P. opisał szczegółowo przebieg wydarzeń z tamtej nocy. Zapewniał, że to on został zaatakowany przez pijanego i agresywnego mężczyznę.
– Tak nagle do mnie podszedł i zapytał: „A ty, kur..., chcesz dostać w łeb?”. Dałem krok w tył, a on zamachnął się wtedy na mnie prawą ręką. Zasłoniłem się, zrobiłem delikatny unik i jego dłoń tylko musnęła moją skroń. Gdybym nie zrobił tego uniku, to nie wiem, co by się ze mną stało, bo szykował się bardzo silny cios. Za chwilę uderzyłem napastnika lewą dłonią w twarz. On znowu się na mnie zamachnął i uderzyłem go tym razem pięścią. Wówczas upadł na ziemię.
Jakub P. zapewniał śledczych, że nie chciał zrobić temu mężczyźnie krzywdy i w ogóle go nie znał.
– Widziałem tylko, że jest ode mnie starszy i mogłem wywnioskować, że także silniejszy. W tamtym momencie chciałem się tylko obronić. Byłem bardzo przestraszony, a później – jak on leżał – w szoku. Wydaje mi się, że zrobiłem minimum, żeby się obronić i odejść stamtąd jak najszybciej. Kiedy się zorientowałem, że sprawa jest poważna, spotkałem się z siostrą Michała B. Chciałem jej opowiedzieć o tym całym zajściu, bo po mieście chodziło dużo plotek. Byłem przekonany, że rodzina powinna znać prawdę.
Miesiąc po wydarzeniach przed restauracją Michał B. zmarł w szpitalu. Sprawa zrobiła się jeszcze bardziej poważna...
Maskotka w biurze
Jakub P. ma 24 lata, mieszka z rodzicami i jest dzisiaj na ich utrzymaniu. Nigdy nie sprawiał kłopotów wychowawczych i nie był karany. Ukończył liceum policyjne i zdał maturę. Najpierw przez kilka miesięcy pracował jako ochroniarz, a później jako kierowca busa.
Przed zdarzeniem był zatrudniony jako technik prac biurowych i odpowiadał za rozpatrywanie reklamacji i gwarancji, a także zajmował się spedycją i bezpieczeństwem kierowców. Jako najmłodszy pracownik był traktowany jak maskotka. Przełożeni i koledzy postrzegali go jako spokojnego, opanowanego, odpowiedzialnego i bardzo pracowitego chłopaka.
Z wywiadu środowiskowego wynika, że również w szkole miał dobrą opinię – był lubiany przez nauczycieli i uczniów. Zawsze kulturalny i grzeczny, niewdający się w konflikty z kolegami. Od najmłodszych lat interesował się sportem. Grał w piłkę nożną i był reprezentantem klubu w Rykach. Kontuzja kolana uniemożliwiła mu przez jakiś czas uprawianie sportu, ale po operacji wrócił do swojej pasji; ostatnio zainteresował się sportami siłowymi. Jakuba P. wszyscy wspominają jako piłkarza, który nigdy nie faulował. Również trenując sztuki walki, nie był agresywny i przestrzegał zasad fair play.
Według opinii biegłego lekarza zgon Michała B. był spowodowany obrażeniami ośrodkowego układu nerwowego będącymi następstwem upadku i uderzenia głową w twarde podłoże. Biegły zwrócił uwagę, że obrażenia nie powstały wskutek bezpośredniego ataku Jakuba P.
Zdaniem prokuratury Jakub P., zadając pokrzywdzonemu dwa uderzenia w twarz, działał co najmniej z zamiarem ewentualnym spowodowania obrażeń ciała. Jak napisano w uzasadnieniu aktu oskarżenia: „Jako zawodnik MMA niewątpliwie miał świadomość, że zadanie ciosu pięścią w twarz może skutkować ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu”.
Wulgarność i nadpobudliwość
Podczas pierwszej rozprawy oskarżony nie przyznał się do stawianego mu przez oskarżyciela zarzutu, potwierdził swoją wersję ze śledztwa i złożył wyjaśnienia.
– Tego dnia chciałem tylko spędzić czas ze znajomymi w restauracji, ale z nikim się konkretnie nie umawiałem. Liczyłem na to, że kogoś spotkam na miejscu. Gdy wchodziłem do środka, jakaś grupa ludzi szarpała się między sobą, więc dołączyłem do tych, którzy ich rozdzielali. W tej grupie szarpiących się był też pokrzywdzony. Nie znałem go osobiście, ale usłyszałem od niego wulgarne słowa. – Co do pana powiedział? – dociekał sąd. – Po prostu, żebym wypierd... Ale po chwili wszystko się uspokoiło i poszedłem do stolika. Wypiłem ze znajomymi piwo i chyba dwa kieliszki wódki. Za jakiś czas zaczęła się kolejna awantura. Tym razem na zewnątrz. Nie chciałem wychodzić, ale zorientowałem się, że nie ma w środku lokalu mojego kolegi. Wyszedłem więc na dwór, żeby go poszukać i wtedy zaczepił mnie chwiejący się na nogach Michał B. Później już było tak, jak mówiłem na przesłuchaniu. – Czy widział pan upadek pokrzywdzonego? – Nie jestem w stanie dziś opisać tego upadku po moim ciosie w głowę. Zaraz odszedłem na bok, bo byłem w szoku, ale za chwilę podszedłem do leżącego Michała B. Ochłonąłem i dotarło do mnie, co się stało.
– Dlaczego podszedł pan do leżącego pokrzywdzonego?
– Chciałem mu pomóc, ale były już tam jakieś kobiety. Usiadłem więc obok na krawężniku i czekałem na przyjazd pogotowia, co trwało około 40 minut. Zabrali go do szpitala i wróciłem do domu. Później zdecydowałem się skontaktować z jego siostrą i przeprosić za to, co się stało, chociaż – prawdę mówiąc – to bardziej ja czułem się ofiarą. Rozmawiałem też później ze znajomymi, którzy byli wówczas w tym lokalu i potwierdzili, że Michał B. był cały czas agresywny, jakiś taki nadpobudliwy. Dowiedziałem się, że zaczepiał też innych ludzi i był wobec nich wulgarny.
Mecenas Anita Swacha chciała się dowiedzieć, czy jej klientowi zdarzały się już takie konflikty z innymi.
– Nigdy wcześniej nie miałem takich problemów. Zawsze starałem się omijać konfliktowe sytuacje. Chciałem też zdementować informację, że jestem zawodnikiem MMA. Owszem, od kilku miesięcy trenowałem, ale w zasadzie odbyłem tylko jedną amatorską walkę. Uczyłem się zarówno ataku, jak i obrony. Ale teraz już sobie odpuściłem.
Przyjęte przeprosiny
Świadek Elżbieta R. to matka pokrzywdzonego. O tym, że syn trafił do szpitala, dowiedziała się od sąsiada.
– Syn leżał na OIOM-ie i jeździłam tam co drugi dzień, ale ze względu na covid nie miałam z nim kontaktu. Dowiedziałam się tylko, że lekarze usiłują go wybudzić ze śpiączki. Później dowiedziałam się od córki, że oskarżony z nią rozmawiał. Wtedy pojechałyśmy na policję, ale tam się okazało, że nic w tej sprawie nie zrobili. Dopiero za jakiś czas się tym zajęto. A teraz nie jest tak, że oczekuję jakiegoś surowego wyroku dla tego człowieka.
Nie mogę tylko zrozumieć, że ktoś, kto posiada taką siłę i umiejętności, nie mógł po prostu syna tylko obezwładnić, jak był agresywny. Wtedy pewnie by żył. Po tych słowach oskarżony oświadczył: – Chciałbym bardzo za to wszystko przeprosić. Nie miałem zamiaru zrobić pani synowi krzywdy i jest mi teraz z tym bardzo ciężko i przykro. Świadek Elżbieta R.: – Przyjmuję te przeprosiny i wierzę, że oskarżonemu jest też bardzo źle z tym żyć.
Sąd chciał się dowiedzieć, czy pokrzywdzony Michał B. nadużywał alkoholu.
– Przyznaję, że pił za dużo. Może nie codziennie, ale tak ze trzy razy w miesiącu. Z tym że jak zaczynał pić, to trwało to kilka dni – zeznała matka. – Kilka lat temu podjął próbę leczenia, ale nie było to skuteczne i wrócił do nałogu. Wyrzucili go z pracy, był karany za niepłacenie alimentów i za jazdę samochodem po pijanemu. Tuż przed tym zdarzeniem zwierzył mi się, że musi coś zrobić z tym uzależnieniem. – Czy bywał agresywny po alkoholu? – Raczej nie, tylko strasznie przeklinał. Nawet nie wiem, czy lubił się bić i szukał zwady.
Podchodził do ludzi i szukał zaczepki
Piotr K. był tego wieczora w miejscu, gdzie doszło do zdarzenia i widział pokrzywdzonego, z którym dobrze się znali.
– Michał był mocno pod wpływem alkoholu. Zataczał się, bełkotał i ogólnie zaczepiał ludzi. Był jakoś tak wyjątkowo agresywny. Po prostu podchodził do ludzi i szukał zaczepki. Popychał wszystkich, ubliżał ludziom.
– Czy oskarżony również był agresywny? – pytała mecenas Anita Swacha.
– Czegoś takiego nie widziałem w jego zachowaniu. Był raczej spokojny.
Świadek Magdalena J., koleżanka oskarżonego:
– Nie zauważyłam, żeby tego dnia Kuba był agresywny wobec kogokolwiek. W ogóle sobie nie przypominam, żeby kiedykolwiek uczestniczył w jakichś bójkach i kogoś zaczepiał w lokalach. To przecież wyjątkowo spokojny chłopak. Po tym zdarzeniu zaczęliśmy się spotykać. Wiem, że bardzo to przeżywał, ale nie bardzo chciał na ten temat rozmawiać. Zrobił się taki zamknięty w sobie – było widać, że to bardzo go gryzie w środku. Świadek Michał T., kolega pokrzywdzonego: – Około drugiej w nocy Michał gdzieś wyszedł. Po chwili też wyszedłem i zobaczyłem, że ktoś leży na ziemi. Podszedłem bliżej i już wiedziałem, że to Michał. Był nieprzytomny. Opiekowała się nim jakaś pani, druga powiedziała, że został pobity. Zadzwoniłem po pogotowie i cały czas byłem przy nim. Odzyskiwał co jakiś czas przytomność, ale nic nie mówił. Próbował się tylko podnieść, ale mówiłem mu, żeby nie wstawał.
– Czy widział pan też oskarżonego? – dociekała sędzia Marcelina Kasprowicz.
– Po raz pierwszy go wówczas zobaczyłem na oczy. Stał obok i nic się nie odzywał. Nie kojarzę, czy chciał pomagać Michałowi, ale widziałem w jego oczach przerażenie.
Porządny chłopak
Zeznania składał też Mariusz M., policjant, który przyjechał wówczas na interwencję pod restaurację w Rykach.
– Przyjechaliśmy z kolegą. Zastaliśmy grupę stojących ludzi i leżącego na chodniku albo na trawniku mężczyznę. Kolega zaczął rozpytywanie, a ja w pierwszej kolejności musiałem uspokajać ludzi, bo dochodziło do jakichś przepychanek. Pamiętam, że ten leżący mężczyzna chciał wstawać, ale chyba powstrzymywali go od tego jego znajomi.
– Co panowie ustalili na miejscu? – pytała prokurator.
– Z rozmów ze świadkami wynikało, że pokrzywdzony był pijany i zaczepiał ludzi. Miał też zaczepić oskarżonego i doszło między nimi do bojki. Adrian K. to trener oskarżonego: – Jakub trenował przez kilka miesięcy MMA, czyli mieszane sztuki walki. To dyscyplina zawierająca elementy boksu, karate, zapasów i ju-jitsu. Ćwiczył trzy razy w tygodniu i był na początkowym etapie. Według mnie to porządny chłopak, nigdy nie widziałem u niego agresji. Zresztą, każdy, kto przychodzi do nas do klubu, ma od razu powiedziane, że nie ma czegoś takiego, jak nadużywanie swojej siły i umiejętności. – Czy oskarżony dalej trenuje? – pytał sąd. – Na początku opowiadał mi o tym, co się zdarzyło. Mówił, że ktoś go zaczepił i tylko się bronił. Był załamany, a później przestał już przychodzić na treningi.
Jakub P. skazany został na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Musi także zapłacić matce zmarłego 50 tys. zł zadośćuczynienia. Zdaniem sądu celem działania oskarżonego nie było spowodowanie śmierci Michała B. Wydając wyrok, sąd wziął pod uwagę postawę oskarżonego, który wielokrotnie przepraszał za swój czyn, pozostał na miejscu zdarzenia i udzielił pomocy pokrzywdzonemu, a po przyjeździe policji zrelacjonował przebieg zdarzenia.
Wyrok nie jest prawomocny.