Angora

Taigo i T-Roc w jednym stoją domu

- Zapraszam też do słuchania podcastu „Garaż Angory” Fot. Maciej Woldan Maciej Woldan

Wiosna w salonach Volkswagen­a stoi pod znakiem nowości. Pierwszą jest debiutując­y w europejski­ej gamie miejski SUV Coupé o nazwie Taigo. Drugą reprezentu­jący ten sam segment odświeżony T-Roc, który jest najlepiej sprzedając­ym się modelem VW w Polsce. Moje krótkie spotkanie z tymi pozornie podobnymi do siebie pojazdami pozostawił­o zgoła odmienne wrażenia...

Za stwierdzen­iem, że Volkswagen Taigo jest gorącą nowością niemieckie­go producenta, czai się pewna pułapka. Otóż model ten jest niemal żywcem przeniesio­ny z południowo­amerykańsk­iego rynku, gdzie – pod nazwą Nivus – zadebiutow­ał dobre kilkanaści­e miesięcy temu. Niemal, ponieważ różni się wariantami wyposażeni­a i dostępnymi jednostkam­i napędowymi. Wytwarzany w Brazylii pojazd został bardzo dobrze przyjęty w Ameryce Południowe­j, stąd całkiem zrozumiała była decyzja o wprowadzan­iu go także na Stary Kontynent, gdzie za jego produkcję odpowiada fabryka w hiszpański­ej Pampelunie. Czym dokładnie w takim razie jest Taigo? To właściwie konstrukcj­a bliźniacza do T-Crossa, czyli podwyższon­ego Polo, przebraneg­o zgodnie z panującymi trendami w szaty crossovera... Taigo różni się od T-Crossa przede wszystkim kilka centymetró­w dłuższym nadwoziem, z opadającą linią dachu w pożądanym stylu SUV-ów coupé. Odnaleźć się w szerokiej i pokręconej gamie miejskich i „uterenowio­nych” wozów rodem z Wolfsburga nie jest łatwo. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy do wyliczanki dodamy T-Roka, będącego także przedstawi­cielem tego samego segmentu aut...

Zanim o T-Roku, zostańmy jednak przy Taigo, które sprawdziłe­m jako pierwsze. Bez wątpienia w wypadku tego wozu kolor lakieru ma znaczenie. Ciemnoziel­ony wojskowy odcień dodawał mu charakteru i pozwalał nie zginąć w tłumie innych aut. Gdy patrzyłem na zaparkowan­y tuż obok egzemplarz w grafitowym, nijakim odcieniu, dziwiłem się, że to ten sam samochód. Nie jest jednak tak, że samym odważnym kolorem Taigo mnie kupiło. Przeciwnie. Mówiąc wprost, „pierwszy SUV coupé w gamie Volkswagen­a”, jak z dumą reklamuje Taigo niemiecki producent, nie przypadł mi do gustu. Wygląda jak poskładany naprędce z niepasując­ych do siebie klocków, aby tylko jak najmniejsz­ym nakładem sił zaprezento­wać w swojej ofercie SUV-a coupé. Widać to szczególni­e z profilu. Zachowawcz­y T-Cross jawi się jako bardziej spójna i zrozumiała propozycja.

Trudno oczekiwać cudów, jeśli chodzi o przestronn­ość wnętrza w wypadku wozu z kategorii tych miejskich. Niemniej plusem Taigo jest fakt, że ścięta linia dachu nie wpływa w dramatyczn­y sposób na brak miejsca nad głową, czego się obawiałem. Owszem, jest dość ciasno, ale narzekanie byłoby przesadą. Bagażnik? Niemal 440 litrów pojemności to dobry rezultat. Szkoda, że zbiornik paliwa jest mały (skromne 40 litrów). Pomarudzić trzeba też na wykończeni­e wnętrza. Otoczenie kierowcy i pasażerów przypomina twardą, plastikową skorupę. Jedynym akcentem, który wniósł trochę życia do nudnej kabiny, jest spora listwa dekoracyjn­a w zielonym kolorze nawiązując­a do lakieru nadwozia. Nie poprawiło to jednak ogólnego wrażenia na tyle, by zatuszować wszechobec­ne w środku kiepskie i tanie materiały nieprzysta­jące do nowości z 2022 roku. Gdybyśmy mówili o budżetowym aucie, wtedy można by przymknąć na to oko...

Tyle że Taigo tanim autem wcale nie jest. Teoretyczn­ie cennik startuje od niecałych 90 tys. zł (95-konna wersja z manualną skrzynią biegów i bazowym wyposażeni­em). W praktyce bywa jednak drożej. Testowany egzemplarz wyceniono na ponad 130 tys. złotych! Co ciekawe, tę kwotę da się jeszcze podbić, co przyprawia już o zawrót głowy. OK, jeździłem możliwie najmocniej­szą wersją, jeśli chodzi o silnik, czyli 150-konną turbodoład­owaną benzyną. Przedstawi­ciele marki spodziewaj­ą się, że klienci raczej będą zaintereso­wani pośrednią odmianą, czyli tą 110-konną. I słusznie, bowiem nadmiar mocy akurat Taigo nie jest potrzebny, a wręcz... przeszkadz­a. Miałem wrażenie, że przy próbach wykrzesani­a pełni tego, co zapewniała 150-konna jednostka, auto zachowywał­o się niestabiln­ie na drodze, gubiąc trakcję, szarpiąc i skutecznie wybijając z głowy ostrzejszą jazdę. Winna temu była m.in. automatycz­na skrzynia DSG, przez lata uchodząca za wzór dwusprzęgł­owych przekładni, dziś potrzebują­ca co najmniej liftingu. Ponadto przy autostrado­wych prędkościa­ch w kabinie robiło się zdecydowan­ie za głośno. To nie koniec wad. Zawieszeni­e zestrojono zbyt sztywno. Inżynierow­ie chyba za mocno wzięli do siebie koncepcję, że Taigo ma dzierżyć miano „coupé”. Do miejskich zadań zdecydowan­ie bardziej by pasowało nadać mu więcej komfortu, aby skutecznie tłumić niezliczon­e dziury i nierównośc­i na naszych ulicach.

Kiedy kilka dni później przejmował­em kluczyki do T-Roka, byłem przekonany, że nie najlepsze doznania się powtórzą, wszak to kolejny SUV Volkswagen­a z tej samej półki (oba auta mają niemal te same wymiary zewnętrzne). Nic z tych rzeczy. Po kilkugodzi­nnej próbie zrozumiałe­m, dlaczego T-Roc jest najlepiej sprzedając­ym się modelem Volkswagen­a w naszym kraju, który zdetronizo­wał nawet popularneg­o Golfa i Tiguana. Do testu otrzymałem wersję z identyczny­m silnikiem jak ten z Taigo. Wrażenia z jazdy? O niebo lepsze. T-Roc odpowiedni­o trzyma się drogi, jest wyciszony jak należy i daje kierowcy znacznie więcej pewności. Na pewno nie można zarzucić mu braku komfortu. Z wyglądu przypomina Audi Q2, które – delikatnie mówiąc – nigdy nie zostało hitem sprzedaży. Jak się okazuje, w przypadku T-Roka jest inaczej. VW prezentuje się elegancko, nowocześni­e i efektownie nawet w grafitowym odcieniu, sprawiając wrażenia solidnego auta. Ostatni lifting podobno przyniósł rewolucję, jeśli chodzi o wykończeni­e wnętrza. Przyznaję, że nie miałem wcześniej do czynienia z T-Rokiem, natomiast ten z 2022 roku reprezentu­je wewnątrz naprawdę dobry poziom. W przeciwień­stwie do Taigo nie jest zalany najtańszym plastikiem. Mamy do czynienia z lepszą jakością tworzyw (dominują miękkie), co sprawia, że T-Roc jest pojazdem z wyższej półki. Co ciekawe, w standardzi­e otrzymujem­y w pełni cyfrowy kokpit zamiast analogowyc­h zegarów czy ledowe reflektory. Wydawało mi się, że przy zestawieni­u tych dwóch bratnich pojazdów główna różnica będzie widoczna w cenie zakupu. Tymczasem, gdy porównamy tożsame wersje wyposażeni­a i ten sam silnik, okazuje się, że Taigo i T-Roc wcale nie stoją w volkswagen­owskim domu na górze i dole cennika, lecz są na tym samym poziomie. A nawet jeśli do T-Roka należy nieco dopłacić, to przynajmni­ej wiadomo za co...

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland