A pożary szaleją...
Pożary szaleją w państwie Putina. Ogień rozprzestrzenia się błyskawicznie. Na Syberii przed płomieniami uciekają ludzie i przerażone renifery. Nie ma kto walczyć z żywiołem, ponieważ strażaków, żołnierzy, samoloty i śmigłowce dyktator wysłał na Ukrainę.
Stan zagrożenia pożarowego ogłosiły władze w 14 regionach – od obwodu kaliningradzkiego po kraje: Chabarowski i Nadmorski na Dalekim Wschodzie. Jak mówi Aleksiej Jaroszenko z rosyjskiego oddziału organizacji ekologicznej Greenpeace, obszar, na którym występują pożary, jest dwa razy większy niż w tym samym okresie ubiegłego roku. W 2021 roku ogień strawił w tym czasie 915 600 hektarów terenu, w roku bieżącym już 2,2 miliona hektarów. Rosyjskie Ministerstwo Spraw Nadzwyczajnych poinformowało, że liczba pożarów w porównaniu z 2021 rokiem wzrosła o 200 procent.
Szczególnie dramatyczna sytuacja panuje na Syberii. W obwodzie nowosybirskim w dwa dni ugaszono 433 ogniska ognia, ale wciąż wybuchają nowe. Nowosybirsk, trzecie co do wielkości miasto kraju, zasnuty został obłokami dymu. Światło słoneczne z trudem przedziera się przez gęsty smog. Mieszkańców wezwano, aby nie wychodzili z domów.
W Kraju Krasnojarskim szalały 133 pożary na powierzchni 342 hektarów. Spłonęło około 60 domów i dacz. Według urzędników z Krasnojarska w tym mieście stężenie szkodliwych cząstek w powietrzu przekroczyło poziom bezpieczny dla zdrowia. Ogień wdarł się do miasta i zniszczył cztery samochody. W sąsiadującej z Krajem Krasnojarskim autonomicznej republice Chakasja jednego dnia rozpętało się 31 pożarów, co dziennik „Kommiersant” uznał za „antyrekord”. W obwodzie omskim w zachodniej części Syberii pożoga objęła trawy w ponad 300 miejscach, a obłoki dymu dotarły do oddalonego o 625 kilometrów miasta Tiumeń.
Władze w Moskwie twierdzą, że do serii ogniowych katastrof przyczyniły się zmiany klimatyczne. Na wielu obszarach rozległego państwa pierwsze trzy miesiące 2022 roku były wyjątkowo ciepłe. Stopniały śniegi i ziemia wyschła. Tymczasem mieszkańcy niefrasobliwie wypalają trawy, co jest powodem wielu pożarów. Do obecnego ogniowego piekła nie doszłoby, gdyby nie wojna na Ukrainie. Do wojska wzięto wielu młodych mężczyzn, którzy wcześniej tworzyli ochotniczą straż pożarną. Nie można też skierować do walki z ogniem żołnierzy. Syberyjskie koszary opustoszały, a nieszczęśni sołdaci giną pod Charkowem i Mariupolem. Na Ukrainie operuje też większa część rosyjskiej floty powietrznej. Jessica McCarty, badaczka klimatu z Uniwersytetu w Miami, powiedziała: – Walka z największymi pożarami wymaga wykorzystania samolotów wojskowych w celu wykrycia i zweryfikowania raportów satelitarnych lub pochodzących od społeczności lub też do wspomagania akcji strażaków, więc jeśli wojna będzie trwała, jest wątpliwe, czy samoloty staną się dostępne nawet latem. Albo samoloty i obsługujący je personel zostaną zabrane z frontu zachodniego na Syberię, albo będzie więcej pożarów. Oczywiście trudno się spodziewać, że oszalały z nienawiści do Ukraińców Putin wycofa z walk lotnictwo, strażaków i żołnierzy.
Na domiar złego urzędnicy – zamiast walczyć z ogniem – wolą kadzić dyktatorowi. Stowarzyszenie obywatelskie z Omska napisało na Twitterze: „W pobliżu Omska wzdłuż szosy Czerlak płonie ponad 100 hektarów lasu... Tymczasem gubernator urządza uroczystości proputinowskie i w ogóle nie wiadomo, co robi regionalne ministerstwo ds. sytuacji nadzwyczajnych”.
W Rosji płoną nie tylko trawy i lasy, lecz także strategiczne obiekty. Tajemniczy pożar wybuchł w Centralnym Instytucie Badawczym Sił Powietrznych i Kosmicznych w Twerze. Co najmniej 17 osób straciło życie. Ogień spustoszył Dmitrowskie Zakłady Chemiczne w Kineszmie pod Moskwą, które były jednym z największych producentów rozpuszczalników w kraju. Komentatorzy zastanawiają się, czy do tych katastrof doszło na skutek powszechnego w kraju Putina niedbalstwa, czy też aktów sabotażu.