Zaraza dręczy smoka
Chiny przegrywają z COVID-19. Epidemia wdziera się do wielkich miast. Drakońskie restrykcje wprowadzone przez władze zapewne nie powstrzymają zarazy.
Przez długi czas władze w Pekinie prowadziły politykę „zero covidu”. Za pomocą obostrzeń koronawirus miał zostać wykorzeniony! I wydawało się, że to się uda. Do wielkiego państwa wtargnął wszakże wysoce zaraźliwy wariant omikron. Okazało się także, że chińskie szczepionki dają mniejszą ochronę niż preparaty zachodniej produkcji. A tych ostatnich w ChRL stosować nie wolno.
W zmaganiach z wirusem azjatycki smok zaczyna ponosić klęskę. Od końca marca w 26-milionowym Szanghaju obowiązuje lockdown. Przeprowadzono masowe ewakuacje mieszkańców do szpitali i ośrodków kwarantanny. Niektóre dzielnice zablokowano wysokimi na dwa metry płotami. Zamknięci w domach udręczeni mieszkańcy skarżą się na brak żywności. Pewna kobieta żaliła się, że w tymczasowym szpitalu dano jej „dwie marchewki, zgniłą dynię i kilka kłosów zboża”.
W internecie krążą filmy pokazujące gniewnych obywateli, którzy wychylają się z okien i na znak protestu uderzają w patelnie lub garnki albo grają na fletach lub trąbkach buntowniczą melodię z musicalu „Nędznicy”: „Słuchaj, kiedy śpiewa lud”. Widziano cudzoziemca, który próbował sforsować metalowe bariery. Obezwładniło go czterech mężczyzn w skafandrach ochronnych. „Chcę umrzeć!” – krzyczał nieszczęśnik.
Zamknięto sklepy, wiele fabryk wstrzymało produkcję. Finansiści, bankierzy, menedżerowie starają się wydostać z udręczonego miasta. Przyszłość Szanghaju jako ośrodka finansowego i przemysłowego jest zagrożona. Mimo surowych obostrzeń wirus grasuje w mieście. Zaraziło się już kilkaset tysięcy mieszkańców. Według oficjalnych danych do 26 kwietnia zmarło 190 osób. Liczba ofiar śmiertelnych epidemii jest prawdopodobnie znacznie wyższa; śmierć kosi zwłaszcza seniorów w szpitalach i w domach opieki.
W Pekinie od 22 kwietnia dochodzi do „tylko” trzydziestu kilku infekcji dziennie. Mimo to trzykrotnym testom na obecność koronawirusa poddano 20 milionów mieszkańców stolicy. Istnieją poważne obawy, że także Pekin zostanie zamknięty. Niektóre budynki mieszkalne, a nawet dzielnice zostały poddane izolacji. Ogarnięci paniką ludzie wykupują ryż, warzywa i inne produkty. Władze zapewniają, że mają zapasy zboża i oleju spożywczego na 30 dni. Yanzhong Huang, analityk z amerykańskiego instytutu Council on Foreign Relations, przewiduje: „Jeśli chińska stolica zostanie zamknięta, konsekwencje polityczne będą bardzo poważne. Międzynarodowa reputacja państwa mocno ucierpi, stabilność społeczeństwa zostanie zagrożona”.
Poza Pekinem i Szanghajem lockdownem objęto przeszło 20 miast, w których mieszka ponad 30 milionów ludzi. Jak się zdaje, władze chińskie przewidują, że zaraza rozleje się na cały kraj. Wielkie szpitale epidemiczne i ośrodki kwarantanny budowane są pośpiesznie nawet w Tybecie. A przecież w tym autonomicznym regionie od początku pandemii wykryto tylko jeden przypadek infekcji.
Epidemia w Chinach ma już teraz poważne skutki ekonomiczne. Kursy akcji na giełdach ChRL są najniższe od prawie dwóch lat. Istnieją obawy, że także światowa gospodarka dozna poważnego uszczerbku, gdy dojdzie do zakłóceń w łańcuchu dostaw. Zaniepokojeni zagraniczni inwestorzy wycofali w ostatnich tygodniach z rynków Państwa Środka ponad 10 miliardów dolarów. (KK)