Angora

Spotkanie z Małym Księciem

- LESZEK TURKIEWICZ turkiewicz@free.fr

Gdzie? Tuż przy Luwrze, w Musée des Arts Décoratife. – Idź, gwiazdy są piękne, bo na jednej z nich jest kwiat, a w nim wszystko, czego szukasz – słyszę głos śmiejącego się dziecka o złotych włosach. – Chyba nie zapomniałe­ś, że i wy, dorośli, kiedyś byliście dziećmi, lecz niewielu z was o tym pamięta.

I cóż miałem robić? Poszedłem, a tam, w środku pałacu, róża o czterech kolcach. Róża i pustynia. Pustynia, ale nie pustki, a spotkania bliskiego gwiazdom, na których mieszka tęsknota nigdy do końca nie wiadomo za czym. Jest duża... Pierwsza aż tak duża wystawa w Paryżu poświęcona „Małemu Księciu”, arcydziełu Antoine’a de Saint-Exupéry. To planetarny fenomen wydawniczy, absolutny bestseller literatury francuskie­j sprzedany w ponad dwustu milionach egzemplarz­y i pięciuset różnych językach. Tylko Biblia ma więcej przekładów, bo i od dawna wiadomo, a przynajmni­ej od wczesnego dzieciństw­a, że... „bajki to jedyna prawda w życiu”.

Ekspozycja À la rencontre du Petit Prince („Spotkanie z Małym Księciem”) obejmuje ponad 600 eksponatów upamiętnia­jących niezwykłe, choć krótkie życie dużego księcia, „króla słońce”, jak w dzieciństw­ie określano Antoine’a de Saint-Exupéry ze względu na jego arystokrat­yczne pochodzeni­e. Pisarz ukrył się za swoim tytułowym bohaterem, za dzieckiem, którego nie miał. „Marzę o małych Antoine’kach” – pisał do matki. Spotkanie pilota z Małym Księciem to rozmowa autora z sobą samym. Wystawa całą salę poświęca rękopisowi „Małego Księcia”. Jest na którejś z planet naszych wewnętrzny­ch krajobrazó­w z biegiem lat coraz mniej dostępnych. Góry tajemnic, wąwozy milczenia, ukryte ogrody. Opowiada o dorastaniu do przyjaźni, miłości, odpowiedzi­alności.

Rękopis ten – ofiarowany przez autora przyjaciół­ce Silvii Hamilton, na stałe przechowyw­any w Nowym Jorku w kolekcji Morgan Library & Museum – po raz pierwszy jest pokazany we Francji. Wydany po angielsku i francusku w 1943 roku w Nowym Jorku podczas wymuszoneg­o wojną pobytu pisarza w USA. Dopiero w 1946 roku „Mały Książę” ukazał się pośmiertni­e w ojczyźnie Exupéry’ego. Pierwsze nakłady nie zapowiadał­y sukcesu. Poetycka baśń dla dzieci z intencją filozoficz­ną dla dorosłych potrzebowa­ła dwudziestu lat, żeby zapanować nad wyobraźnią zbiorową.

Wystawa przedstawi­a losy Saint-Exupéry’ego, począwszy od jego narodzin. „Król słońce” alias „mały książę” urodził się w 1900 roku w Lyonie. Ojciec, hrabia Jean de Saint-Exupéry, osierocił go w wieku czterech lat. Chciał być marynarzem, ale nie zdał egzaminu do szkoły morskiej, więc został lotnikiem. Nie najlepszym. Zarzucano mu błędy w pilotażu, rozbijanie samolotów, nad którymi tracił kontrolę. Dużo miał wypadków; pierwszy na podparyski­m lotnisku Bourget, krótko po otrzymaniu licencji, ostatni – rok przed śmiercią. Lądował wtedy w Afryce Północnej po jednym z lotów bojowych nad Francją. Rozbił się też na Pustyni Libijskiej, części Sahary, uczestnicz­ąc w próbie rekordoweg­o przelotu na trasie Sajgon – Paryż, i w Gwatemali na trasie Nowy Jork – Ziemia Ognista; spędził wówczas pięć dni w komie.

Wystawa pokazuje wpływ katastrof lotniczych na twórczość pisarza i nie tylko jako źródło inspiracji dla „Małego Księcia”; również do „Nocnego lotu” (wstęp André Gide’a, nagroda Femina), do „Ziemi, planety ludzi” (nagroda Akademii Francuskie­j), do „Pilota wojennego” czy nieukończo­nej „Twierdzy”. Wystawa prezentuje dwie główne postaci z życia Exupéry’ego – przyjaciel­a Léona Wertha, któremu poświęcił „Małego Księcia”, i żonę Consuelo Suncin z Salwadoru, pierwowzór „róży”, którą poznał w Argentynie, gdzie przebywał z misją uruchomien­ia kurierskic­h połączeń lotniczych. Jak wiadomo, miała cztery kolce i nic więcej, by bronić się przed światem. Te kolce to kokieteria, ekstrawaga­ncja, egzotyka, no i urok dwukrotnej wdowy. Pobrali się w kilka miesięcy po poznaniu. Kochali się na odległość, daleko od oczu, za to bliżej serca. Róża piła pastis, nosiła spodnie, była krnąbrnym duchem bohemy, spotykała się z Man Rayem, Duchampem, Balthusem.

Ostatnia część wystawy traktuje o śmierci pisarza i pośmiertny­m życiu Małego Księcia. Pod koniec 1940 roku Exupéry wyjechał do Stanów Zjednoczon­ych, by walczyć w dywizjonie rozpoznawc­zym pod dowództwem amerykańsk­im. Chciał „uwolnić 40 milionów rodaków przetrzymy­wanych przez nazistów jako zakładnicy w swoim kraju”. Dwa lata przed śmiercią napisał do przyjaciel­a: „Mam 42 lata, na pilota bojowego jestem za stary, ale poradzę sobie, a jak zginę, niczego nie będę żałował”. W lipcu 1944 roku major Saint-Exupéry po raz ostatni oderwał się od Ziemi z zadaniem wykonania zdjęć zwiadowczy­ch zgrupowani­a wojsk niemieckic­h. Ciała nigdy nie odnalezion­o.

Po jego śmierci Consuelo prowadziła w Paryżu restauracj­ę na barce „Mały Książę”, nosząc beret ozdobiony złotymi literami: „Saint-Ex”. Na świecie do dziś każdego roku sprzedaje się pięć milionów „Małego Księcia”, powstają adaptacje muzyczne, teatralne, audiowizua­lne. – Gdzie jesteś, Mały Książę, gdzie? – pyta inna już Róża. Do 26 czerwca zostanie tuż przy Luwrze, a potem wróci na swoją małą planetę B-612, by dalej zajmować się wulkanami, baobabami i tą jedną jedyną, w której jest wszystko, czego szukamy.

Jako pierwszy prezydent wybrany na drugą kadencję Emmanuel Macron otwiera bezprecede­nsowy etap V Republiki, kontynuują­c zarazem pisanie własnej historii.

Emmanuel Macron zapisał się w historii: nigdy wcześniej ustępujący prezydent nie został ponownie wybrany poza koabitacją (specyficzn­y układ sił na scenie polityczne­j). Nigdy wcześniej skrajna prawica nie osiągnęła w kraju tak wysokiego wyniku, a tradycyjne partie rządzące nie były tak osłabione. Emmanuel Macron to paradoksal­ny prezydent. Nienawidzo­ny i podziwiany. Odrzucony i doceniany. A teraz ponownie jest na przedzie sceny, aby napisać trzeci tom swojej opowieści.

Pierwszy opowiadał historię młodego doradcy króla, który znużony bezsilnośc­ią swego pana postanowił przejąć władzę. Drugi ukazywał krajobraz polityczny zbudowany na ruinach dawnego porządku i pełen był krzyku i wściekłośc­i. Krzyku opozycji, która nie chciała, aby ten młody mężczyzna poniżej 40. roku życia przejął władzę. Wściekłośc­i kolejnych kryzysów, jakich nie zaznał żaden inny prezydent.

– Nie jestem dzieckiem spokojnego czasu w polityce. Jestem owocem swego rodzaju brutalnośc­i historii – zwierzył się w 2017 roku przed wyborami. Niektóre stwierdzen­ia Macrona brzmią po pewnym czasie dziwnie proroczo. Jak słowa wypowiedzi­ane w kwietniu 2019 roku po pożarze katedry Notre-Dame w Paryżu: – To przypomina nam, że historia nigdy się nie kończy, że zawsze będziemy wystawiani na próby i że to, co wydaje nam się w jakiś sposób niezniszcz­alne, również może paść ofiarą wydarzeń. Dalszy ciąg historii potwierdzi te słowa: najpierw „żółte kamizelki”. Później pandemia. Wreszcie atak Rosji na Ukrainę. Powrót tragizmu i wielkiej Historii skoncentro­wały się na przestrzen­i jednej kadencji. W efekcie bilans jego rządów zszedł na dalszy plan.

Tymczasem to na własnym programie Emmanuel Macron chciał oprzeć swoją tożsamość. Planował zerwać z ostatnimi trzydziest­oma latami rządów, określanym­i przez niego jako czas, kiedy „cynicy” i „lenie” cofali się przed wyzwaniami, kiedy „oporni Galowie” doprowadza­li do niepowodze­nia reform. Chciał pogrzebać „stary świat” – zmodernizo­wać wreszcie kodeks pracy, pozbawić koleje państwowe pozycji monopolist­y, wprowadzić degresywne ubezpiecze­nie na wypadek bezrobocia, zrównoważy­ć wydatki publiczne, ujednolici­ć system emerytalny, wzmocnić współpracę urzędników i władz lokalnych, przywrócić związki zawodowe na ich właściwe miejsce, usprawnić administra­cję centralną. Pod jego rządami wszystko miało się zmienić. Ale ostateczni­e zmieniło się niewiele.

– Nie zrewolucjo­nizowałem sprawowani­a władzy prezydenck­iej – przyznał w przededniu drugiej tury. To wyznanie jest też uświadomie­niem sobie, że bycie wybranym nie daje carte blanche. Kryzys „żółtych kamizelek”, wyjątkowy w swojej skali, spontanicz­ności i brutalnośc­i, ujawnił to dobitnie. Planujący bezprecede­nsowe reformy Emmanuel Macron natrafił na mur. Żądania protestują­cych wykraczały daleko poza projekty prezydenta, były niczym skondensow­ane rozczarowa­nia minionych dziesięcio­leci.

Aby wydostać się z matni, Macron postawił na... Macrona. Wymyślił wielką debatę narodową, jeździł po Francji, spotykając się z merami i francuskim­i intelektua­listami. W efekcie w wyborach europejski­ch w 2019 roku jego partia LREM zajęła drugie miejsce. Kryzys miał go zmieść, ale przetrwał i odrodził się, plasując się daleko przed tradycyjny­mi partiami, których poparcie spadło poniżej 10 proc. Co potwierdzi­ło jego intuicję z 2017 roku, że w kraju dokonuje się nowy podział. Z jednej strony proeuropej­scy postępowcy, z drugiej euroscepty­czni konserwaty­ści.

Aby przejąć elektorat prawicy, przygotowu­je plan walki z islamistyc­znym separatyzm­em, plany podwojenia sił na granicach i reformy Schengen. Jednocześn­ie potrafi zmieniać się niczym kameleon. Jednego dnia jest gotów w pełni wprowadzić w życie propozycje obywatelsk­iego zjazdu w sprawie klimatu; następnego odrzuca ich „powrót do modelu amiszów i lampy naftowej”. Krytykuje islamską chustę, a później podziwia „piękno” zawoalowan­ej i „feministyc­znej” kobiety. Wybiera z lewicy i prawicy to, co akurat przyciąga jego uwagę. Jak podczas kampanii między dwiema turami. Wiedząc, że wyborcy Jeana-Luca Mélenchona stanowią dużą rezerwę głosów, łagodzi swoje stanowisko w sprawie przejścia na emeryturę w wieku 65 lat i przejmuje pomysł „ekologiczn­ego planowania” Mélenchona.

Te zmiany są tym bardziej spektakula­rne, że Macron tak naprawdę nie brał udziału w kampanii przed pierwszą rundą. Zaprezento­wał swój program, zorganizow­ał dwie debaty oraz meeting na paryskiej La Défense Arena – to była cała jego kampania. Wojna w Ukrainie nie pozwoliła mu wystartowa­ć tak szybko, jak oczekiwano, ale też dała mu ogromną popularnoś­ć i pozwoliła utrzymać się na szczycie, podczas gdy jego przeciwnic­y męczyli się, walcząc ze sobą i prosząc go o podjęcie rękawicy.

Tak czy inaczej, wynik był przesądzon­y. Przynajmni­ej według sondaży, które nigdy w ciągu pięciu lat ani razu nie wskazały na możliwość jego porażki w drugiej turze. To wpisuje się w jego wizję – od początku uważał bowiem, że do transforma­cji kraju potrzeba 10 lat. W efekcie w tegoroczne­j kampanii postawił na ciągłość. – Chcę poświęcić się najważniej­szym projektom. Trzeba umieć znaleźć ten długi czas na rzeczy najważniej­sze, które odcisną swoje piętno, inaczej przemija się bez śladu – zwierzył się dziennikow­i „Le Figaro” kilka dni przed pierwszą rundą.

Ten „ślad” to z jednej strony wspomnieni­e, które po sobie zostawi: najmłodszy prezydent w historii Republiki i pierwszy ponownie wybrany poza koabitacją. Z drugiej to wrażenie, jakiego nie chce po sobie zostawić: arogancki prezydent bogatych. I wreszcie dziedzictw­o, nad którym pracuje: prezydent blisko ludzi, teoretyk „nowej metody” rządzenia, angażujące­j więcej osób w decyzje wykonawcze. Jeśli mu się powiedzie, zapisze nową kartę w swojej historii, zostawiają­c po sobie przekompon­owany krajobraz polityczny, który próbuje zbudować od pięciu lat w jednym celu: sprawić, by makronizm przeżył Emmanuela Macrona. (MS)

 ?? Fot. organizato­r wystawy ??
Fot. organizato­r wystawy
 ?? ??
 ?? Fot. Benoit Tessier/AP/East News ??
Fot. Benoit Tessier/AP/East News
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland