Złamana zmowa milczenia
Psycholog śledczy Justyna Poznańska, która zajmowała się sprawą podwójnego zabójstwa w małej miejscowości w powiecie tczewskim, twierdziła, że ofiary musiały znać mordercę albo osobę, która ewentualnie zleciła tę zbrodnię. Jej zdaniem był to ktoś z bliskiej rodziny. I dodała mi w rozmowie o tej sprawie, że podłożem dramatu mogły być rodzinne awantury. Ta profilerska analiza sprawdziła się – kilka dni temu zatrzymano syna jednej z ofiar i kilka innych osób, które mają związek z tą zbrodnią.
Przypomnijmy niektóre fakty. 24 września 2012 roku Mariusz R., syn pani Justyny, zaniepokojony kilkudniowym brakiem kontaktu z matką, próbował się dostać do domu, w którym mieszkała ze swym nowym partnerem. Jej telefon milczał od dłuższego czasu. Dom był zamknięty. Mimo wielokrotnego pukania do drzwi nikt nie dawał znaku życia. Milczał też telefon gospodarza. Syn obszedł dom i z tyłu posesji zauważył uchylone okno. Mężczyzna nie mógł go jednak otworzyć, wyważył więc drzwi wejściowe. W środku zobaczył ślady alkoholowej balangi, w której uczestniczyły dwie osoby. Jak później ustalono, byli to gospodarze. To go specjalnie nie dziwiło, gdyż wszyscy w okolicy wiedzieli, że para ma słabość do alkoholu. Kiedy jednak syn znalazł się na korytarzu łączącym pokój z sypialnią, wiedział już, że ma do czynienia z tragedią. W kałuży krwi leżały półnagie zwłoki jego matki. W sypialni na łóżku znalazł zwłoki konkubenta. Mariusz szybko zorientował się, że oboje nie żyją. Kiedy ochłonął, wezwał pomoc i policję. Lekarz pogotowia stwierdził zgon nieszczęśników. Gospodarz miał rany cięte szyi (poderżnięte gardło) zadane nożem do tapet, a na ciele jego partnerki ujawniono liczne rany kłuto-cięte. Wykluczono od początku motyw rabunkowy. We krwi zamordowanych stwierdzono spore ilości alkoholu. Nie było śladów walki, a ofiary nie były kneblowane ani wiązane. Sekcja zwłok wykazała, że ich śmierć nastąpiła trzy dni wcześniej. Sprawcy przez rozbitą szybkę w drzwiach sięgnęli po klucz tkwiący w zamku po wewnętrznej stronie drzwi i je otworzyli. Najpierw zaatakowali Lecha B., któremu podcięli szyję. Gospodyni – Justyna R. – próbowała uciec, ale nie miała żadnych szans. Podczas oględzin zabezpieczono odcisk buta oraz ponad 150 innych śladów. Dość szybko śledczy z Komendy Policji w Tczewie ustalili, że zamordowana para była od kilku lat w związku, który rozbił poprzednie małżeństwa. Ofiary to 43-letnia kobieta i jej życiowy 57-letni partner Lech B., który przez wiele lat prowadził firmę budowlaną i po jej sprzedaży miał podobno spore zasoby finansowe. Wcześniej prowadził też wspólnie z żoną agroturystykę w okolicach Tczewa. Były to domki campingowe nad jeziorem. Kiedy Lech B. związał się z panią Justyną R., swoją rodzinę „wyeksmitował” z rodzinnego domu, zmuszając m.in. żonę i syna do zamieszkania w ich agroturystyce. Sam pozostał w domu z nową partnerką mającą też dzieci z poprzedniego związku. Oboje nie pracowali, ale B. liczył na dochody z działalności agroturystyki, którą zarządzał syn Bernard. Interes cieszył się powodzeniem, szczególnie wśród wędkarzy, ale wymagał ogromnych inwestycji, a tych brakowało. Śledczy szczególnie analizowali tło i przebieg kłótni między dziećmi konkubentów, do których często dochodziło między innymi na tle rozliczeń finansowych. Jednak największe tarcia były między Lechem i jego synem, a konflikty te narastały. Bernard nie mógł wybaczyć ojcu, że wyrzucił z domu ciężko chorą matkę i jego samego. Na dodatek były budowlaniec często pojawiał się pijany w agroturystyce i się awanturował. Syn zwykle wyrzucał ojca, a raz doszło nawet do szarpaniny w związku z konfliktem, kto ma zapłacić ubezpieczenie za auto jeżdżące w agroturystyce. Ojciec zgłosił policji zawiadomienie o groźbach karalnych kierowanych wobec niego przez syna.
Zweryfikowano alibi najbliższych ofiar, ale nikomu nie postawiono zarzutów. Podejrzewano zmowę milczenia. Rok po zabójstwie sprawę umorzono. W 2017 roku do sprawy powrócili policjanci z gdańskiego „Archiwum X”. Powtórnie przeanalizowano opasłe akta i przesłuchano niektórych świadków. Wiele wniosły nowe ustalenia i analizy biegłych z dziedziny medycyny sądowej. Według ustaleń dziennikarzy lokalnej „Gazety Wyborczej”, policji udało się też złamać zmowę milczenia. Kryminalni nie potwierdzają, ale i nie zaprzeczają tej informacji, jednak „odnowione” dowody i zeznania pozwoliły prokuraturze zlecić zatrzymanie podejrzewanych o tę zbrodnię sprzed lat.
26 kwietnia nad ranem do domów trzech podejrzanych wtargnęli antyterroryści. Zatrzymano osoby w wieku od 40 do 51 lat, w tym syna jednej z ofiar. Ten ostatni od zbrodni wiódł spokojne, rodzinne życie i przeniósł się na Kaszuby. Drugi z zatrzymanych pomagał wspomnianemu już synowi na miejscu zbrodni, a trzeci za pieniądze pomagał kumplom przygotować to zabójstwo. Syn i jego pomocnik w zbrodni zostali oskarżeni przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku o zabójstwo dwóch osób. Grozi im 25 lat więzienia lub dożywocie. Miejscowy sąd wyraził zgodę na aresztowanie oskarżonych. Żaden z zatrzymanych nie przyznał się do winy.