Fryderyki rozdane!
ANGORA NA SALONACH WARSZAWKI
„Elden Ring”
Nikt nie lubi komarów. I słusznie, bo to najgroźniejsze zwierzęta na świecie. Przenoszą śmiertelne choroby i z ich powodu umiera nawet 750 tysięcy ludzi rocznie. Gracze natomiast uwielbiają japońskie studio From Software, które od lat specjalizuje się w masowym uśmiercaniu bohaterów swoich gier. Niedawno wydali produkcję, która miała być wreszcie nieco bardziej przystępna dla „niedzielnych graczy”. A tak przynajmniej zakładano, bo samo studio nigdy tego nie obiecywało. Skąd się wzięły te plotki? „Elden Ring” to przede wszystkim tytuł rozgrywający się w otwartym świecie. Od teraz nie jesteśmy skazani na kolejne, często niezwykle frustrujące próby walki z potężnymi przeciwnikami. Możemy udać się w inne miejsce, trochę naszą postać „podpakować” i spróbować zmierzyć się jeszcze raz, tym razem silniejsi, zdrowsi, z lepszą bronią itd. To nieco ułatwia grę, ale absolutnie nie znaczy, że „Elden Ring” jest łatwe. To tak naprawdę kolejne „Dark Souls”, ale z bardzo mocno rozwiniętym elementem eksploracji. I tu trzeba wyraźnie zaznaczyć, że jest co zwiedzać. Mroczna kraina fantasy potrafi zachwycić swoją topografią, architekturą oraz niesamowitymi projektami kolejnych kreatur, które spotykamy na swojej drodze. Szkoda tylko, że From Software technologicznie wciąż tkwi w poprzedniej generacji, więc nie ma co oczekiwać jakości na miarę „Horizon Forbidden West”. Rozczarowaniem jest też przestarzały interfejs oraz strona fabularna, reklamowana nazwiskiem George’a R.R. Martina (twórca „Gry o tron”), który rzekomo zajął się wykreowaniem całego świata, ale historia znowu jest bardzo enigmatyczna oraz pochowana po kątach. „Elden Ring” to bez wątpienia nie jest „Dark Souls” dla „niedzielnego gracza”. To kolejny tytuł studia From, który daje więcej wolności, możliwości oraz mocniej przesuwa wektor rozgrywki w stronę eksploracji, ale wciąż potrafi mocno frustrować i wciąż niezwykle często wyświetla się napis: „Nie żyjesz”. Zachęcam, a równocześnie ostrzegam.
Najważniejsza polska nagroda muzyczna wręczana jest od 1995 roku. Miała swoje chwile chwały i gorsze momenty, kiedy nawet żadna telewizja nie chciała uroczystej gali transmitować. Tegoroczna edycja odbyła się w Szczecinie i była pokazywana na żywo przez telewizję TVN.
Tym razem w imprezie mogli też wziąć udział zwyczajni, najzwyczajniejsi widzowie, czyli nie tylko ci, którzy dostali zaproszenia, ale i ci, którzy po prostu kupili bilety. I to była zdecydowanie słuszna decyzja, bo widownia reagowała spontanicznie i z entuzjazmem oklaskiwała swoich ulubionych wykonawców. Ze snobistycznego spotkania warszawskich VIP-ów Fryderyki zamieniły się dzięki temu w udane muzyczne wydarzenie. Imprezę poprowadziły prezenterki TVN: Gabi Drzewiecka (35 l.) i Agnieszka Woźniak-Starak (44 l.), a także dziennikarka Radia Zet Agnieszka Kołodziejska (44 l.). Do kompletu i do parytetu (to teraz modne słowo) wzięły Damiana Michałowskiego (33 l.) – prezentera TVN-owskiej śniadaniówki. Dwie Agnieszki dostały od stylistów efektowne intensywnie różowe garnitury. To kolor, który wygląda dobrze chyba na każdej kobiecie, dodaje energii i siły, podkreśla kolor skóry. Gabi była w błyszczącej i wydekoltowanej kreacji, która podkreśliła jej świetną figurę i, niestety, odsłoniła liczne tatuaże. Kiedy ta brzydka moda na mazanie po własnym ciele się skończy? Coraz trudniej znaleźć osobę, która nie ma na skórze chociaż jednej dziary. Już za chwilę będzie się można o tym dobitnie przekonać na polskich plażach.
Tego wieczoru, który artyści zgodnie nazwali świętem muzyki, spotkało się ze sobą kilka muzycznych pokoleń. Pojawili się wykonawcy muzyki hiphopowej, którzy śpiewają tak szybko i nieraz tak niewyraźnie, że trudno zrozumieć, o czym mówią ich piosenki. Jak już uda się zrozumieć, to okazuje się, że są smutni, nieszczęśliwi i w szponach uzależnień. Powiemy o nich więcej, kiedy poprawią dykcję i porzucą wszelkie smutki lub nałogi. Na tym tle już od paru lat wyróżnia się zdolny duet tworzący zespół Kwiat Jabłoni. Utalentowane dzieci Kuby Sienkiewicza (60 l.), lidera popularnych kiedyś bardzo Elektrycznych Gitar, komponują ładne dźwięki i piszą mądre teksty. Podczas gali Fryderyków Katarzyna Sienkiewicz (29 l.) i Jacek Sienkiewicz (28 l.) porwali widownię swoim najnowszym przebojem „Mogło nie być nic”. Warto obserwować tych zdolnych młodych ludzi, bo na pewno usłyszymy w ich wykonaniu niejedną ładną piosenkę. Niektórzy wykonawcy młodego pokolenia wyraźnie wzorują się na polskich legendach muzycznych. Na przykład Ralph Kaminski (31 l.) to niemal skóra zdarta z młodego Czesława Niemena; przypomina go nawet charakterystyczną fryzurą na pazia. Artysta przyznaje, że Niemen jest dla niego ważną inspiracją, sam wykonuje także jego piosenki. Entuzjastyczne krzyki, wrzaski i piski pod sceną wskazują, że ten młody twórca ma liczne grono wiernych fanów. Kapituła Fryderyków również doceniła jego artystyczne dokonania: Kaminski wyjechał ze Szczecina z dwiema statuetkami, a jedną z nich odbierał na scenie razem z mamą. Dziękował jej za wsparcie, którym obdarza syna od najmłodszych lat. Wielką wygraną tegorocznej edycji Fryderyków jest Daria Zawiałow (29 l.). Widownia oklaskiwała ją trzykrotnie, gdy wychodziła na scenę, żeby odebrać nagrodę dla Artystki Roku, za Utwór Roku i jako część zespołu kompozytorskiego razem z Michałem Kushem. Wkrótce rusza w trasę, w lecie wystąpi na kilkudziesięciu koncertach i zapewne po dwóch pandemicznych latach przerwy nie tylko ona, ale i inni wykonawcy bez trudu zapełnią nawet największe sale koncertowe czy festiwale. Już dawno nie byliśmy tak głodni muzyki na żywo jak teraz. Do Szczecina przyjechali także muzycy obecni na polskiej scenie od kilkudziesięciu lat, także ci, którzy wykonują mniej popularne gatunki muzyczne. I tak Złotego Fryderyka za całokształt twórczości odebrał wybitny jazzman, saksofonista Henryk Miśkiewicz (70 l.). Na scenie pojawił się także Dezerter, jeden z najbardziej znanych zespołów rockowych lat 80. Jego fani mają już po pięćdziesiąt lat i więcej, a kiedyś chodzili na koncerty grupy, która była jednym z głosów buntu przeciwko ponurej komunistycznej rzeczywistości. Teraz Dezerter wykonał piosenkę o tym, że „kłamstwo to nowa prawda”, bo muzycy wciąż śpiewają o tym, co wokół nas jest najważniejsze. Złotego Fryderyka odebrali też członkowie legendarnego zespołu Republika i wdowa po jej liderze, wokaliście Grzegorzu Ciechowskim. Anna Skrobiszewska zapowiedziała, że już za kilka dni wystawi statuetkę na licytację, z której dochód zostanie przeznaczony na pomoc Ukraińcom: „(...) Chcę dziś mówić o miłości. Złoty Fryderyku, serce twoje złote i skrzydła masz anielskie, dlatego ogrzejemy się trochę w twoim blasku przez kilka dni, a potem polecisz na aukcję i wesprzesz tych, którzy stracili najbliższych, którzy stracili swój dom, którzy nie mają teraz do czego wracać”.