Do czego się tu przyczepić?
Kompaktowe SUV-y. W tym segmencie wygodnych i praktycznych aut konkurencja jest olbrzymia. Koreańczycy mają jednak patent, aby klienci wybierali właśnie ich modele, czego dowodem jest najnowsza Kia Sportage, mająca mnóstwo atutów, żeby w piątej generacji wciąż być hitem sprzedaży. Od krzykliwego wyglądu, przez nowoczesne i komfortowe wnętrze, po zaskakująco wiele dostępnych jednostek napędowych...
Po spotkaniu z kolejnym, najnowszym modelem Kii znowu miałem bardzo podobne – więcej niż dobre – wrażenia. Wciąż nie potrafię wyjść z podziwu, jak solidne, przemyślane i wpisujące się we współczesne trendy samochody potrafią obecnie produkować Koreańczycy. Czasy, gdy na auta z tamtej części świata patrzyliśmy z lekką pogardą, minęły na dobre.
Poprzedni Sportage, który był produkowany w latach 2015 – 2021, sprzedawał się świetnie na Starym Kontynencie. Trochę się temu dziwiłem, bowiem przynajmniej z wyglądu pojazd nie urzekał niczym szczególnym. Ot, kolejny SUV o nieco zachowawczym, choć niebrzydkim wyglądzie. Trudno jednak było mi sobie wyobrazić, żeby tamten wóz wyjątkowo rozpalał wyobraźnię pasjonatów motoryzacji. Z generacją numer pięć jest zupełnie inaczej, gdyż koreański producent postawił na istną rewolucję. Nowy model nie ma wiele wspólnego ani z poprzednikiem, ani z nudą. Prezentuje się bardzo odważnie. Największe wrażenie robi jego zawadiacki przód, z wielkim grillem i skośnymi lampami. Widząc w lusterku zbliżającą się do nas Kię, można się zdziwić, a nawet przestraszyć. Odważny projekt budzi kontrowersje. Słyszałem, że jest paskudny, ale też to, że... przepiękny. Rzecz gustu. Z pewnością jest wyrazisty. Auto intrygująco wygląda również z drugiej strony, z wygładzoną tylną klapą i sprytnie schowaną wycieraczką w górnej części szyby. Problem w tym, że ta, gdy pada deszcz, wyciera zbyt małą powierzchnię. Największy zarzut w sprawie wyglądu miałem, patrząc na Sportage z boku. Wydaje mi się, że projektantom zabrakło pomysłu na kolejny śmiały szkic i zdecydowali się na pozostawienie neutralnej, zbyt zwyczajnej kreski.
Za to we wnętrzu jest już w pełni efektownie. Testowałem topową odmianę, w której nie brakowało skórzanych wstawek i miękkich tworzyw. Fotele? Bardzo wygodne. Pozycja za kierownicą? Jak na SUV-a – bardzo przyjemna. Siedzi się wysoko, ale nie pod sufitem. Nie brakuje przestrzeni zarówno z przodu, jak i z perspektywy tylnej kanapy. Spodobał mi się też stabilnie działający i łatwy w obsłudze system multimedialny z ładnymi grafikami serwowanymi na dwóch ekranach połączonych szklaną taflą. Dobrze, że środkowy wyświetlacz jest lekko przekrzywiony w stronę kierowcy – niczym w BMW. Gorzej, że Kia nie może sobie odpuścić stosowania tworzywa typu piano black (m.in. na środkowym tunelu), które wygląda dobrze tylko wtedy, gdy jest idealnie czyste. A o to trudno, bo fortepianowa czerń jest wybitnie podatna na zabrudzenia czy odciski palców. Warto wspomnieć o pojemności bagażnika sięgającej niemal 600 litrów. Jak na nadwozie mające lekko ponad 4,5 metra długości, inżynierom udało się chyba wycisnąć maksimum, jeśli chodzi o ilość miejsca w kabinie.
Nie tylko optymalną pozycją za kierownicą, ale też – a właściwie przede wszystkim – wygodą prowadzenia kupił mnie najnowszy Sportage. Oferuje niemały poziom komfortu w codziennej jeździe, z gracją niweluje nierówności na drodze, cechuje się satysfakcjonującym wyciszeniem kabiny nawet przy autostradowych prędkościach, ma przyjemną sprężystość układu kierowniczego, a do tego dynamika jazdy jest bardzo zadowalająca... W tych aspektach nie mam testowanej Kii nic do zarzucenia. Co więcej, uważam, że właśnie tak powinien spisywać się kompaktowy SUV na miarę 2022 roku. Czy czymś mi podpadł? Zbyt przewrażliwionymi asystentami bezpieczeństwa, których „wsparcie” objawiało się przesadną symfonią irytujących dźwięków, gdy np. zbyt zbliżyłem się do wymalowanych na jezdni pasów ruchu, wcale ich nie przekraczając. W trakcie ulewnego deszczu nie działały też kamerki umieszczone w lusterkach, a monitorujące to, co dzieje się za nami. Patent znany już z innych modeli Kii czy Hyundaia jest sensowny i przydatny, ale – jak widać – wymaga dopracowania, bo właśnie w deszczowej aurze mógłby się przydawać bardziej niż podczas słonecznych dni. To jednak detale, bowiem prawdziwych, znaczących wad trudno było mi się doszukać...
Chyba że bliżej przyjrzeć się jednostce napędowej, a dokładnie jej jednej dziwnej cesze. Do testu otrzymałem wersję z samoładującą się hybrydą o łącznej mocy 230 KM. To bardzo dużo i nie ma zaskoczenia, że Sportage w takiej konfiguracji będzie szybki. Pierwszą setkę osiąga w ok. 8 sekund. Nie trzeba też przesadnie ostrożnie obchodzić się z pedałem gazu, żeby uzyskać niskie spalanie paliwa. 7 – 8 litrów zużywanej benzyny na każde 100 kilometrów w trybie mieszanym to bezproblemowo osiągalny rezultat pozwalający mówić już o pewnych oszczędnościach. Niestety, Sportage cierpi na tę samą dolegliwość, co podobny konstrukcyjnie Hyundai Tucson. Charakterystyka hybrydowego napędu z Korei polega na tym, że gdy wciśniemy pedał do podłogi, chcąc szybko ruszyć, po odpuszczeniu go auto przez dłuższą chwilę nadal wydaje się rozpędzać. Efekt bezwładnego toczenia się denerwuje, a w awaryjnej sytuacji może być niebezpieczny. Po tygodniu spędzonym za kółkiem tego SUV-a i pokonaniu ponad 1000 kilometrów nie potrafiłem się do niego przyzwyczaić.
Warto dodać, że Kia Sportage oferowana jest w wielu wersjach wyposażenia. Do wyboru mamy także sporo jednostek napędowych. Klasyczny silnik benzynowy, diesel, miękkie hybrydy współpracujące z benzynowym motorem, ale także z dieslem, „moja” samoładująca się hybryda oraz najmocniejsza, 265-konna hybryda typu plug-in. Do wyboru, do koloru. Co za tym idzie, różnorodnie kształtuje się cennik koreańskiego SUV-a. Od 109 tysięcy złotych do grubo ponad 200 tysięcy. Jest z czego wybierać...