Nie jesteśmy ministrantami Putina
3 maja w „Corierre della Sera” ukazała się rozmowa z Ojcem Świętym, na którą wszyscy czekali, dotycząca wojny w Ukrainie. Nie zabrakło tu fragmentów kolczastych, jak choćby wzmianka o „szczekaniu NATO u wrót Rosji”.
Jorge Bergoglio nie ukrywa przerażenia, że Putin się nie zatrzyma, bo stosunki NATO i Kremla są zbyt popękane, by uniknąć rozbicia. Próbuje zgłębić, od czego zaczęły się kontrasty popychające do tak brutalnej wojny: czy to nie „szczekanie NATO u wrót Rosji” napędziło wściekłość Putina? Giorgio Cremaschi z portalu contropiano.org uzupełnił tę wizję: „Po tym, jak zaszczekało, teraz NATO gryzie; i ugryzienie po ugryzieniu trwająca wojna staje się trzecią wojną światową”.
Jak wojna, to dylemat dostarczania broni. Franciszek ma wątpliwości, bo jego doktryna opierała się dotąd na sprzeciwie wobec wyścigu zbrojeń: „Nie potrafię odpowiedzieć (...), czy zaopatrywanie Ukraińców jest słuszne. Jasne jest, że na tych ziemiach testuje się broń. Rosjanie już wiedzą, że czołgi są mało przydatne i myślą o innych rzeczach. O to toczą się wojny: o przetestowanie wyprodukowanej przez nas broni (...). Handel bronią to skandal, któremu niewielu przeciwdziała (...). Do Genui przybył statek załadowany bronią, którą trzeba było przeładować na statek do Jemenu. Pracownicy portu nie chcieli tego robić (...). To mała rzecz, ale piękny gest. Powinno być ich więcej”.
Gdy papież rozważa, czy dozbrajanie ma sens, wierni roztrząsają, czy powinien pojechać do Ukrainy. Właściwie w tej chwili – mając przed oczami obraz Jego Świątobliwości unieruchomionego w fotelu z powodu bólu kolana – trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek podróż. Niemniej, gdyby zdrowie i gospodarz Kremla pozwolili, Franciszek pospieszyłby do Moskwy: „Do Kijowa na razie nie jadę. Wysłałem kardynała Czernego (...) i kardynała Krajewskiego (...). Ale czuję, że nie muszę jechać. Najpierw muszę jechać do Moskwy, najpierw muszę spotkać się z Putinem”. Mimo silnego impulsu do konfrontacji nie ma pewności, że wpłynie na bieg historii, dlatego dopowiada: „Nawet ja jestem tylko księdzem, co mogę zrobić? Robię, co mogę. Gdyby Putin otworzył drzwi...”.
Czy rosyjski Kościół prawosławny mógłby pomóc zwierzchnikowi Kościoła rzymskokatolickiego? To niezbyt prawdopodobne, dopóki patriarcha Cyryl pozostaje duchownym bardziej ojczyzny niż Jezusa: „Powiedziałem mu (...), że nie możemy używać języka polityki (...). Jesteśmy pasterzami tego samego (...) ludu Bożego. To dlatego musimy szukać dróg pokoju, położyć kres ogniowi z karabinów. Patriarcha nie może zmienić się w ministranta Putina”. Franciszkowi na powstrzymaniu wojennego tsunami zależy od pierwszej doby inwazji. Przypomniał, że dzwonił do Zełenskiego, zignorował protokół dyplomatyczny, by w siedzibie ambasadora Rosji w Rzymie kołatać o pokój, zaś obecnie pokłada nadzieje w konfidencjonalnych staraniach swojego sekretarza stanu. Ukraińców nazywa „ludem męczenników” i jest zrozpaczony, że „nie ma wystarczającej woli pokoju”.
To, co się dzieje, ma szerszą perspektywę: „Syria, Jemen, Irak, jedna wojna po drugiej w Afryce. W każdym kawałku są interesy międzynarodowe. Nie można myśleć, że wolne państwo może prowadzić wojnę z innym wolnym państwem. W Ukrainie to inni stworzyli konflikt”. Potwierdził, że Orbán wskazał mu 9 maja jako termin, w którym Rosjanie planują zakończyć działania, ale jednocześnie przyznał, że jest pesymistą, i ostrzegł: „Zwróćmy uwagę na to, co może się teraz wydarzyć w Naddniestrzu”.
Kończąc rozmowę, papież zarekomendował medytację na temat dopuszczalnej obrony, wojny i pokoju, jaką po obaleniu bliźniaczych wież WTC napisał kardynał Martini, i która może być kluczem do konfliktu obejmującego dzisiejszą Europę: „Jest tak aktualna, że poprosiłem o jej ponowną publikację”. (ANS)
Na podst.: