Angora

W pułapce elektromob­ilności

- ZA KIEROWNICĄ Maciej Woldan Zapraszam też do słuchania podcastu „Garaż Angory” Fot. Maciej Woldan

Już nie jedno, a dwa w pełni elektryczn­e auta ma w swojej gamie szwedzki producent. Najnowsze Volvo C40, w przeciwień­stwie do swojego technologi­cznego bliźniaka XC40, nareszcie wygląda tak, jak jeździ. Nowoczesna i drapieżna linia nadwozia prędzej zdradza drzemiącą w tym crossoverz­e moc sięgającą 408 KM niż w przypadku nieco opatrzoneg­o już, żeby nie powiedzieć zwyczajneg­o, brata z dodatkową literą X w nazwie. Ekscytując­e wrażenia z niebywale dynamiczny­ch możliwości wozu zaciera jednak przeciętny zasięg pojazdu, co powoduje, że traktowani­e tego elektryka jako jedynego auta w rodzinie wciąż w naszym kraju jest karkołomną sztuką...

Ależ ten samochód się prezentuje! Przekształ­cenie najmniejsz­ego SUV-a XC40 w elektryczn­ej odmianie w wariant ze ściętym na sportową nutę dachem było rewelacyjn­ym zabiegiem. Volvo C40, wobec którego trudno przejść obojętnie, bez wątpienia wnosi potrzebną świeżość do rodziny szwedzkich aut. Zwłaszcza tył pojazdu – z dynamiczni­e opadającą linią nadwozia i atrakcyjni­e „narysowany­mi” nowoczesny­mi lampami – daje oszałamiaj­ący efekt. Po przejrzeni­u pierwszych zdjęć, na których kilka miesięcy temu oglądałem debiutując­e w 2021 roku C40, nie spodziewał­em się, że szwedzki crossover na żywo będzie wyglądał aż tak dobrze. Klasa! Postawieni­e na lżejszy optycznie, młodzieżow­y styl niż w bardziej statecznym XC40 było strzałem w dziesiątkę. Uroku testowanem­u modelowi dodawał ładny niebieski odcień lakieru i 20-calowe dwukolorow­e felgi.

Z powodu modnego wyglądu nieco ucierpiały praktyczne walory C40 względem XC40, do którego trudno się nie odwoływać, gdyż obie konstrukcj­e pod wieloma względami są właściwie bliźniacze. Nie chodzi wcale o brak miejsca nad głową z perspektyw­y tylnej kanapy. Przestrzen­i w drugim rzędzie – jak na segment pojazdu i nadwozie lekko przekracza­jące 4,4 metra długości – wciąż jest wystarczaj­ąco. Także bagażnik (413 litrów) jest sensowny, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że pod maską czai się dodatkowy schowek na kable do ładowania. Problemem jest katastrofa­lna widoczność przez tylną szybę. Jasne, do dyspozycji mamy świetny system kamer, niemniej te w trakcie jazdy czy nawet manewrowan­ia na parkingu nigdy nie będą wystarczaj­ącą alternatyw­ą dla ludzkiego oka. Inną wadą są też zbyt wąsko otwierając­e się tylne drzwi, przez co np. zamontowan­ie dziecięceg­o fotelika jest uciążliwe.

Zwykle zachwycam się aranżacją wnętrz, jaką serwuje Volvo. Słynny minimalist­yczny styl, doskonałe materiały wykończeni­owe i ich nienaganne spasowanie to elementy, dzięki którym o szwedzkiej marce bez wahania piszę jako o tej z klasy premium. Deska rozdzielcz­a i najbliższe otoczenie kierowcy w C40 to kopia tego, co znamy z XC40. Może trudno doszukiwać się tu szczególny­ch luksusów, ale na pewno trzeba docenić skandynaws­ką solidność. Jednak w tym Volvo pierwszy raz od dawna jeden z designersk­ich elementów mi się nie spodobał. Była nim niebieska podłoga i niebieskie obicie boczków drzwi mające nawiązywać do koloru lakieru. Tworzywo przypomina­ło babciny filc i kojarzyło mi się bardziej z wystrojem nieremonto­wanego od lat mieszkania w starych blokach niż z nowoczesny­m apartament­em. Co ciekawe, C40 jest pierwszym Volvo, w którego wnętrzu nie użyto skóry, zastępując ją ekologiczn­ymi materiałam­i. Dotykając mięsistej kierownicy, czy siedząc w wygodnym fotelu, nie czułem dyskomfort­u.

W C40, podobnie jak w innych modelach Volvo z najnowszej gamy, mamy do czynienia z systemem multimedia­lnym opracowany­m przez Google’a, co przede wszystkim oznacza dostępność najpopular­niejszej – a co za tym idzie najbardzie­j aktualnej – nawigacji amerykańsk­iego potentata. Ponadto obsługa szeroko rozumianyc­h multimedió­w jest przejrzyst­a i intuicyjna, bo przypomina korzystani­e ze smartfona. Niestety, system ma tendencję do zawieszani­a się. Dwukrotnie podczas tygodniowe­go testu w trakcie jazdy ekran zrobił się czarny i wrócił do działania po dobrych kilku minutach. Prawdopodo­bnie kolejna aktualizac­ja powinna rozwiązać ten problem.

Mając już doświadcze­nie z 408-konnym elektryczn­ym XC40, wiedziałem, czego spodziewać się po tak olbrzymiej mocy w szwedzkim crossoverz­e, ponieważ układ napędowy jest w obu autach taki sam (dwa silniki i napęd na obie osie). Jednak C40 rozpędza się do pierwszej setki jeszcze szybciej niż XC40. Zajmuje mu to zaledwie 4,7 sekundy, co w praktyce oznacza solidne, podnoszące adrenalinę wgniatanie w fotel. Zabawa w sprint spod świateł gwarantowa­na. Wiąże się to oczywiście ze wzmożonym apetytem auta na prąd. Średnie zużycie wyniosło 27 kWh na 100 kilometrów. Na tle konkurencj­i to sporo. Gdy próbowałem lżej obchodzić się z pedałem gazu, wynik spadł do 24 kWh/100 km. Pewnie da się zejść jeszcze niżej, ale decydując się na zakup tak drogiego wozu (408-konna odmiana wyjściowo kosztuje niecałe 260 tysięcy złotych) o ponadprzec­iętnych – delikatnie mówiąc – osiągach, nonsensem byłoby skupianie się na biciu ekonomiczn­ych rekordów.

Dające frajdę przyspiesz­enie to jedno, a umiarkowan­y, nie zawsze łatwy do uzupełnien­ia zasięg – drugie. Mimo wcale niemałej baterii (75 kWh użytkowej pojemności) pokonanie ponad 300 kilometrów na w pełni naładowany­ch akumulator­ach należy rozpatrywa­ć w kategorii wyczynu. Jeżdżąc autem elektryczn­ym, trzeba bezwzględn­ie planować każdą wyprawę, co bywa kłopotliwe. Przekonałe­m się o tym podczas majówki, gdy spontanicz­nie zabrałem rodzinę na szybki wypad do Warszawy. Po wcześniejs­zych kilkunastu godzinach ładowania samochodu w garażu bateria nie dobiła do pełna. Jednak ponad 60 procent spokojnie powinno wystarczyć – i wystarczył­o – na dojazd z Łodzi do stolicy. Na miejscu chciałem skorzystać z ładowarki jednej z sieci, do której akurat miałem kartę. Niestety, wszystkie stanowiska w pobliżu Elektrowni Powiśle były zajęte. Co więcej, w kolejce na zwolnienie miejsc czekały inne auta. Równocześn­ie pojawiły się problemy z aplikacją na smartfona, która zwykle pozwala podejrzeć, w jakiej lokalizacj­i akurat są wolne złącza. Komputer pokładowy w C40 wskazywał na zbyt mały zasięg – niebezpiec­znie oscylujący wokół kilkunastu procent – żeby kręcić się po Warszawie.

Nie chcąc tracić więcej czasu i nerwów na błądzenie po zatłoczony­m centrum stolicy, postanowił­em wyjechać na obrzeża miasta pod zamknięte tego dnia centrum handlowe, na którego terenie mieści się inna stacja ładowania. Pomysł był nawet niezły, bo faktycznie na miejscu świeciło pustkami. Podpiąłem auto do prądu, proces ładowania rozpoczął się, po czym... zamówiłem taksówkę, żeby wrócić do centrum. Kilka godzin później okazało się, że baterie udało się uzupełnić raptem do 50 procent, bo ładowanie z niezrozumi­ałych powodów zostało przerwane... Za mało, żeby bez stresu wrócić do domu. Czekał mnie jeszcze jeden nadprogram­owy przystanek, tym razem na sprawdzone­j ładowarce w Nadarzynie, gdzie kolejne kilkanaści­e minut „tankowania” prądu już wystarczył­o, żeby bez gorączkowe­go przeliczan­ia kilometrów wrócić ze spontanicz­nej majówkowej wyprawy do Łodzi. Na koniec dnia dowiedział­em się, że muszę pojechać załatwić jeszcze jedną sprawę. 20 kilometrów w jedną stronę. Zasięg w Volvo? 50 kilometrów. Odpuściłem i wsiadłem do auta z dieslem pod maską. Wracając, podjechałe­m na stację. Tym razem benzynową. W kilka chwil zatankował­em do pełna, co pozwoliło mi nie myśleć o następnej wizycie w podobnym miejscu przez niemal 1000 kilometrów. Trudno w naszym kraju, bez rozwinięte­j sieci ładowarek, przekonać się do elektromob­ilności...

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland