Dzień (bez) Zwycięstwa
9 maja na placu Czerwonym w Moskwie odbyła się defilada z okazji 77. rocznicy zwycięstwa ZSRR nad hitlerowskimi Niemcami w tzw. Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Przemawiający do zgromadzonych Władimir Putin zapewne chciał im ogłosić nowe triumfy w nowej wojnie, tylko nie za bardzo... miał się czym pochwalić. Bo wojny oficjalnie wciąż nie ma, a odnoszone w niej sukcesy też są dość wątpliwe.
– Odmierzony i pewny krok pieszych jednostek reprezentacyjnych odzwierciedla poziom koordynacji bojowej i gotowości rosyjskich wojsk. A zademonstrowany na defiladzie sprzęt symbolizuje moc pancerza i potęgę ognia – tak po zakończeniu moskiewskich uroczystości komentowała je rosyjska telewizja wojskowa TV Zwiezda. Jej dziennikarze skrupulatnie wyliczyli, że przed trybuną honorową przejechało 131 jednostek sprzętu bojowego, „od legendarnego czołgu T-34/85 z czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej po najnowsze czołgi T-14 na platformie Armata”. Następnie wymienili całą listę równie groźnych nazw: bojowych wozów piechoty, transporterów i samochodów opancerzonych oraz wyrzutni rakietowych.
Jednak, jak zauważyli reporterzy ukraińskiego portalu Siegodnia – równie uważnie obserwujący przebieg moskiewskich uroczystości – demonstracja tej militarnej potęgi wypadła nie tak przekonująco. O ile jeszcze rok temu po placu Czerwonym maszerowało 12 tys. wojskowych, to teraz było ich 10 tys., więc na defiladę wysłano też kozaków, kursantów uczelni wojskowych, strażaków i ratowników z Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych oraz nawet dzieci z paramilitarnej organizacji Junarmia.
Nielotna pogoda?
– W defiladzie nie uczestniczyły kolumny 61. Samodzielnej Brygady Piechoty Morskiej, 331. Pułku Spadochronowo-Desantowego z Kostromy i Wojskowej Akademii
Łączności im. Budionnego. Trzykrotnie zredukowano liczebność kolumny następujących jednostek bojowych, które przeszły po placu Czerwonym: 2. Gwardyjskiej Tamańskiej Dywizji Zmechanizowanej, 27. Samodzielnej Gwardyjskiej Brygady Zmotoryzowanej z Naro-Fomińska i 4. Dywizji Pancernej, dyslokowanej w miejscowości Mosrentgen – zauważył portal Siegodnia.
Nie pokazano też niektórych rodzajów sprzętu wojskowego, które brały udział w defiladzie w 2021 roku. Wszystkich pojazdów było wtedy 191, teraz stricte bojowych maszyn miano uzbierać 129. Z czego większość, jak nie bez satysfakcji odnotowali ukraińscy dziennikarze, to „stare radzieckie czołgi”.
Rok temu nad trybuną honorową przeleciało 76 samolotów i śmigłowców. Teraz planowano, że będzie ich 77, w tym powietrzny punkt dowodzenia Ił-80, zwany „samolotem sądnego dnia”, z którego można zarządzać strukturami wojskowymi i cywilnymi nawet w obliczu ataku jądrowego. Miało to jeszcze bardziej podkreślić poważne zamiary Kremla. Ostatecznie przelot w ogóle odwołano. Oficjalnym powodem miała być niesprzyjająca pogoda. – Dzisiaj niebo w Moskwie było pochmurne. Putin chyba nie ma pieniędzy, żeby kupić środki chemiczne i je wyczyścić – zadrwił bezlitośnie na Twitterze z tych tłumaczeń Arvydas Anušauskas, minister obrony narodowej Litwy, nawiązując do jeszcze radzieckich praktyk stosowanych w celu zapewnienia idealnej pogody w uświęcony dzień moskiewskiej defilady.
Zamiast na defiladę, na front!
Zmniejszenie obecnej na niej liczby ludzi i sprzętu w pierwszej kolejności jest związane z wojną na Ukrainie – nie mają wątpliwości ukraińscy dziennikarze. Na przykład 331. Gwardyjski Pułk Spadochronowo-Desantowy z Kostromy, nieobecny na placu Czerwonym, uczestniczył w działaniach zbrojnych pod Kijowem, podczas których stracił 49 żołnierzy (według oficjalnych danych rosyjskich). Wśród poległych był dowódca pułku płk Siergiej Suchariow. Pod Charkowem zabito Dmitrija Sofronowa, dowódcę nieuczestniczącego w defiladzie batalionu piechoty 61. Brygady.
Jeszcze bardziej kategorycznie wypowiedział się ukraiński ekspert ds. wojskowości Ołeh Żdanow, którego zdaniem Rosja niebawem nie będzie miała nie tyle co pokazywać, lecz także czym walczyć: – Na defiladę dosłownie wygrzebano resztki starego radzieckiego sprzętu. Wszystko, co miało jako taką wartość bojową, wysłano na Ukrainę. Do tego część została zniszczona lub przejęta przez Siły Zbrojne Ukrainy.
O czym nie powiedział Putin?
Być może również z tych samych przyczyn równie blado co defilada wypadło wygłoszone na niej przemówienie Władimira Putina. Chociaż jeszcze kilka dni przed obchodami telewizja CNN, powołując się na swoje źródła, sugerowała, że gospodarz Kremla może wykorzystać Dzień Zwycięstwa, aby oznajmić o sukcesach militarnych lub o eskalacji działań w ramach tzw. operacji specjalnej. Najbardziej prawdopodobne miało być zaś oficjalne wypowiedzenie Ukrainie wojny. To ostatnie miałoby wzmóc patriotyczne nastroje społeczne oraz pozwolić na ogłoszenie mobilizacji tak potrzebnej rosyjskiej armii.
Jednak już wtedy, komentując ten ostatni scenariusz, rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow nazwał go „nieprawdą i bzdurą”. Poniekąd się to potwierdziło: 9 maja Putin nie wypowiedział wojny Ukrainie i nie ogłosił mobilizacji. Nie pogroził też bronią atomową – do czego właśnie aluzją miał być (ostatecznie odwołany) przelot „samolotu sądnego dnia”. Co więcej, podczas swojego wystąpie
nia ani razu w kontekście trwającego konfliktu nie wypowiedział słów „wojna”, „operacja specjalna” i „Ukraina”. Ba! Na defiladzie zabrakło nawet osobiście dowodzącego ową operacją specjalną szefa Sztabu Generalnego gen. Walerija Gierasimowa, który według nieoficjalnych informacji został ranny pod Iziumem...
– Putin nie miał jak obwieścić zwycięstwa na Ukrainie i jego 11-minutowe wystąpienie w 77. dniu agresji było istotne bardziej z powodu tego, czego nie powiedział. Nie wypowiedział słowa „Ukraina”, nie ocenił przebiegu wojny i nie wskazał, jak długo może ona potrwać – podkreślali korespondenci Reutersa.