Angora

(1) Jidemo (jedziemy)

- LESZEK TURKIEWICZ turkiewicz@free.fr

Melanż siedmiu cnót i grzechów głównych: Piotr, farmaceuta z Warszawy, spiritus movens przedsię

wzięcia, Tomek ze Szwajcarii, zawsze uśmiechnię­ta Tybetanka Kandżu, Białorusin­ka Masza, druga Białorusin­ka Ksenia z Nowego Jorku, Kosma i ja, ich ogon podróżny. Miałem się zabrać z grupą Sieć Tygrysa wiozącą kamizelki kuloodporn­e do Odessy, ale ponieważ wyjazd się opóźniał, jadę z pomocą humanitarn­ą Fundacji Humanosh – do Lwowa, Kijowa, Charkowa. Więc nie Schody Potiomkino­wskie, lecz Bucza, Borodziank­a, Irpień.

Wieziemy chleb wojenny powszedni: lekarstwa, taktyczne plecaki medyczne, inny sprzęt medyczny, żywność, samochód dla wojska spod nadczarnom­orskiego Mikołajowa, nawet karmę dla psów ze schroniska w Iwano-Frankiwsku. Dlaczego? Bo wszyscy jesteśmy dziećmi jednego świata – odpowiada Piotrek sentencją fundacji, której szefuje jego żona Kasia Skopiec. Bo pomaganie mamy w genach. Bo tak się robi – po prostu. A Tomek: Bo nie lubię Ruskich, nie lubię, jak bije się słabszych. – Bo to, bo sio, bo owo – to już ja – bo stary świat się wali, bo przyjaciel zainspirow­ał mnie geopolityk­ą Mackindera, bo w papierach po ojcu znalazłem tekst o rosyjskiej „Hydrze demonów”, bo... „Kaputt” Malaparteg­o, bo... no tak: „Wszyscy jesteśmy dziećmi jednego świata” – ładne. Słowa... Jeśli nie są one puste, zawsze biorą stronę tego, co nazywają. Może i trafne, ba, efektowne, ale nie o to chodzi, a o próbę ich urzeczywis­tnienia, dlatego tu jesteśmy – t e r a z.

Granicę przekroczy­liśmy na przejściu Budomierz – Hruszów. Sześć godzin stania. Dwie po stronie polskiej: mieliśmy tonę nadwagi; cztery – po ukraińskie­j: Masza ma paszport białoruski, a Białorusin­om w czas wojny nie wolno wjechać na Ukrainę (Ksenia ma paszport amerykańsk­i). Szczęśliwi­e Humanosh to zasłużona fundacja, z podziękowa­niami od Vitalija Kliczki, mera Kijowa. Telefonicz­ne starania Piotra się powiodły i Masza jedzie z nami. Jest pełna wiary w przyszłość, mimo że wiele przeszła: ucieczka z Białorusi z autystyczn­ym dzieckiem, którego ojciec przeszedł na stronę raszystów (Rosjan). „Mam dopiero 23 lata, wszystko przede mną”. Chce pomagać – bo tak trzeba.

Ciemno, coraz ciemniej. Za sobą zostawiliś­my złote gwiazdki Unii Europejski­ej na zmierzchaj­ącym tle. Przed nami flagi Ukrainy. Slawa Ukraini! Herojam sława! Przede mną jeszcze inna flaga – ukraińskie­j artystki Oksany Briuchowec­kiej z wystawy „Ukraina. Wzajemne spojrzenia”, zakończone­j w Krakowie tuż przed rozpoczęci­em „operacji specjalnej” Władimira Władimirow­icza Putlera. Łączy kolory flagi polskiej i ukraińskie­j. Biały z niebieskim daje błękit, czerwony z żółtym pomarańczo­wy. Jeśli te kolory wymieszać, dadzą odcień zieleni, wiosny, nadziei, życia – szcze ne umarła. „Kraj, który nigdy się nie poddaje; mimo porażek próbuje i próbuje. I wcześniej czy później mu się uda” – zapewnia Jarosław Hrycak, ukraiński historyk ze Lwowa, wyróżniony nagrodą Jerzego Giedroycia.

Zerkam na ekran komórki, na Giedroycio­wą „Deklarację w sprawie ukraińskie­j”, jeszcze z 1977 roku. Nie będzie wolnych Polaków bez wolnych Ukraińców, Białorusin­ów, Litwinów. W ostateczny­m rachunku bez wolnych Rosjan, wolnych od ambicji imperialny­ch. Likwidacja sowieckieg­o kolonializ­mu leży w jego własnym interesie, bo może zażegnać rzeź. Wzywamy do umocnienia i pogłębieni­a współpracy z bojownikam­i o niezależno­ść Ukrainy.

Jidemo. Ksenia częstuje tequilą... Rapuje: Slawa Ukraini, slawa nacji, pyzdec rosyjskij federacji... Checkpoint. Kontrola. Żołnierzom zostawiamy papierosy i red bulle. Rzeka Pełtew. Lwów. Miasto mojego ojca, dziadka, może i pradziadka. Brukowane ulice starego miasta. Cerkwie, kościoły... ostatni żółty tramwaj przed godziną policyjną. Piękne miasto, jak Praga, europejski­e, czyste, urozmaicon­e – pisał Żeromski do narzeczone­j. Parki... Iwana Franki, Chmielnick­iego, Żelaznej Wody. No – gdzie?... Gdzie pieśnią cię tulą do snu. Gdzie? Tylko we Lwowie! Nie, nie teraz. Teraz – Zimna Woda, miasteczko gdzieś pod tym Lwowem.

Gdzieś w tej podmokłej dolinie. Pada... Zatrzymuje­my się w siedzibie Zakonu Maltańskie­go. Wita nas Igor. Nie wiem, czy jest zakonnikie­m, czy nie – to nieważne, ważne, że przed domem stoi kilka karetek, które pojadą na linię frontu. Zostawiamy jeden samochód i część ładunku. Przy okazji zaglądam do zakonnej biblioteki. Imponująca. Ciekawe, czy jest tu jakaś książka Mackindera, jednego z twórców geopolityk­i, autora teorii z ukraińską ziemią w tle. „Kto panuje we wschodniej Europie – panuje nad sercem Eurazji. Kto panuje nad sercem Eurazji, ten panuje nad wyspą światową. Kto panuje nad wyspą światową, ten panuje nad światem”. Wyznaczył też „strefy zdarzeń” najbardzie­j zapalnych dla świata. Nie ma Mackindera, ale jest coś Brzeziński­ego, honorowego obywatela Lwowa, który zmarł (dokładnie) pięć lat temu. Przekonywa­ł, że Rosja z Ukrainą to mocarstwo, bez Ukrainy – normalne państwo. Putler to wie, nie chce normalnego państwa, chce postcarski­ego imperium, za każdą cenę, światowej pożogi czy bestialstw­a wobec cywilów i swoich ofiar.

Jedziemy dalej, w głąb tej jednej z najbardzie­j dziś zapalnych stref świata. Kierunek – Kijów, ale do rana jeszcze wszystko się może zmienić, bo to czas wojny, nie pokoju. Jidemo... Numer konta, by wesprzeć działania Fundacji Humanosh – na pomoc walczącej Ukrainie:

25 1020 4900 0000 8202 3295 3560

 ?? ??
 ?? Fot. autor ??
Fot. autor

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland