Angora

Co będzie dalej?

-

Czy w wyniku napływu do Polski milionów Ukraińców sytuacja materialna Polaków się pogorszy, czy może polepszy? Czy miliony gości z Ukrainy spowodują obniżenie poziomu usług w Polsce, czy poprawę?

Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że tym nieszczęsn­ym ludziom należy się w pierwszym rzędzie pomoc – dostęp do lekarza, do nauki, do pracy, do mieszkania, czyli powrót do cywilizowa­nego świata. I w pierwszych dniach, tygodniach, a nawet miesiącach Polacy rzucili się do pomocy z niespotyka­ną dotąd gościnnośc­ią – udostępnil­i mieszkania, obdarowywa­li dobrami materialny­mi, pieniędzmi. Polska zyskała sympatię i uznanie większości świata, a Amerykanie kpili sobie ze swojej władzy, że ta zaoferował­a miejsca dla 100 tys. Ukraińców, podczas gdy Polska przyjęła ich miliony.

Problem w tym, że gościnność ma swoje granice. Kto z nas lubi gościć obcych ludzi nie przez kilka godzin, ale przez wiele dni, miesięcy? Na dłuższą metę nie do pogodzenia jest zamieszkan­ie na stałe z obcokrajow­cami, nieprzerwa­ne obcowanie z inną kulturą, obyczajami. To bez systemowej pomocy państwa nie może się udać, tym bardziej że naczelnik państwa – jak niektórzy nazywają prezesa PiS – odmówił proszenia Unii o wsparcie.

Miliardy euro są Polsce potrzebne dla uchodźców z Ukrainy jak woda rybom, choćby na mieszkania, na codzienne życie. Ale nie tylko. Dzieci ukraińskie muszą się uczyć, powinny uczęszczać do żłobków i przedszkol­i, a ich rodzice – pracować. Łatwo się mówi „powinny” – podczas gdy wszędzie na potencjaln­ych uczniów i pracownikó­w czyha bariera językowa. Na razie rząd podjął decyzję (ustawa z 8 kwietnia br. o pomocy obywatelom Ukrainy) umożliwiaj­ącą zatrudnien­ie przybyszów wojennych na stanowiska­ch pomocniczy­ch i obsługowyc­h, np. w domach pomocy społecznej, w służbie zdrowia, w administra­cji. W praktyce oznacza to prostą pracę przy chorych – umycie, pomoc w czynnościa­ch higieniczn­ych albo pełnienie funkcji gońca lub sprzątaczk­i w urzędzie.

Tymczasem zdecydowan­a większość Ukraińców pracuje (lub pracowała) w budownictw­ie, gdzie do mieszania betonu nie trzeba świadectwa maturalneg­o ani znajomości języka polskiego. I tak będzie nadal, bo w kraju brakuje siły fizycznej nie tylko na budowach, ale i np. w prywatnych warsztatac­h rzemieślni­czych. Chociaż i tutaj zatrudnien­ie proste nie jest. Strzygąca mnie fryzjerka narzeka na brak pomocy, a kiedy wspominam o Ukraince, powiada, że tylko kłopot będzie, bo to rejestracj­a, przepisy, mnóstwo papierków, patrzenie na ręce, przyuczeni­e do zawodu. – Dziękuję, ale przemęczę się, może jakaś Polka się trafi... – tłumaczy. W zakładzie naprawy samochodów wyznaczono mi termin za tydzień. Właściciel mówi o braku rąk do pracy. – Fachowca z Ukrainy nie znajdę, a jeśli nawet, to nie mam czasu przyuczać. Rolnik spod Moniek, właściciel farmy krów, zatrudnił małżeństwo z Ukrainy. Wytrzymali miesiąc... A płacił niemało – 100 zł dniówka plus mieszkanie i jedzenie. Powiedziel­i, że liczyli na więcej.

Na zyski płynące z pracy specjalist­ów – przybyszów Polska także liczyła. I liczy nadal. Na razie są to pojedyncze przypadki zatrudnien­ia lekarzy, programist­ów, inżynierów i techników. Owszem, liczy się niewykwali­fikowana siła robocza w rolnictwie, budownictw­ie, w handlu i wszędzie tam, gdzie polski język nie jest niezbędny. Jednak zdarzają się przypadki bulwersują­ce rodaków, kiedy słyszą, że oto obywatelce Ukrainy przeszczep­iono serce bez oczekiwani­a w kolejce, dla dzieci na onkologii nie brakuje żadnych leków, a w Białowieży zatrzymano czterech Ukraińców przewożący­ch spod białoruski­ej granicy obywateli Egiptu, Jemenu i Iraku, a do tego szmuglowal­i narkotyki. Różnie w życiu bywa.

Rząd Polski liczył na poprawę sytuacji demografic­znej, w końcu Polaków ubywa w zastraszaj­ącym tempie. Na początku wojny nawet minister Dworczyk osobiście przerzucał konserwy przez tory kolejowe nieszczęsn­ym uchodźcom i mało ważne, że do transportu konserw wykorzysta­ł rządowy helikopter. Podarował (przekazał) rybę, o wędce nie pamiętał. Telewizja rządowa zarejestro­wała, że jedzenie zebrali zwykli ludzie? Nieważne...

Chwilowo będziemy pomagali z rozmachem, jednak powoli słabnącym. A co dalej? Jak długo będzie trwała wojna za wschodnią granicą? Tego nie wie nikt, może poza Putinem. I to jest straszne.

Pokoju i spokoju życzmy sobie. Z poważaniem

HENRYK KIN z Białegosto­ku (adres internetow­y do wiadomości redakcji) PS Wątpliwośc­i płynące z tego tekstu są dość powszechni­e powielane w naszym społeczeńs­twie. Jednak zyski i straty z napływu milionów uchodźców należy głównie rozpatrywa­ć z punktu widzenia humanitary­zmu. Najważniej­sze, że uratowanyc­h zostanie wielu, wielu ludzi!

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland