Hojna wojna
Niesie zgliszcza jednym, bogaci drugich. To normalne, nawet gdy pominąć zwykły handel, a uwzględnić wspólne przedsięwzięcia. Zawsze ktoś zarabia... W 1940 roku Wielka Brytania zredukowała niemal o połowę flotę rybacką, by swe kutry i trawlery uzbroić i wcielić do Royal Navy. Dzięki tym sześciuset jednostkom, piszą historycy, Brytyjczycy utrzymali przewagę na Atlantyku, choć w sklepach zabrakło taniej ryby – podstawy angielskiej kuchni. Londyn zwrócił się tedy do Islandczyków, by to, co złowią, na pniu sprzedawali Brytanii. Tak też zrobiono, ale islandzcy rybacy od razu zażądali stupięćdziesięcioprocentowej podwyżki (a nawet więcej!), co początkowo wzburzyło Anglików, lecz wkrótce uznali ponoszone ryzyko i wyższe koszty dealu zaakceptowali. Bez moralnych połajanek i filisterskich gestów.
Wielu się oburzyło na słowa premiera Morawieckiego, który uniósł się moralnie i zganił Norwegów, że „pośrednio żerują na wywołanej przez Putina wojnie”. Chodziło o gaz i ropę czerpane z Morza Północnego i sprzedawane w handlowej luce wywołanej rosyjskim embargiem. Słowa wniosły powiew żenady, bo na tej samej zasadzie amerykańskie firmy zbrojeniowe żerują na zamówieniach, jakie Biały Dom składa, by wesprzeć Ukrainę. Czyż nie żeruje na wojnie Orlen, zarabiający dziś jak nigdy dotąd? Ci, którzy na słowa Morawieckiego się żachnęli, żachnęli się niepotrzebnie, gdyż nikt przytomny nie bierze na serio niczego, co mówi premier. Po pierwsze, premier jest tylko ustami swej partii, po drugie, jego bezsilność i niesamodzielność gwarantuje mu status niewinnego, a po trzecie wreszcie, jeśli ktokolwiek wziął słowa Morawieckiego na poważnie, to jego żelazny elektorat, który uwielbia mocne słowa, pouczanie i okazywanie moralnej wyższości Polaków nad każdą inną nacją.
Norwegia nie będzie sprzedawała ropy czy gazu taniej niż sprzedają Europie Stany Zjednoczone czy Arabia Saudyjska. To biznes. Patrząc na norweskie dochody, pewnym wytłumaczeniem jest ich przeznaczenie, do którego Morawiecki się nie odniósł, bo to Fundusz Inwestycyjny, ciułany przez Norwegów na potrzeby przyszłych pokoleń, gdy skończą się zasoby naturalne i przyjdzie im żyć z oszczędności. Trzeba żałować, że Morawiecki uszczypnął Norwegów za to, co powinno być jego strategicznym celem: zapewnić zamożność Polsce, gdy wykopana już zostanie ostatnia tona węgla.
Bezmyślność słów premiera kraju, który od wielu lat korzysta z hojności
Funduszy Norweskich, podchwycili oponenci. „W konkursie na głupstwo roku PM Morawiecki niespodziewanie przebił posłów Kowalskiego i Suskiego. Norwegia żeruje na wojnie i powinna dzielić się zyskami. Niech zacznie od «nadmiarowych» zysków własnej rodziny” – radził Janusz Lewandowski, europoseł PO. Posłanka Małgorzata Kidawa-Błońska oceniła Morawieckiego bez znieczulenia. „Słowa premiera o Norwegii to już zupełny odlot. Ale nie powinniśmy być zaskoczeni. To, że zarobione przez państwo pieniądze należą do wszystkich obywateli i mają im posłużyć w przyszłości, nie mieści się w pisowskim światopoglądzie”. I zezłośliwił się na Twitterze po swojemu były premier Marek Belka, proponując: „Jeśli pisowska władza zamierza negocjować kontrakt gazowy z Norwegią w sposób zaprezentowany przez Mateusza Morawieckiego, bezpieczniej byłoby przekazać sprawę ministrowi Sasinowi. Ma sporo kopert na listy do młodych Norwegów, a przy okazji wybiorą nam prezydenta”. Wreszcie, żeby dogryźć politykowi, który prywatny majątek chytrze ukrył za plecami żony, odezwał się Leszek Balcerowicz. „Najlepiej to dzielić się z innymi cudzymi pieniędzmi. Kiedy Morawiecki ujawni swoje? Nie mówię nawet, by się nimi podzielił”.
Brak zsynchronizowanych głosów władzy jest objawem jej postępującej degeneracji. W chwili gdy ważą się losy miliardów z unijnego Funduszu Odbudowy, gdy na męża stanu wyrasta Andrzej Duda, gdy Polska odzyskuje prestiżowy status państwa rozgrywającego, premier, były bankster, paple jak panienka, chcąc zbudować w oczach prezesa swój obraz jako męża odważnego, broniącego wartości i gardzącego zyskiem. Fenomen! Wcześniej człowieka o różnych osobowościach stworzył literat Stevenson, pisząc „Dr. Jekylla i Mr. Hyde’a”.
– Dziecinada – określił katechetyczne mędrkowanie Morawieckiego były ambasador Jerzy Marek Nowakowski. – To nie tylko nieeleganckie słowa, lecz duży błąd. Norwegia to nasz bardzo ważny partner, z którym polski premier chce się dziś konfliktować. Zupełnie nie rozumiem w jakim celu...
Norwegowie też tego nie rozumieją, choć się starają. Jørn Holm Hansen z Norweskiego Instytutu Badań Miejskich i Regionalnych w Oslo (placówka zajmuje się relacjami społecznymi) twierdzi, że to skaza genetyczna polskiego rządu, by atakować werbalnie inne kraje. A coś mogą o tym powiedzieć w Unii Europejskiej...
Nas trudno rozumieć, bowiem reakcje ludzi rządzących Polską wynikają przede wszystkim z emocji, a nie z rozumu. Przykład? Nikt rozumny nie trzymałby na posadzie kogoś, kto przynosi straty, jakie dla Polski spowodował Ziobro. Ale naszym politykom nie chodzi o pieniądze, co najwyżej o pouczanie innych. W polskiej polityce idzie o władzę, a ta jest bezcenna.