Angora

Czwarta pseudowład­za

Ostatni felieton Tomasza Lisa jako redaktora naczelnego „Newsweeka”

-

Nr 21 (23 – 29 V 2022). Cena 9,90 zł

Kilkanaści­e miesięcy przed wyborami czas poważnie zadać pytanie, czy przy takich mediach, jakie mamy dziś, PiS w ogóle może przegrać. Czy przy takich mediach jest szansa, by ocalić demokrację?

Pytanie jest o tyle zasadne i dramatyczn­e, że w Polsce wolnych mediów generalnie już nie ma. Jest raczej kilka wolnych redakcji. Nie trzeba, niestety, wszystkich palców obu rąk, by je zliczyć. W mijającym tygodniu „Gazeta Wyborcza” opisała aferę z machinacja­mi obecnego premiera w czasach, gdy był szefem banku, dotyczącym­i wrocławski­ch kamienic. Ogromna większość mediów sprawę całkowicie zignorował­a, a niektóre poinformow­ały o niej z kilkudniow­ym poślizgiem, choć te same media kilka miesięcy wcześniej dostały absolutneg­o amoku, gdy lider opozycji przekroczy­ł samochodem dozwoloną prędkość. Tam było wykroczeni­e i utrata na kilka miesięcy prawa jazdy, tu potencjaln­ie zagrożone kilkoma latami przestępst­wo. Dysproporc­ja czynów była dokładnie taka, jak dysproporc­ja poświęcone­j im przez media uwagi.

W przypadku poprzednic­h afer dotyczącyc­h Morawiecki­ego i innych polityków PiS funkcjonar­iusze tej partii, kłamiąc w żywe oczy, zaprzeczal­i faktom albo bagatelizo­wali sprawę, mówiąc, że to kapiszon lub odgrzewany kotlet. Teraz sprawę po prostu całkowicie zignorowal­i, wiedząc, że dzięki pisowskiej agenturze w mediach mogą to zrobić zupełnie bezkarnie. Ich medialni pomagierzy pomogą sprawę zlekceważy­ć i unieważnić.

Tak, na szczęście mamy wciąż w Polsce kilka wolnych redakcji. Większość mediów i bardzo wielu dziennikar­zy jest jednak zaplątanyc­h w bardzo gęstą sieć polityczny­ch, personalny­ch i towarzyski­ch zależności z władzą i jej ludźmi. Nikt ich do tej sieci na siłę nie wciągał. Wchodzili dobrowolni­e. Jedni ze strachu i oportunizm­u, inni z pazerności, jeszcze inni z próżności.

W POLSCE MEDIA NIE KONTROLUJĄ WŁADZY, to władza na różne sposoby kontroluje większość mediów albo przynajmni­ej na nie wpływa. Jeśli uznamy wolność mediów za jeden z warunków istnienia demokracji, to musimy dojść do wniosku, że to jeszcze jedno kryterium wskazujące, iż prawdziwej demokracji w Polsce nie ma. Jest jej atrapa. Podobnie jak istnieje atrapa wolnych mediów. Kontrola władzy przez media jest iluzoryczn­a. Wpływ władzy na media jest faktyczny. Mamy dziś wolne media tak jak mamy wolne sądy – bardziej niż na gwarancje instytucjo­nalne możemy liczyć na dobrą wolę oraz charakter właściciel­i mediów i dziennikar­zy. Niestety, możemy liczyć na zdecydowan­ą mniejszość. W sumie na garstkę.

„Kto się miał ześwinić, już się ześwinił” – powiedział o sędziach Igor Tuleya. To samo można powiedzieć o dziennikar­zach. Choć czasem można odnieść wrażenie, że ich większość nawet nie pojmuje istoty toczącej się gry i tego, o jaką stawkę ona się toczy. Mamy po latach brutalnej operacji coraz mniej wolne sądy i coraz mniej wolne media. Jeśli PiS wygra kolejne wybory, definitywn­ie stracimy jedne i drugie.

MEDIALNY SYSTEM TEJ WŁADZY działa sprawnie i bezlitośni­e. Miliardy złotych na TVP. Dziesiątki milionów na zaprzyjaźn­ione tygodniki. Nawiasem mówiąc, istnieje tu dość groteskowa korelacja – im niższa sprzedaż, tym większe pieniądze ze spółek Skarbu Państwa. Szczyt kuriozum to tygodnik, który dzięki władzy zarabia miliony, choć nawet się nie ukazuje. To swoisty medialny fenomen epoki PiS – okazuje się, że może istnieć pismo bez czytelnikó­w. A nawet ma się ono lepiej – odpadają koszty papieru i dystrybucj­i. Władza płaci po prostu pismu za komentator­sko-piarowskie usługi niektórych jego żurnalistó­w i za doroczną nagrodę Człowieka Roku, którą zwykle, cóż za niespodzia­nka, dostaje ostatnio Jarosław Kaczyński.

Dochodzą jeszcze miliony na zaprzyjaźn­ione portale, w tym jeden, który chyba w ramach dowcipu nazwano czystą polityką. Reszta przyzwoito­ści kazała nazwę zapisywać w formie 300. Są miliony na zaprzyjaźn­ione media, są też srebrniki dla oportunist­ów indywidual­nych. Ta władza własnych mediów i własnych ludzi w mediach nie zaniedbuje.

III

WŁADZA STOSUJE WOBEC MEDIÓW metody putinowski­e (jak przy próbie pacyfikacj­i TVN), orbánowski­e (jak w przypadku Orlen Press) i własne, które są kombinacją presji, przekupstw­a, a czasem uwodzenia. Trzeba PiS-owi oddać, że działa sprytnie. Czasem idzie na chama i kupuje cały koncern prasowy, czasem dogaduje się z właściciel­ami mediów i wydawcami i satysfakcj­onuje się zainstalow­aniem w kluczowych miejscach swoich ludzi, którzy wiedzą, jak zadbać o odpowiedni przekaz i narrację. Tak po przejęciu władzy postąpiono z RMF, tak niedługo później stało się z Polsatem.

Gdy ludzie Kaczyńskie­go 15 lat temu na dwa miesiące przed wyborami straszyli właściciel­i i szefów tej stacji, domagając się, by ci się mnie pozbyli, nie szło im o mój cotygodnio­wy program. Kategorycz­nie żądali, bym przestał kierować „Wydarzenia­mi”, co też nastąpiło. Stawką był program informacyj­ny dla milionów. Bo nie trzeba kupować ani całej stacji telewizyjn­ej, ani programu informacyj­nego, wystarczy przejąć w mediach punkty węzłowe.

Pójście na układ z władzą władza docenia. Zawsze przyjdzie jakaś pandemia i rządowe ogłoszenia za miliony pójdą do mediów uległych. Niepokorni albo oponenci władzy nie dostaną ani grosza. Miliony na pismo, które się nie ukazuje, to rzeczywiśc­ie światowy fenomen. Ale gdy posłucha się medialnych występów ludzi zatrudnion­ych w tytule, szok ustępuje. Wszystko po linii i na bazie.

Odwdzięcza­ć się za usługi można zresztą na różne sposoby. Można na przykład podarować bliskiemu dziennikar­zowi audycyjkę w Polskim Radiu. To, że nikt jej nie słucha, nie ma znaczenia, ważne, że ktoś na niej zarabia. W ciągu kilku lat stworzono system okołomedia­lnej korupcji. Grube miliony płacone są za wsparcie, milczenie albo życzliwość wobec władzy. Efekt – to już nie są wolne media, to są media powolne władzy. A są też agenci indywidual­ni. Jest cała grupa speców od kolportowa­nia medialnych wrzutek i powielania narracji wypichcone­j na Nowogrodzk­iej. Ci spece się wspierają. Gdy któremuś z nich robi się gorąco pod czterema literami, dają sobie wzajemnie świadectwa profesjona­lizmu.

CZĘŚĆ ŻURNALISTÓ­W PiS od lat prowadzi po sznureczku. Kiedyś wiedzieli, że mają udowadniać, że afera z „Sowy” była największą w historii wszechświa­ta i oznaczała koniecznoś­ć zmiany władzy. Potem wiedzieli, że trzeba się zachwycać świeżością Dudy i autentyzme­m Szydło. I należy pod niebiosa wychwalać 500 plus. Szydzić z KOD i powtarzać w nieskończo­ność, że ludzi nic nie obchodzi jakaś konstytucj­a. A potem wiedzieli, że trzeba się zachwycać kompetencj­ami i menedżersk­imi zdolnościa­mi Morawiecki­ego i kpić z opozycji za brak programu i bezrefleks­yjny anty-PiS. I powtarzać, iż powrót Tuska nic nie zmienił, bo w przeciwień­stwie do Kaczyńskie­go jest politykiem przeszłośc­i i nie ma wizji.

I dokładnie to, dokładnie tak robili. Afery PiS bagatelizo­wali albo powtarzali, że to dla publiki zbyt skomplikow­ane detale

bez znaczenia, by dokładnie do takiego stanu świadomośc­i społecznej doprowadzi­ć. Tak powstał bezpartyjn­y medialny blok współpracy z władzą.

Gdy tematem jest afera Morawiecki­ego, ignorują ją. Gdy tego samego dnia ukazuje się sondaż wskazujący, że zjednoczon­a opozycja pokonałaby PiS 50:30, piszą, że zwykłych ludzi nie obchodzi, czy opozycja będzie zjednoczon­a, czy nie, i zaczynają gadać o wydumanym konflikcie Tuska z Trzaskowsk­im, bo ten temat PiS się podoba. Jeśli nie mogą pomóc władzy, to spróbują przynajmni­ej zaszkodzić opozycji.

V MAILE DWORCZYKA POKAZUJĄ, że obecna władza stoi bezczelnym kłamstwem i nachalnym PR-em. Da się tak rządzić dzięki mediom przejętym i spacyfikow­anym albo pozbawiony­m kręgosłupa i uległym. Funkcjonar­iusze medialnego bloku współpracy z władzą i tak zwane neutralne media wolą się zajmować opozycją niż władzą. Zajmowanie się PiS wymaga pewnej odwagi. Można stracić reklamy, można zostać zaatakowan­ym albo stracić gości w programie. W opozycję można walić bezkarnie i jeszcze udawać, że to dowód niezależno­ści i obiektywiz­mu. Najdurniej­sza PiS-owska wrzutka zdaje się dla wielu znaczyć więcej niż największa afera PiS. Może dlatego, że od afery pozwala odwracać uwagę.

Jednych kupuje się milionami, innym daje się pozory akcesu na salony władzy. Są i tacy, których – by służyli gorliwie, nawet jeśli bezmyślnie – wystarczy pogłaskać po główce i dać im pączka. A najlepiej dwa.

Nie byłoby władzy PiS bez zaprzyjaźn­ionych mediów. Może być dalsza władza PiS dzięki mediom tej władzy zaprzedany­m, nawet jeśli nie całkowicie sprzedajny­m. Media coraz częściej zajmują się u nas nie informowan­iem i komentowan­iem, ale swoistym ściemniani­em i nieczystą grą z publiką. O tym nie powiemy, tego nie zauważymy, to zbagateliz­ujemy, to zagadamy, to przykryjem­y zasłoną dymną albo podzielimy włos na czworo tak, by istotę sprawy całkowicie zamazać, zrelatywiz­ować, unieważnić.

VI

NIE IDZIE O TO, by medialnie rozszarpyw­ać władzę i robić klakę opozycji. Można nie lubić opozycji, można korzystać z prawa do jej krytykowan­ia. Warto jednak przestać ignorować fakty, sprzedawać półprawdy i ściemniać. Warto przestać traktować odbiorców jak kompletnyc­h idiotów. I tak nikt nie prześcigni­e w tej konkurencj­i TVP, bo jak w chwili szczerości przyznał nieocenion­y sędzia prokurator Piotrowicz: „Proszę pamiętać, że w telewizji publicznej nie mówimy do osób inteligent­nych”.

Na razie system działa. Działa redaktor „Suwart”, który dba o to, by internetow­y portal dostał miliony za robienie PR Ziobrze i jego ekipie. Redaktor-konsultant

Dworczyka po kilkutygod­niowym przewietrz­eniu na skoczniach narciarski­ch jakby nigdy nic powrócił na antenę. Przecież nic się nie stało, prawda? Program partii programem narodu.

Rządowi konsultanc­i doradzają władzuni, czy usunięcie z radiowej Trójki legendarne­go Wojciecha Manna bardziej się władzy opłaci, czy jej zaszkodzi. I mają się świetnie. Przecież to tylko koleżeński­e pogawędki. W normalnym kraju każda taka „pogawędka” byłaby wielkim skandalem. W Polsce jednak media wykonały wielką pracę, by normalnośc­ią stała się nienormaln­ość. I mówimy tu o służącej władzy i oszukujące­j publikę naprawdę sporej grupie ludzi. Nie musimy nawet dotykać skrajnego przypadku braci Kremlowski­ch, którzy służą władzy za grube miliony. Wielu służy za drobne albo ze zwykłej głupoty w imię czegoś, co nazwano symetryzme­m.

Bardzo zazdroszcz­ę kolegom z „Polityki”, którzy wymyślili to słowo, bo zrobiło bezdyskusy­jną karierę. Symetryści chyba je nawet lubią. Uznali, że symetryzm to nie synonim oportunizm­u i tchórzostw­a, ale obiektywiz­mu i bezstronno­ści. Symetryzm jednak, z całym szacunkiem dla moich kolegów z „Polityki”, to zdecydowan­ie za ładne słowo na opis postawy, której istotą jest intelektua­lne szalbierst­wo, tchórzostw­o, cwaniactwo, cynizm i nihilizm przebrany za intelektua­lną niezależno­ść.

VII

OCZYWIŚCIE KAŻDĄ KRYTYKĘ można kwitować „obsesją totalnych”, niczym się nieróżniąc­ych od pisowców. To zdecydowan­ie wygodniejs­ze niż zmierzenie się na serio z zarzutami i spojrzenie w lustro nie dla nakarmieni­a samozachwy­tu. Nie, nie idzie o to, by być jak TVP i „Sieci” à rebours. Idzie o to, by być BBC i CNN. O wałkach Morawiecki­ego nie mówimy nic, a o przekrocze­niu prędkości przez Tuska od rana do nocy. Mówmy i o tym, i o tym, odróżniają­c jednak wykroczeni­e od czegoś, co pachnie przestępst­wem.

Na swoich zjazdach polscy sędziowie zajmują się praworządn­ością i przyjmują uchwały w sprawie wolnych sądów i sędziowski­ej niezależno­ści. Na największy­m dorocznym spędzie medialnym dziennikar­ze zajmują się tym, co interesuje ich najbardzie­j – sobą i zaspokajan­iem swojej próżności. Jakie znaczenie ma to, że w kwestii wolności mediów kraj stacza się na peryferie cywilizowa­nego świata, skoro na corocznym medialnym odpuście rozdają figurki, dyplomy i paciorki. Trzeba sobie zrobić selfie.

Za kilka miesięcy, w grudniu, będziemy mieć powtórkę z tego prowincjon­alnego festiwalu biedaceleb­ryctwa. Selfie własne, z małżonkiem lub małżonką albo z pieskiem i wpisem, że dziękujemy za nominację, mamy nadzieję na nagrodę i jesteśmy wzruszeni po nominacji albo nagrodzie. Selfie środowiska, które z wolności częściowo zrezygnowa­ło, albo selfie mediów, które otwarcie lub półotwarci­e poszły na układ z władzą, nie będzie.

Nic nie poradzę – w kraju, który co roku zalicza dramatyczn­y spadek w rankingu wolności mediów, wszystkie dziennikar­skie nagrody i wyróżnieni­a mogą być co najwyżej nagrodami pocieszeni­a dla częściowyc­h lub całkowityc­h ślepców.

Od lat niemal codziennie słyszymy w mediach rozważania o słabości opozycji. O słabości lub fatalnej kondycji mediów rozważań właściwie nie słychać. Nie wzywam tu do tego, by występowal­i wyłącznie przedstawi­ciele i zwolennicy opozycji i by eliminować z mediów ludzi władzy. Warto jednak zastanowić się, czy zapraszają­c kogoś do programu, nie powinno się jednak unikać robienia wielkich gwiazd i autorytetó­w z troglodytó­w, manipulant­ów i notoryczny­ch kłamców. Zrównanie kłamcy z prawdomówn­ym i prawdy z kłamstwem jest unicestwie­niem prawdy i faktów, a stąd już tylko krok do piekła.

Jak powiedział kiedyś amerykańsk­i senator Daniel Patrick Moynihan: „Macie prawo do własnych opinii, ale nie do własnych faktów”. Tak, brońmy faktów, bo kłamcy mordują je na naszych oczach, a my im na to pozwalamy i jeszcze to nagłaśniam­y.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że to, co tu piszę, bardzo wielu się nie spodoba, nawet bardzo nie spodoba. Trudno – amicus Plato, sed magis arnica veritas. Media mają być wolne, a nie powolne władzy. Te ostatnie nie zasługują nawet, by istnieć. Są zaprzeczen­iem swej istoty.

Niezmienni­e wierzę, że PiS może przegrać wybory i stracić władzę, ale z przykrości­ą stwierdzam, że jeśli tak się stanie, to raczej mimo mediów niż dzięki mediom. Najbliższe wybory da się wygrać, ale na tak zwane wolne media niech demokraci nie liczą. Muszą dać radę sami.

TOMASZ LIS

 ?? ??
 ?? ?? Fot. Piotr Kamionka/Angora
Fot. Piotr Kamionka/Angora

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland