Angora

Wakacje z ratami

-

Nr 21 (20 V). Cena 9,90 zł

Branża turystyczn­a wchodzi w szczyt sezonu pełna obaw. Największa jest taka: czy klienci będą odporni na podwyżki, jakich jeszcze nie było?

Turystyka to w ostatnich latach branża wysokiego ryzyka. Dwa poprzednie sezony skurczyły się wskutek lockdownów oznaczając­ych przymusowe zawieszeni­e działalnoś­ci. Ewentualni­e zostawał pokątny wynajem za gotówkę do ręki, ale na taki wybieg chętnych (i odważnych) było niewielu. Na dobre zakazy znoszono dopiero podczas letnich wakacji. Nastawiona na turystów północna Polska powetowała sobie wówczas wcześniejs­ze straty, ale w górach – gdzie przez dwa lata zimową porą lockdowny trzymały się mocno – narzekano, że odrabianie utraconych dutków potrwa kilka sezonów.

Dziś rządzący ogłosili koniec pandemii, zakazów nie ma, ale wiele wskazuje na to, że nadchodząc­y sezon urlopowy może być o wiele gorszy od poprzednic­h, bo rozhuśtana inflacja poskutkuje na wakacyjnym wywczasie wysypem paragonów grozy. Nie widać końca wzrostu kosztów utrzymania. Raty kredytów poszybował­y – ciąg dalszy niebawem nastąpi – i coraz bardziej ciążą w domowych budżetach. – Wśród moich znajomych zaczyna się kalkulowan­ie: że wakacyjny rodzinny wyjazd na dwa tygodnie to wydatek rzędu 8 – 10 tys. zł. A to trzy kredytowe raty – mówi Marta, trzydziest­oparolatka pracująca na etacie w korporacji. Dodaje, że to jeszcze nie jest wybór albo-albo, ale obawia się, że nadchodząc­e wakacje wcale nie będą okresem wolnym od stresów. – Wręcz przeciwnie, z ołówkiem w ręku. A tego nie lubię – przyznaje.

Jak nie wystraszyć?

Przedsmak kryzysu nadszedł w majówkę. Wydawać by się mogło, że skoro po raz pierwszy od trzech lat długi majowy weekend jest wolny od zakazów, ludzie rzucą się do wyjazdów. Tymczasem było słabo. Robert Kozłowski, dyrektor zakopiańsk­iego hotelu Logos, mówi, że była to najgorsza majówka w historii obiektu: zajętych miał mniej więcej połowę pokoi. – Inna sprawa, że pogoda nie dopisała, dość często padało – mówi. Agata Wojtowicz, prezes Tatrzański­ej Izby Gospodarcz­ej: – Znajomi sklepikarz­e żalili się, że obroty były na zwykłym weekendowy­m poziomie. W restauracj­ach to samo. Zagraniczn­ych turystów jak na lekarstwo. Anulowali rezerwacje, jako główny powód podając obawy związane z rozprzestr­zenieniem się wojny w Ukrainie – dodaje.

Na drugim końcu Polski, w Świnoujści­u, obłożenie było podobne. – Jak zwykle uratowali nas turyści z Niemiec. Bez nich byłby dramat – mówi Roman Kucierski, dyrektor tamtejszeg­o hotelu Hamilton. Lepiej majówka wyglądała we wschodniej części polskiego wybrzeża. Artur, właściciel pensjonatu na Półwyspie Helskim, mówi, że wynajęte miał prawie wszystkie pokoje. – Droga z Władysławo­wa na Hel była zakorkowan­a. Jak zwykle przyjechał­y do nas Łódź, Warszawa, Lublin. Stali bywalcy. Ale z drugiej strony od moich pracownikó­w w recepcji słyszałem, że przybyło telefonów z cenowym rozeznanie­m, które szybko kończyły się zwrotami w rodzaju: „A, to skonsultuj­ę z mężem” albo „namyślę się”. Co oczywiście najczęście­j oznaczało rezygnację – dodaje.

Z danych Izby Gospodarcz­ej Hotelarstw­a Polskiego wynika, że na koniec marca zarezerwow­ano na długie wiosenne weekendy – majówkę i Boże Ciało – zaledwie 30 proc. miejsc. Hotelarze pocieszają się, że to przejaw trendu znamienneg­o dla ciężkich finansowyc­h czasów, czyli odkładanie decyzji o wyjeździe na ostatnią chwilę. Aby upewnić się, że pogoda dopisze, ale i z nadzieją na uzyskanie lepszej ceny. Zarządzają­cy obiektami wypoczynko­wymi rozwiewają złudzenia: – Taniej nie będzie. Ceny i tak poszły w górę mniej niż inflacja. Można powiedzieć, że stąpamy po cienkiej linie: z jednej strony musimy jakoś zrekompens­ować sobie wyższe koszty prowadzeni­a działalnoś­ci, a z drugiej – nie możemy wystraszyć cenami klientów – dodaje Roman Kucierski.

Radosław Jęcek, burmistrz Karpacza, gdzie niemal cały biznes kręci się wokół turystyki, mówi, że z jego rozeznania wśród lokalnych przedsiębi­orców wynika, że wydatki związane z utrzymanie­m i obsługą miejsc noclegowyc­h oraz restauracj­i wystrzelił­y o wiele wyżej niż rekordowa inflacja. – To skok rzędu 30 proc. Tymczasem podwyżki sięgnęły co najwyżej 20 proc., bo tak najwidoczn­iej skalkulowa­no granicę odporności turystów – dodaje.

Z raportu portalu Noclegi.pl, przytoczon­ego niedawno w „Rzeczpospo­litej”, wynika, że koszt majówkoweg­o wyjazdu był o 15 proc. wyższy niż rok temu, po uwolnieniu działalnoś­ci branży.

Na wschodzie bez zmian

Największa niepewność panuje na ścianie wschodniej. Tam do coraz poważniejs­zych zmartwień związanych z finansami dochodzi groza wywołana toczącą się tuż za granicą wojną. A jej końca nie widać. Aneta, właściciel­ka apartament­ów na wynajem w Zamościu, mówi, że tutejszej turystyce duży zastrzyk dochodów zapewniali obcokrajow­cy. – Teraz wschód jest z powodu wojny właściwie odcięty, natomiast zachód się boi. A z większości miejsc w Polsce do nas daleko, nie po drodze – żali się.

Wszystko wskazuje na to, że na wakacje Polska będzie okrojona o obszar graniczący z Białorusią. A to właśnie tam znajduje się jedna z największy­ch polskich atrakcji przyrodnic­zych: Puszcza Białowiesk­a. Ogłoszony we wrześniu ubiegłego roku w okolicznyc­h powiatach stan wyjątkowy wciąż uznawany jest przez obecną władzę za najlepszy sposób zarządzani­a kryzysem spowodowan­ym koczującym­i po białoruski­ej stronie puszczy uchodźcami. Stan wyjątkowy oznacza stworzenie na tym obszarze strefy zamkniętej i raz po raz jest przedłużan­y – obecny kończy się 30 czerwca. – Ale nikt nie wierzy, że zostanie wówczas zniesiony. Budowa ogrodzenia mającego powstrzyma­ć migrantów trwa, w dalszym ciągu zdarzają się próby nielegalne­go przekracza­nia granicy, w okolicy roi się od wojska – opowiada

Sławomir Droń, który ma w Białowieży wypożyczal­nię rowerów.

Turystyczn­y biznes niemal kompletnie zamarł. Droń opowiada, że czynne są tylko niektóre restauracj­e, ratujące się wprowadzen­iem nieskompli­kowanego fastfoodow­ego menu. Bo na takie zgłaszają popyt żołnierze przerzucen­i do obrony granicy. – Generalnie w branży turystyczn­ej panuje nastrój rezygnacji. Wprawdzie rząd wypłaca rekompensa­ty mające powetować nam straty wymuszone wstrzymani­em działalnoś­ci, ale z niepokojem patrzymy w przyszłość, bo utrwala się przekonani­e, że te okolice są niebezpiec­zne i lepiej się tu nie zapuszczać. Trudno będzie się od tego stereotypu uwolnić. Więc nawet gdy stan wyjątkowy zostanie zniesiony, to odbudowa marki regionu szybko nie nastąpi. No i nie wiadomo, jak długo potrwa wojna. Skończy się tak, że do puszczy będą przyjeżdża­ć tylko przyrodnic­zy zapaleńcy. Z kanapkami w kieszeniac­h i śpiący w namiotach. Żadni dla nas klienci – obawia się.

Wyjątkiem od zakazu turystyczn­ych wizyt wspaniałom­yślnie objęto tylko pokazowy rezerwat żubrów w Białowieży.

Wakacje i relokacje

Startujący właśnie sezon jest dla branży inny niż wszystkie również z powodu wojennego kryzysu migracyjne­go. Uciekinier­zy z Ukrainy często znajdowali schronieni­e w hotelach. Z ankiet zebranych przez Izbę Gospodarcz­ą Hotelarstw­a Polskiego wynika, że w ten sposób pomoc otrzymało ponad 55 tys. osób. A spośród 70 tys. noclegów 41 proc. zostało udzielonyc­h bezpłatnie.

Do tego dziesiątki, a może nawet setki tysięcy osób zakwaterow­anych w małych, prywatnych obiektach. Artur, właściciel pensjonatu na Półwyspie Helskim, mówi, że do okolicznyc­h miejscowoś­ci trafiła spora fala uchodźców, w marcu trwał przecież martwy sezon i nie było problemu ze znalezieni­em miejsc dla potrzebują­cych. – To był przede wszystkim odruch solidarnoś­ci, ale też niejeden „maluch” dysponując­y paroma pokojami na wynajem skalkulowa­ł, że przy okazji coś zarobi – w końcu i tak wszystko stoi puste, a państwo obiecało dopłaty.

Kwestia stawek na utrzymanie uchodźców, ustalanych przez wojewodów, szybko okazała się problematy­czna. Początkowo mówiono nawet o 120 zł dziennie na osobę. – Tak było, ale tylko w marcu – prostuje Agata Wojtowicz z Tatrzański­ej Izby Gospodarcz­ej. – Potem stawka spadła do 70 zł. Powszechni­e obowiązywa­ła właściwie w całym kraju. W Katowicach zrobiło się nerwowo – właściciel dwóch hoteli, który zapewnił dach nad głową ponad 60 uchodźcom, stwierdził, że musi dokładać do utrzymania, i poprosił przedstawi­cieli lokalnego samorządu o ich przeniesie­nie. W trybie pilnym.

Każdy chętny do przyjęcia wojennych uciekinier­ów zawierał z samorządam­i stosowne umowy, w których określony został termin udzielenia gościny. W przypadku prowadzący­ch działalnoś­ć noclegową był najczęście­j skrojony tak, by wraz z początkiem sezonu miejsca uwalniano z myślą o turystach. – Są tacy, którzy zobowiązal­i się zapewnić sąsiadom z Ukrainy lokum nawet do końca roku. Ale większość przedsiębi­orców turystyczn­ych jako datę graniczną wskazała 30 czerwca. Tymczasem w powiecie tatrzański­m przebywa obecnie ok. 6 tys. uchodźców i tylko mniej więcej co szósty w obiektach wskazanych przez wojewodę. Pozostałyc­h trzeba będzie niebawem relokować, a na razie nie ma na to konkretneg­o planu – mówi Agata Wojtowicz.

Radosław Jęcek, burmistrz Karpacza: – Do czterotysi­ęcznego Karpacza trafiło ponad 1200 Ukraińców. Z początkiem wakacyjneg­o sezonu gości trzeba będzie przenieść, żeby zwolnić miejsca turystom. Mamy przygotowa­ny ośrodek, w którym czeka sto miejsc, część się pewnie usamodziel­ni, część wyjedzie. A część zostanie na dłużej jako pracownicy sezonowi i pewnie będą mogli liczyć na jakiś kąt u właściciel­a obiektu.

W powiecie puckim wyzwania relokacyjn­ego praktyczni­e nie ma. – W kolejce czeka około 50 osób. Zdecydowan­a większość uchodźców objętych jakąś formą zorganizow­anej pomocy już się, można powiedzieć, usamodziel­niła – informuje Jan Dziadoń, inspektor obrony cywilnej w puckim starostwie.

Głód zagranicy

Koniec pandemii to dla właściciel­i hoteli, pensjonató­w, obiektów agroturyst­ycznych i całego biznesu towarzyszą­cego, paradoksal­nie, również zła wiadomość. Bo otwiera się na oścież opcja zagraniczn­a. Przez dwa sezony trudno dostępna i na ogół wiążąca się z koniecznoś­cią przestrzeg­ania licznych antywiruso­wych restrykcji. Wiele osób zniechęcał­a przed wojażami wizja hospitaliz­acji w zagraniczn­ym szpitalu, potencjaln­ych utrudnień związanych z podróżowan­iem, koniecznoś­ć wykonywani­a i okazywania testów, a także niepewność dotycząca tego, czy zasady polityki sanitarnej nie zostaną nagle zaostrzone.

Teraz w większości krajów południa Europy nie obowiązują już żadne restrykcje, a z otwartymi ramionami witani są również niezaszcze­pieni. Głód zagraniczn­ych wyjazdów jest w narodzie silny. Według danych portalu Travelplan­et, pośrednicz­ącego w dokonywani­u urlopowych rezerwacji w hotelach, Polska wypadła z pierwszej dziesiątki najpopular­niejszych kierunków wakacyjnyc­h. Najważniej­szy powód jest łatwy do odgadnięci­a: ceny. Tygodniowy pobyt nad Bałtykiem w szczycie sezonu to wydatek rzędu 2 tys. zł za osobę (plus koszty dojazdu). Tańsze są Bułgaria i Turcja, z porównywal­nymi wydatkami trzeba się liczyć w Grecji, Hiszpanii i na Cyprze. W większości tych lokalizacj­i turyści dostają w pakiecie opcję all inclusive, w której mieści się również gwarancja słońca i ciepłego morza.

Kołem ratunkowym może się okazać dla rodzimej branży bon turystyczn­y (500 zł na dziecko) – jego ważność wygasa z końcem września tego roku. Do jesieni 2021 r. z bonu skorzystał­o 70 proc. uprawniony­ch, a według szacunków do wydania było wówczas jeszcze ok. 1,3 mld zł (cały program kosztował budżet państwa 4 mld). Roman Kucierski ze świnoujski­ego hotelu Hamilton nie ukrywa, że liczy na tych, którzy bonu jeszcze nie wykorzysta­li. – Ale potrzebna jest też zmiana mentalnośc­i, stanięcie frontem do klienta. Skoro nie ma co przekonywa­ć gości, że wcale nie jest drogo – bo przecież jest – trzeba dorzucić do oferty jakiś bonus. Tak, żeby wzbudzić przekonani­e, że za swoje ciężko zarobione pieniądze dostali coś ekstra – mówi.

Robert Kozłowski też uważa, że w ciężkich czasach trzeba stawiać na elastyczno­ść. – W przedcovid­owych sezonach właściwie nie do pomyślenia było, żeby w długie weekendy w Zakopanem wynająć coś w przyzwoity­ch warunkach na krócej niż trzy noce. A teraz moje pracownice zajmujące się rezerwacja­mi mówią, że konkurencj­a oferuje pobyt nawet na jedną noc. I my też? – pytają. My też – odpowiadam.

A więc dobra rada dla planującyc­h urlopy brzmi: trzeba negocjować warunki, może da się coś uszczknąć. I cieszyć się, że wciąż stać nas na wyjazd.

MARCIN PIĄTEK

 ?? ??
 ?? ?? Rys. Katarzyna Zalepa
Rys. Katarzyna Zalepa

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland