Sąsiedztwo nie do zniesienia
Nr 19 (12 V). Cena 5,90 zł
Mieszkanie przechodzi z rąk do rąk. Czasem po parę razy dziennie. Raz usługi świadczą w nim prostytutki, innym razem ktoś postanawia się tu zabić. Krótkoterminowy najem mieszkań, a także wynajem na godziny zaczyna być coraz większym problemem społecznym w Bielsku-Białej.
Jeden z wielu budynków deweloperskich, które coraz liczniej powstają w stolicy Podbeskidzia, mieści się nieopodal ulicy Cieszyńskiej. Całkiem blisko centrum miasta. To miejsce ponad dziesięć lat temu pomogło spełnić marzenia wielu bielszczan o własnym mieszkaniu w nowoczesnym i świetnie zlokalizowanym budynku. Ale właśnie ta nowoczesność stała się po pewnym czasie zmorą mieszkańców.
– Bielsko-Biała to bardzo atrakcyjne miasto. Przyciąga turystów. Tak jak – choć oczywiście w mniejszej skali – Warszawa czy Wrocław. I wiąże się to z tymi samymi problemami, jakie występują w tych dużych miastach – mówi „Kronice” zarządca tego szczególnego budynku.
Problem stanowi rozrastający się rynek krótkoterminowego najmu, a także najmu na godziny. W teorii ludzie z całego świata podczas turystycznych czy służbowych podróży mieli w łatwy sposób znajdować zwykłe mieszkania. Nawet na jedną noc. Wszystko odbywa się za pośrednictwem platform internetowych, które w tym pośredniczą.
Ochroniarz przed drzwiami
– Ten problem obserwuję od około sześciu lat, gdy na szerszą skalę działam w budynkach deweloperskich. W wielkiej płycie nie było tego zjawiska. Od dwóch – trzech lat około 30 procent mieszkań w budynkach deweloperskich jest wynajmowanych, a w każdym budynku jakaś część także na krótki termin. Oznacza to nie tylko wynajmowanie mieszkań na jedną noc, lecz nawet na godziny – wskazuje zarządca budynku.
– Stali mieszkańcy tracą poczucie bezpieczeństwa, bo codziennie mnóstwo obcych ludzi kręci się przed ich drzwiami. Niektórzy boją się podświadomie ludzi z Bliskiego Wschodu. Inni narzekają na hałaśliwe imprezy, po których wszędzie walają się śmieci. Wiele problemów jest ze świadczeniem w wynajmowanych na godziny mieszkaniach usług seksualnych. Niektóre panie przyjeżdżają nawet z własnymi ochroniarzami. To, że turyści tłuką się z walizkami w środku nocy, jest najmniej uciążliwe – wylicza zarządca.
Wszystkie te problemy, i wiele innych, skumulowały się w budynku nieopodal Cieszyńskiej. Wystarczyło tylko jedno wynajmowane na krótko mieszkanie. – Właściciel ma prawo na nim zarabiać. Wynajął je firmie, która wykorzystuje ten lokal właśnie pod krótki najem – precyzuje zarządca.
Można osiwieć
Mieszkanka tego budynku wytrzymała w nim trzy lata. Tak samo jak inni bezpośredni sąsiedzi dwupokojowego mieszkania, które nazwali... hotelem. – Wyprowadzili się ci, którzy mieszkali nad, pod i obok tego przybytku. Myśleliśmy, że to mieszkanie będą wynajmować osoby chcące odpocząć w podróży. Idea tego rodzaju najmu została zatracona. Mieszkanie jest wynajmowane na imprezy. W dwóch pokojach potrafi imprezować nawet dwadzieścia osób. Proszę sobie wyobrazić, jaki mamy wtedy całonocny ryk, wrzask oraz muzykę odtwarzaną na pełnej mocy. Gdy policja wyprowadza gości i zostawia tylko najemców, to goście potrafią za jakiś czas wrócić i dalej jest tak samo. Do naszego bloku ze skargami na hałas przychodzili już nawet mieszkańcy sąsiednich budynków! – opowiada bielszczanka.
– Rzeczywistość wygląda tak, że nie śpimy i tracimy nerwy, a ładny budynek jest stale zanieczyszczany przez osoby, którym nie zależy na jego stanie, bo wpadły tu dosłownie na chwilę – dodaje.
– W pewnym momencie zamontowaliśmy monitoring przy drzwiach, bo nie mieliśmy żadnego poczucia bezpieczeństwa. Kręci się tu tylu ludzi, a panie to chyba już nie na godziny, ale i na minuty przyjmują klientów. Ten, kto tego nie przeżył, nie zdaje sobie sprawy, jaki to codzienny koszmar. A ostatnio zdarzył się jeszcze śmiertelny wypadek w tym mieszkaniu – mówi kobieta.
Widzieli już wszystko
– Jestem już którymś z kolei zarządcą tego budynku. Mieszkańcy oczekują, bym rozwiązał problem. Ale też wiedzą, że bez woli właściciela niewiele można zrobić. Muszę działać w określonych normach prawnych. I tu sam właściciel mieszkania przecież teoretycznie nic złego nie robi – tłumaczy zarządca.
Jak zauważa – możliwa jest tylko perswazja lub prawnik, który nadzwyczajnie wykaże się przed sądem. – Raz nam się udało na Złotych Łanach przekonać panią lekkich obyczajów do wyprowadzki. Ale takich sukcesów nie jest wiele – przyznaje. Żeby czuć pełnię obrazu, trzeba zastrzec, że nie tylko najem krótkoterminowy daje się we znaki, bo stali lokatorzy także wyczyniają istne cuda i są nie do ruszenia.
– Mnie już po tylu latach w tej branży nic nie zaskoczy. Widziałem wszystko. I czułem... Zgony odkryte po wielu tygodniach. Mieszkania koszmarnie zapuszczone przez alkoholików. Góry śmieci takie, że chodzi się w środku tylko wąskimi korytarzami... Podczas awantury żona wyrzuciła męża przez okno, monitoring uwiecznił też szalone sceny zazdrości. Ledwie przedwczoraj w jednym z budynków pobiły się dwie sąsiadki. Jedna drugą dusiła. Mieliśmy też pana, który zsuwał się po rynnie z trzeciego piętra i spadł. Do tego ogniska na korytarzach czy odpalanie motocykli w mieszkaniach – wylicza jednym tchem.
– Jeśli ktoś w sposób rażący wykracza przeciw porządkowi, jego mieszkanie niby można zlicytować. Ale działam od dwudziestu lat i wiem, że tak się nie da. Nie ma takich wyroków – stwierdza. Wyrok mają za to... zwykli mieszkańcy, skazani na koszmarne sąsiedztwo.