Ostatni kurs
61-letni taksówkarz Józef Janecki był dumny z uprawianego przez siebie zawodu. Mieszkał z rodziną na wsi Polichno w gminie Władysławów, ale na co dzień swoim białym fiatem 125p (numer boczny 37) „stacjonował” w Turku. To było nieduże miasteczko w byłym województwie konińskim. Janeckiego znało tu wiele osób, szczególnie ci, którzy korzystali z usług nielicznych taxi.
Jak wynikało z opinii znajomych i rodziny, pan Józef był człowiekiem skrytym i małomównym. I to stanowiło nie lada problem dla milicji i późniejszej policji, kiedy chciano poznać jego kontakty i powiązania sprzed 31 marca 1990 roku. W miejscu zamieszkania miał opinię nieskazitelną. Okazało się jednak, że prowadzenie taksówki nie było jego jedynym źródłem dochodów. Od czasu do czasu pośredniczył bowiem w handlu walutą czy też w jej wymianie. Może między innymi z tego powodu był osobą ostrożną, wręcz nieufną. Miał taką zasadę, że nie podejmował właściwie kursów nocnych – zwykle jeździł nie dłużej niż do 22. Jeśli jednak wyjątkowo zgodził się na jakiś nocny kurs, to zawsze uprzedzał o tym żonę lub syna. Przekazywał też informacje, dokąd jedzie i z kim, a czasem także kiedy wróci. 31 marca 1990 roku – w dniu tragicznych zdarzeń – Janecki jak zwykle podjechał na stałe miejsce postoju, czyli na dworzec PKS w Turku. Tego dnia liczył na kilka dobrych kursów, bowiem był to okres przedświąteczny, a na dodatek od rana lało. Z zeznań żony zamordowanego wynikało, że w dniu zabójstwa Janecki miał przy sobie około miliona starych złotych oraz 50 marek, zegarek marki Poljot i latarkę kieszonkową (akumulatorową) produkcji ZSRR. Planował wrócić do domu około 22. Skoro Janecki nigdy nie robił nocnych kursów bez powiadomienia o tym rodziny, to jak doszło do tego ostatniego kursu nocą 31 marca po 22? Kiedy nie dotarł do domu 1 kwietnia, syn zgłosił jego zaginięcie w Rejonowym Urzędzie Spraw Wewnętrznych w Turku. Zapewniał milicjantów, że ojciec jest człowiekiem ostrożnym i słownym, zdyscyplinowanym i nigdy nie zdarzyło się, aby spędzał noc poza domem. Po tym zgłoszeniu śledczym udało się ustalić jedynie to, że ostatni raz widziano Józefa Janeckiego w taksówce około godz. 22 w Turku na postoju przy dworcu. Do jego taksówki wsiadł młody człowiek wyglądający na 19 lat, wzrostu 167 – 170 cm, szczupłej budowy ciała. Ubrany był w ciemną kurtkę. Koledze Janeckiego, który też stał na tym postoju, wydawało się, że Józef musiał znać tego chłopaka i był z nim umówiony.
2 i 3 kwietnia 1990 roku podjęto czynności poszukiwawcze. Na terenie gminy odległej od Turku około 12 km znaleziono beret taksówkarza. Kilka kilometrów dalej od tego miejsca – dokumenty kierowcy. Z kolei dzieci bawiące się w lesie w okolicy Grąbkowa znalazły tak zwanego koguta z napisem TAXI z taksówki Janeckiego. 3 kwietnia w centrum Kalisza, na niestrzeżonym parkingu przy ulicy Górnośląskiej 51, znaleziono białego fiata 125p z numerem bocznym 37. Nazajutrz, 4 kwietnia, do Komendy Policji w Kaliszu zadzwonił anonimowy rozmówca i poinformował o leżących w lesie koło Liskowa zwłokach mężczyzny. Był to poszukiwany od czterech dni Józef Janecki. Bezpośrednią przyczyną śmierci był strzał w tył głowy (z tak zwanego przyłożenia). Śledczy na podstawie tych wszystkich ustaleń odtworzyli zdarzenia z 31 marca na 1 kwietnia na terenach województw konińskiego i kaliskiego. Oto około godz. 22 do taksówki Janeckiego na postoju taxi obok dworca PKS w Turku wsiadł mężczyzna, który poszukiwany jest do dziś. Auto z Turku wyjechało na szosę prowadzącą do Kalisza i Koła. Po drodze do taksówki dosiadł się wspólnik bądź wspólnicy mężczyzny, którego portret pamięciowy udało się stworzyć. Ale to tylko hipoteza. W miejscowości Grabków w lesie za remizą OSP sprawca siedzący na tylnym siedzeniu oddał strzał w tył głowy kierowcy. W lesie koło miejscowości Czachulec bandyci zdjęli z auta emblemat z napisem TAXI i dojechali do lasu w okolicy Liskowa, gdzie wyrzucili ciało. Tu próbował ich zatrzymać funkcjonariusz z miejscowego posterunku, ale pościg milicyjnym gazikiem okazał się bezskuteczny. Mordercom udało się uciec do centrum Kalisza, gdzie na parkingu porzucili samochód. Wcześniej ukradli z taksówki milion starych złotych, 50 marek, zegarek Poljot, a także rosyjską latarkę i radio samochodowe.
Morderca lub mordercy są nieuchwytni do dziś.