Król, kauczuk i kasa
Każda kolonizacja opierała się na bezprawiu, ale kolonizacja Konga przez Belgów miała najbardziej odrażającą twarz
Na trop rozgrywającego się w tropikalnym piekle dramatu Konga wpadł spostrzegawczy agent armatora z Liverpoolu, którego firma przysłała do Antwerpii, by nadzorował przypływające z Afryki transporty. Były ostatnie lata wieku XIX, zaś agent, który stał się niebawem słynnym na cały świat obrońcą praw człowieka – czarnego człowieka – nazywał się Morel.
Otóż uważnie obserwował on ładownie statków pełne kości słoniowej i kauczuku, ale jego uwagę zwróciły te statki, które po wyładowaniu wypływały z powrotem do Afryki, nie zabierając żadnych towarów, maszyn lub innych środków inwestycyjnych. Zabierały wyłącznie uzbrojonych po zęby żołnierzy. Dziwny handel – myśli Morel i zaczyna dedukować: jeśli w zamian za dostarczone bogactwa do Afryki nie wraca nic, to znaczy, że cenne surowce muszą pochodzić wyłącznie z pracy niewolniczej. Morel zaczyna gromadzić dowody... Budzi światową opinię publiczną.
Napisana przed niemal ćwierćwieczem książka Adama Hochschilda jest znakomicie skonstruowaną, świetnie napisaną i udokumentowaną historyczną crime story, opowiadającą o zbrodni, bestialstwie białych ludzi i wyzysku, o jakim świat nie słyszał. Dramat milionów Afrykańczyków rozgrywał się bowiem w ciszy i ciemności. To co prawda metafora, ale jednoznacznie zrozumiała, gdy nieprzypadkowo odnieść ją do tytułu powieści Conrada „Jądro ciemności”. Kongo drugiej połowy XIX wieku było ziemią nieznaną i niezmierzoną, o którą praktycznie nie ubiegało się żadne mocarstwo. Ale
upatrzył ją sobie
król Belgów Leopold, władca ogarnięty kolonialną obsesją, przeczuwający, że tylko potencjalne zyski z kolonii wyniosą go i jego młody kraj na szczyty poważania. Ale kolonialne terytoria od wieków były zajęte: Brytyjczycy, Portugalczycy, Hiszpanie, Niemcy, Francuzi, Włosi od dawna budowali siłę swej ekonomii, rabując i wyzyskując podbite narody. Leopold mimo to szukał – wypatrzył między innymi tereny w Argentynie, gdzie bez większego wysiłku mógłby ustanowić kolonie swego kraiku. Inwestował w Brazylii i w Kanał Sueski, dzierżawił tereny na Tajwanie, chciał też kupić wyspę Fidżi. I wtedy wymyślił rozwiązanie, którym omamił świat – postanowił uwolnić środkową Afrykę od arabskich łowców niewolników, ale nie poprzez wydanie im wojny, lecz plotąc wielowarstwowy kamuflaż pod przykrywką badań geograficznych i cywilizowania Afrykanów. Założył fasadowe Międzynarodowe Stowarzyszenie Afrykańskie (które potem zmieniało nazwę). Jego sojusznikiem i partnerem w biznesie został nie byle kto, bo legendarny Henry Morton Stanley, pierwszy biały człowiek, który z biegiem rzeki Kongo przeszedł Afrykę ze wschodniego wybrzeża do Atlantyku, wsławiony właśnie odnalezieniem w buszu zaginionego dr. Livingstone’a.
Celem Leopolda było objęcie prawem własności dorzecza Konga – obszaru zajmującego cztery miliony kilometrów, z drogami wodnymi (czyli komunikacyjnymi) długości ponad 11 tysięcy kilometrów. Nic, tylko uruchamiać flotę parowców, szczególnie że paliwa, czyli drewna, było w bród. Gdy Leopold zaczynał kalkulować, co opłaci mu się najbardziej, brał pod uwagę głównie kość słoniową, ale prawdziwe złoto – kauczuk! – już czekało na odbiorcę.
Dyskretna praca ludzi Leopolda – ukryta za szczytnym celem – zaowocowała w 1884 na konferencji berlińskiej, kiedy rosnąca w dostatek Europa postanowiła Afrykę podzielić między siebie. Kongo przyznano królowi Belgów, a pierwszym państwem, które to uznało, były Stany Zjednoczone. Jeszcze nikomu nie przyszło do głowy, aby zakwestionować
chytre argumenty
Leopolda. Nawet Bismarck, który od razu wyczuł szwindel, jaki Belg robi w Kongu, dał się przekonać i królewskie roszczenia uznał. Uwierzył nawet w zapewnienia Leopolda, że Kongo będzie strefą wolnego handlu dla świata. Po konferencji „Belgowie ze zdumieniem skonstatowali, że kolonia ich monarchy jest większa niż Anglia, Francja, Niemcy, Hiszpania i Włochy razem wzięte. Była siedemdziesiąt sześć razy większa od samej Belgii”.
Instrumentem podporządkowania sobie olbrzymiego terytorium była nowoczesna broń, wojsko i dyskrecja. Wystarczyło, by 20 milionów czarnych mieszkańców nie miało żadnych szans. Biali, którzy przybyli z Belgii, zajmowali kierownicze stanowiska i znajdowali tu szanse, o jakich w Europie marzyliby daremnie. „Dla Europejczyków, mogących zarówno walczyć, jak i bogacić się, Kongo było jak Legia Cudzoziemska i gorączka złota w jednym”. Kradzieże, oszustwa i odbieranie wolności czarnym stały się środkiem bogacenia się europejskiego władcy, jego kraju i obywateli. Powołano do życia Force Publique, armię, która w ciągu lat rozrosła się do 19 tysięcy ludzi, „stając się najpotężniejszą armią Afryki Środkowej”.
Już przed 1890 rokiem, w ciągu pierwszych pięciu lat istnienia afrykańskiego państwa Leopolda, zaczęto dokumentować zbrodnie Belgów. Świat zawdzięcza to głównie misjonarzom, szczególnie amerykańskim (takim jak George Washington Williams, a później czarnoskóry prezbiterianin William Sheppard czy szwedzki baptysta E.S. Sjőblom), którzy nie podlegali władzy cywilnej i wysyłali własne raporty. Dokumentowano takie zbrodnie i przekręty, jak np. transakcje, w których za kilka butelek dżinu całe wsie przechodziły na własność króla Belgów. Misjonarze dostrzegali nieludzkie traktowanie tubylców, karanie za wszystko, okaleczanie i bicie batogiem z wysuszonej skóry nosorożca (chicotte). „Ciosy zostawiały trwałe blizny; więcej niż dwadzieścia pięć razów pozbawiało ofiarę przytomności, a setka i więcej – co nie było rzadką karą – bywała śmiertelna” – pisze autor. Pewien Francuz opisał chłostę i opublikował to w Belgii, bez reakcji: „Po pierwszych ciosach nieszczęsna ofiara wydaje z siebie potworne krzyki, które wkrótce przechodzą w słabnące jęki. Wyrafinowanie zła polega też na tym – sam byłem tego świadkiem – że niektórzy oficerowie wymagają, by po skończonej karze mdlejąca ofiara wstała i zasalutowała oprawcy”.
Cytowany wyżej amerykański misjonarz Williams stwierdzał bez ogródek: „Leopold nie był szlachetnym krzyżowcem abolicjonizmu, za jakiego się podawał. Rząd królewskiej mości zajmuje się handlem niewolnikami, hurtowym i detalicznym. Kupuje,
sprzedaje, a także kradnie niewolników. Rząd płaci trzy funty za niewolnika zdolnego do służby wojskowej, a siła robocza w placówkach w górnym biegu rzeki składa się z niewolników obu płci i w każdym wieku”. W liście, jaki Williams skierował do Waszyngtonu, oskarżył Leopoldowe państwo Kongo za winne zbrodni przeciwko ludzkości”. Ważne było to, że krajem żelazną ręką