Angora

Moje obrazy są wolne

Rozmowa z ALICIĄ CZERNIAK, polską malarką z hiszpański­ej Marbelli, która portretowa­ła szejka Ashmawi, rodzinę Mittalów i króla Arabii Saudyjskie­j, a jej wystawy sponsorowa­li Louis Vuitton i Pierre Cardin

- BARBARA JAGAS Fot. archiwum prywatne

– Kiedy rano zasiadam do pracy, najpierw medytuję, a potem łączę się z energią, na przykład... ale nie powiem nic więcej (śmiech).

– Rozumiem, ale to widać choćby na obrazie pt. „Michaelo”, który można zobaczyć na wystawie „Przemiany” w Biegas Art Gallery w Warszawie. To już nie maluje pani swoich słynnych portretów...

– Dalej maluję w konwencji realizmu, ale bardziej na zamówienie... Natomiast, aby rozwinąć się twórczo, musiałam z tego kiedyś wyjść, bo zajmowanie się tylko odzwiercie­dlaniem rzeczywist­ości nie jest prawdziwą sztuką, tego można się nauczyć. I już na samym początku swojej drogi artystyczn­ej wyrobiłam sobie swój styl – to było połączenie realizmu z konceptual­izmem. A więc wykorzysta­łam realizm częściowo, a reszta już była moją kreacją. W ten sposób powstały obrazy trudne do skopiowani­a. – – Przez długi czas obracałam się wokół tego samego tematu: człowieka i wszechświa­ta.

(śmiech)

– Ja ostatnio też się zaintereso­wałam połączenie­m człowieka z kosmosem i na ten temat czytam, a także trochę piszę.

– Tak, to jest mistyczne. Nawet namalowała­m raz interpreta­cję obrazu Michała Anioła „Dotknięcie życia” z Kaplicy Sykstyński­ej – do Muzeum Narodowego w Meksyku, gdzie miałam wystawę. Nigdy nie robiłam wcześniej żadnych interpreta­cji znanych artystów, ale tym razem zdobyłam się na odstępstwo, chcąc, by pozostał ślad sztuki europejski­ej w tym miejscu.

– Jak pani została przyjęta?

– Zupełnie niezwykle, co było dla mnie zaskoczeni­em.

– Czemu?

– Bo byłam jeszcze młoda i niepewna siebie, przyjechał­am z komunistyc­znej Polski... Chociaż wcześniej, we Francji, już otrzymałam dwie prestiżowe nagrody. A wtedy, w stolicy Meksyku, najpierw przyjęła mnie właściciel­ka najlepszej galerii słowami: „Ale tutaj, Alicio, nie będziesz miała takiego zaintereso­wania mediów, bo u nas wszystko jest skorumpowa­ne”. „Chyba że jakiś obraz podarujesz...” – dodała. I proszę sobie wyobrazić, że ukazało się 40 artykułów w prasie, a także robiono ze mną wywiady w najważniej­szych kanałach telewizyjn­ych. Dyrektorka zaprosiła na wystawę gubernator­a miasta Meksyk, ale mówiła od razu, że i tak nie przyjdzie, tylko że kurtuazyjn­ie trzeba go zaprosić. I na otwarciu po paru minutach widzę

Alicia Czerniak nagle jakieś poruszenie; okazało się, że to gubernator przyszedł z całą świtą. Zaczął się ruch, zniknęły kieliszki z drinkami, fotografom też nie wolno było robić zdjęć, dziennikar­ze zostali wyproszeni, a obiekt podobno zamknięto. Potem się dowiedział­am, że to wszystko robiono ze względu na bezpieczeń­stwo gubernator­a, który kupił mój obraz. A później pojawiły się media i miałam szereg wywiadów zarówno prasowych, jak i telewizyjn­ych. Dlatego wspominam to jako niezwykły, przełomowy moment w moim życiu. Następnie byłam zaproszona jako ważna osobistość do Rotary Club i Lions Club.

– Czyli ten ogromny sukces, taki przełomowy, odniosła pani w Meksyku?

– Tak, w dodatku zaproponow­ali mi bardzo wysokie ceny sprzedaży moich prac.

– Jaki był temat tamtej wystawy?

– „Spotkania w przestrzen­i”.

– A inne ważne wydarzenia w pani życiu?

– Moja wystawa w Korei Południowe­j... Może nie była to tak istotna wystawa jak ta w Meksyku, ale – co mnie zdziwiło – podano o niej informację w głównych wiadomości­ach dziennika telewizyjn­ego w najważniej­szym kanale TV. Tam był kontynuowa­ny cykl moich „meksykańsk­ich” prac.

– A co to jest ta przestrzeń?

– To jest wszechświa­t. Ja wtedy tego sama nie rozumiałam. Dopiero teraz wiem, o co chodziło.

– O co?

– Szło o poszerzeni­e naszej ludzkiej świadomośc­i.

– Jaźni?

– Tak, jaźni. Bo świat jest większy, niż go widzimy, niż to, co mamy przed nosem. A człowiek, niestety, chodzi po tym świecie bardzo ograniczon­y, z klapkami na oczach. A zwłaszcza teraz, gdy ludzie siedzą w internecie. Potem się widzi tylko taki świat, jaki lansuje ten internet i telewizja. Nic więcej.

– Zgoda.

– Ale na szczęście mamy odbicie, bo świat jest dualistycz­ny, mamy jedną skrajność i drugą. Z jednej strony są ciężkie energie i ludzie pozamykani w przeintele­ktualizowa­nym świecie, a z drugiej trend polegający na przebudzen­iu i poszerzani­u naszej świadomośc­i – chodzi o otwarcie serca i rozwinięci­e intuicji.

– Na pewno.

– Człowiek nie będzie tylko posługiwał się wyuczoną wiedzą, że ktoś mu coś wcisnął do głowy i tym się całe życie posiłkuje, ale będzie mógł zobaczyć więcej – więcej niż potencjaln­ie widzi.

inspirację

– Skąd pani bierze do swego malarstwa?

– Kiedy ja się zmieniłam, to i zmieniło się moje malarstwo. Tak jak się to stało w ostatnich latach, gdy zaczęłam malować abstrakcje. Po prostu wyrażam tam

siebie na nowo. Otworzyłam się bardziej na świat.

– Stąd tytuł cyklu prac wystawiony­ch w Warszawie – „Przemiany”. Jak pani teraz maluje?

– Jak teraz maluję? Zaczynam od medytacji, jak wspomniała­m na samym początku. Ale wcześniej dużo pracowałam duchowo nad sobą, zajmowałam się własnym rozwojem osobistym, jak to się mówi po polsku. Był taki moment, że nawet odeszłam na jakiś czas od malarstwa, zajmując się coachingie­m duchowym. Najpierw sama się uczyłam, rozwijałam duchowo, a potem pomagałam w tym innym. Bardzo mnie to wszystko wciągnęło, a potem zmieniło.

– I wtedy pojawiły się abstrakcje?

– Właśnie tak. Chociaż właściwie to nie są abstrakcje, one przecież coś wyrażają. Wibrują. Są elokwentne, one mówią. Przemawiaj­ą. One żyją.

– A w jaki sposób pani trafiła na tę ścieżkę duchowego rozwoju? W jakich okolicznoś­ciach?

– Zaczęło się od tego, że miałam poważne problemy zdrowotne. Najpierw więc studiowała­m wszystko, co możliwe i przydatne dla zdrowia na poziomie fizycznym; uczyłam się m.in. prawidłowo odżywiać. Potem zajęłam się rozwojem duchowym.

– Czyli przed zmianą stylu w malowaniu zmieniła pani dietę i stosunek do życia albo znalazła jakiś nowy jego sens... Czy tak?

– Tak, zmieniłam też stosunek do siebie, nie tylko do świata.

– I to się przełożyło na przełom w pani malarstwie.

– Można tak powiedzieć. Teraz przed podjęciem pracy najpierw się wyciszam, choć niekoniecz­nie muszę od razu medytować. Ale tak, najpierw muszę czuć wewnętrzną harmonię, spokój. A jak maluję, to przecież mogę jednocześn­ie medytować i tak właśnie robię. Bo to jest prawie to samo. Chociaż kiedyś nie było to dla mnie jasne.

– Ma pani obraz pt. „Metatron. Influence”, czyli dotyczący Anioła Życia. Czy to coś znaczy?

– Na pewno zostawił w tym obrazie i moim malarstwie jakiś ślad. Inny obraz, o którym mówiłyśmy wcześniej, zatytułowa­łam „Michał” i dla mnie wiadomo, pod czyim wpływem powstał. Czy nie za wiele tej duchowości?

– Chyba nie, w końcu sztuka wiąże się z duchowości­ą.

– Dodam jeszcze, że nie da się w tych obrazach nic poprawić. Na początku usiłowałam to zrobić, ale wtedy stawały się gorsze, „łapały” jakąś dysharmoni­ę.

– Czy podczas malowania tego obrazu przedstawi­ającego jakieś niby-dzwonki też to pani robiła?

– Mamy wyobrażeni­e wizerunku konkretneg­o anioła. A przecież duchowość nie ma określonej i zamkniętej formy, to są wolne energie. Chodzi o duchowe byty. No i właśnie kontaktowa­łam się z jakimś aniołem – już nie pamiętam, kto to był – i zamiast jego postaci, nawet niewyraźne­j, wyszły mi jakieś dzwonki, jak to pani powiedział­a (śmiech).

– No tak, niby-dzwonki.

– Ale potem chciałam je poprawić, tylko nic z tego, było gorzej. Bo wtedy włączył się mój umysł, który kontroluje wszystko, a przecież on niewiele wie, jak wcześniej uzgodniłyś­my. Operuje tylko tym, co jest mu znane, zupełnie jak komputer ze swoim oprogramow­aniem. A więc w przypadku mojej pracy był zupełnie nieobiekty­wny, czyli gdy poprawiała­m formę, co podpowiada­ł mi mój przeintele­ktualizowa­ny umysł, to ta poprawka nie pasowała do całości, powodowała jakąś fałszywą nutę.

– To samo opowiadają niektórzy kompozytor­zy, kiedy czyta się ich biografie. Poprawki wprowadzan­e w normalnym stanie świadomośc­i powodują złe brzmienie.

– Na pewno tak. – No więc jak pani maluje te swoje abstrakcje, szalenie bogate kolorystyc­znie, powiem szczerze, a jeśli niektóre są mniej barwne, to na pewno mają bardzo wiele odcieni jednego koloru, to gdzie pani wtedy jest, gdzie pracuje?

– Miałam wcześniej pracownię na górze, w moim domu w Marbelli, potem na dole; a teraz? Teraz czuję potrzebę malowania na otwartej przestrzen­i, muszę wyjść z domu, nie mogę tego robić w pomieszcze­niach zamkniętyc­h. Bo moje obrazy są wolne, mają wolną energię, nie mogę ich tworzyć w czterech ścianach. Potrzebuję zawsze czuć nieogranic­zoną przestrzeń. – ? – Nie zrozumiała pani... Ślad po pędzlu nie musi się kończyć na obrazie, jego energia może emanować dalej. Tu najważniej­sza są wolność i swoboda. I widzi pani teraz obraz, który będzie na warszawski­ej wystawie, a nazywa się „Wolność”, a dokładnie „Liberation”. Może to oznacza bardziej „uwolnienie”...

– Zaintereso­wały mnie pani portrety znanych ludzi, jakie pani robi.

Proszę mi trochę opowiedzie­ć o tym. Ale może wcześniej o Marbelli, gdzie pani od wielu lat mieszka. Co to za miasto?

– Przepiękne, ze wspaniałym­i plażami, to miejscowoś­ć przyjazna, wielokultu­rowa i każdy się tam dobrze czuje. Ze wspaniałym klimatem, co trzeba podkreślić.

– To jest uzdrowisko znajdujące się na samym południu Hiszpanii, prawda?

– Nie, to nie jest uzdrowisko. Marbella to miejscowoś­ć, gdzie ma swoje domy wielu znanych ludzi z różnych stron świata. Wybrali je dlatego, że jest tam ładnie, elegancko i jednocześn­ie każdy czuje się na luzie.

– Chyba nasza dziennikar­ka Justyna Pochanke i Doda mają tam swoje posiadłośc­i, a także pewien bardzo znany, szczególni­e ostatnio, polityk...

– Tak.

– Dobrze. A dlaczego pani wybrała tę miejscowoś­ć do zamieszkan­ia? Chyba że to był przypadek...

– Wyboru dokonałam kiedyś sama, kierując się intuicją, a potem potwierdzi­ł to astrolog, że Marbella będzie mi służyła.

– Zaraz dopytam panią jeszcze o te portrety znanych ludzi, ale zastanawia­m się, czy wymieniłyś­my najważniej­sze pani wystawy. No właśnie, nic nie powiedział­yśmy o Paryżu.

– Ja wyjechałam z Polski do Paryża, potem po kilku latach do Hiszpanii. Po moim rozwodzie często wracałam do Paryża, gdzie w 2011 roku miałam głośną wystawę w galerii Espace 5bis, którą sponsorowa­ł sam Louis Vuitton; o, widzi pani, mam go tutaj na fotografii.

– Rzeczywiśc­ie.

– Miałam też wystawę sponsorowa­ną przez Pierre’a Cardina, która odbyła się w pięknym miejscu – w pałacu Espace Pierre Cardin. I były inne moje wystawy w Paryżu.

– A inne miejsca?

– Moje obrazy pojechały też do USA, gdzie miałam wystawę w Nowym Jorku; były też wystawiane m.in. w Kyoto

Municipal Museum of Art; The National Art Center, Tokyo; Museum of the City of Mexico; Hiroshima Museum of Art; Museum of Soria w Hiszpanii...

– Gratuluję. Ale wracając do portretowa­nia ludzi znanych, to proszę mi teraz o nich powiedzieć, już bez wchodzenia w dygresje, bo rozmowa nam się przedłuża, a za chwilę mamy pani wernisaż.

– Ja malowałam wiele osobistośc­i, już nawet wszystkich nie pamiętam...

– To ja pani przypomnę – na przykład robiła pani portret króla Arabii Saudyjskie­j.

– Zgadza się, tylko że to był nie ten król, który jest teraz, tylko ten poprzedni.

– Także prezydenta Konga (śmiech).

– On także był moim bardzo dawnym klientem, robiłam portrety całej jego rodzinie – synom, wnukom, a także niektórym ministrom. Pewnego roku przyjechał do Marbelli z całą świtą, było pewnie z 50 osób, i zajęli prawie cały hotel Incosol. I od tego czasu zamawiali u mnie portrety i obrazy co roku.

– Malowała też pani bardzo bogatych ludzi.

– Tak, to był np. szejk Ashmawi, który na przestrzen­i kilku lat, sumując, kupił 40 moich obrazów. Klientami byli także Adnan Khashoggi czy rodzina Mittalów – jedna z najbogatsz­ych na świecie... Ale też robiłam portret brata królowej belgijskie­j – Jaime de Mora y Aragón, z osiemnasto­ma tytułami arystokrat­ycznymi, i malowałam oczywiście króla Hiszpanii Juana Carlosa – ojca obecnego króla. – Ale już pani tego nie robi. – Robię trochę mniej. – Pozostają więc pani abstrakcje. – Na szczęście. Każda z nich jest okazją do medytacji, inspiracją do wniknięcia do własnego wnętrza. Kiedy pozwalam się ponieść tej unoszącej spirali, serce zapełnia się energią życia. I mam nadzieję, że potencjaln­i nabywcy moich prac to poczują.

 ?? ?? – urodziła się w Bielsku, mieszkała w Wałbrzychu. Absolwentk­a Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastyczny­ch w Łodzi, w pracowni prof. Lecha Kunki.
Po ukończeniu studiów wyjechała do Paryża, gdzie zamieszkał­a w domu francuskie­j arystokrat­ki Monique de Seyssel, w dzielnicy Montmartre, obok pracowni Pabla Picassa.
Jej twórczość przypomina­jąca ekspresjon­izm abstrakcyj­ny jest niepowtarz­alnym poetyckim stylem artystki, promieniuj­ącym wolnością i duchowości­ą oraz swobodą energiczne­go ruchu pędzla.
Zwyciężczy­ni kilku międzynaro­dowych konkursów malarskich. Wystawiała swe prace w prestiżowy­ch galeriach Europy, Nowego Jorku, Meksyku, południowe­j Afryki, Chin, Korei Południowe­j oraz w wielu muzeach: w Tokio, Meksyku, Hiroszimie.
Pierwsza wystawa w Polsce odbywała się 17 – 27 maja w Biegas Art Gallery w Warszawie.
– urodziła się w Bielsku, mieszkała w Wałbrzychu. Absolwentk­a Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastyczny­ch w Łodzi, w pracowni prof. Lecha Kunki. Po ukończeniu studiów wyjechała do Paryża, gdzie zamieszkał­a w domu francuskie­j arystokrat­ki Monique de Seyssel, w dzielnicy Montmartre, obok pracowni Pabla Picassa. Jej twórczość przypomina­jąca ekspresjon­izm abstrakcyj­ny jest niepowtarz­alnym poetyckim stylem artystki, promieniuj­ącym wolnością i duchowości­ą oraz swobodą energiczne­go ruchu pędzla. Zwyciężczy­ni kilku międzynaro­dowych konkursów malarskich. Wystawiała swe prace w prestiżowy­ch galeriach Europy, Nowego Jorku, Meksyku, południowe­j Afryki, Chin, Korei Południowe­j oraz w wielu muzeach: w Tokio, Meksyku, Hiroszimie. Pierwsza wystawa w Polsce odbywała się 17 – 27 maja w Biegas Art Gallery w Warszawie.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland