Limuzyna dla kierowcy
Zwykle auta z najbardziej prestiżowego segmentu luksusowych limuzyn pozostawiają dylemat. Czy lepiej jest być wożonym, czy może samemu wziąć się do prowadzenia? Kiedy testowałem najnowsze Audi S8, czyli najmocniejszą, 571-konną odmianę flagowca z Ingolstadt, nie miałem najmniejszej ochoty oddawać miejsca za kierownicą...
Audi A8 obecnej, czwartej generacji zadebiutowało na rynku jeszcze w 2017 roku. Ostatni lifting pod względem wizualnym w niewielkim stopniu zmienił oblicze tej reprezentatywnej limuzyny. Nowości można doszukiwać się przede wszystkim w nowym, bardziej okazałym grillu i przeprojektowanych reflektorach zapewniających rewelacyjne możliwości technologiczne. Niemniej wciąż mamy do czynienia z dobrze znaną, szalenie elegancką linią nadwozia. Pisząc o A8, trudno nie odwoływać się do jego największych konkurentów, czyli Mercedesa S klasy i BMW serii 7. Na ich tle Audi wygląda może nie tyle najzwyczajniej – bo przecież w wypadku wymienianych aut trudno mówić o jakiejkolwiek „zwyczajności” – co najspokojniej. Czy to wada? Absolutnie nie! Linia nadwozia A8 jest mniej krzykliwa od przepastnego Mercedesa czy budzącej kontrowersję najnowszej odmiany serii 7 od BMW, która właśnie trafia do salonów samochodowych. Audi nie rzuca się aż tak w oczy. Jest bardziej stonowane, co akurat dla części zamożnych klientów marek premium może być atutem. Patrząc na A8, bez wątpienia widać klasę i charakterystyczny styl dla samochodów z czterema pierścieniami w logo.
Budzącą największe emocje odmianę S8 – czyli „limuzynę na sportowo” – z którą miałem ostatnio do czynienia, wyróżniają dodatkowo dwie podwójne końcówki układu wydechowego, zwiastujące ponadprzeciętne osiągi drzemiące w tym wozie. Ponadto znakiem szczególnym tego wariantu są srebrne lusterka. Gdy przejąłem na kilka dni kluczyki od S8, ten detal kłuł w oczy. Kontrastujący srebrny odcień kłócił się z czarnym, klasycznym lakierem nadwozia. Po kilku dniach – o dziwo – przekonałem się do tego stylistycznego zabiegu podkreślającego unikatowy charakter S8. Oczywiście przy konfigurowaniu auta możemy wybrać tzw. pakiet czerni, który do minimum zredukuje obecność srebrnych i chromowanych wstawek.
Audi S8 oferowane jest wyłącznie w krótszej wersji nadwozia (5,19 metra). Przedłużona odmiana L jest dłuższa o dodatkowe kilkanaście centymetrów. Traci przy tym trochę na optycznej lekkości, ale gwarantuje za to niczym nieograniczoną przestrzeń w tylnym rzędzie, gdzie pasażerowie mogą rozłożyć się niemal do pozycji leżącej. Trzeba jednak podkreślić, że w S8 też nikt nie będzie narzekał na brak miejsca. Zarówno w jednej, jak i w drugiej opcji taki sam, niezbyt pojemny, jest bagażnik (505 litrów). Z drugiej strony, to domena segmentu limuzyn, gdzie w kufrze ma zmieścić się kilka walizek. Nikt raczej nie planuje przewozić takim autem pralki, kosiarki czy mebli...
Rozpieszczeni mają czuć się przede wszystkim podróżujący największym Audi, na których czeka jeden wielki luksus.
Od otaczających ich drogich, doskonale spasowanych materiałów, przez wyjątkowy komfort, po technologiczne gadżety. W testowanym egzemplarzu zastałem brązową grubą skórę na podgrzewanych, wentylowanych, a także oferujących funkcję masażu fotelach, czarną podsufitkę oraz dekoracyjne listwy z karbonu, co było gustownym połączeniem. W drugim rzędzie do dyspozycji pasażerów są dwa niezależne ekrany, na których można – poprzez łączność z internetem – np. oglądać filmy. Deska rozdzielcza jest zaprojektowana w znanym z innych modeli Audi nieprzekombinowanym stylu. Tu króluje minimalistyczna prostota. Zarówno w prezencji, jak i obsłudze intuicyjnego systemu multimedialnego proponowanego przez niemiecką markę od dobrych kilku lat. Wyłącznie dotykowe ekrany, za pośrednictwem których ustawiamy muzykę, kolor ledowego oświetlenia kabiny czy sterujemy klimatyzacją, mają tendencję do błyskawicznego brudzenia się. Wszechobecne odciski palców na wyświetlaczach, a także na nielubianym przeze mnie tworzywie typu „piano black” (a jest go sporo!), nie wyglądają dobrze i – żeby w pełni cieszyć się drogim i eleganckim wnętrzem – należy co chwila przecierać te miejsca ściereczką.
To, że najnowsze Audi S8 będzie luksusowym autem, było dla mnie oczywistością. Zdecydowanie bardziej ciekawiło mnie to, jak będzie prowadziła się duża limuzyna z potężnym, podwójnie doładowanym benzynowym V8 pod maską. Według danych technicznych mamy do czynienia z 571 końmi mechanicznymi i osiągami pokroju 3,8 sekundy do pierwszej setki. W praktyce kierowca wcale nie musi się bać, że nie okiełzna takiego potwora. Otóż S8 ma dwie twarze. Gdy jeździmy w trybie komfortowym, wóz zachowuje się łagodnie. Dzięki tylnej osi skrętnej dobrze trzyma się drogi i jest bardzo zwrotny, bo jego promień zawracania (11,4 metra) jest porównywalny do... aut kompaktowych. Oczarowuje zawieszeniem niwelującym nawet spore nierówności na drodze i wręcz zaprasza do pokonywania długich tras. Trzeba jedynie zwracać uwagę na prędkościomierz, bowiem w kabinie jest na tyle cicho, że zupełnie nie czuć wartości, do jakich błyskawicznie jest w stanie rozpędzić się S8.
Po przejściu w tryb dynamiczny daje o sobie znać m.in. sportowy układ wydechowy. Nie jest jednak tak, że motor ryczy w nazbyt agresywny sposób, co nie pasowałoby przecież do charakteru limuzyny. Bardziej należy mówić o przyjemnych pomrukach przypominających o obecności pożądanego V8. Wówczas samochód ma jeszcze więcej werwy i może katapultować się do przodu niczym pocisk. Razi jedynie – jak to w Audi – wciąż obecna zwłoka układu napędowego po stanowczym wciśnięciu pedału gazu. Gdy pojazd już „zrozumie”, że chcemy pojechać dynamicznie, pędzi przed siebie jak szalony. Wyważenie, a właściwie kompromis między luksusem a sportem, jakim może poszczycić się Audi S8, jest czymś fenomenalnym! Szczerze mówiąc, to właśnie tym najbardziej oczarowała mnie niemiecka limuzyna.
Gdybym jednak miał jeździć S8 na co dzień, z przerażeniem obserwowałbym wyniki spalania paliwa. Grubo ponad 20 litrów wypalanej benzyny na każde pokonane 100 kilometrów wcale nie wynikało z tego, że cały czas skupiałem się na wykrzesaniu maksimum możliwości z silnika. Ten samochód po prostu jest bardzo paliwożerny, ale – biorąc pod uwagę, co daje w zamian – można mu to wybaczyć. Poza tym takimi kwestiami raczej nie będą zaprzątali sobie głowy potencjalni klienci, którzy muszą wyłożyć co najmniej 630 tysięcy złotych, żeby wyjechać z salonu nowym S8. Na tym oczywiście nie koniec, bowiem opcjonalnym wyposażeniem da się tę i tak zwalającą z nóg kwotę mocno podbić (prasowy egzemplarz wyceniono na przeszło 800 tysięcy). Ale czy ktokolwiek spodziewał się, że będzie tanio?