Sąd w Kijowie...
nictwo. – Będziemy poruszać się ściśle w polu prawnym i zgodnie ze standardami międzynarodowego prawa humanitarnego – obiecuje pani prokurator.
Trybunał potrzebny od zaraz
Tymczasem po drugiej stronie frontu też coraz głośniej o procesach. Na razie, co prawda, oczekiwanych. W tym samym czasie, gdy w Kijowie sądzono sierżanta Szyszymarina, przywódca separatystów z tzw. Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) Denis Puszylin zapowiedział powołanie całego „międzynarodowego trybunału”, który miałby osądzić... obrońców huty Azowstal, którzy na rozkaz władz w Kijowie złożyli broń i oddali się w ręce Rosjan. – Jeśli przeciwnik złożył broń, to o jego dalszym losie decyduje sąd. Jeśli to nazistowski przeciwnik, jest to trybunał – oświadczył. Co prawda takiego organu na razie nie ma, ale ponoć już jest pośpiesznie organizowany. Jak oznajmił Puszylin, „status trybunału opracowują profilowe resorty, w tym Prokuratura Generalna DRL, a pomagają w tym pokrewne profilowe resorty Federacji Rosyjskiej”.
Zdaniem komentatorów rzekomo międzynarodowy status przedsięwzięcia ma zapewnić właśnie udział w nim Rosji oraz drugiej samozwańczej republiki z Donbasu – Ługańskiej. Według planu pomysłodawców wszystkie procesy miałyby przebiegać jednak w Donieckiej. Dlatego, że właśnie tam przetrzymywani są jeńcy z Azowstalu. Nieoficjalnie mówi się, że jest jeszcze jeden „niuans” – w Kodeksie karnym DRL, w przeciwieństwie do rosyjskiego, figuruje kara śmierci...
Przed głównym trybunałem powinien odbyć się jeszcze cały szereg „pośrednich” procesów. – Dokładnie tak jak po Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, tzn. przed Norymbergą był trybunał kijowski, charkowski i inne. Jednym z pierwszych będzie raczej trybunał mariupolski – zapowiada Puszylin.
Jeńcy wojenni czy „terroryści”?
Kiedy miałby się on rozpocząć, na razie nie wiadomo. Niewykluczone zresztą, że w ogóle cała jego przyszłość zależy od politycznych decyzji podejmowanych nie w Doniecku i nie w Ługańsku, ale w Moskwie. Tam jednak na razie reakcja na tę inicjatywę wydaje się równie niejednoznaczna co wstrzemięźliwa. – Odpowiadając na pytanie, czy trybunał jest potrzebny, wiceminister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Andriej Rudnienko powiedział: „Pewnie potrzebny” – cytował wyjątkowo lakoniczną wypowiedź dyplomaty portal vesti.ru, przekonując jednak w tytule swojej publikacji, że „MSZ poparł ideę trybunału nad wziętymi do niewoli azowcami”.
„Azowcy” to żołnierze pułku Azow, których kremlowska propaganda usiłuje kreować na najstraszniejszych ukraińskich nacjonalistów i faszystów, a więc pierwszych w kolejce do postawienia przed sądem czy też wspomnianym trybunałem. Zdecydowanie ułatwiłby to inny wyrok – Sądu Najwyższego Rosji. Rozpatruje on właśnie wniosek tamtejszego Ministerstwa Sprawiedliwości, które 17 maja zwróciło się do niego o uznanie Azowa za „zakazane na terytorium Rosji ugrupowanie terrorystyczne” i którego członków było zdecydowanie łatwiej sądzić niż jeńców wojennych. Sprawa miała zostać rozpatrzona 26 maja, ale nieoczekiwanie termin rozprawy przełożono o ponad miesiąc – aż do 29 czerwca.
A dzień wcześniej strona rosyjska wysłała nieoczekiwany sygnał. Przebywającemu w niewoli dowódcy Azowa Denysowi Prokopence pozwolono zadzwonić do żony. Miał ją zapewnić, że on i jego koledzy są przetrzymywani w przyzwoitych warunkach i nie jest wobec nich stosowana przemoc. – Oczywiście nie wiemy, co będzie dalej, ale w tej chwili są strony trzecie – ONZ i Czerwony Krzyż, które kontrolują sytuację – przekazała słowa męża Kateryna Prokopenko, cytowana przez brytyjski „The Guardian”. I rzeczywiście – co będzie dalej, nie wie chyba nikt. Ale najwyraźniej komuś zależało, żeby w świat poszedł komunikat, że żołnierzom z Azowa nie dzieje się nic złego. Przynajmniej na razie.
Życzenie wdowy
Wiele wskazuje bowiem, że sprzeczne doniesienia na temat ich obecnego i oczekiwanego losu są elementem targu pomiędzy Moskwą a Kijowem. Np. w sprawie ich możliwej wymiany na osądzonych i skazanych na Ukrainie Rosjan. Co na to rosyjska dyplomacja? – Dopuszczam każdą możliwość, która nie przeczy zdrowemu rozsądkowi – oznajmił w zeszły poniedziałek wiceminister Rudnienko, dodając, że ta kwestia „na pewno jest gdzieś omawiana”, chociaż nie leży to w jego kompetencjach.
Zaledwie dwa dni później wyraźnie usztywnił stanowisko. – Wszystko będziemy rozpatrywać wtedy, kiedy ukraińscy bojownicy, którzy się poddali, zostaną w należny sposób osądzeni i zostanie wydany wyrok. Wtedy mogą być jakieś inne kroki – przekonywał. – Do tego czasu wszelkie rozmowy o wymianie są przedwczesne.
Podbijanie stawki czy zawoalowany przekaz: „najpierw wyrok, potem wymiana”? To wiedzą chyba tylko negocjatorzy z obu stron. Bo jedno jest pewne – zakulisowe rozmowy, od których zależy wolność, a być może nawet życie jeńców, toczą się nieustannie. W ubiegły piątek potwierdziło to niezależne zagraniczne źródło. – Obserwujemy zastój w negocjacjach pokojowych – powiedział tureckiej gazecie „Sabah” minister spraw zagranicznych tego kraju Mevlüt Çavuşoğlu .– Ukraina już nawet oświadczyła, że je przerwała. Trwają rozmowy w sprawie wymiany jeńców – podkreślił.
Na ich wynik czeka też wdowa po zamordowanym przez sierżanta Szyszymarina Ołeksandrze Szelipowie. Na procesie nie ukrywała, że chce dla zabójcy męża dożywocia. – Ale jeśli go wymienią na naszych obrońców Azowstalu, nie będę się sprzeciwiać – dodała. (CEZ)
Na podst.: bbc.com, dw.com, currenttime. tv, svoboda.org, unian.net, ria.ru, interfax.ru,
kommersant.ru