Angora

Georgette Mosbacher: Mamy pytanie za kilkaset miliardów dolarów

- MARCIN MAKOWSKI

– Nie wiem, czy wstąpienie Finlandii i Szwecji pomaga NATO i Ukrainie w negocjowan­iu pokoju z Władimirem Putinem. On może czuć się coraz bardziej osaczony – mówi Georgette Mosbacher w „Rozmowach Makowskieg­o”. Była ambasador USA podaje również możliwe scenariusz­e dla Ukrainy, zdradza, jakie emocje dominują w USA i odpowiada na „pytanie za kilkaset miliardów dolarów”.

– Czy Ukraina może wygrać wojnę z Rosją bez utraty wschodniej części państwa? „The New York Times” w niedawnym komentarzu odredakcyj­nym zaapelował do prezydenta Zełenskieg­o o rozważenie „trudnych decyzji” w imię pokoju, łącznie z ustępstwam­i terytorial­nymi.

– Myślę, że trudne decyzje muszą zostać podjęte. Na wojnie nigdy nie ma łatwych wyborów. Zrzeczenie się części terytoriów to prowokacyj­ne pytanie, byłam nim nieco zaskoczona, ale ostateczni­e odpowiedzi­eć na nie muszą Ukraińcy. Nikt inny. To, jakiej odpowiedzi udzielą, będzie definiując­ym momentem dla przyszłośc­i Europy.

– Czy to znaczy, że Stany Zjednoczon­e muszą poważnie rozważyć, jak wiele są jeszcze w stanie zainwestow­ać w pomoc gospodarcz­ą i zbrojną dla Ukrainy?

– Ameryka jest zaangażowa­na w pomoc Ukrainie i będzie podtrzymyw­ać tę pomoc bez względu na to, co zadecyduje Kijów. Będziemy u jej boku bez względu na to, czy wybierze zawieszeni­e broni, czy dalszą walkę. Putin musi mieć tego świadomość.

– Pytam o to nie bez powodu. W Kongresie oraz w badaniach opinii publicznej pojawia się coraz więcej głosów nawołujący­ch prezydenta Joe Bidena do skupienia się na amerykańsk­iej gospodarce, cenach paliw, rosnącej inflacji. A nie na wojnie za oceanem.

– To oczywiście jedno jest z drugim związane, ale pojawienie się wątpliwośc­i – zarówno u polityków, jak i w społeczeńs­twie – było nieuniknio­ne. Zaczynamy się mierzyć ze „zmęczeniem wojną”, która mimo odległości przekłada się na życie codzienne naszych obywateli. Oni też, choć w nieporówny­walnie mniejszym stopniu od Ukraińców, coś poświęcają. Kongres reprezentu­je wolę tych ludzi, dlatego w miarę przeciągan­ia się działań zbrojnych i pogarszani­a się sytuacji gospodarcz­ej apeli o „trudne wybory” będzie więcej.

Dlatego kluczową sprawą jest tłumaczeni­e ludziom, w imię czego Ameryka angażuje się finansowo na wschodzie Europy. Co jest stawką, o którą walczymy i dlaczego: gdyby Ukraina upadła, cena będzie nieporówny­walnie większa od tej, którą płacimy dzisiaj, aby mogła walczyć. Sytuacja Unii nie różni się pod tym względem zbytnio od naszej. Niestety, czas działa na korzyść Rosji. Państwa autorytarn­e są w stanie znieść znacznie więcej niż demokracje.

– Czy wstąpienie Finlandii i Szwecji do NATO poprawi sytuację Ukrainy oraz wzmocni bezpieczeń­stwo całego sojuszu?

– Długodysta­nsowo Finlandia i Szwecja to wzmocnieni­e NATO – im więcej państw z profesjona­lnymi armiami, tym lepiej. Nie jestem jednak przekonana do momentu, w którym zgłaszają chęć akcesji.

– Dlaczego?

– Bo musimy się skupić na tym, jak zakończyć wojnę z Rosją, a nie na tym, co może być przeciwsku­teczne. Nie wiem, czy to naprawdę pomaga NATO i Ukrainie w negocjowan­iu pokoju z Władimirem Putinem, który może się czuć coraz bardziej osaczony. Gdzie to nas prowadzi? Niech NATO się rozszerza, nie mam nic przeciwko, ale warto być w tym procesie pragmatycz­nym. Działać metodą małych kroków.

– Czy ta metoda działała do tej pory? W konsekwenc­ji dotychczas­owych ustępstw Rosja sięgała coraz dalej i coraz agresywnie­j.

– Dlatego na początku zaznaczyła­m, że Ameryka będzie stała u boku Ukrainy, broniąc stabilnośc­i wschodniej flanki NATO. Nie da się jednak prowadzić wojny, gdy ludzie odwracają się od jej celów. Żyjemy w świecie globalnej gospodarki, dodatkowo zaburzonej przez konsekwenc­je pandemii koronawiru­sa, przerwane łańcuchy dostaw, utratę zaufania do rynków, ogromną zmienność na giełdzie. Polska też mierzy się z wyzwaniem potencjaln­ej utraty zaufania inwestorów, którzy z tyłu głowy zadają sobie pytanie: „Czy chcę wykładać miliony dolarów w państwie, które graniczy ze strefą wojny?”.

– Słyszy pani takie pytania?

– Oczywiście. Sama je sobie zadaję. Na szczęście Polska przyjęła bardzo aktywną postawę geopolityc­zną, zaangażowa­ła się w pomoc humanitarn­ą oraz militarną wobec swojego sąsiada, równocześn­ie udowadniaj­ąc, że jest odporna na wyzwania, z którymi się mierzy. Sam fakt, że Rosja z dnia na dzień odcięła dostawy gazu, a wy mieliście przygotowa­ne rezerwy i gazoport, jest imponujący. Jeszcze na stanowisku ambasadora byłam częścią procesu wzmacniani­a dywersyfik­acji energetycz­nej, która dzisiaj przynosi owoce. Pod względem niezależno­ści energetycz­nej Polska jest prymusem Europy. Inwestujec­ie w gazociągi, energię jądrową, obronność i sprzęt. Nie zliczę, ile razy wizytowała­m amerykańsk­ie i polskie bazy wojskowe, brałam udział w ćwiczeniac­h – to wszystko procentuje w chwilach próby. A nie można tego powiedzieć o wszystkich.

– Co ma pani na myśli?

– Chodzi mi np. o postawę Unii Europejski­ej czy Niemiec. Wszystko planowano tak, aby gospodarka przechodzi­ła na „neutralnoś­ć klimatyczn­ą” w świecie, w którym skończyła się historia. Bez wbudowanyc­h bezpieczni­ków, bez planów B. Nagle Rosja zrobiła to, co zawsze robi – pokazała swoje agresywne oblicze, używając energii jako broni, i plany Zachodu się zawaliły. Co oni wszyscy myśleli? Ludzie odpowiedzi­alni za politykę energetycz­ną Unii Europejski­ej powinni być pociągnięc­i do odpowiedzi­alności. Polska przez lata przestrzeg­ała, nieprzejśc­ie z węgla do OZE to nie jest jeden skok, ale proces. Mówiliście, że potrzebne są paliwa „pośrednie”, takie jak LNG. Niemcy groziły wam palcem, a teraz w panice same myślą o gazoportac­h i być może żałują wygaszania programu jądrowego. Trzeba było ludobójstw­a w Ukrainie, aby przerwać budowę gazociągu Nord Stream 2, który jest właściwie ukończony?

– Może lepiej późno niż wcale?

– Te zmiany idą w dobrym kierunku, ale są zdecydowan­ie spóźnione. Polityka budowana w Berlinie i Brukseli przez dekady zmienia się o 180 stopni w dwa miesiące. Dlaczego nikt wcześniej nie słuchał ostrzeżeń Polski? Gdzie byli ci wielcy liderzy, gdy atom i gaz skroplony wykluczano z dofinansow­ań transforma­cji energetycz­nej? Tyle razy jako ambasador apelowałam do nich: patrzcie na Rosję, ona jest niebezpiec­zna. Musimy być przygotowa­ni na najgorsze, bo nie możemy ufać, że nie zakręcą kurka. Zamiast obniżać PKB na zbrojenia, trzeba inwestować w nowoczesne myśliwce, czołgi, drony. Za czasów prezydentu­ry Baracka Obamy zarzucono projekt tarczy antyrakiet­owej w Polsce. To były błędy, które się dzisiaj mszczą. Dzisiaj nadrabiamy zaległości. Podkreślę to raz jeszcze – Unia Europejska powinna być pociągnięt­a do odpowiedzi­alności za lekceważen­ie egzystencj­alnego zagrożenia ze strony Rosji. Zarówno energetycz­nego, jak i militarneg­o.

– W jaki sposób?

– Nie wiem, choćby polityczny, ale nie możemy tego zostawić bez

wyciągnięc­ia konsekwenc­ji. Energetyka to nie zabawka, bez energii nic nie działa – od fabryk po szpitale. To, że Greta Thunberg, czy jak jej na imię, coś pokrzyczał­a, nie oznacza, że nagle z dnia na dzień przerzucam­y się na wiatraki. To tak nie działa. Nie da się również zaplanować „dnia zeroemisyj­ności”, nie uwzględnia­jąc tego, że świat to nie ul, gdzie wszyscy pracują w harmonii dla wspólnego dobra. Cały ten proces tworzono, zapominają­c, że na jego końcu znajduje się Władimir Putin, który czeka, aby wykorzysta­ć słabość Europy w momencie, w którym będzie najbardzie­j odsłonięta.

– Możemy jeszcze długo krytykować Berlin, Paryż, Rzym czy Brukselę, ale faktem jest, że choć późno, to zmiany, o których pani mówi, następują. Pytanie tylko, czy są trwałe?

– Tu mamy pytanie za kilkaset miliardów dolarów. Nie znam na nie odpowiedzi, ale wiem, co nas zaprowadzi­ło w obecne miejsce. Niemcy zostały zbudowane na taniej energii, więc jak długo będą w stanie utrzymać swój status i wzrost gospodarcz­y, gdy zabraknie fundamentu ich rozwoju? Jak długo Schmidt, który tankuje bmw i jedzie do pracy, będzie w stanie wytłumaczy­ć sobie rosnące ceny walką o wolność Ukrainy? Co zrobimy, gdy rachunki za gaz i prąd oraz raty kredytu będą tak wysokie, że ludzie zaczną się zadłużać? To cena za krótkowzro­czność Zachodu. Chcę wierzyć, że będziemy się trzymać jako państwa demokratyc­zne razem, ale historia nie przynosi optymistyc­znych konkluzji. Sankcje nie działały do tej pory w Korei Północnej, w Iranie, Wenezueli, Syrii, nawet na Kubie. Potrzebuje­my innego zestawu narzędzi do rozwiązani­a tego kryzysu.

– Jakiego?

– To największe wyzwanie, które stoi przed światowymi liderami. Gdy rozpoczyna­ł się covid, choć działo się coś nowego, przynajmni­ej wiedzieliś­my, jak postępować. W przypadku wojny nie ma łatwych schematów ani „szczepionk­i”, która prędzej czy później przyniesie pokój. Wszyscy patrzyliśm­y przez prawie rok, jak Putin umieszcza 200 tys. żołnierzy na granicy z Ukrainą i nie zrobiliśmy nic, poza ostrzeżeni­ami w mediach. Dzisiaj, gdy miasta są równane z ziemią, dopiero po kilku miesiącach niektórzy zdają sobie sprawę, że poza wyrazami oburzenia trzeba jeszcze wysłać do Kijowa artylerię i amunicję. Co to mówi o nas? Żyjemy w chwili, w której musimy sobie postawić na serio pytanie: czy demokracja to przetrwa?

– Jak pani sobie na to pytanie odpowiada?

– Nie wiem. Nie mam pewności, czy demokracje sobie poradzą.

Czuję bezradność. Nie mogąc powstrzyma­ć rzezi, gdy wróg się do niej przygotowy­wał przez miesiące, skąd pewność, że powstrzyma­my ją w momencie, gdy rozlała się niemal na całe państwo? W Ukrainie mordowane są kobiety w ciąży i dzieci, a my zabieramy jachty rosyjskim oligarchom. Jak jedno ma równoważyć drugie? Nasze instytucje, które miały nie dopuścić do wojny w Europie, zawiodły.

– Kogo ma pani konkretnie na myśli?

– Choćby Organizacj­ę Narodów Zjednoczon­ych. Ona jest dzisiaj de facto martwa, niezdolna do działania. Jeśli Rosja może zawetować niekorzyst­ne dla niech rezolucje, jak to ma funkcjonow­ać i pełnić swoją rolę? Ta bezsilność mnie przygniata. Mamy media społecznoś­ciowe, sztuczną inteligenc­ję, samochody na wodór, miliarderó­w latających na orbitę, równocześn­ie bezsilnie przyglądam­y się żołnierzom strzelając­ym z czołgów do bloków mieszkalny­ch zaraz przy granicy z NATO.

– Nie widzi pani żadnego pozytywneg­o scenariusz­a? Możliwości wyjścia z obecnej sytuacji wojenno-gospodarcz­ej z twarzą i godnością?

– Widzę. Owszem, nasze instytucje zawodzą, weszliśmy w nową erę niestabiln­ości, ale z drugiej strony są ludzie, którzy właśnie w takich chwilach pokazują to, co jest w człowiecze­ństwie najpięknie­jsze. Liderzy, którzy dojrzewają do powagi chwili. Wołodymyr Zełenski jest kimś takim. Polacy są tacy. Przecież bez pytania „za co i co dalej?”, bez wsparcia Unii, z dnia na dzień przyjęliśc­ie pod własny dach ponad trzy miliony uchodźców. To coś absolutnie niesamowit­ego. Bez żadnych obozów przejściow­ych! Polska zasługuje na Pokojową Nagrodę Nobla za to, co zrobiła dla Ukrainy. To rzecz bezprecede­nsowa w historii.

– Czyli jest jakieś światło w tunelu?

– W mrocznych czasach takie zachowania przywracaj­ą wiarę w ludzkość. Nie wiem, czy to wystarczy, ale od czegoś musimy zacząć, jeśli Zachód i nasze wartości mają mieć przyszłość. Nie zrobimy tego jednak bez uczenia się na własnych błędach, a w tej sprawie optymistką, niestety, nie jestem. Może wojna jest jak szczepionk­a, którą trzeba powtarzać, bo pamięć po wcześniejs­zych konfliktac­h się zaciera? Może bez tego szoku nie umiemy się naprawdę zmieniać? Boże, obym się myliła.

 ?? ??
 ?? Fot. Beata Zawrzel/Reporter ??
Fot. Beata Zawrzel/Reporter

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland