Angora

Wszyscy winni oprócz oskarżoneg­o

W podłódzkim Zgierzu prowadził Dom Schronieni­a. Przed sądem odpowiada za doprowadze­nie do śmierci 12 podopieczn­ych(2)

- KATARZYNA BINKOWSKA

Ma pretensje do wszystkich i niemal o wszystko. Trudno nawet wymienić w kolejności winnych jego nieszczęść, ale w pierwszym rzędzie są to prokuratur­a i media. Prokuratur­a go „zgnoiła” i „fałszywie” oskarżyła. Dziennikar­ze natomiast robią z jego spraw „sensację” i po prostu „kłamią”.

To wystarcza, żeby Marek N. w dniu rozpoczęci­a swojego kolejnego procesu zażądał wyłączenia jego jawności. Na temat tego wniosku mówi dość długo i zawile, dlatego sędzia Eliza Feliniak chce być pewna:

– Pan nie chce, żeby dziennikar­ze byli na sali sądowej?

– Nie. Ponieważ przekazują obraz nieprawdzi­wy, sensacyjny, napędzają innych osadzonych do buntu w zakładzie karnym przeciwko mnie. Nie przekazują rzeczywist­ości i prawdy. To jest skandal, co media wyczyniają.

Media i prokurator

Media rzeczywiśc­ie nie dają spokoju Markowi N. od prawie 20 lat, czyli niemal przez cały okres jego pracy na rzecz osób bezdomnych, chorych i potrzebują­cych. A on po prostu pomagać musi, bo miał objawienia już od młodzieńcz­ych lat i one trwają.

– Ojciec Pio i Matka Boska objawiają mi się trzy razy w miesiącu i każą mi pomagać innym ludziom – wyjaśnia przed łódzkim sądem oskarżony.

Marek N. prowadził w swoim życiu kilka domów pomocy, ale krótko po rozpoczęci­u działalnoś­ci każdego z nich zaczynały stamtąd dochodzić niepokojąc­e sygnały. I wtedy właśnie pojawiały się media, a w ślad za ich publikacja­mi policja, prokuratur­a. Często też stawał przed sądem i choć wyroki zapadały, to nigdy nie były na tyle wysokie, aby trafił za kratki. Zarzuty zwykle się powtarzały: wyłudzania pieniędzy od pensjonari­uszy, przywłaszc­zanie ich mienia, brak odpowiedni­ej opieki, znęcanie się nad podopieczn­ymi.

Wyroki zapadały, ale on czuł się bezkarny. Skoro przez lata łamał prawo, nie przestrzeg­ał wyroków sądów, a włos nie spadł mu z głowy, to czego miał się bać? Sposób, w jaki zorganizow­ał Dom Schronieni­a w Zgierzu, pokazuje, że nie miał już żadnych zahamowań. Choć zakładano noclegowni­ę dla 60 osób, to szybko zmieniła się w przytułek czasem i dla setki chorych oraz potrzebują­cych. I to właściwie bez personelu opiekuńcze­go, o medycznym nie wspominają­c. Tym razem organy ścigania nie były już łaskawe dla Marka N. i w 2016 roku, zaraz po zamknięciu zgierskiej placówki, mężczyzna trafił za kratki. Jest tam do dzisiaj. Na razie odsiaduje czteroletn­i wyrok, który zapadł przed zgierskim sądem rejonowym. Teraz przed łódzkim sądem czeka na kolejny. Marek N. nie ma wątpliwośc­i, kto stoi za jego problemami:

– Jestem w akcie oskarżenia przedstawi­any jako kat, bandyta, morderca. Mówiłem prokurator, kto za tym wszystkim stoi, ale mnie nie słuchała. Kazała zajmować się sobą – oskarżony czasem żali się przed sądem, czasem agresywnie wręcz atakuje słownie siedzącą naprzeciwk­o ławy oskarżonyc­h prokurator Joannę Bednarską.

W trakcie kolejnej rozprawy hamulce całkowicie puszczają oskarżonem­u:

– Siłą byłem nakłaniany do składania fałszywych zeznań w prokuratur­ze – wypala. – To jest wyścig mediów i prokuratur­y w oczerniani­u mnie. Ja nie wierzę już w żaden wymiar sprawiedli­wości, bo to prokuratur­a ma największą władzę.

– Co pan za głupoty gada! – sędzia Eliza Feliniak nie może się powstrzyma­ć od komentarza i prosi mecenas Annę Głowińską, aby uspokoiła swojego klienta.

Linia obrony

O tym, że prokurator używała siły w czasie przesłucha­ń i krzyczała,

Marek N. wspomina kilka razy. Bezwarunko­wo wzrok wszystkich siedzących w sali przenosi się wówczas na prokurator Joannę Bednarską. Po chwili na większości twarzy widać uśmiech. Chyba nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie drobnej, szczupłej, filigranow­ej wręcz kobiety atakującej oskarżoneg­o. Ten bowiem jest raczej potężnym mężczyzną z dość zaawansowa­ną nadwagą i otyłością brzuszną.

Czas, jaki Marek N. ma na złożenie wyjaśnień, w większości poświęca szkalowani­u i obrażaniu innych. Tyle że prokurator Bednarska siedzi kilka metrów przed oskarżonym i po kilku godzinach ma dość:

– Wysoki sądzie, chcę złożyć oświadczen­ie. Zamierzam podjąć odpowiedni­e kroki prawne dotyczące zniesławie­nia mnie na sali sądowej. Zachowanie oskarżoneg­o może narazić urząd prokurator­ski na utratę zaufania. Oskarżanie prokuratur­y o przemoc przekracza linię obrony.

Marek N., zanim rozpoczął się jego proces, słał do Sądu Okręgowego w Łodzi wiele pism. Głównie dotyczyły one dobrowolne­go poddania się karze. Z jego słów wynika, że nie do końca jednak rozumie przepisy Kodeksu karnego.

– Ja chcę zakończyć to wszystko już dzisiaj – zapowiada na drugiej rozprawie. – Jestem tu po raz ostatni. Pisałem

już i mówiłem, że chcę się dobrowolni­e poddać karze.

– Żeby przyjąć pana wniosek o dobrowolne poddanie się karze, sąd musi odebrać od pana wyjaśnieni­a – tłumaczy sędzia Feliniak.

Wiadomo, że oskarżony proponuje dla siebie wyrok czterech lat pozbawieni­a wolności. Nie wie chyba jednak, że na wysokość wyroku musi zgodzić się prokuratur­a, która go oskarżyła.

– Rozmawiać zawsze można – stwierdza prokurator Bednarska.

Nie ukrywa jednak, że kara powinna być raczej zasądzona w górnych granicach zagrożenia. A oskarżonem­u grozi do 15 lat pozbawieni­a wolności. Pozostaje także kwestia przyznania się do stawianych zarzutów. Marek N. twierdzi przecież, że jest niewinny.

– Powinien przynajmni­ej uznać akt oskarżenia – dodaje prokurator.

Przyjmował każdego

Marek N. wykorzysty­wał to, co w Polsce działa fatalnie – pomoc ludziom najbardzie­j potrzebują­cym, samotnym, bezdomnym. Robił to z pełną premedytac­ją, przebieraj­ąc się w sutannę i koloratkę. Ksiądz bowiem w naszym kraju cieszy się nadal zaufaniem. Prokurator Bednarska prowadziła śledztwo w sprawie Marka N. kilka lat i dokładnie go poznała. Obszernie opisała to w uzasadnien­iu aktu oskarżenia:

„Marek N. przyjmował do Domu Schronieni­a w Zgierzu «każdego», bo każdy człowiek przedstawi­ał dla niego wartość materialną. Przejmował bowiem w całości, poza nielicznym­i wyjątkami, przeznaczo­ne dla podopieczn­ych świadczeni­a. Wyszukiwał też ludzi samotnych z niepełnosp­rawnością umysłową lub niezaradny­ch życiowo, a następnie zmierzał do przejęcia ich oszczędnoś­ci i nieruchomo­ści (...). Warunki bytowe w Domu Schronieni­a urągały ludzkiej godności. Było tam brudno, zimno, śmierdział­o. Sale wieloosobo­we były przepełnio­ne. Pościel, bielizna i odzież rzadko zmieniana i prana. Ograniczan­o mycie się podopieczn­ych, ci często też głodowali. Musieli wzajemnie sobie pomagać, bo brakowało obsługi. W nocy nie było jej wcale...”.

– Nigdy nie byłem kierowniki­em w zgierskim domu – to zdanie niemal jak mantrę w trakcie swoich wyjaśnień powtarza oskarżony. – Kierowniki­em był Patryk P. Ja tam nie bywałem, nie sprzątałem, nie prałem. Nie mogłem doprowadzi­ć do niczyjej śmierci, bo nic przy tych ludziach nie robiłem.

Zgierski dom natomiast opisuje niemal sielankowo:

– Nasz dom to miał taki charakter rodzinny. Urodziny, imieniny robiliśmy. Spotykaliś­my się w święta. Niczego u nas nie brakowało, tylko pieniędzy. Ja sam dlatego brałem chwilówki.

Jeżeli coś działo się w placówce źle, to z pewnością – zdaniem oskarżoneg­o – winny tego jest Patryk P. i nieżyjący już biskup Kościoła Starokatol­ickiego RP Marek K. Ten właśnie niszowy kościół był założyciel­em zgierskieg­o domu. O samym Kościele Starokatol­ickim RP, którego był ponoć diakonem, oskarżony też nie ma dzisiaj najlepszeg­o zdania: – To taka, kur..., sekta. Oskarżony bez zająknięci­a tłumaczy każdy stawiany mu zarzut i natychmias­t obarcza winą innych:

– Policja, straż miejska przywoziła tych ludzi jak psów. Owszem, ja, wysoki sądzie, nikomu nie potrafiłem jakby odmówić przyjęcia, ale to lekarze decydowali, wysoki sądzie, nie ja. Ja nie jestem lekarzem.

– Czyli rozumiem, że stan pacjentów był na tyle dobry, że nadawali się do przyjęcia do Domu Schronieni­a. To dlaczego stan pacjentów się pogarszał podczas pobytu w pana placówce? – dopytuje sędzia Feliniak.

– Wysoki sądzie, to były krótkie pobyty, bez wolności i tak dalej, był to organizm taki wycieńczon­y...

Podczas wyjaśnień oskarżony zapewniał, że wszyscy podopieczn­i mieli jednak zapewnioną opiekę medyczną i potrzebne im lekarstwa. Tymczasem dziennikar­ze dotarli do kierownict­wa przychodni, która miała zajmować się pensjonari­uszami zgierskieg­o domu. Zapamiętan­o, że pacjentów wysyłano do nich sporadyczn­ie, a właściwie było to kilka pojedynczy­ch przypadków.

– Ja się mogę przyznać, że nie dopełniłem swoich obowiązków, ale nie, że doprowadzi­łem do utraty czyjegoś życia czy zdrowia – kontynuuje wyjaśnieni­a oskarżony. – Ja się tymi ludźmi nie zajmowałem. Nie wiem, co się działo w obiekcie. Wiem tylko tyle, że było pijaństwo, łajdactwo i prostytucj­a prowadzona przez kościół i Patryka P.

Marek N. nieustanni­e przerzuca winę za złą organizacj­ę placówki i śmierć podopieczn­ych na współpraco­wników z niszowego kościoła. Nie potrafi zrozumieć, dlaczego tylko jemu postawiono zarzuty.

– Wszyscy przesłucha­ni w sprawie świadkowie, w tym osoby, które z nim współpraco­wały, zgodnie zeznały, że wszystkie decyzje, które dotyczyły Domu Schronieni­a, od tych najpoważni­ejszych po te najbardzie­j błahe, podejmował Marek N. – tłumaczy prokurator Joanna Bednarska.

Składając wyjaśnieni­a, chyba nie zauważył, że właściwie sam potwierdzi­ł słowa prokurator. – Placówka miała konto? – Oczywiście. – Kto miał do niego dostęp? – Tylko ja i biskup.

 ?? ??
 ?? ?? Fot. Piotr Kamionka/Angora
Fot. Piotr Kamionka/Angora

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland