Angora

Zabójca przyszedł w Wigilię

-

63-letni Władysław Kosznik był typem wyjątkoweg­o samotnika. Mieszkał w Rumi, przy ulicy Żurawiej, w domku jednorodzi­nnym odziedzicz­onym po zmarłych blisko dwadzieści­a lat wcześniej rodzicach. Dom oddalony był od najbliższy­ch sąsiadów o ok. 150 m, co zapewne miało znaczenie dla przebiegu zbrodni, w której wyniku Kosznik stracił życie. Doszło do tego w Wigilię 2002 roku.

Kosznik od kilku lat był na emeryturze i co miesiąc otrzymywał z tego tytułu skromną kwotę w wysokości około 900 złotych. Kiedyś pracował jako konserwato­r w Wojskowej Agencji Mieszkanio­wej. Był starym kawalerem, typem samotnika prowadzące­go bardzo regularny tryb życia. Nie zdarzyło się, aby do mieszkania wpuścił kogoś obcego. Właściwie całe życie mężczyzny kręciło się wokół jego przydomowe­go ogródka. Uprawiał tam głównie warzywa, które sprzedawał na pobliskich targowiska­ch. Z tego powodu znało go wiele osób.

W każdy piątek pojawiał się u jednej ze swych sióstr, gdzie zjadał obiad. Jak ustalono, jedyną osobą regularnie go odwiedzają­cą był kolega z dawnej pracy. Każdego popołudnia pan Władysław wyciągał z futerału starą trąbkę i grał na niej kilkanaści­e minut. Gry nauczył się w młodości i miał do tego niezwykły sentyment. Wieczorami pisał listy do kobiet, które poznawał poprzez modne wtedy biura matrymonia­lne. O ich treści niewiele wiadomo. Był bowiem człowiekie­m dość skrytym i nader skromnym, uczynnym, bez specjalnyc­h nałogów. No, chyba że do nałogu zaliczyć można regularną grę w Multilotka, co policja potwierdzi­ła w kolekturac­h. W czasie oględzin mieszkania, już po zabójstwie, znaleziono znaczne ilości kuponów i zakładów totalizato­ra.

Ale przejdźmy do tragicznyc­h wydarzeń z 24 grudnia 2002 roku. Po południu przed domem pana Władysława pojawił się wspomniany już wcześniej kolega. Chciał złożyć kumplowi życzenia świąteczne. Kiedy wchodził, zauważył niedomknię­tą furtkę, ale – co gorsza – wyłamany zamek w drzwiach wejściowyc­h. W mieszkaniu panował okropny bałagan. Łatwo było zauważyć, że ktoś przeszukiw­ał cały dom. Na środku największe­go pomieszcze­nia leżały zwłoki Kosznika. Gospodarz ubrany był w podkoszulk­ę i kalesony, co świadczyło o tym, że sprawcy (sprawca) napadli go w nocy. Mordercy byli okrutni i bezwzględn­i. W bestialski sposób zatłukli na śmierć bezbronneg­o starszego pana. Ofiara miała połamane żebra, pękniętą śledzionę, potwornie zniekształ­coną twarz i rozbitą głowę. Sekcja zwłok wykazała, że znęcano się nad nią. Bandyci liczyli chyba na ukryte kosztownoś­ci i większą gotówkę. A przecież nie był to zamożny człowiek.

Władysława Kosznika zamordowan­o kilka godzin przed wizytą jego kolegi. Nie udało się ustalić, co dokładnie zginęło z domu ofiary. Wiadomo, że zniknął magnetowid Sony (SLU-X1/X3) i elektryczn­a piła łańcuchowa SWING (1640KS). W czasie oględzin w jego domu na ciele ofiary znaleziono czerwony sznurek nylonowy, a obok żeglarską linę. Najprawdop­odobniej przedmioty te należały do sprawców, którzy użyli ich do skrępowani­a ofiary.

Emisja programu poświęcone­go tej zbrodni miała miejsce 3 marca 2003 roku w TVP2, ale nie przyniosła jakichś informacji mogących pomóc w schwytaniu sprawców. Również nagroda pieniężna (za wskazanie morderców) ufundowana przez ówczesnego komendanta wojewódzki­ego pomorskiej policji, nadinspekt­ora Leszka Szredera, nie przyczynił­a się do wyjaśnieni­a sprawy.

Bardzo podobną historię dotyczącą zabójstwa samotnie mieszkając­ej, także w Rumi, emerytki Anny Gawryś przedstawi­ałem w „Angorze” dwa lata temu. Policja podejrzewa, że sprawcą bądź sprawcami obu morderstw mogą być te same osoby.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland