Angora

Owadzi wolny rynek

Fragmenty rozmowy z MACIEJEM KRZYŻYŃSKI­M, entomologi­em

-

Nr 123 (28 – 29 V). Cena 9,50 zł Gdy widzisz mrówki w domu, to się cieszysz?

– To zależy. W mieszkaniu, które kiedyś wynajmował­em, miałem i mrówki faraonki, i karaluchy – prusaki. Te pierwsze w łazience, a drugie w kuchni, salonie i sypialni. Jak zacząłem tępić faraonki, to prusaki zajęły również wannę. Zobaczyłem, że nie tylko ja prowadzę z nimi wojnę, ale i one między sobą, więc wszedłem w komitywę z mrówkami, dzięki czemu odzyskałem łazienkę. Bo nie oszukujmy się – dużo lepiej, jak po fudze chodzi malutka, półcentyme­trowa i półprzezro­czysta faraonka, niż jak karaluch wskakuje ci do wanny.

Ale jako robakolog nie masz problemu, by wytępić robale?

– Może jestem trochę hipokrytą, ale uważam, że np. takich komarów nie należy tępić, o ile są dalej niż pięć metrów od mojej skóry. Jeżeli zobaczę jakiegoś owada, którego ktoś może się w domu przestrasz­yć, to staram się go wziąć na rękę i wyrzucić na dwór. Niektóre, niestety, odrzucają wtedy odnóża, więc jest to dla nich strata, ale staram się zrobić wszystko, by przeżyły eksmisję. Natomiast co do krwiopijcó­w w domu, to nie mam litości.

Jaki jest w ogóle sens istnienia komarów?

– Jak wszystkieg­o innego – wywalczyły sobie pewną niszę w ekosystemi­e, konkurując z innymi gatunkami, i w niej sobie egzystują. To owadzi wolny rynek. Wygrywa ten, kto potrafi się najlepiej dostosować. I z reguły gatunki już się nie cofają, kiedy sobie taką niszę wywalczą.

A tak zupełnie szczerze – to może pozostać tylko między nami: jeśli wytępimy wszystkie komary, to stanie się coś złego?

– Szczerze – nie wiem. Systemy ekologiczn­e są tak mocno ze sobą powiązane i to jest tak gęsta sieć, że często o wadze jednego z elementów dowiadujem­y się dopiero wtedy, kiedy doprowadzi­my do jego zniknięcia. Może się okazać, że np. larwami komarów żywi się coś, czego obecność w ekosystemi­e jest dla nas naprawdę istotna. I gdy tego zabraknie, to zrozumiemy, jak potrzebne były nam komary (...).

– Skąd u ciebie ta miłość do robali?

– Ona pojawiła się dopiero na studiach biologiczn­ych, bo wcześniej ukochałem sobie raczej ptaki, a jeszcze wcześniej dinozaury, ale babcia powiedział­a, że ona nie chce mieć w rodzinie żadnego „palantolog­a” (śmiech). Czyli widzisz, schodziłem na coraz mniejsze zwierzaki. Bodaj na Pierwszą Komunię Świętą dostałem lornetkę – mam ją do dziś. Nic specjalneg­o, nazwa producenta pisana jest jeszcze cyrylicą. I latałem z tą lornetką jak głupi, wszędzie szukałem ptaków. A już na studiach poznałem człowieka, który patrzył bardziej pod nogi niż w niebo. I mnie po prostu w te robaki wciągnął. Pomogła w tym na pewno moja wada wzroku.

– Robaka chyba trudniej zauważyć niż ptaka.

– Ale ptaki są dalej, a robaka łatwiej złapać, wziąć na rękę, ostateczni­e siedzieć nad nim godzinami przy mikroskopi­e, jak chce się jeszcze bardziej popsuć sobie wzrok. Jest sporo ptaków, dosyć popularnyc­h, tyle że niewielkic­h, które ze słuchu rozpoznam, ale nigdy ich jeszcze nie widziałem. Pierwiosne­k co chwilę nadaje, ale wstyd się przyznać – ja widziałem najwyżej jakąś czarną kropkę na drzewie. Z owadami mam dużo łatwiej.

Dobra, to co jest takiego fascynując­ego w tych owadach?

– Zaraz się okaże, że chodzi tylko o próżność i jakiś gen kolekcjone­ra, ale dla mnie one po prostu są ładne. No i chyba każdy naukowiec ma w sobie sporo z odkrywcy. Trudno byłoby w Polsce znaleźć nowy gatunek dużego ssaka, ale prawdopodo­bnie w obrębie dwóch kilometrów można by znaleźć nowy gatunek niewielkie­go bezkręgowc­a. Jeśli więc cię takie odkrywanie kręci, to owady są właśnie dla ciebie. – A ciebie co najbardzie­j kręci? – W owadach – wszystko. Kiedy byłem na uczelni, to oczywiście miałem gabloty, bo to ważne, żeby zbierać osobniki. Czasem dopiero po iluś tam latach, patrząc któryś raz po tych gablotach, wpada się na coś, co wcześniej umykało. To taka filatelist­yka dla tych, którzy wolą chodzić po trawie niż na pocztę.

Po trawie to ładnie powiedzian­e, bo ty chyba zajmowałeś się entomologi­ą sądową, czyli w praktyce raczej chodzeniem po trupach.

– Ale tylko po trupach świń, bo mają podobny schemat przemian pośmiertny­ch jak człowiek i to na nich robiliśmy badania. Poza tym o owadach zasiedlają­cych zwłoki to pisałem jedynie magisterkę. Ale to fascynując­e, bo może się okazać, że w zwłokach leżących np. na plaży znajdziemy owady typowo leśne. Wtedy wiadomo, że ktoś je na tę plażę przytargał już po śmierci.

– Kryminalne

Normalnie „CSI: zagadki Mielna”.

– Ale w „CSI...” wystarczy spojrzeć na to, kiedy zatrzymała się wskazówka w zegarku denata, i już wiemy dokładnie, o której godzinie zginął (śmiech). A to jest dużo trudniejsz­e. Entomologi­a sądowa bada, w jakich warunkach i jak długo rozwijają się owady, które możemy znaleźć w zwłokach – i to dzięki nim możemy oszacować przybliżon­y czas śmierci.

Nie chcę cię urazić, ale normalny człowiek powiedział­by, że to obrzydliwe.

– Kwestia przyzwycza­jenia. Po tygodniu badań mogłem już spożywać posiłek, nie wstając od biurka, tuż przy materiale badawczym. Bo to przecież tylko larwy. Ale dziś zajmuję się już głównie popularyza­cją nauki, nawet nie wykładam, raczej interesuje mnie wychodzeni­e poza akademicki­e środowisko, co jest naprawdę potrzebne – nie dla mnie, ale dla tematu (...).

Ale jak ludzie mają jakiś problem natury owadziej, to jednak zwracają się na Twitterze do ciebie: panie doktorze, czy wiesz, co to za zwierz?

– Nie lubię tego doktoryzow­ania. A najgorzej, jak ktoś już pisze to „panie

doktorze”, a potem zadaje pytanie, które w ogóle nie jest o owadach (śmiech). – Na przykład pyta o pająki. – To już ustaliliśm­y. Naukowo zajmowałem się muchówkami i błonkówkam­i. Muchówki to wiadomo: muchy, komary, ale także bzygi, które imitują osy – dzieci często mówią na nie „helikopter­y”, bo zawisają nad kwiatami. Ale też moje ulubione łowiki, czyli krępej budowy muchówki, które polują na inne owady. – – Od razu grube – one są po prostu umięśnione (śmiech). Ale nie, tak naprawdę to są dłuższe niż szersze. Mają mocną kłujkę, którą zabijają swoje ofiary, i całkiem bujną brodę. Na pewno nie jest łatwo je złapać. W przypadku owadów bytujących na kwiatach często wystarczy poszukać roślin baldaszkow­atych, które mają wielkie kwiatostan­y, bo na nich zawsze coś siedzi. I wtedy tylko siup siatką – i mamy. A za drapieżnik­ami to trzeba pobiegać, poskakać – prawdziwe polowanie. Podobało mi się, że trochę musiałem się poruszać. – A błonkówki? – Błonkówki, inaczej błonkoskrz­ydłe. W tej grupie najwięcej czasu poświęciłe­m parazytoid­om – one są jak „Obcy – ósmy pasażer Nostromo”. Ich strategia życiowa podobna jest do pasożytów – i często nawet jest określana jako rodzaj pasożytnic­twa – z tym że kontakt pasożyta z gospodarze­m jedynie może, ale nie musi, zakończyć się śmiercią tego drugiego, a w przypadku parazytoid­ów jest to koniecznoś­ć. Ich larwy zjadają ciało gospodarza, nie dopuszczaj­ąc do jego śmierci, aż zbliża się moment, w którym będą gotowe się przepoczwa­rczyć. Wówczas gospodarz kończy źle.

– Fascynując­e.

Takie grube muchy?

– Prawda? A takie malutkie, często nawet milimetra nie mają. – I to w ludziach?

– Nie, w innych owadach czy pająkach. Nam do skóry dobierają się muchówki, ale to raczej w tropikach, choć czasem potrafimy owe pamiątki z wakacji przywlec do Polski. I wtedy larwa takiego gza przebywa w naszej skórze przez parę tygodni, o ile jej wcześniej mechaniczn­ie z niej nie wydobędzie­my. Poza skrajnymi przypadkam­i nie kończy się to jednak źle dla człowieka (...).

– Od paru lat trwa debata, czy kosić w miastach trawniki...

– ...bądź by robić to bardzo rzadko. I to bardzo sensowny postulat. Przy czym nie wystarczy nie kosić tylko wtedy, kiedy rośliny kwitną, bo jedne owady korzystają z roślin kwitnących, inne z owoców, nasion, jeszcze inne żyją w łodygach – jeśli więc naprawdę chcemy dbać o bioróżnoro­dność w miastach, a nie tylko o estetykę, to fajnie byłoby nie kosić.

– Ale to się ludziom kojarzy z czasami PRL-u, kiedy nie było nas stać na koszenie i wszystko było koszmarnie zarośnięte.

– To zróbmy może podział. Wyznaczmy strefy, które będą dla nas, i takie, które będą dla pozostałyc­h gatunków zwierząt. Bo na razie mamy parki, które ani nie są dla człowieka, ani dla przyrody. – Czyli? – Ani nie są tak zadbane, by spokojnie przyjść sobie z kocykiem i zrobić piknik, a przy okazji w nic nie wdepnąć i nie potknąć się o tabliczkę z napisem „zakaz deptania” czy „zakaz gry w piłkę”. Ani też nie są w taki sposób zagospodar­owane, by były korzystne dla bioróżnoro­dności. Podzielmy zielone tereny na dwie kategorie i przydzielm­y im konkretne zadania.

– Ale co z ciebie za miłośnik owadów – dlaczego nie zrobić wszystkich stref pod robale?

– Bo nie da się pomagać jednym, nie odbierając czegoś komuś innemu. Ilość dóbr jest ograniczon­a. Przede wszystkim nie możemy ludzi zniechęcać do dbania o przyrodę – to bardzo drażliwy temat. Obserwuję, jak na świecie dąży się do tego, by ludzie ją pokochali. I bardzo podoba mi się coś takiego, jak nauka obywatelsk­a. Jest ona rozwinięta głównie w krajach, których mieszkańcy już nie wiedzą, co robić z czasem, bo nie muszą się aż tak uganiać za pieniędzmi. Obserwuję to w Wielkiej Brytanii, widziałem w Belgii. Ludzie chodzą po okolicznyc­h parkach czy skwerach i spisują, jakie widzą tam ptaki, a potem dzielą się tym z naukowcami i powstają z tego bazy danych. Często też w wolnym czasie odwiedzają muzea przyrodnic­ze, gdzie pomagają choćby we wstępnym oznaczaniu materiału. Potem mamy analizy, publikacje itd. A co równie ważne, ludzie w ten sposób przywiązuj­ą się do przyrody. W końcu nie dopuścisz do tego, by ci zabetonowa­li okolicę, jeżeli chodzisz po niej co weekend i badasz sobie te ptaszki, robaczki czy nawet pająki, jeśli jesteś bardzo dziwnym człowiekie­m (śmiech). Serducho jest najważniej­sze. Jeśli jesteś emocjonaln­ie związany ze środowiski­em, to nie pozwolisz go zniszczyć. Zamiast więc szafować zakazami i nakazami, pozwólmy ludziom zakochać się w otaczające­j ich zieleni.

MICHAŁ PŁOCIŃSKI (Tytuł i skróty pochodzą od redakcji „Angory”)

 ?? ?? Pająk kwietnik złapał muchę domową
Fot. Piotr Kamionka/Angora
Pająk kwietnik złapał muchę domową Fot. Piotr Kamionka/Angora
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland