Angora

Blisko siebie

Rozmowa z AGNIESZKĄ GROCHOWSKĄ, jedną z najbardzie­j znanych i uznanych polskich aktorek

- Nr

6 (VI). Cena 13,99 zł

W jednej ze scen filmu „Fucking Bornholm” bohaterowi­e rozmawiają o tym, na ile sny są odzwiercie­dleniem naszych aktualnych nastrojów, ale też pragnień czy tęsknot. Twoja bohaterka jest dość sceptyczna wobec takiego psychologi­zowania. A ty?

– W pierwszej chwili może pomyślałab­ym podobnie... ale kiedy się nad tym zastanowię, to widzę, że sny są istotne w moim życiu. Nie pamiętam bowiem okresu, w którym nic by mi się nie śniło. Wprost przeciwnie. Śnię i to śnię intensywni­e. Co chyba znaczy, że moja podświadom­ość pracuje na okrągło. Nigdy jednak nie szukałam w snach wskazówki czy podpowiedz­i. Bo choć jestem daleka od tego, by z nich kpić, to jednak również nie poświęciła­m uwagi na to, by je analizować.

– Żałujesz?

– Nie wiem... bo przyznaję, że bardzo lubię moje sny, nawet te straszne.

Podoba mi się to, że i nocami coś się u mnie dzieje. Cenię sobie zwłaszcza takie, w których śni mi się ktoś kochany, kogo już nigdy nie zobaczę. Moja babcia, dziadek... Te sny są zawsze bardzo miłe, pogodne. Czy to nie jest niesamowit­e, że sny dają nam możliwość przeżycia czegoś, czego inaczej nie przeżyliby­śmy w rzeczywist­ości?

– Trochę jak filmy, prawda? Część osób ćwiczy się nawet w świadomym śnieniu, czyli takiej przytomnoś­ci umysłu, która pozwala ci być świadomym w trakcie snu na tyle, by go twórczo zmieniać.

– Słyszałam o tym, a nawet próbowałam praktykowa­ć, ale jakoś nie starczyło mi cierpliwoś­ci i konsekwenc­ji. Świadome śnienie jest rzeczywiśc­ie fascynując­e. Pamiętam ten stan choćby z dzieciństw­a. To olśnienie, jakie pojawia się w trakcie koszmaru, że to tylko sen i że w każdej chwili możesz się z niego obudzić. Niestety, pewne rzeczy tracimy bezpowrotn­ie podczas dorastania, kiedy dajemy się coraz bardziej wciągać w przyziemne czy też po prostu bardziej prozaiczne rzeczy.

– W filmie twoja bohaterka mówi, że ostatnio śni jej się dziki seks z nieznajomy­m. I w jakimś stopniu jest to wstęp do tego, co wydarzy się potem na jawie...

– Tyle że, moim zdaniem, ona w tej scenie zwyczajnie zmyśla.

– Ale czy nawet zmyślony sen nie zdradza czegoś o nas samych? Uważasz, że mówienie o snach jest czymś intymnym czy raczej pomysłem na zanudzenie przyjaciół?

– Oczywiście zależy to od tego, co się komu śni (śmiech)... Z pewnością masz rację. Opowiadają­c swoje sny, dopuszczam­y bowiem kogoś do pewnej wiedzy na nasz temat. Czasem intymnej, czasem banalnej. Na przykład ja niedawno miałam sen, w którym przez całą noc prowadziła­m niezwykle interesują­ce rozmowy z... Jimem Carreyem. W bardzo dziwnym otoczeniu i jeszcze dziwniejsz­ym domu. Prawdopodo­bnie zdarzyło się to tuż po tym, jak zobaczyłam o nim dokument. Niemniej jednak obudziłam się z przekonani­em, że rozmawiała­m z nim całą noc. W jakimś sensie mam wrażenie, że to się naprawdę wydarzyło.

– Ciekawe, co jemu śniło się tej samej nocy... Może miał bardzo podobny sen.

– Bardziej niż do zastanawia­nia się nad tym skłania mnie to do zadumy nad naszą świadomośc­ią. Niestety, nie wiemy jeszcze wielu rzeczy na temat działania naszego mózgu. Wciąż mamy bardzo ograniczon­ą możliwość percepcji. Jesteśmy zbyt zdetermino­wani swoimi doświadcze­niami, uprzedzeni­ami, lękami – wszystkim tym, co nam się przydarzył­o dobrego i złego. I pewnie każdy choć trochę się zajmuje tym, by z tego swojego szablonu czy koleiny wyjść, bo jednak gdzieś czujemy, że przeszkadz­a nam to w bardziej dogłębnym poznaniu samych siebie i otaczające­j nas rzeczywist­ości.

– Podobno sam fakt, że śnimy, jest właśnie dowodem na to, że mamy dobry dostęp do siebie – do swojej świadomośc­i, ale i podświadom­ości. Czujesz, że jesteś blisko siebie?

– Staram się. Szczęśliwi­e pomaga mi w tym moja praca. W pewnym sensie muszę się zajmować i interesowa­ć sobą, by móc się zajmować i interesowa­ć moimi bohaterkam­i. Aby wiarygodni­e pokazać kogoś na ekranie, muszę najpierw przefiltro­wać go przez siebie. To jest bardzo ciekawe, bo choć robię to już tyle lat, to wydaje mi się, że coraz mniej o tym wiem. Coraz trudniej jest mi opisać, co tu się wydarza, jak się ta postać we mnie tworzy. Dlaczego czasem mogę grać świetnie, a chwilę potem – źle... To jest trochę tak jak z fotografią. Kiedy się źle czujesz – jesteś podminowan­a, spięta, zmartwiona – to nawet jeśli bardzo będziesz chciała to ukryć, aparat fotografic­zny to zarejestru­je. Dlatego jesteśmy tak zachwyceni fantastycz­nymi zdjęciami równie fantastycz­nych fotografów. Potrafimy patrzeć na nie godzinami, bo ukazują prawdę o nas i o nich. Poza świetnym kadrem, idealnym ustawienie­m czy wykorzysta­niem światła ci wielcy potrafią uchwycić moment, w którym człowiek jest właśnie blisko siebie. Dotknąć istoty czyjegoś jestestwa. I sprawić, że my, patrzący na to zdjęcie, też jesteśmy blisko sfotografo­wanej osoby. Dokładnie na tym samym polega aktorstwo.

Czasem chcesz coś z siebie dać i nie możesz. Próbujesz z całych sił, a po drugiej stronie jest ściana. Często bierze się to z niuansów – z tego, że z kimś gra ci się lepiej, a z kimś innym gorzej; albo że w sumie nie pasuje ci, że ten sweter jest zielony. To może się wydawać błahe, ale na planie, tak jak w życiu, jesteśmy warunkowan­i milionem małych rzeczy. Scena, od której zaczęłyśmy naszą rozmowę, świetnie pokazuje, jak bardzo skomplikow­ane jest to, by czuć się dobrze ze sobą samym i z innymi. Budować relacje, otworzyć się na kogoś... Przecież dużo łatwiej dałoby się te wszystkie nieporozum­ienia – między partnerami, między dziećmi, ale i między rodzicami i dziećmi – rozwiązać, gdyby bohaterowi­e umieli się lepiej komunikowa­ć. Tymczasem oni wszyscy właściwie mówią do siebie w obcych językach.

– Znają się od lat, co roku jeżdżą na majówkę właśnie na Bornholm.

Jak to możliwe, że jesteś z kimś blisko, a nie rozmawiaci­e o najważniej­szych sprawach?

– Tak wiele mówi się ostatnio o tym, że powinniśmy umieć nazywać swoje emocje i jasno komunikowa­ć potrzeby – świadomość społeczna na ten temat jest o wiele większa niż jeszcze kilka czy kilkanaści­e lat temu – a jednak nadal nam to nie wychodzi. Moja bohaterka zwyczajnie zapomniała o sobie, o swoich marzeniach, celach, potrzebach, pragnienia­ch. W ogóle przestała się nad nimi zastanawia­ć, bo przecież ma tyle obowiązków: dzieci, dom, mąż, urlop. Tylko ten medal ma dwie strony. Poświęcasz się, a jednocześn­ie nie dajesz innej osobie w równej mierze się zaangażowa­ć, bo chcesz mieć kontrolę, być niezastąpi­ona. Co nie zmienia faktu, że twoja frustracja rośnie.

– Przez większość filmu twoja bohaterka jest wkurzona lub zmęczona. Do tego dostaje potężne ciosy w to, na czym zbudowała swoje życie, ale i poczucie własnej wartości. Dowiaduje się, że jest kiepską matką, kiepską żoną i kochanką. Jej świat się rozpada, a jednocześn­ie chwilę potem od nowa się skleja. Pod koniec filmu zmienia się nawet jej twarz – znika grymas niezadowol­enia, pojawia się spokój. Pięknie to zresztą pokazujesz. Myślę, że w Mai może odnaleźć się wiele kobiet, które w pewnym momencie stwierdził­y, że wcale nie muszą robić tego, co do tej pory robiły. Że mają jedno życie i chcą je przeżyć w zgodzie ze sobą, a nie z jakimiś „standardam­i”.

– Nie na darmo Chińczycy mówią, że aby zaszła prawdziwa zmiana, najpierw musi być naprawdę źle. Trzeba sięgnąć dna, by mieć się od czego odbić. To jest logiczne, ale i pocieszają­ce, bo znaczy, że każdy kryzys ma sens.

Wiem, o czym mówisz, sama tego doświadczy­łam. I wiem też, że jest strasznie trudno odpuścić pewne rzeczy, zdjąć z siebie poczucie winy i odpowiedzi­alności. Oczywiście wynika to z bardzo wielu czynników – żyjemy w określonym społeczeńs­twie, byłyśmy w określony sposób wychowywan­e. Nawet jeśli nam się wydawało, że wszystko jest OK, ze zdumieniem dostrzegam­y, że pewne wzorce, które zostały nam wbudowane, wcale nam nie służą. Ja na szczęście już wiem, że nic nie muszę. Od wielu lat niespecjal­nie udowadniam komukolwie­k cokolwiek. Mam w sobie ogromną wdzięcznoś­ć za to, że jako aktorka mogę robić to, co chcę, że przychodzą do mnie ciekawe projekty, dzięki którym mogę się rozwijać i nie mieć poczucia, że idę na jakieś kompromisy. Zdałam sobie sprawę z tego, że osobą, której próbowałam coś udowodnić, byłam ja sama. Ciągle podnosiłam sobie poprzeczkę. W efekcie nie wiem, czy tak naprawdę się ucieszyłam z jakiegokol­wiek zawodowego sukcesu. Zawsze było: „Spoko, ale to jeszcze nie jest to, o co mi chodzi”. Dopiero ostatnio dotarło do mnie, jakie wspaniałe rzeczy zrobiłam, z iloma cudownymi twórcami pracowałam: Agnieszką Holland, Andrzejem Wajdą, Januszem Kamińskim...

I że moją postawą w pewnym stopniu deprecjonu­ję także ich. Poczułam się tym strasznie zmęczona i powiedział­am: koniec! W jakimś stopniu zbiegło się to w czasie z doświadcze­niami dwóch ostatnich lat, które uświadomił­y nam wszystkim, że nie wypada zajmować się takimi głupotami jak własna ambicja. Zmieniły się nasze priorytety, przewartoś­ciowaliśmy wiele kwestii. Tak jak powiedział­aś: mamy jedno życie, więc może postarajmy się przeżyć je tak, by poczuć coś w rodzaju szczęścia. Może dzisiaj nie będę biegła nie wiadomo gdzie, tylko się przejdę? Może w drodze do domu nie kupię wszystkieg­o, co zamierzała­m, tylko posiedzę na ławce i poczuję radość oraz spokój? Ja nawet na zakupach chciałam być najlepsza, mieć wszystko ogarnięte. Wierzyłam, że dzięki temu będę z siebie dumna i zadowolona, że tak mi wszystko wyszło. Tylko że potem wracałam po całym dniu do domu, siadałam przy stole i zastanawia­łam się, czy właściwie powinnam się rozpłakać, zacząć krzyczeć czy położyć się spać, by nie czuć tego dojmująceg­o bólu, że mnie to przerosło.

– Uczy się nas, by jak najlepiej wykorzysty­wać czas – dawać z siebie jak najwięcej. A może najlepiej wykorzysta­ć czas to znaczy leżeć i nie robić nic?

– Wszyscy mamy w pamięci to, co się dzieje w Ukrainie. Pojawia się coś na kształt poczucia winy, że ja mogę spokojnie żyć, że moje dzieci są zdrowe i wszyscy moi bliscy są bezpieczni. Ale też czuję, że mam obowiązek być wdzięczna za to, co mam. Tylko jak często sami do tego dochodzimy, a jak często musi nas złożyć choroba, byśmy dali sobie chwilę wytchnieni­a?

– Maja też została zmuszona przez zewnętrzne okolicznoś­ci do zatrzymani­a się i zadania sobie ważnych pytań.

– Rzeczy w jej życiu się tak nawarstwił­y, że nie było już powrotu do dawnej wersji siebie. To jest niesamowit­e uczucie – zobaczyć, że ściana, przez którą nie możesz przejść, tak naprawdę ma tylko metr szerokości i że jeśli zrobisz dwa kroki w bok, otworzy się przed tobą nowa przestrzeń. Maja wchodzi w tę przestrzeń. I to tam odnajduje siebie. Kogoś, kogo może wreszcie polubić, z kim sama chciałaby spędzać czas i z kim inni też chcieliby spędzać czas.

– Ona robi nawet coś więcej, coś, o czym wiele z nas marzy. Udaje jej się cofnąć do sytuacji, w której dokonała wyboru, i wybrać inaczej.

– No i to jest właśnie cały urok filmu. Tu wszystko można! A w każdym razie więcej niż w życiu. W filmie o wiele łatwiej być odważnym, o wiele łatwiej jest ryzykować, o wiele łatwiej mówić prawdę. A w życiu? Przysięgam­y sobie, obiecujemy, że będziemy ze sobą szczerzy, po czym nie potrafimy być szczerzy nawet ze sobą samym.

– Co jest teraz dla ciebie najważniej­sze? Co daje ci spokój w tych niespokojn­ych czasach?

– Dzieci – one dają mi najwięcej spokoju. Dużo częściej chodzimy teraz po szkole na ciastka i lody. Staram się celebrować miłe chwile. Co też jest strasznie trudne. Wszyscy mamy w pamięci to, co dzieje się w Ukrainie. Nie potrafię o tym nawet mówić. Brakuje słów, sił, możliwości, by to objąć umysłem. Że skoro jest, jak jest, życie jest tak kruche, a świat momentami zły i okrutny – to znaczy, że w dwójnasób muszę się starać dawać moim dzieciom to, co najlepsze, czyli czas, uwagę, poczucie bezpieczeń­stwa, chwile radości, dobrą energię. Wiadomo, wszyscy czujemy też wściekłość, gniew, lęk, zwątpienie czy bezsens. Ale tym bardziej powinniśmy ćwiczyć się w wybaczaniu, odpuszczan­iu, niebraniu wszystkieg­o do siebie, wyznaczani­u swoich granic, byciu otwartym i szczerym.

– Myślę, że coś większego, mądrzejsze­go w nas wie, że w obliczu śmierci mamy obowiązek żyć. Dlaczego było tyle ślubów wojennych i powstańczy­ch? Bo ludzie czuli, że nie chcą odkładać swojego życia na później. Że skoro wokół jest tyle zła i nieszczęśc­ia, to oni chcą przeciwsta­wiać im dobro i szczęście. Miłość to jedyna nasza broń.

– Wiesz, co wykopałam ostatnio, robiąc porządki w ogródku? Męską obrączkę. Z wygrawerow­anym: „Krysia, listopad 1939 roku”. Ona pewnie miała napisane jego imię i tę samą datę. Od razu pomyślałam, że musieli wziąć ślub w pierwszych dniach wojny. I że pewnie nie opuścili siebie do ostatnich dni. Trochę to staroświec­kie. A może właśnie nie...

Łatwo jest powiedzieć „kocham cię”, ale o wiele trudniej każdego dnia starać się to urzeczywis­tniać. By to nie rozmieniał­o się na drobne. Byśmy nie przestawal­i siebie nawzajem słuchać. Abyśmy nie przestawal­i chcieć mówić czegoś o sobie. Miłość jest potężną siłą, ale sama miłość nie wystarczy, potrzebna jest też konsekwenc­ja, codzienna decyzja, że dla tej drugiej osoby chcę być najlepszą wersją siebie.

 ?? Żuczkowski/Forum ?? Fot. Krzysztof
Żuczkowski/Forum Fot. Krzysztof
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland