Przeciąg w zębach
Tak jak wielu osobom z mojego pokolenia, nie udało mi się do późnego wieku zachować całego własnego uzębienia. Nie żeby mi ktoś jakieś zęby wybił, ale niektóre z nich same odmówiły dalszej współpracy z moim organizmem. Pal je licho, wysłużyły się i tyle. Jestem weteranką, jeśli chodzi o ich wyrywanie. Nie liczę, ile mi ich zostało, bobym nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać. W opuszczonych przez nie miejscach trzeba było poumieszczać koronki. Mogą być, tylko o gryzieniu orzechów nie ma już mowy. Bo ten beton, którym są przylutowane, potrafi się obluzować i koronka może w buzi zacząć lewitować. Dobrze jest wtedy jej nie połknąć ani nie rozdeptać niechcący na podłodze, bo zrobienie kolejnej swoje kosztuje. Jak się uchowa, to dobry pan stomatolog na powrót ją przytwierdzi i na jakiś czas będzie spokój. Gorzej, gdy człowiekowi brakuje kilku zębów pod rząd i to z dwóch stron. Usta się zapadają i od razu każdy widzi, że dana osoba na życiu zęby zjadła. Jakimś ratunkiem są wkręty, ale w przypadku kilku zębów to koszt wartości dobrego samochodu. A ja wolę mieć drogie auto niż zęby. Zdecydowałam się zatem na zrobienie protezki. Odżałowałam finanse i wybrałam taką z górnej półki, licząc na to, że nie będzie ściskała dziąseł jak imadło. I mam ją. Trzymam w ładnym pudełeczku. Od czasu do czasu zakładam, szczególnie przed wizytą u dentysty, żeby nie było, że się na darmo z technikiem napracowali.
Przeważnie jednak nie mogę się zmusić do jej noszenia i wiecznie mam przeciąg między zębami. To nie jest śmieszne, gdy się połyka kilka tabletek naraz. Zawsze któraś przeleci przez dziurę i wyląduje na podłodze. Proszę wtedy kilkuletnią wnuczkę, żeby mi ją podniosła. – Ale babciu, schyl się sama. Przecież dla zdrowia musisz się ruszać, ćwiczyć, robić przysiady – mówi podstępnie. – Nie bądź taka MENSA, jesteś niższa ode mnie, to masz bliżej do podłogi.