Niebieskie Berety, żołnierze przeklęci
Tradycja jest rdzeniem historii. Tradycja wojskowa, przesycona poczuciem honoru, żołnierskiej dumy i godności narodowej, jest szczególnie cenną wartością. Dziś historia, stając się przedmiotem manipulacji na skalę, jakiej ostatnio doświadczaliśmy tylko w epoce stalinizmu, znów rani, krzywdzi i dzieli. To nieunikniony skutek celowej polityki historycznej i podporządkowania prawdy ideologii. Przypadek pewnej tablicy pamiątkowej jest tego przykładem. Dla kilku tysięcy byłych żołnierzy przykładem bolesnym.
W 2013 roku w Gdańsku obchodzono uroczyście 50-lecie utworzenia elitarnej 7. Łużyckiej Dywizji Desantowej, tak zwanych Niebieskich Beretów. Dywizja istniała przez 23 lata (1963 – 1986), a jej tradycję przejęli współcześni polscy marines, m. in. 7. Pomorska Brygada Obrony Wybrzeża. Polska piechota morska wypełniała cele państwa, co jest podstawowym zadaniem każdej armii. Celem gdańskich obchodów nie była apologia radzieckiej doktryny wojennej, w której Niebieskie Berety miały zdobyć północne Niemcy i Danię. Obchody czciły pamięć żołnierzy i sięgały tam, gdzie „tkwią fragmenty naszej młodości”, jak pisali organizatorzy.
Siedem lat później trzytysięczne grono byłych żołnierzy 7. Dywizji, wirtualnie skupionych na facebookowych grupach, a fizycznie wokół Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy, ufundowało z prywatnych środków tablicę upamiętniającą ich kolegów, żołnierzy służby zasadniczej. Dyrekcja muzeum zgodę wyraziła, na odsłonięcie tablicy przybyli wzruszeni weterani, zaś kapelan wygłosił odpowiednie słowo i tablicę poświęcił. A ta głosiła: „Pamięci żołnierzy «Niebieskich Beretów», elitarnej 7. Łużyckiej Dywizji Desantowej WP z garnizonów Gdańsk, Lębork, Słupsk, którzy w latach 1963 – 1986 stali na straży Ojczyzny i wypełnili swoje zadania. Żołnierze 7. ŁDD. Bydgoszcz, 8.10. 2020”. Tak więc tablica, obok innych, na ścianie muzeum zawisła. Na rok.
Komuś się bowiem decyzja dyrektora bydgoskiego Muzeum Wojsk Lądowych nie spodobała i czujny sygnalista doniósł do MON, że tablica... „propaguje komunizm”. Dyrekcja, czując pod siedzeniem groźne wibracje, zwróciła się do Instytutu Pamięci Narodowej, by uzyskać papier, którym można by się ewentualnie osłonić. Opinia po roku nadeszła i była dla sprawy miażdżąca, więc tablicę zdjęto.
Opinii, w której historię 7. Dywizji Desantowej sprowadzono do udziału w wydarzeniach grudniowych 1970 roku, nie podpisał nikt ze znaczących ipeenowskich historyków, ale anonimowa urzędniczka, nie do końca zresztą wiedząca, do kogo pisze (raz to Muzeum Sił Lądowych, a raz Muzeum Sił Powietrznych w Bydgoszczy), więc pewnie niewiedząca też, o czym pisze. Aliści to ona ujrzała na „trefnej” tablicy zakazane emblematy komunistyczne (czyżby kotwica?), notabene do dziś używane. To ona oparła się na relacjach, które dowodziły, że żołnierze Niebieskich Beretów strzelali do stoczniowców, choć to nie kto inny, jak płk Wejner, dowódca jednego z pułków 7. Dywizji, odmówił wykonania tego rozkazu. Mimo to, według gdańskiego IPN, całe odium grudniowego zła przypisano... Niebieskim Beretom. Czyli tym samym żołnierzom, których w latach 2019/2020 odznaczano Krzyżem Odznaki Pamiątkowej 7. Pomorskiej Brygady Obrony Wybrzeża im. gen. bryg. Stanisława Grzmota-Skotnickiego.
Poruszeni krzywdzącą opinią rezerwiści zwrócili się do mediów, a temat podjęła „Rzeczpospolita”, drukując ich emocjonalny list: „Szykanowanie, oczernianie i nękanie byłych wszystkich żołnierzy Niebieskich Beretów, Żołnierzy Rezerwy Wojska Polskiego, którzy służyli w różnych okresach w ramach dwuletniej obowiązkowej Zasadniczej Służby Wojskowej, w latach 1963 – 1986, jest manipulacją i haniebnym okłamywaniem społeczeństwa polskiego” – napisali z goryczą autorzy.
Byli żołnierze służby zasadniczej to nie jest społeczna siła, którą można lekceważyć. Przez 45 lat, kiedy garnizony tworzyły jednostki Ludowego Wojska Polskiego, służbę zasadniczą, do której powoływano poborowych dwa razy w ciągu roku, wypełniło 15 milionów Polaków. Warto tę liczbę zapamiętać, szczególnie gdy przyjdzie się wkrótce władzy skupić nad statystyką wyborczą, gdyż byli żołnierze 7. desantowej na pewno tę lekcję zapamiętają.
Polityka historyczna, z której polska prawica uczyniła instrument ociosywania prawdy, wyniosła na ołtarze narodowej historii śladową formację zwaną metaforycznie żołnierzami wyklętymi. Jednocześnie powołała całe pułki żołnierzy przeklętych, których winą była służba państwu polskiemu – jedynemu, jakie przez pół wieku istniało. Mimo że cywilizowane państwa nie stosują odpowiedzialności zbiorowej, koślawa prawicowa polityka historyczna stara się, by ideologicznie przekląć każdego, kto nie pasuje do jej sztancy.
Na ścianie bydgoskiego Muzeum Wojsk Lądowych widać dziś inne puste miejsce. To po zdjętej tablicy upamiętniającej Gwardię Ludową. Ale czyściciele pamięci muszą pamiętać, że historia łatwiej zniesie białe plamy, puste miejsca, bo sobie poradzi z fałszem. Ale zetrzeć plamę pozostawioną na honorze będzie niełatwo. Tym bardziej na honorze Niebieskich Beretów.