Na dzieci brakuje pary
Prawica chce, aby rodziło się jak najwięcej dzieci, a lewica – jak najmniej. Prawicowcy stawiają więc na ilość, a ci drudzy – na jakość. Prawica celuje od razu w większość, a lewica od zarodka lepiej czuje się w mniejszości.
Polki nie chcą rodzić dzieci i mają rację – z takim dość drastycznym manifestem ideowym wystąpił lewicowy Przegląd, przyznając jednocześnie, że dzietność w Polsce jest na poziomie katastrofalnym. Co to za racja prowadząca do wymarcia?
W prawicowej retoryce to zjawisko (czyli brak reprodukcji ludności, co jest raczej odwrotnością zjawiska, bo dzieci się nie zjawiają – przyp. MO) traktowane jest jako zagrożenie stabilności narodu. Jednak prawdziwą – według Przeglądu – groźbą jest to, że nie będzie miał kto pracować na emerytury. Wymarcie nam niestraszne, ale co innego brak świadczeń socjalnych. Lewica chciałaby już zresztą wypłacać nie tylko emerytury, ale i „dochód gwarantowany” wszystkim, czyli zapewniać pensję każdemu, nawet za brak pracy, i na to już naprawdę nikt się nie złoży: dzieci narodzone tak samo jak nienarodzone.
Ten co najmniej dziwny podział ideowo-polityczny Do Rzeczy ilustrują przykładem dwóch skłóconych miliarderów: Billa Gatesa i Elona Muska.
Konserwatyści całym sercem (które mają po prawej stronie) popierają Muska, a to dlatego, że jest za rodzeniem się jak największej liczby dzieci, choć ten to przecież raczej po to, aby miał kto na niego pracować. Sam jest ojcem aż ośmiorga – piszą z podziwem Do Rzeczy, choć z trzech różnych związków – ograniczają się z entuzjazmem. Paradne jest to, że idolami prawicy stali się tacy rozwiąźli tatuśkowie jak Elon Musk czy Trump, którzy są emblematycznymi przykładami nieodpowiedzialnego i niedojrzałego do późnej starości „korzystania z życia”.
Lewica z kolei – ta to się tylko martwi. Jej reprezentant Gates sponsoruje programy ograniczające wzrost liczby ludności na świecie (akurat nie Musków) i wspiera finansowo prace nad opracowaniem tańszych środków antykoncepcyjnych, albowiem perspektywy Gatesa, który był uwikłany w kontakty z pedofilem Jeffreyem Epsteinem, są zupełnie inne. Tu przez chwilę przestajemy rozumieć, bo przecież pedofilom zależy chyba na dzieciach jak mało komu.
Dwaj ci miliarderzy uosabiają według Do Rzeczy zasadniczą dychotomię: W pronatalistycznej postawie Muska odbija się właściwy mu optymizm i przekonanie, że ludzkość może żyć szczęśliwie oraz cieszyć się wolnością; antynatalizm Gatesa przekłada się zaś nieustannie na to, że snuje kolejne wizje nadchodzącej katastrofy, przed którą ludzkość może się uchronić, jedynie poddając się mechanizmom odgórnej kontroli. Nastąpiła tu jakaś wielka zamiana, skoro to raptem prawicowość i konserwatyzm polegają na niefrasobliwości i lekkomyślności, a lewicowość – na niepotrzebnym zamartwianiu się o wszystko. Nikt nie zauważył, kiedy ugrupowania te zamieniły się ze sobą powagą i niefrasobliwością miejscami.
Lewica woli nie ryzykować z większą liczbą dzieci, a prawica uważa, że zawsze się z nich coś dla siebie wykroi. Prawica chce, aby urodziło się jak najwięcej dzieci, a potem się zobaczy, a lewica chce najpierw zobaczyć, a dzieci niech się urodzą później.
Mimo że prawica rządzi w Polsce, i to coraz bardziej, w tym względzie górą jest u nas jednak agenda lewicowa i rodzice zdecydowanie stawiają na kontrolę urodzeń, ale przez siebie, a nie przez państwo. Wolimy mieć bardzo mało dzieci, ale za to bardziej wychuchane.
Przegląd z pewną zazdrością podaje, że w Skandynawii grubo ponad połowa dzieci jest oddawana do żłobków, podczas gdy u nas tylko niewiele ponad 10 procent. Tyle że w PRL-u oddawano dzieci nawet do żłobków tygodniowych, pozbywając się ich z domu od poniedziałku do piątku, co pokazuje, że z osiągnięciami socjalnymi trzeba być ostrożnym i umieć się zatrzymać.
Polscy rodzice chcą mieć dzieci jak najdłużej w domu, co pokazała najlepiej zmasowana akcja z uwaleniem projektu, aby do szkoły zacząć posyłać sześciolatki. W Anglii, w najlepszych rodzinach, wysyła się do szkoły dzieci od trzeciego roku życia, a od siódmego zaczynają mieszkać w internacie. U nas w tym wieku po raz pierwszy są wypuszczane z domu.
Według tego, co w dziale ciekawostek podaje Przegląd, mocno prawicowo jest z rozrodczością u ptaków. Liczebność większości ptaków podaje się w parach. Single ignoruje się tam całkowicie. Nawet nie liczy się ptaków nielęgowych, które nie znalazły partnera albo miejsca na lęgi. A więc u ptaków par, które nie decydują się na posiadanie potomstwa z powodu trudności mieszkaniowych (których w Polsce u ludzi jest 44 proc.), nie uwzględnia się w ogóle w statystykach! Od razu się je eliminuje.
Problemów samotnych matek wśród ptaków nie zauważa się nawet bardziej niż wśród nas.
Zupełnie nie wiadomo, co z kukułką. Przecież według tych zasad liczenia, jakie zastosowano, w ogóle jej nie ma, bo nie wychowuje potomstwa ani w parze, ani nawet sama, a tylko wszędzie je zostawia. Sto procent swoich dzieci oddaje do żłobka, które to osiągnięcie socjalne powinno imponować lewicy.
Za to prawicowiec Elon Musk podziwiać musi strategię rozrodczą bażanta.