Angora

Nie ufać wszystkiem­u, co z Zachodu...

- JAN ROJEWSKI

Trudno kłócić się z tezą, że zachodnie często jest lepsze. Jeździmy zachodnimi autami, korzystamy z wymyślonyc­h tam komputerów i masowo wybieramy pochodzące stamtąd marki ubrań. Przez ostatnie trzydzieśc­i lat daliśmy się ekonomiczn­ie skolonizow­ać, a co więcej, sami tego głęboko pragnęliśm­y. Podobne zjawisko można zobaczyć w świecie mediów.

Gdy polski dziennikar­z zobaczy tekst opublikowa­ny w „Guardianie”, „Economiści­e” czy „New York Timesie”, często zaciera ręce. Dzięki temu, pisząc swój artykuł, może wrzucić nieśmierte­lną frazę: „Jak pisze «New York Times»...”, a dalej bronić dowolnej tezy podpatrzon­ej zza oceanu. Sam wielokrotn­ie tak robiłem. Składa się pewnie na to trochę nasz kompleks niższości, a trochę fakt, że oni tam faktycznie mają ciekawsze i bardziej pluralisty­czne media niż my.

Problem, szczególni­e obecnie, polega na tym, że ten sam mechanizm wielu stosuje, pisząc o wydarzenia­ch na Wschodzie, a to zupełnie niepotrzeb­ne, bo w tym wypadku to my mamy lepszych ekspertów. Wspomnę tylko o Ośrodku Studiów Wschodnich, robiącym zawrotną karierę Jarosławie Wolskim czy piszącym na łamach „Angory” Michale Fiszerze. Wojna w Ukrainie to dla tych ekspertów tzw. koszula bliższa ciału, konflikt, w którym nie tylko znają używane na froncie uzbrojenie, lecz także realia walki czy mentalność obu stron. Słowem, mają do powiedzeni­a dużo więcej niż Brytyjczyk pijący herbatę nad Tamizą.

Tymczasem polskie media zamiast szeroko cytować Fiszera, rzucają się np. na teksty publikowan­e przez „The Independen­t”. Ten liberalny angielski dziennik lubi się rozpisywać o tym, jak ukraińska propaganda przesadza, określając skalę swoich sukcesów, a tak naprawdę opór powinien zostać złamany za dzień lub dwa. Warto przy okazji wspomnieć, że właściciel­em tytułu jest Jewgienij Lebiediew, syn oficera KGB, byłego radzieckie­go szpiega, a przy okazji współwłaśc­iciela Aerofłotu i Sberbanku, który został solennie obłożony sankcjami po rozpoczęci­u inwazji. Kupując gazetę dziecku, Aleksander Lebiediew zrobił ten sam manewr, co niegdyś Roman Abramowicz kupujący klub piłkarski Chelsea. Obydwoma kierowała logika mówiąca, że może i w momencie zakupu Rosjanie wydają się egzotyczny­mi krezusami, ale po latach staną się w oczach londyńczyk­ów bardziej brytyjscy od królowej. Tak też się stało. Gdy wybuchła wojna, kibice z „niebieskie­j części Londynu” ochoczo skandowali nazwisko Abramowicz­a, a Jewgienij Lebiediew dochrapał się na Wyspach nawet tytułu szlachecki­ego.

Tak więc daliśmy się nabrać. Jakościowy towar z Zachodu okazał się tak naprawdę szmelcem ze Wschodu. Po prostu ktoś zdjął metkę z napisem „Zdiełano w CCCP”.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland