My z Mikołajowa(8)
Iurii Sorochuk – ukraiński przedsiębiorca, właściciel rybnego sklepu internetowego i studia fotograficznego. Córka Anna skończyła z wyróżnieniem CXIX LO im. Jacka Kuronia na Złotej 58 w Warszawie i studiuje w Polsce. Iurii mieszka w Mikołajowie, w okolicach Chersonia i Odessy. Specjalnie dla Tygodnika „Angora” zaczął prowadzić wojenny dziennik.
Sobota. W miarę spokojny dzień. Spotkałem znajomego z Mikołajowa, który jest dyrektorem naczelnym oddziału UkrPoczty w Mikołajowie. Okazało się, że również wraz z rodziną mieszka w Odessie. Pogadaliśmy o tym, że przebywamy teraz na obcym terytorium i obaj chcemy jak najszybciej wrócić do domu. Dzisiaj postanowiłem, że trzeba coś zmienić w swoim wyglądzie, bo nawet jeśli jest wojna, to trzeba jakoś wyglądać. Zgoliłem brodę i tym samym odmłodziłem się o 10 lat.
Niedziela. Spokojny dzień. Zaczęła się letnia pogoda, a z nią przyszły upały. Mieszkamy w Odessie, którą ludzie zawsze nazywali perłą nad morzem, ale teraz nie możemy się w tym morzu nawet wykąpać... To przykre. Jedyne, co możemy tu robić, to oddychać morskim powietrzem. Podobno pomaga na zdrowie, ale czy pomoże również na przygnębienie?
Poniedziałek. Dzisiaj prowadziłem grę „Mafia” dla przesiedleńców i pracowników centrum humanitarnego. Wszyscy byli zachwyceni, ja jednak żałuję, że zapomniałem zrobić zdjęcie całej grupie. Umówiliśmy się również na grę w przyszłym tygodniu, ale już za dobrowolną opłatę – kto ile może. Będę się uczył sprzedawać nie tylko ryby, lecz także swój czas.
Wtorek. Droga do Mikołajowa, wiozę ludzi. Przed wyjazdem wzbiera we mnie strach. W ciągu kilku ostatnich dni mocno bombardowali moje miasto, czy teraz będzie bezpiecznie? Jednak tym razem droga była w miarę spokojna. Oczywiście cały czas towarzyszył mi strach, czy wystarczy benzyny. W pewnym momencie porzuciłem myśl o szukaniu tańszej stacji benzynowej, zamknąłem oczy na cenę i zatankowałem po 80 hrywien za litr (ok. 12 zł). W Mikołajowie wiele optymistycznych opowieści – ludzie mówią, że orkom kończy się powoli broń. Wydawało mi się, że miasto trochę ożyło i ludzi na ulicach więcej. Może to zasługa ładnej pogody? Dowiedziałem się, że kilka dni temu bomba trafiła w miejsce, gdzie zawsze zostawialiśmy samochód, jak chodziliśmy z dziećmi na ryby. Wtedy też stał tam jakiś samochód, a w środku był człowiek. Nie przeżył. To przerażające.
Środa, czwartek. Nic szczególnego. Leniwe dni. Spacerujemy wokół hotelu. Jest upał. Nic się nie chce. To chyba dobrze.
Piątek. Byliśmy w centrum wolontariackim. My im pomagamy, a oni pomagają nam. Jak potrzebują coś przenieść, pomóc ogarnąć ludzi, przychodzimy z pomocą w zamian za jedzenie (dają mąkę, makaron, czasem gulasz, cukier). Tak teraz wygląda nasze życie.