Nożownik pod drzwiami
Urodził się w Nigerii. Chciał być lekarzem. Dorastał w kraju targanym zamachami stanu, niepokojami, terrorem. W 1997 roku w Polsce otrzymał status uchodźcy. Siedem lat później ożenił się z Polką – Moniką.
Jeszcze w Nigerii rozpoczął studia medyczne, jednak ich nie ukończył. W Polsce chciał kontynuować naukę, ale nie zrealizował tego postanowienia. Kiedy opuścił ośrodek dla uchodźców i osiadł w Warszawie, podobnie jak wielu jego rodaków mieszkających w Polsce zajął się handlem na nieistniejącym już Stadionie Dziesięciolecia. Interesy prowadzili tu głównie Azjaci, a dominowali Wietnamczycy. Z kolei wśród Afrykanów prym wiedli Nigeryjczycy. Tu też karierę rozpoczął Joshua Itoya. Miał stoisko z butami. Do pracy wychodził z domu zawsze około godz. 5, a wracał o 13. Szybko zintegrował się z niemałą społecznością pochodzącą z jego ojczyzny. Latem 2004 roku zatrudnił nawet młodego Nigeryjczyka i uczył go handlu. Był człowiekiem pracowitym i oszczędnym. W niedługim czasie poznał atrakcyjną Monikę i w 2004 roku wziął z nią ślub. Był dumny z tego, że tak szybko ułożył sobie życie w Polsce. Część zarobionych pieniędzy wysyłał rodzinie do Afryki. W okresie narzeczeństwa młoda para wynajmowała lokal przy ulicy Zwycięzców w stolicy. Jednak między nimi a właścicielem mieszkania dochodziło do konfliktów na tle rozliczeń za telefon. Po kilku awanturach wyprowadzili się i wynajęli lokum przy ulicy Brazylijskiej. Joshua był domatorem i w zasadzie życie dzielił między stadion a dom. Miał żelazną zasadę: nie pożyczał nikomu pieniędzy i sam ich nie pożyczał od innych.
Monika udzielała lekcji angielskiego. Już po zabójstwie przekazała policji informacje, że wiosną 2003 roku, kiedy jeszcze nie znała przyszłego partnera, Joshua miał jakiś spór z czarnoskórymi handlarzami stadionowymi. Miał też być w konflikcie z rosyjskojęzyczną kobietą sprzedającą na stadionie koszule. W czasie sprzeczki nazwała Itoyę „małpą”, a jej pijany mąż uderzył Nigeryjczyka w twarz. Interweniowała policja. Z jej ustaleń wynika, że w jego życiu wydarzył się jeszcze inny przykry incydent. Otóż w tamtym czasie podjęto śledztwo w sprawie gwałtu na Elżbiecie K. Wiele wskazywało, że sprawcami są uchodźcy z Afryki. Ustalono podejrzanego w tej sprawie, niejakiego Elisa U. Kiedy jednak został on zatrzymany przez policję, ofiara wycofała powiadomienie o przestępstwie. W lipcu 2004 roku w Galerii Centrum ta sama kobieta zaczepiła Itoyę. Twierdziła, że ją skrzywdził i zaraził jakąś chorobą. Zachowywała się histerycznie i mu groziła. Czy to zdarzenie, zupełnie niezrozumiałe dla Itoyi, miało jakikolwiek związek z jego zabójstwem, do którego doszło dwa miesiące później? Tego nie wiemy.
W poniedziałek 20 września 2004 roku Joshua wyszedł z mieszkania około godz. 5. Handel tego dnia szedł dość licho. Mężczyzna uciął sobie blisko godzinną rozmowę o piłce nożnej z innymi Nigeryjczykami. Po 19 pojawił się u teściów i za pośrednictwem komputera rozmawiał z bratem mieszkającym w Nigerii. Wieczorem, między godzinami 19.30 a 20.30, kiedy był jeszcze sam w domu, rozmawiał z jednym z kolegów przez telefon. Przesłuchiwany później przez policję mężczyzna twierdził, że Itoya zachowywał się normalnie, a w jego głosie nie wyczuwał zdenerwowania czy strachu.
W godzinach 21.30 – 21.45 małżonkowie byli już w mieszkaniu i wtedy ktoś zapukał do drzwi. Monika spoglądnęła przez wizjer. Na korytarzu nie zobaczyła nikogo. Po chwili ktoś zapukał ponownie. Znów podeszła do drzwi i sytuacja się powtórzyła. Zaniepokojona tym wszystkim poinformowała o dziwnej sytuacji męża. Gdy Itoya uchylił drzwi, Monika usłyszała głos dziewczyny, która powiedziała coś w rodzaju: „Miałam ci pokazać lub przynieść wcześniej...”. Dziewczyna mówiła czystą polszczyzną. Po chwili rozległ się huk. Joshua krzyknął i zaczął się z kimś szamotać. Monika pobiegła do przedpokoju i razem z mężem wypchnęli napastnika za drzwi. Kiedy zamknęła drzwi, zobaczyła, że Itoya zatacza się, a z lewej strony, na wysokości serca, tryska krew. Natychmiast wezwała pogotowie. Celne dwa ciosy nożem, zadane prosto w serce, spowodowały prawie natychmiastową śmierć. Jedyne, co o napastniku powiedziała śledczym Monika, to to, że był to biały mężczyzna, ubrany w ciemną kurtkę z kapturem. Z jej późniejszych zeznań wynikało, że Itoya nigdy nie informował jej o tym, że jest z kimś w konflikcie.
Policja nie ustaliła motywu tej zbrodni ani sprawcy. Jakiś czas po tej tragedii do Polski przyjechał brat ofiary Maxwell, aby pochować Itoyę zgodnie z rytuałem plemienia Edo, z którego pochodzili. Maxwell, niestety, podzielił los swego brata – został zastrzelony przez policjanta na Stadionie Dziesięciolecia.