SOS dla łosia
Telefon dzwoni najczęściej w nocy. Albo w czasie weekendu lub świąt. Po drugiej stronie zawsze poważny głos: policjanta, strażaka, strażnika miejskiego albo po prostu osoby, której los zwierząt nie jest obojętny. Wypadek, pożar, nagłe zdarzenie. Na miejsce wyrusza zespół Specjalistycznej Jednostki Ratownictwa Weterynaryjnego. W jego skład zawsze wchodzi ratownik medyczny i weterynaryjny, nierzadko lekarz weterynarii i inni wolontariusze. – Na miejscu możemy spodziewać się absolutnie wszystkiego – opowiada Hubert Tworkowski, nie tylko prezes SJRW, lecz także ratownik medyczny i weterynaryjny. – Na przykład... łosia, który niedawno wpadł pod samochód w centralnej Polsce. Ogromny zwierz przeżył, ale był połamany, miał liczne obrażenia wewnętrzne. Przybyli na miejsce strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej byli bezradni – łosia nie dało się nawet ściągnąć z maski rozbitego auta! Wolontariusze SJRW podjechali na miejsce wypadku półciężarówką, ale pojawił się problem, jak przenieść półtonowego olbrzyma na pakę. Na szczęście strażacy zorganizowali podnośnik i tak – wspólnymi siłami – łoś trafił na stół operacyjny. Poskładany, poszyty i połatany kilka miesięcy później wrócił do zdrowia, pełnej sprawności i... do lasu. Serce rosło, kiedy to majestatyczne, dwumetrowej wysokości zwierzę, które otarło się o śmierć, radośnie pognało przez łąkę aż do linii lasu (...).