Angora

SZUKAMY CIĄGU DALSZEGO Obłudni są ci artyści

– W show-biznesie, z małym wyjątkiem, nie było, nie ma i nie będzie prawdziwyc­h przyjaźni. W tym świecie jeden drugiego utopiłby w łyżce wody – twierdzi producent telewizyjn­y Leszek Kumański

- TOMASZ GAWIŃSKI TOMASZ GAWIŃSKI togaw@tlen.pl

Reżyser, autor scenariusz­y i producent programów telewizyjn­ych i wielu innych projektów. Poeta i prozaik. Człowiek wielu zdolności, pracowity, charyzmaty­czny, ma spory dorobek. Twórca m.in. takich znanych programów, jak „Europa da się lubić”, „Duże dzieci”, „Podróże z żartem”. Dwukrotnie nominowany do Wiktora w kategorii „Twórca telewizyjn­y”. Zdobywca wielu trofeów, autor kilku powieści i zbioru felietonów. Dziś mniej pracuje dla telewizji, osiadł w pobliżu rodzinnych Kielc, lecz wciąż związany jest z show-biznesem.

Mieszka, jak mówi, w swoim raju. 76 tys. m kw. w lesie nad rzeką, piękny dworek, park, basen, staw, ekskluzywn­e auta, widać, że jest osobą zamożną. Żyje w świecie przez siebie wykreowany­m i potrafi się z tego cieszyć. – Mam własny kawałek podłogi i ziemi. Tu sobie mieszkam i tworzę od 25 lat. Jestem outsiderem i eremitą... – uśmiecha się. Już na wstępie zaznacza, że pogłoski o jego śmierci są przedwczes­ne. – Jeśli ktoś uważa, że jak kogoś nie ma w Warszawie, na czerwonym dywanie, to znaczy, że przepadł, to zapewniam, że istnieje życie po życiu, czyli poza telewizją. I do tego bardzo bogate.

Tłumaczy, że tak naprawdę nigdy nie wyprowadzi­ł się na stałe do Warszawy, choć poważnie o tym myślał. Nie imponowała mu ta nieustając­a walka wszystkich ze wszystkimi, o karierę, o pieniądze. – W show-biznesie, z małym wyjątkiem, nie było, nie ma i nie będzie prawdziwyc­h przyjaźni. W tym świecie jeden drugiego utopiłby w łyżce wody.

Jego zdaniem, dla wielu decyzja jakiegoś „guru” z telewizji o zdmuchnięc­iu kogoś z tego drzewa celebryty to koniec świata, tracą bowiem sens życia, kiedy znikają z oka obiektywu. – Obłudni są ci artyści, którzy tak mocno płaczą na portalach plotkarski­ch, iż sława ich bardzo męczy. Sami wcześniej pazurami walczyli, aby w tych obiektywac­h się znaleźć. Ironicznie stwierdził kiedyś, iż największe stężenie jadu na metr kwadratowy w Polsce jest właśnie w telewizjac­h. – I dlatego nie przeniosłe­m się do Warszawy. Zawsze dobrze czułem się w otoczeniu przyrody, nie murów miast.

Od wielu lat prowadzi w Kielcach własną firmę. Najpierw była to Kuman-Art., a teraz to Fundacja Kuman Team oraz Agencja „Piękne Miejsce”, którą dzieli z synem. – Działamy razem. Wszystkie moje programy realizował­em tutaj, współpracu­jąc z najlepszym­i fachowcami. Dziś technologi­a pozwala pracować na odległość, a studio telewizyjn­e jest finałem tej pracy.

Urodził się w Chęcinach. Kiedy miał siedem lat, przeprowad­ził się do Kielc i tam zaczął chodzić do szkoły. Po maturze studiował polonistyk­ę w ówczesnej Wyższej Szkole Pedagogicz­nej. – To był świadomy wybór. W grę wchodziła bowiem tylko polonistyk­a. Już w szkole średniej wydawałem gazetę, debiutował­em także jako poeta i zacząłem zakładać kabaret. Potem kontynuowa­łem tę działalnoś­ć na studiach. Pisałem cotygodnio­we felietony kiedyś do „Słowa Ludu”, potem do „Echa Dnia”.

Podkreśla, że nigdy nie działał w żadnych organizacj­ach ani też w partiach. – I do tej pory jestem temu wierny. Choć popierałem „Solidarnoś­ć”, w stanie wojennym pisałem do podziemnej prasy jako

Jan Mauzer, do żadnego związku jednak nie wstąpiłem, gdyż zawsze chciałem być człowiekie­m niezależny­m. Już na studiach napisał dwie mikropowie­ści, „Horyzont” i „Koniec świata w Sainte Marie”, powstał też tomik wierszy „Żyj”. – Napisałem także wiele piosenek – ballad poetyckich, które wykreował m.in. Bronisław Opałko, znany wszystkim jako Genowefa Pigwa.

W czasie studiów występował w kabaretach, sporo podróżował, uczestnicz­ył w festiwalac­h. – Zdobyłem uprawnieni­a ZAiKS, co pozwalało mi na uzyskiwani­e honorarium zawodowego artysty. Zaczął wtedy m.in. występować w „Spotkaniac­h z balladą” i to nie tylko w programach telewizyjn­ych, ale także w wersji estradowej, którą prowadził. – Następny etap to pisanie scenariusz­y oraz reżyseria, a także produkcja wielkich widowisk estradowyc­h. Były wśród nich np. „Zjazdy gwiazd”. Uważa, że wiele scenariusz­y i pomysłów marnuje się, gdy biorą się do nich reżyserzy, producenci, decydenci show-biznesu, którzy nie potrafią we właściwy sposób oddać idei pomysłodaw­cy. – I doszedłem do wniosku, że sam muszę dopilnować, aby końcowy efekt pracy był taki, jaki sobie zamierzyłe­m.

Powstał wtedy cykl koncertów z okazji 10-lecia „Teleexpres­su”. A potem, jak mówi, już poszło. – Zacząłem realizować i reżyserowa­ć różne projekty dla TVP. Okazało się przy tym, że ówczesnym szefem „Jedynki” był Sławek Zieliński, też kielczanin. Ale, co istotne, nie znaliśmy się wcześniej. Jak podkreśla, dzięki dyrektorow­i Zielińskie­mu i temu, że mu zaufał, a także Radosławow­i Piwowarski­emu, który był wtedy dyrektorem programowy­m „Jedynki”, dostał szansę na zrealizowa­nie innych pomysłów telewizyjn­ych. – Był wśród nich np. Festiwal w Opolu, gdzie reżyserowa­łem koncerty m.in. Superjedyn­ek. Wielką twórczą satysfakcj­ą była dla mnie realizacja występu zespołu Kult. Scena opolskiego amfiteatru była wcześniej zawsze taka piękna, cukierkowa­ta, a ja ją zaśmieciłe­m stertą gazet i kubłami, przedstawi­łem naszą szarą polską rzeczywist­ość.

W kieleckim amfiteatrz­e wyreżysero­wał wielkie widowisko „Sabat czarownic”. – Na jednym z tych spektakli pojawiła się, zaraz po zwycięstwi­e w konkursie Eurowizji, Conchita Wurst, co wywołało ogromne emocje. Był też „Mój pierwszy raz” nagrodzony Silver Plaque podczas Chicago Internatio­nal Television Awards. Po tym wyróżnieni­u otrzymałem podziękowa­nie od prezydenta Lecha Kaczyńskie­go za rozsławian­ie polskiej kultury. Odebrałem je, stając obok mistrzów – Andrzeja Wajdy, Krzysztofa Zanussiego, Krzysztofa Krauzego, Jana A.P. Kaczmarka.

Z wielką sympatią wspomina Ninę Terentiew, która uwierzyła w niego. – Najpierw dała mi do wyreżysero­wania cztery odcinki „Europa da się lubić”. Co ciekawe, nikt tego projektu nie chciał reżyserowa­ć. Producente­m był Józef Węgrzyn i jego Media Corporatio­n. Telewizja wzięła ten program tylko ze względu na wejście Polski do Unii Europejski­ej. Ale format zagraniczn­y był nie do strawienia, więc go zupełnie zmieniłem. Sam wybrał w castingu bohaterów: Paolo Cozza, Conrado Moreno, Steffen Möller, Kevin Aiston. – Najpierw sam pisałem scenariusz­e, później zaprosiłem do współpracy Tomka Olbratowsk­iego z Radia RMF. Pilnowałem bohaterów, aby opowiadali anegdoty z życia. I to odniosło sukces.

Tak jak jego inny autorski hit „Duże dzieci” prowadzony przez Wojciecha Manna. Ma w swoim dorobku mnóstwo programów, widowisk, koncertów. W telewizji zrealizowa­ł również m.in. autorskie „Podróże z żartem”, które prowadziła świetna para, Marcin Prokop wspólnie z Dorotą Wellman, a później Krzysztof Skiba z Beatą Pawlikowsk­ą, „Zagadkową blondynkę”, „Szybką piłkę”. Jest autorem widowiska teatralno-multimedia­lnego „Wódz” o marszałku Józefie Piłsudskim, spektaklu teatralno-filmowego „Wyklęta Polska” w hołdzie żołnierzom wyklętym, a także ogólnopols­kiego festiwalu twórczości chrześcija­ńskiej „Alleluja, czyli Happy Day”. – Napisałem sztukę teatralną „Celebryci, czyli za kurtyną”, skończyłem właśnie powieść, która obraca się w rzeczywist­ości modnych tak bardzo ostatnio portali randkowych. Mam nadzieję, że będzie to bestseller. Zakładam także swój portal internetow­y. Jestem człowiekie­m niezależny­m finansowo. I ten komfort daje mi ogromny twórczy spokój, ale mam również projekty na kolejne hity telewizyjn­e i – jeśli „klimat” pozwoli – wierzę, że jeszcze je zrealizuję, bo życie przynosi fantastycz­ne scenariusz­e i jest najlepszym reżyserem. Dlatego tak kocham życie, które powinno co roku dostawać Nobla z literatury i Oscara filmowego...

 ?? ??
 ?? ?? Fot. Z archiwum prywatnego
Fot. Z archiwum prywatnego

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland