SZUKAMY CIĄGU DALSZEGO Obłudni są ci artyści
– W show-biznesie, z małym wyjątkiem, nie było, nie ma i nie będzie prawdziwych przyjaźni. W tym świecie jeden drugiego utopiłby w łyżce wody – twierdzi producent telewizyjny Leszek Kumański
Reżyser, autor scenariuszy i producent programów telewizyjnych i wielu innych projektów. Poeta i prozaik. Człowiek wielu zdolności, pracowity, charyzmatyczny, ma spory dorobek. Twórca m.in. takich znanych programów, jak „Europa da się lubić”, „Duże dzieci”, „Podróże z żartem”. Dwukrotnie nominowany do Wiktora w kategorii „Twórca telewizyjny”. Zdobywca wielu trofeów, autor kilku powieści i zbioru felietonów. Dziś mniej pracuje dla telewizji, osiadł w pobliżu rodzinnych Kielc, lecz wciąż związany jest z show-biznesem.
Mieszka, jak mówi, w swoim raju. 76 tys. m kw. w lesie nad rzeką, piękny dworek, park, basen, staw, ekskluzywne auta, widać, że jest osobą zamożną. Żyje w świecie przez siebie wykreowanym i potrafi się z tego cieszyć. – Mam własny kawałek podłogi i ziemi. Tu sobie mieszkam i tworzę od 25 lat. Jestem outsiderem i eremitą... – uśmiecha się. Już na wstępie zaznacza, że pogłoski o jego śmierci są przedwczesne. – Jeśli ktoś uważa, że jak kogoś nie ma w Warszawie, na czerwonym dywanie, to znaczy, że przepadł, to zapewniam, że istnieje życie po życiu, czyli poza telewizją. I do tego bardzo bogate.
Tłumaczy, że tak naprawdę nigdy nie wyprowadził się na stałe do Warszawy, choć poważnie o tym myślał. Nie imponowała mu ta nieustająca walka wszystkich ze wszystkimi, o karierę, o pieniądze. – W show-biznesie, z małym wyjątkiem, nie było, nie ma i nie będzie prawdziwych przyjaźni. W tym świecie jeden drugiego utopiłby w łyżce wody.
Jego zdaniem, dla wielu decyzja jakiegoś „guru” z telewizji o zdmuchnięciu kogoś z tego drzewa celebryty to koniec świata, tracą bowiem sens życia, kiedy znikają z oka obiektywu. – Obłudni są ci artyści, którzy tak mocno płaczą na portalach plotkarskich, iż sława ich bardzo męczy. Sami wcześniej pazurami walczyli, aby w tych obiektywach się znaleźć. Ironicznie stwierdził kiedyś, iż największe stężenie jadu na metr kwadratowy w Polsce jest właśnie w telewizjach. – I dlatego nie przeniosłem się do Warszawy. Zawsze dobrze czułem się w otoczeniu przyrody, nie murów miast.
Od wielu lat prowadzi w Kielcach własną firmę. Najpierw była to Kuman-Art., a teraz to Fundacja Kuman Team oraz Agencja „Piękne Miejsce”, którą dzieli z synem. – Działamy razem. Wszystkie moje programy realizowałem tutaj, współpracując z najlepszymi fachowcami. Dziś technologia pozwala pracować na odległość, a studio telewizyjne jest finałem tej pracy.
Urodził się w Chęcinach. Kiedy miał siedem lat, przeprowadził się do Kielc i tam zaczął chodzić do szkoły. Po maturze studiował polonistykę w ówczesnej Wyższej Szkole Pedagogicznej. – To był świadomy wybór. W grę wchodziła bowiem tylko polonistyka. Już w szkole średniej wydawałem gazetę, debiutowałem także jako poeta i zacząłem zakładać kabaret. Potem kontynuowałem tę działalność na studiach. Pisałem cotygodniowe felietony kiedyś do „Słowa Ludu”, potem do „Echa Dnia”.
Podkreśla, że nigdy nie działał w żadnych organizacjach ani też w partiach. – I do tej pory jestem temu wierny. Choć popierałem „Solidarność”, w stanie wojennym pisałem do podziemnej prasy jako
Jan Mauzer, do żadnego związku jednak nie wstąpiłem, gdyż zawsze chciałem być człowiekiem niezależnym. Już na studiach napisał dwie mikropowieści, „Horyzont” i „Koniec świata w Sainte Marie”, powstał też tomik wierszy „Żyj”. – Napisałem także wiele piosenek – ballad poetyckich, które wykreował m.in. Bronisław Opałko, znany wszystkim jako Genowefa Pigwa.
W czasie studiów występował w kabaretach, sporo podróżował, uczestniczył w festiwalach. – Zdobyłem uprawnienia ZAiKS, co pozwalało mi na uzyskiwanie honorarium zawodowego artysty. Zaczął wtedy m.in. występować w „Spotkaniach z balladą” i to nie tylko w programach telewizyjnych, ale także w wersji estradowej, którą prowadził. – Następny etap to pisanie scenariuszy oraz reżyseria, a także produkcja wielkich widowisk estradowych. Były wśród nich np. „Zjazdy gwiazd”. Uważa, że wiele scenariuszy i pomysłów marnuje się, gdy biorą się do nich reżyserzy, producenci, decydenci show-biznesu, którzy nie potrafią we właściwy sposób oddać idei pomysłodawcy. – I doszedłem do wniosku, że sam muszę dopilnować, aby końcowy efekt pracy był taki, jaki sobie zamierzyłem.
Powstał wtedy cykl koncertów z okazji 10-lecia „Teleexpressu”. A potem, jak mówi, już poszło. – Zacząłem realizować i reżyserować różne projekty dla TVP. Okazało się przy tym, że ówczesnym szefem „Jedynki” był Sławek Zieliński, też kielczanin. Ale, co istotne, nie znaliśmy się wcześniej. Jak podkreśla, dzięki dyrektorowi Zielińskiemu i temu, że mu zaufał, a także Radosławowi Piwowarskiemu, który był wtedy dyrektorem programowym „Jedynki”, dostał szansę na zrealizowanie innych pomysłów telewizyjnych. – Był wśród nich np. Festiwal w Opolu, gdzie reżyserowałem koncerty m.in. Superjedynek. Wielką twórczą satysfakcją była dla mnie realizacja występu zespołu Kult. Scena opolskiego amfiteatru była wcześniej zawsze taka piękna, cukierkowata, a ja ją zaśmieciłem stertą gazet i kubłami, przedstawiłem naszą szarą polską rzeczywistość.
W kieleckim amfiteatrze wyreżyserował wielkie widowisko „Sabat czarownic”. – Na jednym z tych spektakli pojawiła się, zaraz po zwycięstwie w konkursie Eurowizji, Conchita Wurst, co wywołało ogromne emocje. Był też „Mój pierwszy raz” nagrodzony Silver Plaque podczas Chicago International Television Awards. Po tym wyróżnieniu otrzymałem podziękowanie od prezydenta Lecha Kaczyńskiego za rozsławianie polskiej kultury. Odebrałem je, stając obok mistrzów – Andrzeja Wajdy, Krzysztofa Zanussiego, Krzysztofa Krauzego, Jana A.P. Kaczmarka.
Z wielką sympatią wspomina Ninę Terentiew, która uwierzyła w niego. – Najpierw dała mi do wyreżyserowania cztery odcinki „Europa da się lubić”. Co ciekawe, nikt tego projektu nie chciał reżyserować. Producentem był Józef Węgrzyn i jego Media Corporation. Telewizja wzięła ten program tylko ze względu na wejście Polski do Unii Europejskiej. Ale format zagraniczny był nie do strawienia, więc go zupełnie zmieniłem. Sam wybrał w castingu bohaterów: Paolo Cozza, Conrado Moreno, Steffen Möller, Kevin Aiston. – Najpierw sam pisałem scenariusze, później zaprosiłem do współpracy Tomka Olbratowskiego z Radia RMF. Pilnowałem bohaterów, aby opowiadali anegdoty z życia. I to odniosło sukces.
Tak jak jego inny autorski hit „Duże dzieci” prowadzony przez Wojciecha Manna. Ma w swoim dorobku mnóstwo programów, widowisk, koncertów. W telewizji zrealizował również m.in. autorskie „Podróże z żartem”, które prowadziła świetna para, Marcin Prokop wspólnie z Dorotą Wellman, a później Krzysztof Skiba z Beatą Pawlikowską, „Zagadkową blondynkę”, „Szybką piłkę”. Jest autorem widowiska teatralno-multimedialnego „Wódz” o marszałku Józefie Piłsudskim, spektaklu teatralno-filmowego „Wyklęta Polska” w hołdzie żołnierzom wyklętym, a także ogólnopolskiego festiwalu twórczości chrześcijańskiej „Alleluja, czyli Happy Day”. – Napisałem sztukę teatralną „Celebryci, czyli za kurtyną”, skończyłem właśnie powieść, która obraca się w rzeczywistości modnych tak bardzo ostatnio portali randkowych. Mam nadzieję, że będzie to bestseller. Zakładam także swój portal internetowy. Jestem człowiekiem niezależnym finansowo. I ten komfort daje mi ogromny twórczy spokój, ale mam również projekty na kolejne hity telewizyjne i – jeśli „klimat” pozwoli – wierzę, że jeszcze je zrealizuję, bo życie przynosi fantastyczne scenariusze i jest najlepszym reżyserem. Dlatego tak kocham życie, które powinno co roku dostawać Nobla z literatury i Oscara filmowego...