Obrona terytorialna – ważna inaczej
Po początkowych zachwytach nad sukcesami Wojsk Obrony Terytorialnej w Ukrainie nadszedł czas, kiedy dalsze doświadczenia pokazały rzeczywiste możliwości tych wojsk. Z jednej strony miałem wcześniej rację, że WOT nie może zastąpić wojsk regularnych na linii frontu. Z drugiej jednak, nienowoczesny model wojny narzucony przez Rosję pokazuje, że nie doceniłem roli, jaką WOT spełnia, choć w zupełnie innym obszarze. Okazuje się, że najbardziej efektywny jest WOT wtedy, jeśli używa się go zgodnie z przeznaczeniem oraz jako zasób rezerw dla wojsk operacyjnych.
Początkowy okres wojny w Ukrainie charakteryzował spory chaos. Przez pierwsze pięć dni, nim ukraińskie wojska się zorganizowały i złapały właściwy rytm, rosyjskie pancerno-zmechanizowane zagony wtargnęły na spore połacie terenu, czasem posuwając się po 50 km dziennie. Jednak Rosjanie dostali zawrotu głowy od sukcesów. Nie zdołali na przykład zorganizować skutecznego dopływu zaopatrzenia. Rosyjskie wojska utknęły jak wieloryb wyrzucony na plażę.
W tym momencie do walki z tymi wojskami rzucono wszelkie dostępne środki. Komandosi przenikali na tyły wroga i urządzali zasadzki na kolumny wojsk oraz na konwoje z zaopatrzeniem. Ich zadanie było o tyle łatwiejsze, że wąskie korytarze, jakimi posuwały się rosyjskie wojska, były łatwe do penetracji – ich szerokość była niewielka. Dlatego ukraińskie grupy specjalne były w stanie organizować efektywne zasadzki i wypady.
Pierwszy tydzień wojny był dla Ukrainy najtrudniejszy. Potrzebne było podniesienie ludzi na duchu, danie wiary w możliwość przetrwania państwa. Działaniem „ku pokrzepieniu serc” było m.in. przypisanie sukcesów sił specjalnych operujących na tyłach wroga jednostkom obrony terytorialnej. Pojawiły się nawet filmiki z rzekomych akcji WOT, które dla ludzi, którzy byli w strefie działań wojennych, mocno trąciły myszką. Inscenizacja była aż nadto widoczna, ale całość spełniła swoje zadanie: ludzie uwierzyli, że to właśnie oni, obywatele Ukrainy, mogą obronić swój kraj. Bo WOT to właśnie takie obywatelskie wojsko.
Tymczasem ukraińskie Wojska OT faktycznie rzucono do walki, choć początkowo wyłącznie w rejonach, z których one pochodziły. Służyła w tych wojskach spora grupa weteranów tzw. ATO – operacji antyterrorystycznej, czyli działań bojowych prowadzonych z większą lub mniejszą intensywnością na granicach z Ługańską i Doniecką Republiką Ludową. Mając już nie tylko całkiem solidne przygotowanie wojskowe, ale też wojenne doświadczenie, weterani ATO nadawali ton działaniom tych brygad OT, które trafiły na front łatać pojawiające się dziury. Szybko jednak wyszły poważne braki tych formacji w roli oddziałów pierwszoliniowych – przede wszystkim nie miały one artylerii. Ich wsparcie ogniowe było stosunkowo mizerne, bowiem nie do tego były one przeznaczone. Ostrzeliwane przez rosyjską artylerię formacje OT nie miały czym odpowiedzieć.
Prawdziwy kryzys z formacjami OT zaczął się jednak w Donbasie. Bitwa o Kijów skończyła się pod koniec marca wycofaniem wojsk rosyjskich. W ostatnim tygodniu kwietnia zaczęła się bitwa o Donbas, gdzie Rosjanie skoncentrowali większość swoich sił. Jednocześnie też wiele poprawili w swoich działaniach.
Teraz mieli na zapleczu wiele dróg zaopatrzenia oraz linię kolejową do Kupiańska na północy czy sieć kolei od Wołnowachy przez Donieck i Ługańsk na wschodzie i południowym wschodzie. Zaopatrzenie dla rosyjskich wojsk napływa teraz dość regularnie, choć pewnymi falami – Rosjanie raz działania intensyfikują, a raz pauzują, czekając na uzupełnienie zapasów. Ciężko jest teraz organizować zasadzki na szlaki zaopatrzenia, choć na południu, w rejonie Melitopola i Biedrańska, działa ukraińska partyzantka wspierana przez siły specjalne. Okresowo udaje im się zniszczyć fragment linii kolejowej z Doniecka do Dżankoju na Krymie albo zlikwidować kolumnę ciężarówek.
Skąd się ta partyzantka wzięła? I tu dochodzimy do pewnej ciekawostki dotyczącej ukraińskich Wojsk OT, ale o tym za chwilę. W każdym razie skończyły się opowieści o Wojskach OT organizujących skuteczne zasadzki na rosyjskie wojska.
Zamiast tego do linii rzucono brygady OT ściągnięte z innych rejonów Ukrainy. Część brygad walczy w swoich obwodach, jak 113. Charkowska Brygada OT na północ od Charkowa, 111. Ługańska Brygada OT w rejonie Lisiczańska, 110. Zaporoska Brygada OT trzymająca obronę pod Hulajpołem, ale już 118. Czerkaska Brygada OT walcząca po północno-wschodniej stronie Popasnej, podobnie jak 101. Zakarpacka Brygada OT z Użhorodu rzucona do walki w Donbasie, znajdują się poza macierzystymi obwodami. Przez moment było to niezgodne z ukraińskim prawem, które mówiło, że Wojsk OT używa się w macierzystych obwodach, ale prawo to zmieniono, by praktykę ściągania Wojsk OT w rejony walk prawnie usankcjonować.
Wojska OT, których jednym z atutów miała być znajomość własnego terenu (jesteśmy stąd), teraz ten atut traciły, ale wyszła na jaw gorsza sprawa. Okazało się, że w większości brygad z zachodu było o wiele mniej weteranów ATO i natychmiast okazało się, że brygady te są o wiele gorzej wyszkolone od tych ze wschodu Ukrainy, które siłą rzeczy rekrutowały ludzi z rejonów, które o walki się już otarły. Brygady OT w Ukrainie powstały w styczniu 2022 r. na bazie samodzielnych dotąd batalionów, które były taką obywatelską milicją, a dopiero z początkiem 2022 r. uczyniono z nich część Sił Zbrojnych Ukrainy jako zorganizowana rezerwa. Wyszło też na jaw, że żołnierze brygad przerzuconych z zachodu skarżyli się, iż rzucono ich do walki na froncie, choć mieli oni pełnić służbę patrolową i wartowniczą w swoich obwodach. Po styczniu 2022 r., kiedy służba w OT zwalnia od powołania do służby wojskowej (bo przecież już się służy w wojsku), to część ochotników specjalnie wstąpiła do OT we Lwowie, na Wołyniu czy w Równem, by ich nie wysłano na front.
O wiele przyjemniej bowiem stać na „blokpoście” gdzieś w rejonie Łucka, niż znosić ciężki ostrzał artyleryjski w okopie pod Iziumem.
W związku z owymi niedociągnięciami i brakami 15 maja prezydent Zełenski zdjął ze stanowiska dotychczasowego dowódcę Wojsk OT gen. bryg. Jurija Gałuszkina i zastąpił go gen. bryg. Igorem Tancjurą.
Wojska OT okazały się niezwykle przydatne w trzech głównych obszarach. Przede wszystkim ukraińskie szlaki zaopatrzenia wojsk, mosty, składy materiałów wojennych, kluczowe zakłady przemysłowe, lotniska, dworce kolejowe, węzły łączności i inne podobne instalacje zostały efektywnie zabezpieczone przed dywersją i atakami sabotażystów. W tej roli, do jakiej Wojska OT zostały powołane, spisują się doskonale. Drugim ważnym zadaniem jest zapewnienie wsparcia humanitarnego ludności w rejonach przyfrontowych, tam gdzie cywilne służby nie są w stanie dostarczyć kluczowego zaopatrzenia dla cywilów czy przeprowadzić ich ewakuacji.
Ale doszły też dwa całkiem nowe zadania, których – muszę przyznać – zdecydowanie nie doceniłem. Wojska OT stały się wielką wylęgarnią żołnierzy, zasobem, z którego wojska operacyjne mogą czerpać i uzupełniać własne stany osobowe. W przedłużającym się konflikcie zbrojnym okazało się to bardzo ważne. W OT ochotnicy otrzymują podstawowe przeszkolenie wojskowe, a następnie nabierają doświadczenia w codziennej służbie.
Najciekawszą zaś cechą ukraińskich Wojsk OT było to, że poza brygadami swoistego pospolitego ruszenia w każdym obwodzie formowano też niezależny, samodzielny batalion. Do niego trafiają sportowcy, weterani sił specjalnych i wojsk desantowych, ale też zaprawieni w ulicznych burdach „kibole”, mający wolę bronić rodzinnego kraju. Bataliony te szkoli się w specjalny sposób. Mają one tworzyć zalążki jednostek partyzanckich, gdyby przez dany rejon przetoczyła się wroga ofensywa. Brygada OT wycofuje się, ale samodzielny batalion OT zostaje i przechodzi do konspiracji. Na tej zasadzie działa właśnie partyzantka na południu, przy wydatnym wsparciu ze strony własnych sił specjalnych. Mają one pochowane, zakonspirowane magazyny z materiałami wybuchowymi i amunicją, o co zadbano już przed wojną. Może warto i u nas o czymś takim pomyśleć?
Warto w ogóle rzetelnie przyjrzeć się działaniom Wojsk OT. Okazuje się, że samodzielnie nie są one w stanie trzymać linii frontu, ale można je rzucać do osłony nieaktywnych kierunków – rejonów leśnych, bagnistych, z małą siecią dróg, gdzie nieprzyjacielskie natarcie jest mało prawdopodobne, ale przenikanie grup specjalnych – jak najbardziej.